www.mateusz.pl/mt/as

Z NOTATNIKA DIAKONA...

Wzór Chrześcijanina

 

 

9 październik 2008

W początkach chrześcijaństwa wzorem doskonałych chrześcijan byli ci, którzy gotowi byli oddać swoje życie za wiarę, na wzór Chrystusa. W obliczu prześladowań, woleli poświęcić samych siebie, niż pójść na kompromis w postaci złożenia ofiary pogańskim bożkom, czy też publicznego wyparcia się Chrystusa. Ich świadectwo wiary umacniało innych, a pisma pozostawione przez męczenników miały dla wspólnoty wierzących większą wartość, niż pouczenia uczonych, którzy na taki dramatyczny krok się nie zdobyli. Niektórzy męczennicy, jak np. Ignacy Antiocheński, szli wręcz z radością na śmierć i prosili swoich współbraci, aby nie próbowali ich w żaden sposób ratować, bo męczeństwo było dla nich zaszczytem.

Kiedy prześladowania na dużą skalę ustały i chrześcijaństwo stało się oficjalną religią imperium rzymskiego, prawie wszyscy znajdujący się pod władzą cesarza zaczęli przyjmować chrzest, bo było to dobrze widziane i mogło przynieść wymierne korzyści materialne. Większość ochrzczonych była więc tak naprawdę niewierząca. Ci, którzy szukali perfekcji, zaczęli więc odsuwać się od wpływów złego według nich świata i prowadzić życie ascetyczne, pustelnicze, w celibacie, wyrzekając się niemal wszystkiego dla bliższego zjednoczenia z Chrystusem. Inni, widząc ich wielki heroizm, podobny do wcześniejszych męczenników, przychodzili do nich po duchowe rady. Autorytet bardziej znanych pustelników był często większy, niż autorytet lokalnego biskupa. Ci mądrzy ascetycy stali się nowym wzorem doskonałego chrześcijanina.

Niektórzy pustelnicy zamieszkiwali w okolicy innych, zwłaszcza, jeśli był to ktoś znany z mądrości, aby się od niego czegoś nauczyć. Te luźne powiązania małych grup pustelników doprowadziły z czasem do powstawania dużych wspólnot monastycznych dla mnichów mieszkających razem i korzystających ze wspólnych dóbr. Zgromadzenia te zakładane były z reguły przez lidera z jakimś szczególnym charyzmatem. Jednym z nich był Benedykt z Nursii, który uważany jest za ojca zachodnich zakonników. Wprowadził on do życia monastycznego konkretne reguły, z których jedną było ścisłe posłuszeństwo przełożonemu. To posłuszeństwo stało się dla wielu nowym wzorem doskonałości. Tak jak kiedyś męczennik mógł złożyć w ofierze własne życie, tak teraz zakonnik mógł ofiarować swoją osobowość, z radością zgadzając się na każdą wolę przełożonego jako wolę bożą, nawet jeśli była ona przeciwna jego własnemu rozeznaniu.

To bezwzględne posłuszeństwo było przez wiele lat, i w wielu środowiskach nadal jest, wzorem chrześcijańskiej pokory. Wielu współczesnych nauczycieli uznaje jednak za wzór chrześcijańskiej miłości nie tyle samo posłuszeństwo, co wierność swojemu powołaniu, jakiekolwiek by ono nie było, w rozeznaniu mojego sumienia. Niektórzy wyrażają to jako stałą gotowość wypełniania woli bożej. Wielu podkreśla też, że Bóg chce, abyśmy w pełni wykorzystywali swoje zdolności i talenty, którymi nas obdarzył. Mówią, iż Bóg chce naszego szczęścia, a do osiągnięcia tego szczęścia konieczne jest pełne wykorzystanie swojego potencjału. Co więc zrobić, kiedy posłuszeństwo jakiejś wyższej instancji, którą uznajemy, wydaje się oddalać nas od pełnego wykorzystania tego potencjału, wydaje się prowadzić do „śmierci” zamiast do pełni życia? Czy można pogodzić jedno z drugim?

Przedmiotem mojej refleksji jest nie tyle odpowiedź na powyższe pytanie, co zastanowienie się nad tym, jaki jest mój osobisty wzór idealnego chrześcijanina. Na świecie nadal trafiają się męczennicy, nadal są ascetycy i są ci, dla których posłuszeństwo jest najważniejsze, jak również tacy, którzy za wszelką cenę chcą dochować wierności swojemu powołaniu, czy swoim ideałom, czy też wypełniać wolę bożą w każdym momencie. Coraz więcej jest osób pragnących się w pełni zrealizować i widzących w tym nie egoizm, ale pełnię życia w Chrystusie, jeśli to spełnienie jest jednocześnie w kontekście daru z siebie dla wspólnoty. W społeczeństwie amerykańskim, które jest bardzo pragmatyczne, często ideałem chrześcijanina jest konkret miłości okazanej Chrystusowi w osobie bliźniego, w imię wartości z Ewangelii Mateusza 25,35-36: („Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”).

A może wszystkie przytoczone wzory, jak i inne, które pominąłem, są nadal aktualne? Pytanie brzmi więc, jaki jest mój osobisty wzór bycia uczniem Chrystusa w dzisiejszym świecie? Z jakim modelem ja się najbardziej identyfikuję w konkretnej chwili i miejscu, w którym zostałem postawiony, czy też wobec decyzji, jaką mam podjąć? I czy ja rzeczywiście żyję według wzoru, który sam wybrałem?

Andrzej Sobczyk

 

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/as