KRZYSZTOF OSUCH SJ
Nauka Jezusa jest rzeczywistością niebywale człowiekowi bliską, a zarazem niesłychanie wzniosłą. Nie może być inna, skoro objawia Przedwiecznego Boga. Nauka Jezusa nie może jawić się inną, skoro nas „uwięzionych” w przemijalnej doczesności, z taką determinacją prowadzi aż do życia wiecznego.
Oczywiste jest i to, że Jezusowego nauczania nie da się sprowadzić do paru banalnych stwierdzeń czy naprędce skleconych zdań. Gruba księga Katechizmu Kościoła Katolickiego (redagowanego na różnych etapach przez kilka tysięcy ludzi) daje nam przeczucie tego, z jaką to wielkością mamy do czynienia w Osobie Jezusa i w Jego Dobrej Nowinie. Struktura Katechizmu unaocznia to, że Jezusowa Ewangelia i Boże Objawienie to pewien zwarty „system” prawd. Dziś należy mocno podkreślać, że w tych prawdach nie wolno przebierać jak w przysłowiowych ulęgałkach. Nie wolno wybredzać i grymasić. Nie wypada mówić, że ta prawda mi się podoba, a ta już nie, bo coś tam…
Powagę Osoby Jezusa i Jego świętej Nauki przeczuwamy także wtedy, gdy wchodzimy na drogę Ćwiczeń duchownych św. Ignacego Loyoli. W tak zwanych czterech tygodniach rekolekcji ignacjańskich poświęcamy w sumie ponad 40 dni na „wewnętrzne poznanie” Jezusa i zawierzenie Jego Dobrej Nowinie.
Nasz zwyczajny sposób napełniania się bogactwami, ukrytymi w Jezusie i Jego Ewangelii, to niedzielna liturgia. Słowo Boże, słuchane i rozważane, stawia przed nami zwykle jakiś (zda się) niewielki wycinek z majestatycznej „symfonii wiary” (Jan Paweł II). Praktycznie znaczy to, że próbujemy zrozumieć i przyswoić sobie choć kilka zdań z Ewangelii…
Dzisiaj zatrzymajmy się nieco przy paru szokujących zdaniach. Oto one:
Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode Mnie. Ale czci Mnie na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi. Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji.
Słowa te, ostre „jak miecz obosieczny” (por. Hbr 4, 12), zostały wypowiedziane w sytuacji, która zdarzała się niejednokrotnie. Jezus i Jego uczniowie zostali słownie zaatakowani. Poszło o rytualną i zewnętrzną czystość rąk i naczyń. Św. Marek tak to opisuje.
Zebrali się u Jezusa faryzeusze i kilku uczonych w Piśmie, którzy przybyli z Jerozolimy. I zauważyli, że niektórzy z Jego uczniów brali posiłek nieczystymi, to znaczy nie umytymi rękami. Faryzeusze bowiem i w ogóle Żydzi, trzymając się tradycji starszych, nie jedzą, jeśli sobie rąk nie obmyją, rozluźniając pięść. I gdy wrócą z rynku, nie jedzą, dopóki się nie obmyją. Jest jeszcze wiele innych zwyczajów, które przejęli i których przestrzegają, jak obmywanie kubków, dzbanków, naczyń miedzianych.
Zapytali Go więc faryzeusze i uczeni w Piśmie: „Dlaczego twoi uczniowie nie postępują według tradycji starszych, lecz jedzą nieczystymi rękami?”
Odpowiedział im: „Słusznie prorok Izajasz powiedział o was, obłudnikach, jak jest napisane: «Ten lud czci mnie wargami, lecz sercem swym daleko jest ode mnie. Ale czci na próżno, ucząc zasad podanych przez ludzi». Uchyliliście przykazanie Boże, a trzymacie się ludzkiej tradycji”.
Potem przywołał znowu tłum do siebie i rzekł do niego: „Słuchajcie mnie wszyscy i zrozumiejcie. Nic nie wchodzi z zewnątrz w człowieka, co mogłoby uczynić go nieczystym; lecz co wychodzi z człowieka, to czyni człowieka nieczystym. Z wnętrza bowiem, z serca ludzkiego pochodzą złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha, głupota. Wszystko to zło z wnętrza pochodzi i czyni człowieka nieczystym” (Mk 7,1-8.14-15.21-23).
Faryzeusze i uczeni w Piśmie z nieskrywaną satysfakcją przyuważyli Mistrza i Jego uczniów – jak im się mylnie zdawało – na poważnym występku. Mówiąc kolokwialnie, nie dorastali Jezusowi do pięt, ale chcieli „się wyprofilować” (jak mawia się w niektórych językach). Chcieli zaistnieć jako znakomici i doskonali czciciele Boga, podczas gdy tak naprawdę przestali oddawać Bogu cześć „w Duchu i prawdzie” (por. J 4, 23 n). Klepiąc religijnie brzmiące teksty i wykonując rytualne gesty, jakoś tam podłączone pod religię, sercem swoim (a także zapewne rozproszonym umysłem) byli daleko od Boga Żywego! Owszem, widzieli w czynach i słowach Jezusa jakieś wielkie Novum, jednak nie mieli do niego przystępu. Nie pojmowali Objawienia dziejącego się w Jezusie. Zaczęli więc, pysznie i głupio, atakować i kąsać. W późniejszym czasie posuną się do skazania Jezusa na śmierć na krzyżu. Teraz ograniczają się do wykazywania Mu błędów i udowadniania swojej (rzekomej i urojonej) wyższości, wywiedzionej czy zbudowanej na skrupulatnym zachowywaniu kilku czy kilkuset „zasad wymyślonych i podanych przez ludzi”. Jezus nazwał te wszystkie namnożone zasady i prawa „ludzką tradycją”, która fatalnie posłużyła im do uchylania istotnych i najważniejszych Bożych przykazań!
