www.mateusz.pl

JACEK ŚWIĘCKI

Nauka nadziei

 

 

(3)

Słowo o Księdze

Księgę Koheleta trudno się komentuje. Rozliczni egzegeci i bibliści usiłują doszukać się w niej jakiejś ukrytej logiki czy też struktury narracyjnej. Tylko początek i koniec zdają się być w miarę uporządkowane, a cały środek wygląda na zbiór niedokończonych, luźno ze sobą przemieszanych refleksji. Nie jest to zupełnie przypadkowe zestawienie mądrościowych sentencji i porzekadeł, jakim jest np. druga cześć księgi Przysłów. Lecz równie trudno doszukać się u Koheleta jakiegoś jednego, zaplanowanego z góry, zwartego dzieła jak w przypadku Syracydesa czy też księgi Mądrości! Jest to gatunek przypominający raczej Myśli Pascala, brulion zaczętego i nigdy nie dokończonego podręcznika, notatnik genialnego filozofa.

Ja sam zastanawiałem się wielokrotnie nad genezą księgi tajemniczego mędrca nie mogąc zrozumieć do końca wielu jej subtelnych paradoksów. I po latach odpowiedź przyszła – w czasie modlitwy. Tak, w czasie modlitwy – to nie pomyłka w druku – a nie w czasie pracy w jakiejś uniwersyteckiej bibliotece. Ściślej mówiąc podczas medytacji tekstu Księgi pewnego listopadowego wieczoru, w Luksemburgu. Zdało mi się nagle, że pewne refleksje można by połączyć nieco inaczej, bardziej tematycznie… Zacząłem to wszystko notować, łączyć niekiedy bardzo oddalone od siebie wersety. Zaś po czterech dniach otrzymałem tekst tak mocny i piękny, że nie potrafię tego odkrycia zatrzymać tylko dla siebie i dla paru bliskich mi osób. Chcę się z nim, Czytelniku, także z Tobą podzielić.

Nie jest to nowy przekład – chodzi raczej o taką reorganizację tekstu, by wskrzesić cale bogactwo myśli natchnionego Autora. Aby sprawy uprościć, postanowiłem posłużyć się znanym przekładem Biblii Tysiąclecia, gdzieniegdzie tylko poprawionym wg francuskiej Bible de Jérusalem (miejsca te zaznaczam odrębnym drukiem). Lektura w ten sposób zrekonstruowanego tekstu pozwala dość dobrze uzasadnić sytuacje, w których Kohelet nagle urywa w połowie jakiś wątek, by podjąć go trzy rozdziały dalej itp. sytuacje.

Tekst, który figuruje dziś w naszych Bibliach wydaje się być zredagowany przez ucznia genialnego mędrca, który posegregował myśli swego Mistrza jak umiał, a ponadto dopisał prolog i epilog. Od wstępu ucznia-redaktora zaczyna się też nasza Lekcja Nadziei.

Prolog

1. (1) Słowa Koheleta, syna Dawida, króla w Jeruzalem. (2) Marność nad marnościami, powiada Kohelet, marność nad marnościami – wszystko marność.

(3) Cóż przyjdzie człowiekowi z całego trudu, jaki zadaje sobie pod słońcem? (4) Pokolenie przychodzi i pokolenie odchodzi, a ziemia trwa po wszystkie czasy. (5) Słońce wschodzi i zachodzi, i na miejsce swoje spieszy z powrotem, i znowu tam wschodzi. (6) Ku południowi ciągnąc i ku północy wracając, kolistą drogą wieje wiatr i znowu wraca na drogę swojego krążenia. (7) Wszystkie rzeki płyną do morza, a morze wcale nie wzbiera; do miejsca, do którego rzeki płyną, zdążają one bezustannie. (8) Mówienie jest wysiłkiem: nie zdoła człowiek wyrazić wszystkiego słowami. Nie nasyci się oko patrzeniem ani ucho napełni słuchaniem.

(9) To, co było, jest tym, co będzie, a to, co się stało, jest tym, co znowu się stanie: więc nic zgoła nowego nie ma pod słońcem. (10) Jeśli jest coś, o czym by się rzekło: Patrz, to coś nowego – to już to było w czasach, które były przed nami. (11) Nie ma pamięci o tych, co dawniej żyli, ani też o tych, co będą kiedyś żyli, nie będzie wspomnienia u tych, co będą potem.

Marność nad marnościami, wszystko marność! Takimi właśnie słowami zdaje się uczeń streszczać sedno nauki mistrza. A więc życie jest nic nie warte, donikąd nie prowadzi, jest zwodniczym darem Najwyższego!

Hola, hola! Gdybyśmy tak właśnie pojęli naukę Koheleta, fatalnie wypaczylibyśmy jej główną myśl. Marność bowiem (hebr. chavel) nie jest bowiem w oryginale pojęciem wartościującym, oznacza bowiem parę, mgłę lub nawet pustynna fatamorganę! Jest to zatem jakaś próżnia czy też pustka (po łacinie vanitas) sprawiająca jednak wrażenie czegoś konkretnego i namacalnego. O wiele lepiej byłoby zatem przetłumaczyć: wszystko jest złudą, iluzją. Dla Koheleta bowiem człowiek w ciągu swego krótkiego życia ulega wielu iluzjom: łudzi się nieustannie, że będzie szczęśliwy, gdy podejmie taką oto a nie inną decyzję, że zapełni swą egzystencję czyniąc to a nie tamto, że jego życie nabierze sensu a on sam zrealizuje się, gdy tylko uda mu się do czegoś tam dojść. Lecz gdy wreszcie dochodzi do upragnionego miejsca, wszystko rozwiewa się, niknie i pozostawia wędrowca w stanie egzystencjalnej rozpaczy. Podobnej rozpaczy, która dopada niedoświadczonego podróżnika przemierzającego pustynie, i który kuszący miraż oazy bierze za rzeczywistość.

A wszystko to rozgrywa się w świecie, którego wszystkie żywioły zdają się przecież podlegać jakimś racjonalnym zasadom: słońce, rzeki i wiatr zachowują się w sposób przewidywalny, wypełniają w doskonały sposób swą misję i utrzymują stworzenie w stanie doskonałej równowagi.

Tymczasem człowiek jest jedynym elementem świata, którego nic nie jest w stanie nasycić i który jest wiecznie niezadowolony z tego co wie, co ma i czego dokonuje. A żyjąc, wciąż powtarza błędy swych poprzedników i niepomny ich tragicznych doświadczeń wciąż usiłuje rozegrać swe życie po swojemu szukając po omacku szczęścia, sensu, wewnętrznego wypełnienia. Lecz jego język nigdy nie zdoła wyrazić istoty egzystencji, do której chce dojść, a pamięć o jego nadziejach, dziełach i straconych złudzeniach stopniowo się rozwiewa po śmierci niczym poranna mgła – chavel.

Nie znaczy to jednak, że życie jest nic nie warte: przeciwnie jego wartość jest ogromna, gdyż świat, w którym człowiek żyje jest dobrze zorganizowany i sprawia nawet wrażenie, jakby miał mu do czegoś służyć. Tylko do czego? Człowiek zachowuje się w nim niczym przysłowiowy pijany majtek na atomowej lodzi podwodnej: pełno tam jakichś tajemniczych przycisków, napisów i sterowników, lecz jak się tym wszystkim posługiwać – nie wie. Wciąż próbuje coś uruchomić, ale albo nic z tego nie wychodzi, albo też wywołuje jakieś przypadkowe ruchy okrętu, nad którymi nie jest w stanie zapanować. Jego życie polega na sporządzaniu wciąż nowych instrukcji obsługi, które jednak do niczego nie prowadzą: owszem, stwarzają następcom nowe, coraz to bardziej niebezpieczne iluzje.

 

1  |  2  |  3  |  4  |  5  |  6  |  7  |  następna strona

 

 

 

© 1996–2005 www.mateusz.pl