Łagry -- za "Fatimę"
XIII. Rozmowy szczególne, także "religijne"

 

 

Jaki charakter miały jeszcze twoje rozmowy z łagiernymi władzami?

W grudniu nadeszły silne mrozy. Temperatura dochodziła do -- 40 stopni. Marzły nam nogi i ręce, "trzeszczały" kości nóg i rąk. A do tego jeszcze niesamowity wiatr, od którego pękała skóra na twarzy. Przy końcu tygodnia powiadomiono mnie, że przyszła dla mnie paczka z zagranicy. Nikt jednak nie raczył mnie o niej zawiadomić, a tym bardziej doręczyć. Dopiero po 18 dniach major Kordyjozow oddał mi ciepłe, wełniane skarpetki. W końcu wezwał mnie prokurator od nadzoru, a miejscowy urząd bezpieczeństwa zaczął ze mną "serdeczne" rozmowy.

 

O co w tych rozmowach chodziło?

Namawiano mnie, bym napisał list na Zachód, żeby nie przesyłano mi paczek, gdyż u nas jest wszystkiego dosyć. Nie potrzebujemy cudzej pomocy. Dawano mi też do zrozumienia, że jeżeli napiszę taki list, to zasłużę sobie na polepszenie mego wizerunku politycznego u władz. Może to nawet spowodować przedterminowe zwolnienie.

To była jedna z moich rozmów z "wierchuszką" łagierną.

Pewnego dnia, po pracy, gdy wszyscy przyszliśmy już do naszych cel, ktoś wzywa mnie do kontroli. -- O co im chodzi -- pomyślałem. Ton głosu był rozkazujący i brzmiał jak komenda:

-- Świdnicki prędko do majstra!

-- Mam wrócić do cechu?

-- Tam ci powiedzą.

Dowiaduję się, że wzywają mnie do sztabu. Cicho mruczę pod nosem -- Nadojedliście wy mnie, gorzej od parszywej ropy. Na kufajce miałem opiłki, a na szyi roboczą zawiązkę. Idę za kontrolerem, który prowadzi mnie do gabinetu naczelnika "zony". Gdy spojrzałem na zebranych, pomyślałem: -- Boże mój, ilu ich tu jest? Korowozow, Zampolit (zastępca szefa od spraw politycznych), prokurator i ktoś jeszcze.

Przedstawiam się regulaminowo: -- Zdrastwujcie! Osądzony Świdnicki...

-- Siadajcie Józefie Antonowiczu -- przerywa mi prokurator, wskazując palcem na czysty stołek.

-- Przepraszam -- mówię -- mnie niezręcznie. Jestem cały brudny, a stołek jest czysty.

-- Zgoda -- daje znak prokurator. Był to mężczyzna średniego wzrostu, czarny ale już włosy miał przyprószone siwizną. Chodząc po gabinecie, poruszał się powoli, pewny siebie, poważny.

-- Jak młode życie? -- uśmiechając się zapytał mnie Korowozow.

-- Normalnie -- odpowiadam.

-- Jak praca? -- lewą ręka poprawiając okulary zapytał Zampolit.

-- Każdego dnia wyrabiam normę nie mniej jak 120 procent.

-- Wam, Józefie Antonowiczu, nie wolno opuszczać się w pracy -- mówił prokurator, a po chwili zapytał: -- Więźniowie nie obrażają was?

-- Nie! Czasem tylko ktoś powie coś niestosownego, a nawet obraźliwego, ale ja na to nie zwracam uwagi.

-- W waszym oddziale dużo kłótni i awantur, dużo kradzieży. Kradną jeden od drugiego -- mówił Korawozow.

-- Ja nie widziałem takich przypadków i dlatego nic nie mogę powiedzieć.

-- Znaczy się, nie widziałeś jak "błatnym" noszą więźniowie konserwy, herbatę, powidła po każdym otwarciu bufetu?

-- Nic takiego nie widziałem.

-- Znaczy się, według twoich słów, przestępstwa wśród więźniów zmniejszyły się? Nic nie robią wbrew zasadom, jakie obowiązują w zakładzie karnym -- tak?

-- Nie wiem. Ja nie rejestruję ilości przestępstw. To nie należy do moich obowiązków.

-- Czy macie do nas jakieś pytania, Józefie Antonowiczu? -- zwrócił się prokurator.

-- Tak, mam pytanie. Chciałbym dowiedzieć się od obecnej tu prawie całej administracji, z jakiego powodu do tej pory nie dali mi lepszego wyżywienia? Podanie złożyłem w lipcu, a teraz mamy listopad? Dlaczego nie pozwolono mi wziąć produktów za 23 rubli, a tylko za 15. Wiem, że takich próśb złożono dziesięć. Wszystkim załatwiono pozytywnie i to w ciągu miesiąca, a mnie nie. Dlaczego mi nie pozwolono? Czy dlatego, że jestem księdzem? Jakie pretensje ma do mnie administracja? Czy ja gorzej pracuję od innych? Nie zgodzono się także na odwiedziny rodziny i znajomych w takim stopniu jak innych? Chciałbym, żebyście mi na te pytania uczciwie odpowiedzieli?

Dyrektor PTU za dobrą naukę dwa razy przedstawiał mnie do odznaczenia i jak dotąd, nigdy niczego nie otrzymałem. Również prezes SKK kilkakrotnie przedstawiał mnie do wyróżnienia. I za to spotyka mnie taka nagroda? Odpowiedzią było milczenie administracji. Jak ja mam to rozumieć? Na czym polega moja wina? Gdzie tu jest socjalistyczna sprawiedliwość?...

 

Jaka była reakcja na twoje ostro sformułowane pytania?

My nie mamy do was żadnych pretensji -- powiedzieli, a prokurator oświadczył, że rozpatrzy moje zażalenia i podejmie odpowiednie kroki.

Taka gadka prokuratora bardzo mnie zdenerwowała i powiedziałem: -- Wy rozstrzygniecie, ale nie na moją korzyść. Kiedy administracja coś chce ode mnie to ja, chociaż nie mam obowiązku, staram się solidnie wypełnić. Ale jak ja o coś proszę, to zalega wielkie milczenie.

-- Wam Bóg pomaga, Józefie Antonowiczu -- powiedział prokurator. Dlaczego wam jeszcze potrzebna jakaś pomoc? Pominąłem milczeniem tę ironiczną (a może nie) wypowiedź prokuratora i mówiłem dalej.

-- Ja nie proszę o coś niemożliwego czy sprzecznego z regulaminem, ale proszę o to, co mi się z więziennego prawa należy. Chcę tylko, by mnie traktowano tak jak i innych więźniów. Daje się więcej nawet tym, którzy gorzej pracują. Korespondencję też mi ograniczono. Bardzo surowo kontrolują moje listy. I to już trwa wiele miesięcy.

-- To już minęło -- powiedział ktoś z administracji. Teraz nie ma ograniczeń.

-- Niestety są. To dalej trwa. Napisałem pocztówkę po polsku i po niemiecku. Nigdzie jej nie chowałem. Leżała na otwartym miejscu, na oczach wszystkich. A jednak tych pocztówek nie wysłano. Dlaczego? Przecież nie było naruszenia prawa. Pocztówkę można było przeczytać. Zresztą i tak idzie przez cenzurę. Dla mnie znaczy to, że ja jestem winny bez winy. Z powodu tej pocztówki nie dano mi śniadania 8 czerwca.

 

Czy na twoje skargi ktoś zareagował?

Nikt. Tylko Kazanow postawił mi pytanie, dosyć dobrze sformułowane, co było rzadkością u tych aparatczyków.

-- Powiedzcie mi Józefie Antonowiczu, jak to jest, Bóg wszystko widzi i słyszy, wszystko może, wszystko wie zanim coś się stanie. Na przykład człowiek popełni przestępstwo i potem pójdzie do więzienia. Dlaczego Bóg go nie uprzedzi? Dlaczego Bóg milczy, gdy ludzie i całe narody dopuszczają się wielkich przestępstw?

-- Człowiekowi została dana możliwość dokonywania wyborów nawet takich, które są dla niego i innych szkodliwe, a nawet wręcz złe -- odpowiedziałem. W przeciwnym wypadku człowiek nie byłby wolny. A Bóg powołał człowieka do istnienia jako byt wolny. I nie cofa mu wolności nawet wtedy, kiedy człowiek postępuje nagannie -- źle. Ale nie pozbawił go drogowskazów, jakimi są przykazania Boże, a zwłaszcza przykazanie miłości Boga i bliźniego.

 

Jak zareagowali na twój wywód?

Postawieniem kolejnego pytania: "Jak uważasz Józef, czy mogliby nas przekonać duchowni, że Bóg istnieje, gdybyśmy np. przyszli do seminarium?"

Było to bardzo śmiesznie sformułowane pytanie, ale odpowiedziałem na nie z całą powagą: Wszystko zależy od otwarcia umysłu na prawdę. Jeżeli człowiek szuka prawdy, wszystko jest możliwe. Dla pewnych ludzi trudnością jest to, że przywykli od lat nazywać czarnym to, co jest białe i odwrotnie, co czarne -- białym. Takim ludziom jest bardzo trudno uwierzyć.

Wtedy Zampolit powiedział: "Jak można uwierzyć, skoro duchowni każą przyjąć to, co dla rozumu jest nie do przyjęcia. Jakaś stajenka, inkwizycja itp."

-- A czy w waszej partii nie ma ludzi, którzy wykrzywili zdrowe zasady socjalizmu? Czy nie ma w niej odstępców?

-- Szkoda, że wasi bracia tak często łamią konstytucję i to w imię wiary -- odgryzł się Zempolit.

-- A ile jest wypadków -- replikowałem -- opisanych w gazetach, że słudzy konstytucji, sądzą ludzi za nie popełnione winy, fabrykują dowody. Czemu oni to czynią? Czynią tylko po to, by uratować swój autorytet.

-- A was sprawiedliwie osądzili? -- zapytał prokurator?

-- Wedle prawa sprawiedliwie. Ale ze strony władz wiele jest niesprawiedliwości i przekraczania przepisów odnośnie do katolików. W Nowosybirsku nie chciano zarejestrować parafii przez 18 lat, a w Omsku prawie przez 30 lat. Powinni to zrobić w ciągu jednego miesiąca. Dlaczego oni łamali przepisy? Dlaczego z tego powodu nikt ich nie sądził?

 

Jaka była ich reakcja na twoje zarzuty?

Prokurator powiedział, że to było dawno i on nie wie, jak tam było i przeszedł do innej kwestii:

-- Czym Świdnicki będziesz się zajmował po wyjściu na wolność?

-- Będę dalej służył Bogu i ludziom tak, jak to robiłem do chwili aresztowania.

-- Władza będzie ciebie ograniczać.

-- Nie może. Za religijne poglądy i działalność religijną nie wolno sądzić. A jeżeli będą ograniczać i prześladować, będę się bronił, a nawet sądził.

-- Z kim checie się sądzić, z władzą radziecką?

-- Nie każdy urzędnik, to władza radziecka. A już na pewno nie jest nią ten, kto przekracza przepisy. Sądzić się z urzędnikami -- jeszcze nie zabroniono.

-- Wy Świdnicki, w swoim czasie poznaliście materializm dialektyczny. Czy nasze teorie ateistyczne w niczym nie przekonały was? Czy nadal wierzycie, że Bóg istnieje? -- przeszedł do innego tematu prokurator.

-- Nie. Teorie ateistyczne w niczym mnie nie przekonały, tym bardziej, że sposób ich prezentowania był tak naiwny, że wywoływał raczej śmiech. Dlatego nie dziwcie się, że nie tylko mnie. Innych także ten rodzaj prezentowania poglądów materialistycznych i ateistycznych nie jest w stanie przekonać. Jednym uchem się słucha, a drugim wylatuje. A poza tym, problem sprzeczności między nauką i wiarą, na którą bardzo często powołują się wasi prelegenci jest również śmieszny. Zarówno wiara jak i nauka, to dzieci jednego Boga. Jaka więc może być między nimi sprzeczność? To są dwie różne i komplementarne drogi poznania.

-- Dlaczego więc uczeni nie wierzą w Boga -- bronił teorii ateistycznej prokurator.

-- Tylko niektórzy uczeni, to ludzie niewierzący. Lista uczonych, którzy wierzą w istnienie Istoty Najwyższej, jest wielokrotnie dłuższa niż tych, których nazywamy ateistami. Zresztą wielcy uczeni, którzy mają trudności z wiarą, nigdy nie nazywają się ateistami i nigdy nie mówią, że Boga nie ma. Najczęściej mówią, że na ten temat trudno im coś powiedzieć.

 

Czy łagrowa "wierchuszka" spokojnie wysłuchała twoich wywodów?

Bardzo spokojnie.

 

Nie uważasz, że ich postawa, mimo iż to był łagier wyraźnie wskazywała, że nadeszły już nowe czasy? Kiedyś za taką wypowiedź czekałaby cię zsyłka do najcięższych robót w kopalni?

To prawda. Mimo, iż to był łagier i czasem było bardzo ciężko, to już nie była katownia, taka jak Wyspy Sołowieckie, jak Workuta, czy inne łagry śmierci. To rzeczywiście były inne czasy. A złośliwości "naczalstwa", w stosunku do tego, co przeżywali dawniej księża w łagrach, to była istna woda kolońska.

 

Jak dalej potoczyła się rozmowa?

Prokurator przeszedł do innego tematu.

-- Józefie Antonowiczu, my widzimy jak ty pracujesz. W zleconą ci pracę wkładasz całą energię. Gdy pracujesz na "pile" (w tartaku), to rozwijasz taką szybkość, że aż strach patrzeć. Dlatego wydaję rozporządzenie, by was przeniesiono na "jaszczyki" (pocztowe skrzynki). Tam będzie spokojniej i dalej od "grzechu", czyli od piły. Tam przy waszej energii można bardzo łatwo stracić ręce. Piła poleci po ręce i człowiek zostaje kaleką. To wszystko Józefie Antonwiczu. Ostatnie zdanie oznaczało, że rozmowa skończona i żadnych pytań już nie wolno zadawać.

-- Czy mogę już odejść? -- zapytałem po żołniersku?

-- Idź! -- odpowiedział Kazarmow.

-- Do "swidania" -- rzekłem i odwróciłem się o 180 stopni. Skierowałem się ku wyjściu, trzymając w ręku moją "zaczkę", wierną towarzyszkę moich trudnych dni.

Po wyjściu od "naczalstwa" poczułem się lepiej, jakbym zrzucił z siebie ciężkie brzemię. Porozmawialiśmy ze sobą jak "dusza z duszą". Oni nic nie ukrywali, ja też. Wyłożyłem im co myślałem o życiu w niewoli.

 

Czy po tej rozmowie, coś się zmieniło w ich podejściu nie tylko do ciebie, ale i innych więźniów?

Nic. Co do tego, nie miałem złudzeń. Oni pozostali takimi, jak byli. Zampolit -- Iwanow Konstantin, nie zmienił się ani na jotę. Nigdy się nie uśmiechał. Nigdy na nikogo nie zwrócił uwagi. Zamknięty, nieludzki. Idąc równo odmierzał kroki. Cała jego postawa mówiła: ja tu jestem najważniejszy -- ja tu rządzę! Na ludzi patrzył jak na automaty. Nikt też nie wiedział, co się w jego duszy dzieje. A może jej nie miał? To był człowiek sowieckiego systemu. Nie mniej jednak coś się zmieniało w systemie. Były to już czasy Czernienki i Gorbaczowa.

 

 
XII. ROZMOWY Z WŁADZAMI ŁAGIERNYMI XIV. ROZMOWY Z WŁADZAMI PRZED ARESZTOWANIEM


początek strony
© 1996-1997 Mateusz