TĘSKNOTA I GŁÓD II. CZY SYTUACJA BEZ WYJŚCIA?

 
HANNA WALCZAK

11. Złamane śluby

Najpierw przyjaźń, wielka miłość, wspaniały ślub w kościele, przysięga złożona przed Bogiem w obecności księdza i zaproszonych gości. Potem codzienne drobne nieporozumienia urastające do ogromnych rozmiarów zaciemniają baśniowy obraz, aż w końcu koszmar rozwodu całkiem go przesłania. I pozostaje pytanie: Jak dalej żyć?

Drogi są dwie: samotne życie zgodnie z doktryną i normą etyczną Kościoła lub ponowne budowanie szczęścia rodzinnego kosztem skłócenia z pełnią życia sakramentalnego. Wybór nie jest łatwy i każda decyzja stawia przed kolejnymi dylematami.

"W czasie pogłębiającego się kryzysu małżeńskiego poszłam w tej intencji do spowiedzi. Ksiądz podszedł do mojej sprawy z dużym zrozumieniem, powiedział, że są granice ludzkiej wytrzymałości, granice ujmowania godności człowiekowi. To zdanie często rozważałam. Mimo iż nachodziły mnie momenty zwątpienia, nie przestawałam walczyć o utrzymanie małżeństwa. Zdawałam sobie jednakże sprawę, że jest to możliwe tylko wówczas, gdy chcą tego obie strony, bo jedna niewiele może, żeby nie powiedzieć - nic. Kryzys małżeński jest sprawą normalną i jeżeli związek opiera się na wielu podstawach: przyjaźni, miłości rozumianej po chrześcijańsku, szacunku, wówczas nawet gdy jedno z tych ogniw słabnie, pozostałe pozwalają go utrzymać.

Szukałam ratunku u zaprzyjaźnionego księdza. Poradził mi, aby przeczekać ten zły czas. Ponieważ byliśmy z nim w kontaktach towarzyskich, więc przyszedł do nas porozmawiać. Lecz rozmowa niczego nie zmieniła. Myślę, że główny problem polegał na tym, że mieliśmy różne pojęcia małżeństwa. Ponadto druga strona nie wierzyła, że możemy wyjść z tego kryzysu. Zrezygnowała..."

Coraz powszechniejszy, ponieważ dotyczący wciąż rosnącej grupy osób, staje się problem ludzi rozwiedzionych, którzy ponownie zawarli związki małżeńskie i nie mogą ich usankcjonować sakramentem. Decydują się więc na życie bez ślubu kościelnego. Są ochrzczeni, wierzą w Boga i świadomość odsunięcia, pozbawienia udziału w Uczcie Eucharystycznej staje się trudnym do zniesienia ciężarem. Czują się odepchnięci, często całkowicie oddalają się od praktyk religijnych i popadają w indyferentyzm religijny.

"...Rozwód jest niezwykle drastycznym wydarzeniem. Długo jeszcze po jego otrzymaniu czułam się żoną mojego <<byłego>> męża. Bardzo trudne są problemy, przed którymi potem się staje. Wybór między ponownym budowaniem własnego szczęścia a dalszym samotnym życiem to przecież opowiedzenie się za pełną praktyczną wiarą lub wiarą teoretyczną, pozbawioną życia sakramentalnego, czyli za postawieniem siebie w stan odsunięcia od Kościoła. Ten dylemat jest szczególnie ciężki do zniesienia, gdy zostało się na ten wybór skazanym przez drugą stronę..."

Bardzo rzadko sami zgłaszają się do duszpasterzy ze swymi niełatwymi przecież problemami. Trudno zresztą się dziwić takiej postawie, do niedawna bowiem jeszcze księża ze szczególną starannością omijali ich domy. Atmosfera potępiającej izolacji pogłębiała tylko przepaść między nimi a wspólnotą Kościoła.

Ten trudny, ale istniejący od wieków problem małżeństw niesakramentalnych podjęła w 1974 roku Komisja ds. Rodziny i opublikowała dokument "Wspólnoty chrześcijańskie a małżeństwa rozwiedzionych", w którym apeluje do wiernych, aby określili swe stanowisko w tej sprawie. W dokumencie tym czytamy; "W Kościele, który afirmuje głęboką współodpowiedzialność, rozwiedzeni, ponownie poślubieni, chcieliby znaleźć zrozumienie dla swej trudnej sytuacji życiowej. Spotykają się jednak z postawami bardzo różnymi, zwłaszcza ze strony księży. Taka sytuacja nie służy nikomu, ani kapłanom, ani wspólnocie chrześcijańskiej". Nie znajdujemy w tym dokumencie, niestety, wyjaśnienia wielu pastoralnych problemów. Pozostawiło to rzeszę rozwiedzionych w sytuacji nadal nie określonej.

Zasadnicze stanowisko Kościoła w sprawie małżeństw niesakramentalnych ustalone przed wiekami nie uległo i nie ulegnie zmianie. Kościół uznawał i nadal uznaje je za niezgodne z etyką chrześcijańską. Swój sprzeciw wobec naruszania tych norm demonstruje odmową udzielania rozgrzeszenia i przystępowania do Komunii świętej, pozbawieniem zadań rodziców chrzestnych i świadków bierzmowania oraz niedopuszczaniem do spełniania wielu innych posług liturgicznych.

W ostatnich latach pojawia się jednak coraz więcej oznak wskazujących na to, że Kościół nie wypiera się tych, którzy jako rozwodnicy żyjący w nowych rodzinach znaleźli się poza życiem sakramentalnym. Przedstawiciele hierarchii dostrzegają w nich ludzi tragicznie uwikłanych, często niesprawiedliwie skrzywdzonych przez los. "Trzeba znaleźć sposób pomocy tym wszystkim ludziom, których, niestety, jest bardzo wielu, aby mogli na nowo odkryć cudowny plan Boży odnoszący się do ich życia, narażonego wprawdzie na trudności i pokusy, ale nigdy nie pozbawionego łaski Bożej i nadziei" powiedział Jan Paweł II do uczestników zgromadzenia plenarnego Papieskiej Rady ds. Rodziny 29 maja 1987 roku.

"...Wiele osób, które znalazły się w podobnej sytuacji, przestaje chodzić do kościoła. Ci, którzy uczęszczają na Msze święte, czują się niegodni. Świadomość niemożności przystąpienia do Komunii świętej jest czasem nie do zniesienia. Jeśli decydujemy się na powtórny związek, łączymy się z drugim człowiekiem, to on również skazuje się na takie życie. Bierze się więc na siebie odpowiedzialność podwójną za życie dwóch osób na marginesie Kościoła."

Ostatnio zaleca się duszpasterzom nie tylko odwiedzanie tych rodzin i uświadamianie im, że nie zostały wykluczone ze wspólnoty Kościoła, lecz także organizowanie dla nich specjalnych duszpasterstw. Opublikowano już wskazówki dla księży, którzy mieliby takowe prowadzić. W "Homo Dei" (1981 r.) ukazał się artykuł ks. bp Władysława Miziołka pt. Duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych zawierający podstawowe informacje duszpasterskie dla księży. Praktycznie w typowej formie ono jeszcze nie istnieje. Przyczyn jest wiele. Jedną z nich jest to, że zainteresowani sami nie zgłaszają się do księży. Inna wynika z faktu, że każdy przypadek to osobna historia i wymaga indywidualnego potraktowania trudno ustalić tu wspólny mianownik. Rola i zadania księdza są więc ogromne, nie mniejsza też odpowiedzialność.

"Postępowanie duszpasterza wobec nich powinno być taktowne, pełne miłości pasterskiej - pisze ks. bp Miziołek - z drugiej strony ma się kierować prawdą Kościoła co do tego rodzaju małżeństwa i unikać pozorów fałszywego zrozumienia przez zainteresowanych lub innych, że Kościół akceptuje ten stan jako normalny." Do wymienionych przez ks. bp. Miziołka zadań duszpasterza należy także uwzględnienie możliwości pojednania z poprzednim współmałżonkiem i powrotu do poprzedniego, sakramentalnego związku lub pomoc w ustaleniu nieważności pierwszego małżeństwa.

"Najtrudniejszym problemem dla małżeństw niesakramentalnych jest - czytamy dalej we wspomnianym artykule niedopuszczenie ich do sakramentów, to jest odmowa rozgrzeszenia i udzielenia Komunii świętej. Niektórzy odczuwają to bardzo boleśnie, obwiniają Kościół o zbytnią surowość, o brak ducha miłosiernego Chrystusa."

Pojawia się jednak szansa pełnego powrotu do życia sakramentalnego tych osób. Mogą otrzymać rozgrzeszenie i zostać dopuszczeni do Komunii świętej pod warunkiem, że zdecydują się zaniechać w niesakramentalnym związku współżycia seksualnego.

Omawiając główne kwestie tego szczególnego duszpasterstwa ks. bp W. Miziołek stwierdza: "Jest sprawą zasadniczą w życiu małżeństw niesakramentalnych, aby małżonkowie uczestniczyli w życiu religijnym Kościoła w stopniu dla nich dostępnym, a ich dzieci w pełnym". Dalej wymienia ksiądz biskup różne możliwości tego uczestnictwa, jak na przykład uczęszczanie na kazania, konferencje, rekolekcje, działalność społeczną czy charytatywną w ramach instytucji kościelnych, a nawet apostolat.

Na razie problem polega na tym, że osoby te bardzo rzadko same zgłaszają się i proszą o pomoc duchową. Najczęściej przychodzą do konfesjonału, chociaż wiedzą, że rozgrzeszenia otrzymać nie mogą. O tym, że duszpasterstwo małżeństw niesakramentalnych jest bardzo potrzebne, nie trzeba nikogo chyba przekonywać. Oni właśnie najbardziej potrzebują wsparcia, pomocy, potwierdzenia, że nie są wykluczeni ze społeczności Kościoła, że nie żyją poza nawiasem, a także - co jest równie ważne - zwykłej otuchy duchowej i zrozumienia.

"...Duszpasterstwo ludzi żyjących w związkach niesakramentalnych to przede wszystkim potwierdzenie, że nadal jesteśmy członkami Kościoła, że nie zostaliśmy z niego wykluczeni. Tylko to niesie już otuchę duchową, bo życie poza nawiasem jest bardzo trudne. Pomaga ponadto uczestniczyć pełniej w dostępnym dla nas życiu religijnym. To nić łącząca i wiążąca z Kościołem."

W parafii Św. Aleksandra na placu Trzech Krzyży w Warszawie podlegającej ks. bp. Miziołkowi przynajmniej jedna nauka podczas rekolekcji jest przeznaczona dla ludzi rozwiedzionych. Jest to - chyba nawet w skali warszawskiej - chwalebny wyjątek. Z podobną otwartością trudno się spotkać zwłaszcza poza większymi ośrodkami, a przecież zrozumienie sytuacji tych małżeństw wynika z ducha etyki chrześcijańskiej i dlatego winno stać się trwałą wartością w całym Kościele.

("Myśl Społeczna" 28 VIII 1988)

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
Rozmowy z księdzem Bozowskim Przyjmij cierpienie rozdarcia

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz