www.mateusz.pl

JACEK ŚWIĘCKI

Nauka nadziei

 

 

(4)

Sens życia

(12) Ja, Kohelet, byłem królem nad Izraelem w Jeruzalem. (13) I skierowałem umysł swój ku temu, by zastanawiać się i badać, ile mądrości jest we wszystkim, co dzieje się pod niebem. To przykre zajęcie dał Bóg synom ludzkim, by się nim trudzili. (17) I postanowiłem sobie poznać mądrość i wiedzę, szaleństwo i głupotę. Poznałem, że również i to jest pogonią za wiatrem, (18) bo w wielkiej mądrości – wiele utrapienia, a kto przysparza wiedzy – przysparza i cierpień. 8. (16) Gdy swoją uwagę na to zwróciłem, by poznać mądrość i przyjrzeć się dziełu, jakie się dokonuje na ziemi – bo ani w dzień, ani w nocy snu nie zaznają oczy człowieka – (17) widziałem wszystkie dzieła Boże: Człowiek nie może zbadać dzieła, jakie się dokonuje pod słońcem; jakkolwiek się trudzi, by szukać – nie zbada. A nawet mędrzec, chociażby twierdził, że je zna – nie może go zbadać.

1. (14) Widziałem wszelkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem. (15) To, co krzywe, nie da się wyprostować, a czego nie ma, tego nie można liczyć.

(16) Tak powiedziałem sobie w sercu: Oto nagromadziłem i przysporzyłem mądrości więcej niż wszyscy, co władali przede mną na Jeruzalem, a serce me doświadczyło wiele mądrości i wiedzy. 2. (13) I zobaczyłem, że mądrość tak przewyższa głupotę, jak światło przewyższa ciemności. (14) Mędrzec ma w głowie swojej oczy, a głupiec chodzi w ciemności. Ale poznałem tak samo, że ten sam los spotyka wszystkich. (15) Więc powiedziałem sobie: Jaki los głupca, taki i mój będzie. I po cóż więc nabyłem tyle mądrości? Rzekłem przeto w sercu, że i to jest marność. (16) Bo nie ma wiecznej pamięci po mędrcu tak samo, jak i po głupcu, gdyż już w najbliższych dniach w niepamięć idzie wszystko; czyż nie umiera mędrzec tak samo jak i głupiec?

(1) Powiedziałem sobie: Nuże! Doświadczę radości i zażyję szczęścia! Lecz i to jest marność. (2) O śmiechu powiedziałem: Szaleństwo! a o radości: Cóż to ona daje?

(3) Postanowiłem w sercu swoim krzepić ciało moje winem – choć rozum miał zostać moim mądrym przewodnikiem – i oddać się głupocie, aż zobaczę, co dla ludzi jest szczęściem, które gotują sobie pod niebem, dopóki trwają dni ich życia. (4) Dokonałem wielkich dzieł: zbudowałem sobie domy, zasadziłem sobie winnice, (5) założyłem ogrody i parki i nasadziłem w nich wszelkich drzew owocowych. (6) Urządziłem sobie zbiorniki na wodę, by nią nawadniać gaj bogaty w drzewa. (7) Nabyłem niewolników i niewolnice i miałem niewolników urodzonych w domu. Posiadałem też wielkie stada bydła i owiec, większe niż wszyscy, co byli przede mną w Jeruzalem. (8) Nagromadziłem też sobie srebra i złota, i skarby królów i krain. Nabyłem śpiewaków i śpiewaczki oraz rozkosze synów ludzkich: kobiet wiele. (9) I stałem się większym i możniejszym niż wszyscy, co byli przede mną w Jeruzalem; w dodatku mądrość moja mi została. (10) Niczego też, czego oczy moje pragnęły, nie odmówiłem im. Nie wzbraniałem sercu memu żadnej radości – bo serce moje miało radość z wszelkiego mego trudu; a to mi było zapłatą za wszelki mój trud.

(12) Postanowiłem przyjrzeć się mądrości, a także szaleństwu i głupocie. Bo czegoż jeszcze dokonać może człowiek, który nastąpi po królu, nad to, czego on już dokonał? (11) I przyjrzałem się wszystkim dziełom, jakich dokonały moje ręce, i trudowi, jaki sobie przy tym zadałem. A oto: wszystko to marność i pogoń za wiatrem! Z niczego nie ma pożytku pod słońcem. 4. (4) Zobaczyłem też, że wszelki trud i wszelkie powodzenie w pracy rodzi u bliźniego zazdrość. I to jest marność i pogoń za wiatrem.

2. (17) Toteż znienawidziłem życie, gdyż przykre mi były wszystkie sprawy, jakie się dzieją pod słońcem; bo wszystko marność i pogoń za wiatrem. (18) Znienawidziłem też wszelki swój dorobek, jaki nabyłem z trudem pod słońcem, a który zostawię człowiekowi, co przyjdzie po mnie. (19) A któż to wie, czy mądry on będzie, czy głupi? A władać on będzie całym mym dorobkiem, w który włożyłem trud swój i mądrość swoją pod słońcem. I to jest marność. (20) Zacząłem więc ulegać zwątpieniu z powodu wszystkich trudów, jakie podjąłem pod słońcem.

3. (9) Cóż przyjdzie pracującemu z trudu, jaki sobie zadaje? (10) Przyjrzałem się pracy, jaką Bóg obarczył ludzi, by się nią trudzili. (11) Uczynił wszystko pięknie w swoim czasie, dał im nawet wyobrażenie o dziejach świata, tak jednak, że nie pojmie człowiek dzieł, jakich Bóg dokonuje od początku aż do końca. (12) Poznałem, że dla niego nic lepszego, niż cieszyć się i o to dbać, by szczęścia zaznać w swym życiu. (13) Bo też, że człowiek je i pije, i cieszy się szczęściem przy całym swym trudzie – to wszystko dar Boży. (14) Poznałem, że wszystko, co czyni Bóg, na wieki będzie trwało: do tego nic dodać nie można ani od tego coś odjąć. A Bóg tak działa, by się Go ludzie bali. (15) To, co jest, już było, a to, co ma być kiedyś, już jest; Bóg przywraca to, co przeminęło.

(1) Wszystko ma swój czas, i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem: (2) Jest czas rodzenia i czas umierania, czas sadzenia i czas wyrywania tego, co zasądzono, (3) czas zabijania i czas leczenia, czas burzenia i czas budowania, (4) czas płaczu i czas śmiechu, czas zawodzenia i czas pląsów, (5) czas rzucania kamieni i czas ich zbierania, czas pieszczot cielesnych i czas wstrzymywania się od nich, (6) czas szukania i czas tracenia, czas zachowania i czas wyrzucania, (7) czas rozdzierania i czas zszywania, czas milczenia i czas mówienia, (8) czas miłowania i czas nienawiści, czas wojny i czas pokoju.

(18) Powiedziałem sobie: Ze względu na synów ludzkich tak się dzieje. Bóg chce ich bowiem doświadczyć, żeby wiedzieli, że sami przez się są tylko zwierzętami. (19) Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierząt; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. (20) Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca. (21) Któż pozna, czy siła życiowa synów ludzkich idzie w górę, a siła życiowa zwierząt zstępuje w dół, do ziemi? (22) Zobaczyłem więc, że nie ma nic lepszego nad to, że się człowiek cieszy ze swych dzieł, gdyż taki jego udział. Bo któż mu pozwoli widzieć, co stanie się potem?

Mędrzec przedstawia swą tezę o sensie życia, który realnie istnieje, lecz którego nie sposób poznać, w bardzo oryginalny sposób. Otóż podaje się nam za króla Salomona, którego panowanie opisane jest w Biblii jako okres największej potęgi i dobrobytu w Izraelu. Księgi historyczne Starego Testamentu przekazują nam bowiem, iż:

Przez wszystkie dni Salomona Juda i Izrael mieszkali bezpiecznie, każdy pod swoją winoroślą i pod swoim drzewem figowym, od Dan do Beer-Szeby.

Juda oraz Izrael byli liczni jak piasek nadmorski. Jedli, pili i weselili się.

Waga złota, które co rok dostarczano Salomonowi, wynosiła sześćset sześćdziesiąt sześć talentów złota, oprócz tego, co pochodziło od handlarzy i zysków od kupców jako też wszystkich królów arabskich oraz namiestników krajowych. Srebra zaś król złożył w Jerozolimie tyle, ile kamieni, a cedrów – ile sykomor na Szefeli. (1Krl 5.5; 4.20; 10.14-15; 10.27)

Salomon zaś zdał się osiągnąć w życiu wszystko to, co tzw. normalny człowiek uznaje za sukces: sławę, kompetencję, mądrość, bogactwo, atrakcyjny seks, władzę, liczne potomstwo, wyszukane rozrywki, wykwintną kuchnię, rasowe rumaki (z braku Rolls Royce’ow i innych Ferrari). No i okazało się, że to wszystko szczęścia mu nie dało! Salomon, niczym niedoświadczony Beduin, stwierdza ustami Koheleta, że dał się po prostu nabrać i że jego przepis na szczęście był tylko wyjątkowo perfidną fatamorganą!

W zdumieniu pytamy: jakże to, jeśli ten nie był w życiu szczęśliwy, to cóż dopiero my? Lecz na to Kohelet też ma odpowiedź: owszem szczęśliwi ludzie istnieją. Prowadzą zwyczajne życie i po prostu cieszą się z tego co robią, jedzą i piją, a Bóg daje im satysfakcję i poczucie wypełnienia, którego nawet Salomon nie był w stanie doświadczyć. Lecz jak się to dzieje? Tego nikt nie wie. Jest to cudem na naszych oczach danym przez Boga, znakiem dla wątpiącego we wszystko świata.

Czy wynika to zatem z przestrzegania przykazań Bożych? Cóż, Kohelet stwierdza, że owszem Bóg czyni wszystko tak, by się go bano (co w języku biblijnym znaczy to samo co by przestrzegano Jego przykazań) – a więc zachęca nas do ich przestrzegania – lecz wcale nie twierdzi, że samo przestrzeganie automatycznie prowadzi do szczęścia i wypełnienia. Nie broni bowiem ono nikogo przed śmiercią, nie usuwa z życia cierpienia i nie daje nawet istotnej wyższości nad zwierzętami. Owszem, Kohelet widzi, że Bóg na przemian sprowadza na człowieka czasy dobre i złe – i w tym przypomina wspominanego przez Proroków garncarza toczącego na kole dzban – lecz w jakim celu, tego nikt nie jest w stanie pojąć. Wydaje się zatem, że najlepszą w życiu taktyką jest zaufać Garncarzowi i cieszyć się tym, czym daje się On cieszyć. Gdyż wszystkie inne pomysły na życie wiodą do bezsensu i rozpaczy. A być może dzban, który cierpi w trakcie obróbki i wątpi we własne przetrwanie, pojmie po co to wszystko musiał przejść, gdy będzie już dobrze uformowany i wypalony w piecu.

Mnie osobiście koheletowa interpretacja egzystencjalnych doświadczeń króla Salomona bardzo pomogła zrozumieć sens przypowieści o synu marnotrawnym (Łk 15.11-32). Myślałem sobie bowiem przekornie: ach, gdyby tak temu pechowemu uciekinierowi z domu Ojca nieco lepiej się powiodło i nie musiał pasać świń, zapewne nie musiałby też zdobywać się na desperacki gest powrotu! Oto po zapoznaniu się z historią największego człowieka sukcesu wszechczasów, który w końcu zaczął przeklinać swój los, bynajmniej już tak o synu marnotrawnym nie myślę. To, że popadł w nędzę, było raczej łaską, która umożliwiła mu odkrycie prawdziwego szczęścia, niż jakąś tam karą Bożą, która spadła na niego za łamanie przykazań.

Tymczasem Pismo św. mówi, ze król Salomon pod koniec życia pod wpływem swych licznych cudzoziemskich żon popadł w bałwochwalstwo i nałożył na swych współobywateli ogromne podatki. Zaś po jego śmierci jego potężne państwo rozpadło się na dwa zwalczające się zajadle królestwa (por. 1Krl 11: – 12:). Kohelet zrozumiał jego historię: wiedział, że człowiek, który całe swe życie był w domu Ojca, lecz w końcu uległ iluzji i opuścił go, musi czuć w sercu rozpacz i piekący ból pomimo otaczającego go luksusu.

 

1  |  2  |  3  |  4  |  5  |  6  |  7  |  następna strona

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl