TĘSKNOTA I GŁÓD II. CZY SYTUACJA BEZ WYJŚCIA?

 
JAN PAŁYGA SAC

7. Rozwiedzeni - Kościół ich nie opuszcza

Była to jedna z rozmów, jakie na długo pozostają w pamięci. Moim rozmówcą był człowiek lat około trzydziestu pięciu, głęboko wierzący, i z tego powodu, według jego mniemania, bardzo nieszczęśliwy.

"Gdybym nie miał wiary - mówił - wszystko byłoby prostsze, łatwiej byłoby mi żyć, a tak wszystko czasem staje się nie do zniesienia."

Wypowiedź jego zaintrygowała mnie, gdyż ludzie na ogół mówią, że gdyby mieli wiarę, byłoby im lżej; tutaj sprawa wygląda odwrotnie.

"O co chodzi?" - zapytałem.

"Jest to właściwie typowa sprawa - ciągnął dalej. - Mając dwadzieścia trzy lata ożeniłem się, po dwu latach rozwiodłem, po trzech następnych ożeniłem się ponownie. Niestety, ślub mogłem już zawrzeć tylko cywilny. Moja druga żona jest kobietą uczciwą, kochamy się, mamy troje dzieci, zarabiam nieźle, mógłbym być szczęśliwy, gdyby nie świadomość, że z punktu widzenia wiary całe moje małżeństwo jest naznaczone skazą grzechu. Czy ksiądz wie - zapalał się - czy ksiądz wie, co to znaczy wciągać kochanego człowieka w to, co jest przegraniem? Gdybym miał słabszą wiarę - mówił jakby sam do siebie - można by było żyć, a tak... Poza tym kontynuował - jestem pod pręgierzem prawa. Kościół takim jak ja nie pozwala dawać rozgrzeszenia, nie mogę przyjąć Komunii świętej. Jestem jakby napiętnowany, jakby wyrzucony poza chrześcijaństwo. Poza tym opinia środowiska to też sprawa, której nie jestem w stanie zbagatelizować. Moje nowe małżeństwo jest uważane za złe, nielegalne, grzeszne. Ja to widzę w oczach ludzi, z którymi spotykam się na co dzień. To często staje się trudne do zniesienia."

Mój rozmówca mówił jeszcze długo na temat swojego stanu duchowego i problemów związanych z jego małżeństwem, a ja uświadomiłem sobie, nie wiem po raz który, ile w jakiejś sprawie może nawarstwić się nieporozumień, uprzedzeń, prywatnych interpretacji, które z kolei stają się źródłem zupełnie niepotrzebnych frustracji i załamań.

A przecież z punktu widzenia chrześcijańskiego sprawa jest w zasadzie prosta i wcale nie jest tak dramatyczna, jak to przedstawił mój rozmówca.

Prawdą jest, że człowiek, który zawarł nowe niesakramentalne małżeństwo, nie może, według aktualnego rozumienia Kościoła, przystępować do Komunii świętej. Ale prawdą jest również, że człowiek taki nie znajduje się poza nawiasem Kościoła. Nadal jest członkiem Kościoła i przynależy do wspólnoty parafialnej, nadal ciążą na nim prawa i obowiązki wynikające z chrztu świętego. Jest właściwie wyłączony tylko z trzech spraw: nie może uczynić sakramentalnym zawartego małżeństwa, a w związku z tym nie może z zasady (z wyjątkiem pewnych wypadków) otrzymać rozgrzeszenia ani przyjąć Komunii świętej. Wszystko inne pozostaje bez zmian.

Niemniej jednak taki człowiek może, jeżeli Sakrament Pokuty rozumiemy jako rzeczywistość złożoną, korzystać z niektórych aktów tego sakramentu. Mam tu na myśli rozeznanie stanu swego sumienia, żal za grzechy, wolę poprawy i gotowość rozpoczęcia nowego życia po przezwyciężeniu aktualnych trudności. Następnie może on przy takim stanie swego sumienia łączyć się duchowo z Bogiem, a tym samym mieć świadomość, że i dla niego Bóg nadal jest Ojcem. Moment ten jest bardzo ważny dla tej kategorii ludzi. Chodzi o to, by ludzie, o których mowa, nie żyli w stanie permanentnej frustracji. Stan bowiem taki jest nie tylko szkodliwy dla ich zdrowia psychicznego, ale także dla ich religijności.

W sytuacji bowiem stresu psychicznego zaczynają działać w człowieku mechanizmy obronne, w wyniku których mamy do czynienia z tak zwaną represją, czyli wyrzucaniem ze świadomości tego, co jest przykre i szkodliwe dla danej jednostki. Zachodzi wtedy niebezpieczeństwo, że razem z usuwanym niepokojem człowiek może "wyrzucać" z siebie także religijność.

Poza tym w naszym sposobie myślenia i rozumienia chrześcijaństwa zbyt często zapominamy, że Bóg chrześcijan nie jest Bogiem kary, lecz Bogiem miłości, że Bóg nigdy, nawet w chwili zdrady (Judasz), nie cofa swojej miłości. Jeżeli więc Bóg nie cofnął człowiekowi swojej miłości, to tym bardziej sam zainteresowany - w tym przypadku mój rozmówca - nie powinien dramatyzować swojego stanu ani mieć żalu do Pana Boga czy Kościoła, który jako instytucja także ludzka musi się posługiwać pewnymi sankcjami. Twierdzenie, jakie niekiedy się słyszy, że Kościół, odmawiając ludziom Eucharystii, odmawia im praktycznie wszystkiego, nie jest słuszne. Relacja bowiem sakramentalna nie jest relacją jedyną na osi człowiek-Bóg. Najważniejszą relacją jest wiara, która zaczyna w nas całe życie Boże, a jej brak życie to kończy. Oczywiście brak Eucharystii w życiu człowieka wierzącego jest czymś bolesnym, ale nie należy zapominać, że istnieje możliwość komunii na płaszczyźnie duchowej, która przynajmniej w części może skompensować brak komunii sakramentalnej.

Tak samo wierni nie powinni i nie mogą patrzeć na ludzi żyjących w pozasakramentalnym związku jak na odrzuconych czy potępionych za życia przez Boga. Nie wolno zapominać, że dziedzina sumień ludzkich i religijności człowieka to domena Boża. Dlatego wszyscy winni być bardzo ostrożni w swoich osądach.

Uważna lektura Ewangelii podsuwa nam jeszcze inną myśl wiążącą się ze sprawą, o którą chodzi. Otóż z Ewangelii wynika, że Chrystus przyszedł przede wszystkim do ludzi, którzy mają tak zwane problemy w życiu. "Zdrowi nie potrzebują lekarza..." A skoro tak, to ludzie, o których mówimy, znajdują się w zasięgu szczególnej troski miłości Chrystusowej. Przysługuje im więc szczególne prawo do Boga, Kościoła i swoich współwyznawców: prawo człowieka potrzebującego pomocy. I tej pomocy, która nazywa się orędownictwem wspólnoty, nie można im odmówić. Co więcej, mamy obowiązek tę pomoc okazać, by jak najszybciej uporali się ze swoimi trudnościami.

Pisząc te słowa na marginesie spotkania z człowiekiem, który nie może zawrzeć sakramentalnego związku, chciałbym najpierw powiedzieć wszystkim, znajdującym się w podobnej sytuacji, że zupełnie niepotrzebnie mają poczucie odrzucenia przez Boga, Kościół i wspólnotę parafialną. Sprawa, jak wynika z tego, co wyżej zostało powiedziane, wygląda zupełnie inaczej. A więc nie powinni tracić nadziei i radości życia.

Następnie chciałem przypomnieć wszystkim wspólnotom chrześcijańskim, że ludzi tych winny otoczyć serdeczną troską i przyjaźnią, by im ułatwić trwanie przy Bogu i wypełnianie obowiązków chrześcijańskich.

("Spotkania w drodze", Pallottinum, Warszawa-Poznań 1985, s. 40-48)

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
Nawet moje zbawienie Dlaczego nie wolno mi przystępować do sakramentów?

początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz