www.mateusz.pl

KS. MARIUSZ POHL

Ostatnie słowo Jana Pawła II

 

» Pełny tekst testamentu Jana Pawła II

Jest to tekst wzruszający, bo przez te słowa przebija postać Człowieka. Przyzwyczailiśmy się widzieć w Papieżu: Ojca Świętego, Głowę Kościoła, Jana Pawła II – i dobrze, bo tak rzeczywiście jest. Gdy Go słuchaliśmy lub czytaliśmy, wiedzieliśmy, że przemawia przez Niego autorytet Kościoła, że są to słowa natchnione, święte, jakich człowiek sam z siebie nie jest w stanie wypowiedzieć.

Chcieliśmy wierzyć, że Ojciec Święty będzie żył zawsze, że będzie dla nas taką niewzruszoną opoką i oparciem, źródłem bezpieczeństwa, gwarantem poczucia naszej wartości, powodem do chluby wobec innych narodów… Że w razie czego zawsze możemy jechać do Niego do Rzymu, że nam pomoże w potrzebie, obroni, podpowie… Był dla nas takim swego rodzaju supermenem, idolem, nieśmiertelnym herosem, kimś na wzór ojca dla malutkiego dziecka, które widzi w nim ideał, obrońcę i nadczłowieka.

Tymczasem w tym testamencie Ojciec Święty ukazuje nam swoje inne oblicze, jakże prawdziwe. Już przed 25 laty, pojawiły się wątki i motywy bardzo ludzkie i osobiste, jakich potem z takim przejęciem i wzruszeniem słuchaliśmy w Kalwarii Zebrzydowskiej, czytaliśmy w Tryptyku Rzymskim, aż wreszcie dotarły one do nas z taką siłą w Wielkim Tygodniu i Oktawie Świąt Zmartwychwstania. Zrozumieliśmy, że Papież to też człowiek, także człowiek. A więc będzie musiał kiedyś umrzeć. Trudno było nam dopuścić tę myśl do świadomości.

Śmierć z samej swej natury stanowi główny temat testamentu. Temat trudny. Temat, do którego się jakby dorasta, zbliża, dojrzewa. Widać wyraźnie, jak z upływem lat ewoluowała myśl Jana Pawła II na temat miejsca swego pochówku. W pierwszej wzmiance widać było tęsknotę, uczucia, bliską więź z krajem; to zrozumiałe. Ale z czasem Ojciec Święty jakby pogłębiał swój punkt widzenia, coraz lepiej rozumiał, że mimo miłości do Ojczyzny, nie należy już do niej, lecz do całego Kościoła. I dlatego Jego miejsce już na zawsze będzie związane z Rzymem. I pewnie chciał, byśmy i my to zrozumieli i zaakceptowali.

Testament Ojca Świętego jest świadectwem Jego pokory i realizmu. Myśl o śmierci nie była Mu obca ani straszna. Myślał o niej ze spokojem, a nawet swego rodzaju radością na spotkanie z Panem, którego był pewien i oczekiwał z wielką ufnością. Z jednej strony Ojciec Święty czuł i zdawał sobie sprawę z ciężaru odpowiedzialności za losy Kościoła i świata; z drugiej miał świadomość swojej ludzkiej kruchości, słabości i konieczności śmierci.

Kolejne fragmenty testamentu były spisywane każdorazowo podczas rekolekcji wielkopostnych. Był to dla Ojca Świętego czas szczególny, w którym stawał przed Bogiem niejako prywatnie, we własnym imieniu, jako Karol Wojtyła. W tej osobistej perspektywie widział coś więcej, niż wtedy, gdy stawał przed Bogiem jako Następca Św. Piotra.

I może właśnie w tych osobistych przemyśleniach o swojej śmierci, Ojciec Święty znajdował w sobie źródło siły do dawania tego niespotykanego świadectwa wierności do końca, nie poddawania się uciążliwościom podeszłego wieku i choroby. Miał odwagę niczego przed światem nie skrywać, bo najpierw powierzył to wszystko Bogu.

Jakby w przeciwieństwie do braku własności materialnej, Ojciec Święty był świadom swego udziału w wielkim bogactwie duchowym, które było Mu dane: spotkania z wspaniałymi ludźmi, wielkie przeżycia, ważne dokonania, których był twórcą i uczestnikiem. Na plan pierwszy wysuwa się tu duchowe bogactwo Kościoła: Słowo Boże, święta liturgia, posługa Episkopatu i prezbiterium całego świata, nauka Soboru Watykańskiego II… Kto wie, czy najważniejszą dyspozycją tego testamentu, nie jest właśnie powierzenie dziedzictwa soborowego tym, którzy do jego realizacji będą powołani. To zobowiązanie miało wytyczać Kościołowi i nam kierunek na przyszłość, gdy Ojca Świętego już zabraknie. I jeszcze jeden wielki skarb Kościoła: krew męczenników i prześladowania świadków wiary, zwłaszcza XX wieku.

I w zakończeniu wzruszający powrót do kraju, lat i ludzi dzieciństwa, młodości, do swoich korzeni. Ojciec Święty miał świadomość, co Go ukształtowało, wobec kogo i czego ma dług wdzięczności.

My, którzy nadal żyjemy, powinniśmy czuć się spadkobiercami i wykonawcami tego testamentu. Jesteśmy to winni Ojcu Świętemu. I sami na tym skorzystamy.

Ks. Mariusz Pohl

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl