Ludzie

KS. WITOLD JÓZEF KOWALÓW

Zapomniany syn ziemi wołyńskiej

Sługa Boży O. Jan Beyzym SI (1850-1912)

 

 Wśród książek, które od czasu do czasu, podsyła mi p. Maria Jędo z Krakowa, w ubiegłym roku otrzymałem biografię Sługi Bożego O. Jana Beyzyma pt. „Posługacz trędowatych” (Wydawnictwo Apostolstwa Modlitwy, Kraków 1977) autorstwa ks. Czesława Drążka SI oraz broszurę i obrazek z modlitwą o beatyfikację Sługi Bożego. Pani Maria nie omieszkała mi zaznaczyć, że „O. Jan Beyzym urodził się na Wołyniu nad rzeką Chomorem”. Po otrzymaniu przesyłki z Krakowa umieściłem w nr 1(44) z 2002 r. „Wołania z Wołynia” krótki biogram Sługi Bożego i modlitwę o jego beatyfikację.

Po naszej publikacji otrzymałem kilka zapytań: gdzie leżą Beyzymy? Czy istnieje miejscowość o tej nazwie? Jeśli zmieniono jej nazwę, to jak się dziś nazywa? – Beyzymy są na mapie Ukrainy – znajdują się w południowej części Wołynia na terenie obwodu chmielnickiego, nad rzeką Chomorą, mniej więcej w połowie drogi między Zasławiem a Antoninami. Niedaleko Beyzym jest też stacja kolejowa o nazwie Stare Beyzymy na trasie kolejowej z Szepetówki do Starego Konstantynowa. W najbliższym czasie, chociaż między Zasławiem a Antoninami są bezdroża, postaram się tam udać z osobistą pielgrzymką do miejsca urodzenia Sługi Bożego!

 W felietonie Józefy Hennelowej pt. „Same herezje” w „Tygodniku Powszechnym” – nr 5 (2743) z 3 lutego 2002 r. – przeczytałem słowa, które mnie zastanowiły: „Kto na przykład pamięta jeszcze ojca Beyzyma, apostoła trędowatych, nawet chyba nie kandydata na ołtarze?”. Istotnie, Sługa Boży O. Jan Beyzym rzeczywiście jest trochę zapomniany, skoro znana felietonistka nie ma pewności czy jest on kandydatem na ołtarze!?

 W niedługim czasie p. Krystyna Dalczewska z Zielonej Góry w liście do redakcji „TP” – nr 7 (2745) z 17 lutego 2002 r. – pt. „Potrzeba jednego cudu” napisała m.in.: „Red. Hennelowa dodała słówko „chyba” i znak zapytania zastanawiając się, czy o. Beyzym jest kandydatem na ołtarze. Tego uznania dostąpił, jednak to prawda, że prawie nikt o nim nie pamięta. Istnieje książka o o. Beyzymie «Ojczyzna z wyboru» Teresy Weyssenhoff, której drugie wydanie ukazało się w 1974 r. W innej, «Polscy kandydaci do chwały ołtarzy» (Wydawnictwo Wrocławskiej Księgami Archidiecezjalnej, 1987), autor ks. Jerzy Mrówczyński CR pisze o o. Beyzymie: «Po długich staraniach (!) podjęto jego proces diecezjalny. Dnia 20.06.1986 wszystkie pisma tego procesu zostały złożone w Kongregacji do Spraw Świętych». W „Słowniku polskich świętych” (Oficyna Wydawnicza „Impuls”, Kraków 1995), którego autorem jest ks. Kazimierz Bukowski, przeczytałam, że 2.10.1994 relikwie prawej ręki o. Beyzyma umieszczono w krakowskim kościele jezuitów. Heroiczność cnót Sługi Bożego stwierdzono już w Rzymie, ale do beatyfikacji trzeba jeszcze choć jednego cudu dokonanego za jego wstawiennictwem. Jeśli jest zapomniany, nikt o jego wstawiennictwo się nie modli i cudu w najbliższym czasie prawdopodobnie nie będzie”.

Nie minął miesiąc czasu i sława Bogu, że p. Krystyna Dalczewska myliła się... Bardzo ucieszyłem się z wiadomości, która nadeszła do nas z Krakowa. Otóż w dniu 13 marca 2002 roku Metropolita Krakowski Ks. Kard. Franciszek Macharski zamknął dochodzenie kanoniczne w sprawie cudownego uzdrowienia młodego mężczyzny za wstawiennictwem sługi Bożego O. Jana Beyzyma SJ.

W 1997 roku młody mieszkaniec Krakowa uległ poważnemu wypadkowi drogowemu. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. „Osiem miesięcy leżałem nieprzytomny w szpitalu. Uszkodzone były niemal wszystkie narządy wewnętrzne. Życie zawdzięczam wstawiennictwu o. Beyzyma” – powiedział dla KAI mężczyzna.

Jego zeznania, zeznania innych świadków oraz opinie lekarzy zostały podpisane i zapieczętowane w kaplicy Arcybiskupów Krakowskich. W dniu następnym zgromadzona w archidiecezji krakowskiej dokumentacja procesowa została przekazana Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych w Rzymie, gdzie zostanie poddana ponownej analizie i ocenie lekarzy i teologów. Potwierdzenie cudowności uzdrowienia – jak podała KAI – spodziewane jest w ciągu najbliższych miesięcy. Niewykluczone, że Jan Paweł II ogłosi opiekuna trędowatych błogosławionym podczas sierpniowej pielgrzymki do Polski.

 

* * *

Jan Beyzym urodził się 15 maja 1850 roku w posiadłości Beyzymy Wielkie, jako syn Jan i Olgi Stadnickiej. Nad jego życiem zaciążyłą katastrofa Powstania Styczniowego. Gdy miał 13 lat, w wyniku upadku Powstania Styczniowego jego ojciec został zaocznie skazany na karę śmierci. Należący do Beyzymów dwór w Onackowcach spalili Kozacy. Wówczas matka razem z dziećmi przeniosła się do Kijowa. Tutaj w latach 1864-1871 ukończył II Gimnazjum. W 1872 roku przedostał się do Galicji, gdzie dojrzało jego powołanie, i wstapił do nowicjatu OO. Jezuitów w Starej Wsi.

Sługa Boży O. Jan Beyzym związany jest z Ukrainą nie tylko przez miejsce swego urodzenia. W latach 1877-1879 był wychowawcą młodzieży w Tarnopolu, gdzie wykazał się nieprzeciętnymi zdolnościami pedagogicznymi i skończył studium filozofii. Po studiach teologicznych w Krakowie (1879-1881), uwieńczonymi święcenia kapłańskimi z rąk biskupa Albina Dunajewskiego (26 lipca 1881 r.), powrócił do Tarnopola, gdzie był znów wychowawcą, aż do zamknięcia tutejszego konwiktu (1881-1887). Po złożeniu ostatnich ślubów zakonnych (2 lutego 1886), jesienią 1886 roku przybył do Chyrowa by przez 10 lat w słynnym Zakładzie naukowo-wychowawczym Ojców Jezuitów być wychowawcą młodzieży.

Tak o nim pisze na łamach swej monografii pt. „Zakład Naukowo-Wychowawczy Ojców Jezuitów w Chyrowie 1886-1939” ks. Jan Niemiec: „(...) Przez dłuższy czas był prefektem infirmerii, opiekując się chorymi konwiktorami i przejściowo uczył języka francuskiego i rosyjskiego. Sam nazywał siebie Tatarem, po trosze ze względu na pochodzenie, po trosze z powodu wybitnie mongolskich rysów twarzy oraz zewnętrznie surowego wyglądu, i znany był pod tym mianem wśród konwiktorów. Posiadając dar barwnego opowiadania «o rycerzach i bohaterach stepowych, o legendach i gadkach ludu polskiego i ukraińskiego», używał go jako zasadniczego środka wychowawczego. Imponował, «gdy pokazywał swą siłę, krusząc orzechy laskowe, położone między zgięte palce i uderzając nimi o stół». Gorąco kochany jako infirmarz, wychowawca i przyjaciel «drapichrustów i zbereźników», miał niezwykle czułe na cierpienia serce, dlatego bez wahania spełniał nawet najniższe posługi wobec powierzonej mu młodzieży. W wolnych chwilach parał się hodowlą kwiatów oraz rzeźbą w drewnie i to on pierwszy zainteresował tą dziedziną sztuki późniejszego twórcę «Pomnika Grunwaldzkiego», Antoniego Wiwulskiego” (s. 143-144).

Wielkim marzeniem Sługi Bożego O. Jan Beyzyma był wyjazd do pracy wśród zesłańców na Sachalinie, który wówczas nazywano „prawdziwym piekłem na ziemi”. Tak o swoim gorącym pragnieniu pracy na Sachalinie pisał do Prowincjała OO. Jezuitów: „(...) Jeszcze zostaje mi wiele i wiele do zrobienia, ale też i na ułożenie sprawy co do misji na Sachalinie trzeba niemało czasu, zatem byłbym gotów w porę albo i wcześniej jeszcze. (...) Prawdopodobnie już na pewno jestem trędowaty, bo plama na pulsie prawej ręki zwiększa się, bardzo powoli wprawdzie, ale się powiększa – to też jednak niewiele znaczy, boć nie od parady tylko Kościół święty tytułuje Najświętszą Matkę «Uzdrowieniem chorych». Jeśli Ona zechce mieć mnie na Sachalinie, to mnie z trądu oczyści, żebym go nie zaniósł do tych i bez tego już tak nieszczęśliwych ludzi. (...) Proszę mnie nie posądzać o to, żebym miał utracić powołanie do trędowatych, bo tak źle jeszcze, dzięki Bogu, nie jest. Czuję się w mym powołaniu mocny i najchętniej pozostanę do śmierci na tym posterunku, jeśli taka będzie wola Matki Najśw. Gdyby zaś Ona zechciała mnie mieć na Sachalinie, najchętniej także tam pośpieszę. Chodzi mi o to, żebym mógł choć coś przynajmniej zrobić dla większej chwały Bożej i nie stawać po śmierci z próżnymi rękoma przed Panem Jezusem, że zaś na Sachalinie można się spodziewać dobrego zarobku na życie wieczne, dlatego proszę o tę łaskę codziennie Matkę Najśw., nigdy jednak nie proszę inaczej, jak tylko pod warunkiem, jeżeli taką Jej wola i łaska” (Czesław Drążek, „Posługacz trędowatych”, Kraków 1977, s. 278-279).

Wyjazdowi na Sachalin przeszkodziła jednak choroba – O. Jan Beyzym zachorował na febrę, a zaraziwszy się wcześniej trądem, zmarł 1 października 1912 r. w Fianarantsoa na Madagaskarze. Dziś zapewne pokornie wstawia się za wszystkimi duszpasterzami od Bugu po Sachalin. W Jużno-Sachalińsku od kilku lat duszpasterzuje polski kapłan, ks. Jarosław Wiśniewski...

Sługa Boży O. Jan Beyzym – jak Dobry Pasterz – nie porzucił swoich wiernych na Madagaskarze – podobnie jak o. Serafin Kaszuba na Wołyniu czy ks. Władysław Bukowiński w Kazachstanie. Wielu męczenników XX wieku zostało wyniesionych na ołtarze. Ufamy, iż również Ci Świadkowie Chrystusa dostąpią chwały ołtarzy.

Kończąc te krótkie rozważania nad postacią O. Jana Beyzyma przywołajmy słowa Ks. Kard. Karola Wołtyły, który w „Słowie wprowadzającym” do biografii Sługi Bożego autorstwa ks. Czesława Drążka SI tak napisał: „To, co słusznie uznajemy za heroizm, jeszcze jaśniej staje przed naszymi oczyma, gdy w życiu konkretnego człowieka występuje w kontekście wielkiej prostoty i «zwyczajności». Właśnie tak jest u o. Beyzyma...

Ks. Witold Józef Kowalów

 

 

 

na początek strony
© 1996–2002 Mateusz