Przypatrując się scenie opisanej przez św. Marka i uważnie wsłuchując się w padające słowa, czujemy powagę sytuacji. Może też (już) przeczuwamy, że z nami bywało (przynajmniej czasem) bardzo podobnie.
Niestety, i wtedy, i dzisiaj (choć na sposób różniący się) Bóg zostaje skazany na zmarginalizowanie! To ludzka pycha ma się rozrastać niebotycznie (a dokładniej mówiąc „piekło-tycznie”). Skrajny egoizm, indywidualizm i egocentryzm są „zapodawane” jako w pełni uprawnione i jedynie słuszne. Dzisiaj ludziom wmawia się, że z Panem Bogiem i z Prawem przez Niego nadanym można postąpić jakkolwiek, dowolnie, według impulsów i upodobań płynących z otchłani nieczystego serca. A zatrważającą skalę zjawiska wyznacza zapatrzona w siebie cywilizacja i na potęgę laicyzująca się kultura. Ludziom się wmawia, że można bezkarnie stanowić niecne prawa, kpiące w żywe oczy z Woli i Mądrości Stwórcy.
Czy w tej sytuacji nie nasuwa się dramatyczne pytanie: w jakich proporcjach pozostaną na ziemi bezbożni i sprawiedliwi? I czy tym ostatnim pozostanie jedynie modlitwa, pełna niepokoju i trwogi: Gdy walą się fundamenty, cóż może zdziałać sprawiedliwy? (Ps 11, 3).
Myślę, że wątku nie trzeba rozwijać. To już wszyscy wiedzą, że ludzie bezbożnie „zaprogramowani” z niebywałą lekkomyślnością biorą sobie na sumienia złe prawa i działania: zabijanie milionów dzieci nienarodzonych (czy wręcz już rodzących się, jak w USA!), systematyczne niszczenie małżeństwa i rodziny, manipulowanie początkiem życia człowieka i jego końcem. A nie jest to wszystko.
Bóg stwarzając Ziemię we Wszechświecie i człowieka na ziemi, podjął wielce ryzykowną grę. Gra ta – ze strony Boga – jest nieskalanie „czysta”! Czysta, bo pełna Boskiej Miłości. Bóg wszystko stwarza z Miłości i dla „usłyszenia” miłosnej odpowiedzi. To znaczy dla Przymierza, dla przebóstwiającego nas zjednoczenia z Nim. W końcu i od początku „wszystko – jak powiedziałby św. o. Pio – jest grą miłości”.
Inaczej rzecz się od naszej ludzkiej strony. Wielu gra nieczysto. Niektórzy grają radykalnie nieczysto, to znaczy nie liczą się ze Stwórcą; są Bogu otwarcie i bezczelnie przeciwni. Znajdują demoniczne upodobanie w ironii, w profanacji świętości, w nienawiści, w pogardzie i zabijaniu. Tacy nie chcą mówić o żadnej religii. Albo i owszem, ale jest to szatańska religia, czyli rodzaj więzi z Lucyferem i mroczny kult jemu oddawany.
Powiedziałem „wielu gra nieczysto”, czyli przeciw Bogu i bez Boskiej miłości przyjętej w przepastne głębie serc. A jak jest z nami? Z nami, którzy – jak widać – gotowi jesteśmy czynić tak wiele dla dobrej relacji z Bogiem, z bliźnimi, z samymi sobą i ze światem stworzeń?
Nie pora podejmować dłuższe rozważanie, pogłębiające wgląd w to, co Jezus zarzucił faryzeuszom i uczonym w Piśmie. Z nutą wielkiej nadziei powiem jeszcze tylko to, że jesteśmy na Rekolekcjach Ignacjańskich właśnie po to, że „wyrywać się z siebie i przechodzić w Boga” (św. Ignacy Loyola). By poznawać Jego Miłość i wielki Zbawczy Plan. By zachwycać się pełnym chwały Bogiem i naszym wspaniałym Zbawicielem. By całym swym sercem być blisko przy naszym Panu i Ojcu. Chcemy też kontemplować mądre Prawo Boga i w ten sposób nabrać odwagi do trwania przy Bożym Ładzie przyrody, ludzkiego serca i międzyludzkich relacji. Chcemy też nabrać siły do sprzeciwiania się „ludzkiej tradycji”, to znaczy temu, co idzie przez świat jak walec, a za czym kryją się bezbożne ośrodki wpływu i władzy. To one – to tu, to tam (właściwie na wszystkich już kontynentach i z narastającym przyśpieszeniem, jakby czas był już bardzo krótki, por. 1 Kor 7, 21, Ap 7, 23) – stanowią prawa lekceważące Boży Dekalog. Czynią to pod osłoną haseł brzmiących „wyzwoleńczo”, a jakże! Śmierć i rozpacz są skrzętnie skrywane (tak działo się już w upadku rajskim). Inkryminowany proceder sprzeciwiania się Bogu prowadzony jest pod „osłoną” i z użyciem procedur (często zmanipulowanej) demokracji oraz (często sztucznie wykreowanej) większości bądź z dziwnych powodów zaciekle chronionej mniejszości.
To powiedziawszy, wracajmy do siebie i do Boga. Do maksimum skupienia i uważności nakierowanej na Boga Ojca, na Pana Jezusa, na Jego Naukę, której jednym z piękniejszych imion jest Dobra Nowina – dla człowieka, dla nas, dla mnie osobiście.
Częstochowa, niedziela, 2 września 2012 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Nota wydawcy |
© 1996–2012 www.mateusz.pl/mt/ko