www.mateusz.pl/mt/jp

JACEK POZNAŃSKI SJ

Naśladować Jezusa czy wierzyć w Niego?

 

 

Każdy człowiek posiada potrzebę naśladowania. Jak twierdził antropolog, René Girard, ludzkie „pragnienie” ma mimetyczną naturę. Teologowie zaś wskazują, że naśladowanie należy do istoty człowieka stworzonego „na obraz” Boga. I rzeczywiście, dziecko naśladuje rodziców. Młodzież – aktorów, piosenkarzy, sportowców. Wielki naukowiec zawsze jest uczniem innego naukowca, który go inspirował swoją wiedzą i mądrością. Każdy wielki artysta, poeta, kompozytor, zanim stał się wielkim, naśladował twórczość jakiegoś innego artysty, poety czy kompozytora. Podobnie, mistrzem duchowym, można stać się, gdy samemu doświadczyło się prowadzenia przez mistrza duchowego. Człowiek musi naśladować kogoś, aby – paradoksalnie – w pełni zrealizować własną indywidualność. By stać się twórczym. Oryginalność nie powstaje w wyniku odrzucenia naśladowania. Nawet najbardziej oryginalny człowiek naśladował innego, zanim sam oryginalnością zabłysnął.

Kwestia naśladowania stoi w centrum chrześcijaństwa. Bóg, wiedząc, że mamy potrzebę naśladowania, dał nam doskonały model: Jezusa Chrystusa. W ewangeliach Jezus, używa wielu sformułowań, by o tym mówić: pójść/iść za Nim, towarzyszyć Mu, czynić jak On: np. „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje [właściwie: towarzyszy mi]” (Mt 16, 24); „Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj […] Potem przyjdź i chodź za Mną [lub: towarzysz mi]!” (Mt 19, 21); a w Ewangelii Jana: „Dałem wam bowiem przykład, abyście i wy tak czynili, jak Ja wam uczyniłem” (J 13, 15). Trochę inaczej widzi to św. Paweł. W liście do Filipian siebie stawia za model do naśladowania: „ Bądźcie, bracia, wszyscy razem moimi naśladowcami [gr. symmimetai] i wpatrujcie się w tych, którzy tak postępują, jak tego wzór [gr. typon] macie w nas” (3, 17).

Naśladowanie jako imitacja

Chcę zwrócić uwagę na niebezpieczeństwo pomylenia towarzyszenia Jezusowi, pójścia Jego śladami, z naśladowaniem rozumianym jako imitacja, odtwarzanie czy powtarzanie jakiegoś wzorca. Problem ten najwyraźniej ukazał Miguel de Cervantes w Don Kichocie. Don Kichote, pełen entuzjazmu, gorliwie i dokładnie naśladował literackie wzorce, wyidealizowane postaci walecznych, cnotliwych, szlachetnych rycerzy. Jak pokazuje Cervantes, była to droga do obłędu. Podobnie św. Ignacy. Z początku wydawało mu się, że naśladować znaczy imitować. Powtarzał, a nawet przebijał czyny dawnych świętych opisane w Żywotach. To doprowadziło go na skraj psychicznego i duchowego załamania (nie mówiąc o problemach ze zdrowiem ciała).

Kogo ja naśladuję: literackiego Jezusa? Jakiś obiegowy obraz Jezusa? Twór egzegetów, biblistów, teologów, literatów, kaznodziei, katechetów? A może kulturowo wytworzoną postać Jezusa, o której pisze np. Leszek Kołakowski w książce „Jezus ośmieszony”? Gdy tak popatrzymy na religijne naśladowanie, problem staje się poważny. Naśladowanie nadaje sens ludzkiemu życiu, lecz prowadzi do bezsensu, gdy podąża się za wytworzonymi przez siebie albo grupy społeczne „wyobrażeniami” o kimś, które stają się bożkami. Konieczny jest właściwy, prawdziwy wzór – nie literacka czy kulturowa postać, ale żywa osoba. Chrześcijaństwo nie opiera się jedynie na pamięci o nauczaniu Jezusa i powielaniu Jego przykładu. Byłby to rodzaj szlachetnego moralizmu w stylu „Etyki Nikomachejskiej” Arystotelesa czy „Rozmyślań” Marka Aureliusza, ale nie Dobra Nowina. Jezus nie jest tylko wzorcem, modelem, autorytetem... Czego więc brakuje?

Paschalne doświadczenie i wiara

Konieczne jest podkreślenie roli zmartwychwstania Jezusa oraz wagi paschalnego doświadczenia uczniów. One są decydujące dla narodzin wiary chrześcijańskiej. Teolog, Jacques Dupuis SJ, pisał: „poprzez doświadczenie paschalne, z naśladowców Jezusa uczniowie stali się ‘wierzącymi’ w pełnym sensie biblijno-teologicznym”. Wiara w Zmartwychwstałego jest istotniejsza i pierwsza. Oczywiście, nie unieważnia to ich wcześniejszego naśladowania czy form nieteologicznej wiary. Ale uczniowie dopiero dzięki zmartwychwstaniu i doświadczeniu paschalnemu przeszli od zwykłego naśladownictwa do wiary chrześcijańskiej. Albo lepiej: ich naśladowanie stało się wiarą.

Bycie chrześcijaninem oznacza wiarę, że Jezus żyje także dzisiaj, bo Ojciec wskrzesił go z martwych. Jezus jest teraz transhistoryczny, a więc współczesny nam. Jest obecny wśród nas i działa w świecie przez swojego Ducha. Jezus, przemieniony w zmartwychwstaniu, daje się poznać dziś jako żyjący i obecny. Otworzyć siebie na tę rzeczywistść oznacza dokonać chrześcijańskiego aktu wiary. Chrześcijaństwo oznacza spotykanie dzisiaj na różne sposoby Chrystusa zmartwychwstałego i odkrywanie nowymi oczyma, w świetle Jego Paschy, historycznego Jezusa, Boga, osobę ludzką i świat (J. Dupuis).

Jeszcze raz: „naśladowanie” Jezusa nie może pozostać imitacją zwyczajów, czynów, słów historycznego Jezusa. Jak podkreślał o. Bolewski: sensu „naśladowania” Jezusa należy szukać „w dochowaniu Mu wierności w Duchu, w uobecnianiu Jego życia, trwającego także po śmierci i przyjmującego nowe postaci w uczniach idących Jego śladami”. Naśladowanie Chrystusa oznacza nasze wcielanie Mądrości Bożej w nowej i niepowtarzalnej postaci. Twórcze i oryginalne życie i działanie człowieka wypływa ze zjednoczenia ze Stwórcą, poprzez osobowe, ożywiane paschalną wiarą, towarzyszenie zmartwychwstałemu Jezusowi dzisiaj. Jego Duch formuje wtedy w nas unikatowy, widzialny „obraz” Niewidzialnego.

Jacek Poznański SJ

 

Artykuł ukazał się w majowym wydaniu Posłańca Serca Jezusowego 5(2015) www.poslaniec.co.

 

 

 

© 1996–2015 www.mateusz.pl/mt/jp