www.mateusz.pl/mt/as

Z NOTATNIKA DIAKONA...

Prawda i Miłosierdzie

 

 

25 wrzesień 2008

Przeczytałem dzisiaj na Mateuszu następujący cytat w artykule pt. „Niektóre słabości polskiej formacji seminaryjnej”, autorstwa księży Jacka Sochy i Adama Świeżyńskiego:

Pewien sędziwy w latach kapłan zapytany, co zmieniłby w swoim życiu, gdyby mógł przeżyć swoje kapłaństwo od nowa, odpowiedział, że nade wszystko starałby się być bardziej współczującym i delikatnym. Stwierdził również, że jednym z głównych przesłań, którego nauczono go w trakcie formacji seminaryjnej, było zdanie: „Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli” (J 8,32). Niestety, jak sam przyznaje, wprowadzał te słowa w życie bez miłosierdzia. Po wielu latach napisał: „Żałuję, że wielokrotnie byłem zbyt srogi dla ludzi. Co prawda byłem szczery, ale i niemiłosierny”.

Zgadzając się w pełni z myślą w tej refleksji zawartą, spojrzałem na odnośnik, który wskazywał na Rona Rolheisera jako autora artykułu z którego ten cytat został wzięty. To mnie jeszcze bardziej zaintrygowało, bo Ron Rolheiser, zakonnik i rektor Szkoły Teologii Oblatów w San Antonio w Teksasie, to ulubiony współczesny publicysta mojej żony.

Ten cytat tym bardziej mnie poruszył, że niedawno wróciłem właśnie z wakacji, w czasie których zaobserwowałem bezpośrednio ten brak miłosierdzia, surowość i oziębłość w posłudze kilku kapłanów. Zdaję sobie sprawę, że tak jak i w przypadku cytowanego powyżej księdza, ta surowość wynika z dobrych intencji, które mają na celu bezkompromisowe głoszenie prawdy, aby obudzić sumienia ludzi, wśród których posługują. Robią to dla dobra swoich własnych parafian. Czy jednak taki rodzaj posługi duszpasterskiej jest skuteczny, i to skuteczny dzisiaj, w czasach i warunkach, w jakich żyjemy?

Moje własne doświadczenia mówią mi, że nie. W mojej młodości spotkałem wielu surowych i bezkompromisowych księży i to mnie trzymało na dystans od kościoła i od Boga. Oblicze tych kapłanów było dla mnie obliczem samego Boga, a z takim Bogiem nie widziałem możliwości bliższego kontaktu. Co najwyżej można było się Go bać. Dopiero gdy trafiłem na uśmiechniętych i radosnych kapłanów, z którymi nie trzeba było być zawsze na dystans, ale można było z nimi spokojnie porozmawiać na każdy temat, zjeść razem obiad, obejrzeć wspólnie jakiś film, pożartować, zagrać w tenisa, pojechać razem na wycieczkę, stwierdziłem że z pewnością i z Bogiem można rozmawiać i przebywać tak jak z przyjacielem. Bóg przestał być dla mnie surowym sędzią, a stał się najlepszym przyjacielem, który nigdy nie potępia, ale po prostu jest zawsze obecny, zawsze gotowy mnie wysłuchać, pełen współczucia i zrozumienia dla moich własnych problemów. Bóg stał się kimś, na kogo zawsze mogę liczyć, komu mogę się dogłębnie zwierzyć, bo wiem, że On mnie nie zrani, nie przygniecie, tylko wprost przeciwnie, będzie chciał mnie pocieszyć i podnieść na duchu, dodać mi odwagi i zapału do życia.

Patrząc na dzisiejsze pokolenie niektórzy duszpasterze widzą beztroskę, brak zasad i ideałów, nastawienie na przeżywanie ciągłych przyjemności, społeczeństwo permanentnych konsumentów. Dlatego też chcą ich obudzić, stawiając im wysokie poprzeczki, nakazy i zakazy. Ale to do nich nie dociera. Oni nie czują się do niczego zmuszeni czy zobowiązani, jak być może czuli się ich rodzice i puszczają te słowa mimo uszu, albo po prostu nie przychodzą słuchać takiej mowy. Oni nie chcą przebywać z marudzącymi rodzicami, ale z kolegami i przyjaciółmi, którzy są w stanie ich zaakceptować takimi, jakimi są.

Z drugiej strony, jestem przekonany, iż każdy człowiek, z zasadami czy bez, poszukuje sensu życia i zadaje sobie pytania. I prawie każdy człowiek ma poczucie winy, że coś nie jest do końca tak w jego życiu. Pytanie tylko czy potrzebuje on dodatkowego „zdołowania”, aby się obudził, czy też potrzebuje zrozumienia i akceptacji, aby podźwignęła go bezinteresowna miłość? Autentyczny przyjaciel będzie miał odwagę powiedzieć prawdę, ale nigdy nie powie tej prawdy bez okazania bezwarunkowej miłości i akceptacji. Aby usłyszeć prawdę, trzeba się na nią najpierw otworzyć w atmosferze zaufania, miłości i braterskich relacji. Walenie z miejsca pałką po głowie takich relacji nie wypracuje.

Ten dzisiejszy cytat jest dla mnie również osobistym wyzwaniem. Nie jestem prezbiterem, ale jako diakon należę do duchowieństwa i jestem w ciągłych relacjach z innymi: z moją żoną, synem, przyjaciółmi, parafianami, wierzącymi i niewierzącymi. Moja posługa być może związana będzie w dużym stopniu z kierownictwem duchowym. Czy chcę być „kierownikiem” czy też duchowym przyjacielem, towarzyszem na drodze wiary? Nie widzę siebie w innej roli niż przyjaciela i brata, ale czy potrafię to zrealizować w praktyce i czego będę żałował będąc sędziwym w latach mężem, ojcem, diakonem i przyjacielem?

Andrzej Sobczyk

 

 

 

© 1996–2008 www.mateusz.pl/mt/as