KRZYSZTOF OSUCH SJ
Święty Józef, tak dyskretnie obecny w tajemnicy Wcielenia i Zbawienia, jest w Kościele coraz bardziej poznawany i ceniony. A dzisiaj, za sprawą ewangelii (jednej z dwóch zaproponowanych), spotykamy go w wyjątkowym „momencie” (to aż dni). Józef, choć był tylko przybranym ojcem Jezusa, to jednak czuł się tym bardziej odpowiedzialny za wychowanie i bezpieczeństwo dziecka tak wyjątkowego. I oto wydarzyło się coś, co nie miało się prawa zdarzyć.
Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jerozolimy na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest w towarzystwie pątników, uszli dzień drogi i szukali Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany (Łk 2,41-51a).
Nie będzie przesadą powiedzieć, że Rodzice Jezusa przeżyli chwile, a właściwie dłużące się godziny grozy. Zaginął Syn! Nie wiadomo, gdzie teraz jest, czy jest bezpieczny i czy w ogóle się odnajdzie! Józefa i Maryję zalewały fale uczuć: narastający niepokój, trwoga, poczucie winy, modlitwy słane do Boga, nadzieja… A gdy wszystko szczęśliwie się zakończyło (bo Jezus został znaleziony), to i tak na resztę życia pozostało przejmujące dreszczem wspomnienie, a także zaduma, co to właściwie miało znaczyć.
Być może w całym wydarzeniu najbardziej bulwersuje nas to, że Jezus zadał swym Rodzicom wielki ból. Matka powiedziała Mu to wprost: rzekła do Niego: Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. W zwykłej ludzkiej sytuacji spodziewalibyśmy się pewno, zwłaszcza po dobrze wychowanym dziecku, że przeprosi, że spróbuje załagodzić; i obieca, że to pierwszy i ostatni raz. Ale w tym przypadku nic takiego nie słyszymy. Żadnych przeprosin czy obietnic poprawy! Za odpowiedź i wyjaśnienie starczyć muszą dwa (raczej nie retoryczne) pytania: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?
W Jezusowej odpowiedzi otrzymujemy ważne wskazanie dla wszystkich trudnych spraw, a te zawsze jakoś zahaczają o naszą relację z Bogiem. Gdy zadamy Bogu pytanie (czy serię pytań), to najprawdopodobniej otrzymamy – zamiast precyzyjnych wyjaśnień – zachętę, by w świetle dotychczasowej wiedzy i wiary oraz zdobytego doświadczenia znaleźć uspokajającą odpowiedź… A ponieważ zawsze nam trudno docierać do sedna rzeczy, to wraz z Józefem i Maryją otrzymujemy w prezencie od odnalezionego Syna jednoznaczne naprowadzenie na samego Boga! Na Jego absolutny prymat! I to powinno wystarczyć, by ucichły nasze dyskusje, niepokoje; i żeby powrócił pełny pokój serca. – A na przyszłość powinniśmy sobie zapamiętać, że gdy Bóg Ojciec (znów) poprosi nas o coś trudnego i mocno zbijającego z tropu, to powinniśmy to przyjąć, wykonać, nie bacząc na to, co wynika z ludzkich konwenansów i w ogóle z myślenia na „czysto” ludzkim poziomie.
A ponadto, my dzisiaj, już z innej perspektywy, wciąż odczuwamy zdumienie i podziw, że Jezus mający zaledwie dwanaście lat tak potrafił się zachować (łącznie z taką odpowiedzią daną Rodzicom)! Za kolejne dwadzieścia jeden lat, u kresu drogi, Jezus „uzupełni” i niejako doprecyzuje dzisiejszą odpowiedź. Jako w pełni dojrzały, powie w Wieczerniku: Niech świat się dowie, że Ja miłuję Ojca, i że tak czynię, jak mi Ojciec nakazał (J 14, 31). Gdy te Jezusowe wypowiedzi połączymy (z 12. i 33. roku życia), to otrzymujemy klucz do rozumienia Jezusowego Serca i wszystkich Jego czynów. Tak, Pan Jezus ponad wszystko umiłował Ojca, a wszystkie Jego czyny są z Nim doskonale uzgodnione!
Czy Maryja i Józef – tak nieoczekiwanie „zderzeni” z Wolą Ojca, która naraża na ból (i Syna, i Jego Rodziców) – poddadzą się tej Woli natychmiast, ufnie i pokornie? Czy uczynią to w wielkim stylu Syna?, Który w Swym Sercu miał jedno: Miłość i radykalne posłuszeństwo wobec Ojca!
Nikt z ludzi nie może równać się ze świętością i doskonałością Jezusa, jednak również Maryja i Józef cieszyli pełnią łaski. Oboje – dzięki uprzedzającej łasce – uwierzyli Bogu i bezgranicznie Mu zaufali; chętnie też odpowiedzieli na Jego zaproszenie do współdziałania w dziele zbawienia. Maryja otrzymała to zaproszenie na jawie – w Zwiastowaniu Anioła (por. Łk 1, 26-38); Józef otrzymał je w tajemniczym śnie (por. Mt 1, 18-25).
Treść obu usłyszanych zwiastowań nie była – po ludzku – ani oczywista, ani łatwa w realizacji. Pozytywna i całożyciowa odpowiedź domagała się przekroczenia miar ludzkiej wyobraźni i ludzkiego rozumu. Konsekwentne okazywanie posłuszeństwa woli Ojca domagało się od Maryi i Józefa, nie mówiąc już o samym Jezusie, postawy heroicznej. Jeśli nie codziennie, to w niemałej liczbie krytycznych momentów wielkiej próby (aż po Krzyż)…
Przyjrzyjmy się nieco dokładniej wydarzeniu z dzisiejszej perykopy. Razem z Maryją i Józefem pytajmy, co Jezus i Jego Przedwieczny Ojciec chcą w tym wydarzeniu powiedzieć o naszej relacji z Bogiem.
Najpierw powiedzmy, że zaskakujące zachowanie dwunastoletniego Jezusa nie było jakimś „wyskokiem” czy przejawem zwykłego kryzysu tożsamości, właściwego nastolatkom. To z pozoru samowolne pozostanie Jezusa w świątyni miało charakter całkiem inny. Z Jezusowej odpowiedzi, danej Matce, jasno wynika, że nastoletni Jezus z natchnienia Ducha Świętego „zamanifestował” tak mocno (wkalkulowując w to koszt bólu) TO, Kim jest, Skąd pochodzi i Dokąd podąża! Młodzieniec Jezus dobitnie pokazał, że całe Jego życie osobowe powinno być – i rzeczywiście jest – skierowane wprost ku Ojcu! I że cała reszta Jego ziemskiego życia będzie upływać pod znakiem wsłuchiwania się w głos Ojca i pełnienia Jego woli! Jezusową tożsamość w tym (najważniejszym) względzie znakomicie wyrażają dwa (jest ich więcej) Jezusowe oświadczenia, utrwalone w Janowej Ewangelii: Ja żyję dla Ojca (J 6, 57). Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba (J 8, 29).
W naszym świecie skażonym bałwochwalczym egocentryzmem, jako radykalna nowość i (nazbyt) niepokojąca prowokacja jawi się to, że Jezus zawsze żyje dla Ojca i zawsze spełnia Jego pragnienia! Wola Ojca nie jawi Mu się jako zagrożenie; jest dla Niego po prostu najpożywniejszym pokarm, nawet jeśli miewa gorzki smak. Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał (J 4, 34). Z nieba zstąpiłem nie po to, aby pełnić swoją wolę, ale wolę Tego, który Mnie posłał (J 6, 38).
To, co dla Jezusa było olśniewającą oczywistością, wynikającą z intymnej relacji miłości z Ojcem, a także uskrzydlającą pasją w całym ziemskim życiu – i to już (co najmniej) od 12 roku życia – to dla nas staje się takie, niemal z zasady, znacznie później! Nawet po wielu latach bycia chrześcijaninem wcale nie jest pewne, że dorastamy do poziomu Jezusa-młodzieńca, gdy chodzi o relację z Ojcem.
Korzystajmy dziś ze sposobności, by wraz z Maryją i Józefem zdumiewać się wymową pierwszych słów Jezusa odnotowanych w Ewangeliach: Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca? (Łk 2, 41-50). Niech nas zachwyca to, że Jezus jest naprawdę cały zwrócony do Ojca! I że daje temu dobitny wyraz już tak wcześnie!
A ile lat zajmie nam jeszcze dochodzenie do Jego wrażliwości? Może już z wielką gorliwością i miłością żyjemy dla Ojca? Czy zatem miłe i drogie jest nam zastanawianie się nad tym, co się Ojcu podoba?
Jakie skojarzenia myślowe i pierwsze odczucia wywołują w nas te dwa słowa: Wola Boga? Czy przynajmniej czasem przeczuwamy wspaniałość Rzeczywistości, która skrywa się za tymi słowami: Wola Boga, Wola Ojca?
Być może wciąż najdroższa jest nam jedynie wola własna? A takie umiłowanie (zawężone do siebie) zawsze w praktyce oznacza podążanie nie za tym, co duchowe, Boże, relacyjne, miłosne, wieczne i niebieskie, ale za tym, co cielesne, światowe, niechybnie rozczarowujące. I co w końcu od… Złego pochodzi (i do niego …przyprowadza?)!
Można by – stając wobec Jezusa posłusznego Ojcu, a także przez wiele lat okazującego posłuszeństwo Józefowi i Maryi – pytać: Ile jest w nas szczerego, a ile jedynie udawanego zaangażowania w poznawanie i pełnienie Woli Boga?
Być może ciągle fascynuje nas i zagarnia egocentryczny rodzaj życia? A może już naprawdę i szczerze czekamy (z żarliwym pragnieniem) na olśnienie cudnością, pięknem Woli Ojca? Co jednak czynimy, by tak się stało?
Pewno, koniec końców (poza wszelkimi spostrzeżeniami), najważniejsze jest osobiste uważne przypatrywanie się Jezusowi. To modlitewna i nabożna kontemplacja Osoby Jezusa w prosty sposób pokazuje i przekonuje nas o tym, że nasz Pan i Zbawiciel czerpał wielką radość właśnie z miłosnego i posłusznego odnoszenia się do swojego Ojca.
Jezus odczuwał też radosne wzruszenie, podziwiając „styl” działania Ojca (por. Łk 10, 21). A żywiąc wobec Ojca najgłębszy podziw, deklarował pokornie: Ojciec mój jest większy od wszystkich (J 10, 29). To potężna Miłość Ojca czyniła Go wolnym wobec krytyk, sprzeciwów i zdrad (por. J 8, 29; 16, 32). Z wewnętrzną swobodą przezwyciężał lęk wobec zagrożeń (por. J 12, 27).
Tak, Jezus wszystko odnosił do Ojca i wszystko czynił „relatywnym” – a przez to lżejszym i niepomiernie mniej znaczącym niż … Ojciec!
Jeszcze raz z podziwem zauważmy, że Jezus tak wcześnie wiedział, kim jest i czego chce. Skontrastujmy to z naszą wieloletnią niepewnością co do swej tożsamości i wielkiej godności dzieci Bożych. Jest dziś dobry moment, by w Uroczystość św. Józefa poprosić go wstawienie się za nami u Osób Jemu najdroższych, bo tak nam jeszcze daleko do dwunastoletniego Jezusa.
Częstochowa, 19 marca 2014 AMDG et BVMH o. Krzysztof Osuch SJ
Zapraszam na mój blog: Krzysztof Osuch SJ
Nota wydawcy |
© 1996–2014 www.mateusz.pl/mt/ko