Łagry -- za "Fatimę"
VII. W Tadżykistanie

 

 

W ten oto sposób znalazłem się w Kazachstanie. Kiedy zobaczyłem, ile tam katolików, i jak bardzo oni potrzebują księdza, miałem do siebie pretensje, że tak długo siedziałem w Żytomierzu.

 

Jak cię tam ludzie przyjęli?

Początkowo byli bardzo ostrożni i nieufni. Kleryk przywiózł mnie do ciotki owego księdza z Baranowicz i przedstawił jako księdza. Ona przez całą godzinę wypytywała mnie o różnych księży, chcąc sprawdzić, czy jestem rzeczywiście księdzem, a nie kimś nasłanym przez KGB. W końcu poszliśmy tam, gdzie oni się modlili. Patrzę, a tam jest ksiądz Kaszuba. Wtedy akurat rejestrowano tamtejszą parafię. On mi powiedział, żebym jechał dalej, bo jak się władze dowiedzą, że jest tu jakiś ksiądz "incognito", to mogą im zahamować rejestrację parafii. Udałem się wtedy do Karagandy, Ałma Aty i Frunze. Tereny te zamieszkiwali przede wszystkim Niemcy wysiedleni z Powołża. Byłem na Mszy świętej, ale do księdza nie chciałem iść, by KGB mnie nie zidentyfikowało. Gdy ludzie wyszli, ksiądz sam podszedł do mnie i powiedział, że akurat w Duszambe, w Tadżykistanie powstaje parafia i jest w końcowej fazie jej rejestracja. Dał mi adres i w ten sposób znalazłem się w Duszambe.

Ludzie przyjęli mnie bardzo serdecznie. Kupiliśmy zaraz dom niedaleko lotniska. Przez jakiś czas chodziłem na cmentarz, gdzie ludzie zbierali się przez wiele lat na modlitwę. Przez dwa tygodnie nie ujawniałem się jako ksiądz. Mszę świętą odprawiałem prywatnie w domu. W pewnym momencie ludzie powiedzieli władzy, że mają księdza i władze tymczasowo pozwoliły mi na pełnienie obowiązków duszpasterskich.

 

Od czego rozpocząłeś tam pracę?

Szybko się zorientowałem, że na Mszę świętą przychodzą tylko osoby starsze i trochę dzieci. Młodzieży nie było. Wobec tego zacząłem "drapać" Pana Boga, czyli modlić się w intencji młodzieży. Prosiłem, żeby chociaż jeden młody człowiek zjawił się na Mszy świętej. Po trzech miesiącach było już około pięćdziesięciu chłopców i dziewcząt. Zacząłem ich zbierać i katechizować. Całe to towarzystwo podzieliłem na dwie grupy: jedną z językiem niemieckim, drugą rosyjskim. Do tych grup posyłałem wszystkich nowych, którzy się zgłaszali. W ciągu roku rozważaliśmy Pismo święte. Wyjaśniałem, jak powstawały Księgi święte, a także komentowałem różne fragmenty tak ze Starego, jak i Nowego Testamentu. Na drugi rok rozpocząłem spotkania z baptystami. Chciałem, by moi młodzi katolicy zobaczyli, jak w praktyce wygląda aktywne chrześcijaństwo. I tak w ciągu następnego roku grupa ta wzrosła do trzystu młodych ludzi. Oni nie byli hermetyczni, ale wprowadzali w swoje środowisko wszystkich chętnych.

To było Duszambe. Później powstało jeszcze kilka innych grup, każda przeciętnie po dziesięć osób.

 

Co było dalej. Czy wciąż pozostawałeś pod ścisłym nadzorem KGB?

Oczywiście. Kagiebiści nie pozwalali mi wyjeżdżać poza Duszambe. Ale ja myślałem o tych katolikach, którzy mieszkali daleko od Duszambe. Pewnego dnia wpadłem na pomysł, żeby powiedzieć władzy, iż tam potajemnie jeżdżą księża uniccy i księża z Litwy, którzy nocami chrzczą, dają śluby i spowiadają. Nota bene zdarzało się to bardzo rzadko. Przeciętnie raz na rok, a czasem nawet rzadziej. Czy to jest korzystne dla władzy? -- pytałem naczalstwa. Uważam -- twierdziłem obłudnie (Boże przebacz), że lepiej będzie dla was, jeżeli pozwolicie na jawne duszpasterstwo. Wtedy będziecie wiedzieli, co się dzieje na danym terenie w zakresie religijności. Co dla was lepsze? Jawna czy "podpolna" działalność. Jeżeli pozwolicie, będę tam jeździł -- zaproponowałem. Pełnomocnik nie zgodził się na to. Wtedy zadzwoniłem do KGB i przedstawiłem sprawę. Po godzinnej rozmowie powiedzieli mi: -- Dobrze. Jedź tam. Ale masz nas informować o swojej pracy, a także o tym, co myślą ludzie. Powiedziałem: -- Dobrze. Ale będę to robił później, najpierw chcę poznać ludzi, a także muszę uważać, by się im nie narazić. Zacząłem jeździć z młodzieżą z Duszambe, którą rozsyłałem po wioskach, żeby zbierali młodzież. Oni katechizowali tak, jak umieli. Jeśli czego nie rozumieli lub powiedzieli nie tak jak trzeba, to ja przyjeżdżając tam, poprawiałem i wyjaśniałem. Młodzi przygotowali i grali tam przedstawienie o Męce Pańskiej. To piękne misterium wystawiliśmy nawet w kościele w Duszambe. Oczywiście zamknęliśmy kościół i rozstawiliśmy czujki, by ktoś nie doniósł do KGB o tym przedstawieniu

 

Jak radziłeś sobie z informacją, którą obiecałeś dostarczać KGB?

Przez długi czas, pod różnymi pretekstami odkładałem spotkanie z kagiebistami. Mówiłem, że jeszcze nie zapoznałem się wystarczająco z ludźmi, że obawiam się przecieków i podejrzeń. Oni też zbyt ostro nie naciskali. Chodziło im bowiem o to, żeby dzięki mojej obecności zahamować nastroje emigracyjne wśród Niemców. Niemcy bowiem masowo zgłaszali chęć wyjazdu do Niemiec. Do każdej parafii jeździłem przeciętnie raz w miesiącu. W ciągu niedzieli i tygodnia obsługiwałem trzy parafie.

 

Jakie to były odległości?

Parafia położona przy granicy z Afganistanem odległa była od Duszambe około 180 km. Pozostałe parafie przeciętnie -- około 140 km. Gdy chodzi o parafie nadgraniczne, to musiałem mieć przepustkę, ale jeździłem także bez przepustek.

W tym czasie zorganizowałem w tych parafiach nie tylko młodzież, ale także ludzi starszych. Zajmowali się oni przede wszystkim budową kościołów. Najpierw zbudowaliśmy kościół w Duszambe, a później jeszcze dwa inne. W planie mieliśmy budowę dalszych kościołów, ale nie wyszło.

 

Jakie podejmowałeś jeszcze działania duszpasterskie?

Rozpocząłem zdecydowaną walkę z pijaństwem. Zlikwidowałem pomieszczenia, gdzie pito alkohol. Zabroniłem picia wódki po pogrzebach, w czasie tzw. styp. Nie chodziłem też na pogrzeby, gdzie ludzie umierali bez spowiedzi z winy rodziny. Powiedziałem również, by rodzina zmarłego nie przychodziła do mnie do spowiedzi, jeżeli chory nie otrzymał z ich winy sakramentu namaszczenia. Z początku ludzie buntowali się, ale szybko ich przekonałem, że jeżeli ktoś poważnie zachorował trzeba księdza poprosić, by udzielił sakramentu namaszczenia. Przez dwa lata walczyłem z tym, by się przed sobą nie spowiadali, sami nie chrzcili dzieci i nie udzielali sobie sakramentu małżeństwa. I to osiągnąłem. Trzeba też powiedzieć, że dużą role odegrało tu pięć grup młodzieżowych i jedna grupa tercjarska. To był rodzaj dzisiejszego neokatechumenatu. Chłopców zmuszałem do pisania katechetycznych kazań, a następnie, by je wygłaszali po Mszy świętej. Przemawiały również kobiety. To było apostolstwo świeckich. Prosiłem młodzież i dorosłych, by przestali palić papierosy. Po czterech latach powiedziałem, że nie przyjmę do spowiedzi tego, który 30 dni wcześniej nie rzucił palenia. Z dwustu palących mężczyzn zostało tylko 15. Byli palacze jeszcze do dzisiaj bardzo mi dziękują za to, że ich oduczyłem palenia. Oparłem to wszystko na przykazaniu, nie zabijaj. Dowodziłem, że szkodzenie zdrowiu jest formą zabijania siebie. A Kościół to -- ministerstwo zdrowia. Byli tacy, którzy 50 lat palili i przestali. Z powodu mojego radykalizmu ludzie mnie krytykowali, ale nie ustępowałem. Pismo święte kazałem czytać w każdym domu. Wprowadziłem uroczyste bierzmowanie. To było święto dla nas wszystkich. Do bierzmowania wszyscy musieli znać na pamięć 13 rozdział z listu św. Pawła do Koryntian, wyliczyć wszystkie Księgi Starego i Nowego Testamentu. Musieli znać wszystkie dogmaty i święta katolickie, a także to, dlaczego prawosławni mają różny od nas kalendarz liturgiczny.

 

Widzę, że to było niższe seminarium.

Coś w tym rodzaju. Do bierzmowania, katechizując przygotowywałem ich przez cały rok.

 

Czy KGB nie przeszkadzało ci? Przecież nie dotrzymywałeś danego im słowa, że będziesz dostarczał wymaganych informacji?

Kagiebiści wzywali mnie prawie każdego tygodnia. Wzywali również na przesłuchanie ludzi. Mówili mi: Ty nie jesteś baptystą, dlaczego tak męczysz ludzi. Rzeczywiście, stawiałem im duże wymagania, ale chciałem, by przy braku księży ludzie sami potrafili sobie pomagać, gdy chodzi o wiedzę religijną i chrześcijańskie życie. Po każdej Mszy świętej wychodziłem na kościół i przez 20 minut rozmawiałem z ludźmi na tematy religijne. Zadawajcie mi pytania -- mówiłem -- a ja będę odpowiadał. Jeżeli nie będziecie pytali, to ja będę was pytał. Mówiłem im też to, co powiedział Chrystus: "Obyś był zimny albo gorący". Często nawiązywałem do tekstu Pisma świętego, który mówił, że jeśli nie odrodzicie się z Ducha Świętego, nie będziecie zbawieni.

Pościliśmy i modliliśmy się za tych, którzy nie chcieli rzucić palenia. Mówiłem nawet, że będę tak długo pościł, aż wszyscy rzucą palenie. -- Miej sumienie -- mówiły kobiety do mężów i synów -- bo ksiądz padnie przy ołtarzu. I tak każdego miesiąca, chyba przez pół roku pościłem po 10 dni.

Gdy zbliżał się Nowy Rok bardzo ich prosiłem, by wszyscy przyszli na Mszę świętą. Niestety, wiele z moich owieczek nie chciało Nowego Roku rozpocząć z Bogiem. Dlatego po Mszy świętej tak się modliłem: -- Panie Boże, gdy będzie zbliżał się następny Nowy Rok ześlij na mnie jakąś chorobę, bym nie mógł wstać z łóżka i odprawić w ten dzień Mszy świętej. Nie chcę bowiem widzieć, jak pusto jest w kościele i ludzie lekceważą Ciebie. Po moich słowach w kościele powstał płacz i jęk. -- Ojcze, nie mówcie tak -- błagali ludzie. -- My się poprawimy.

Również kiedy rozpoczynałem rekolekcje wielkopostne, to najpierw przepraszałem ludzi za moje niedociągnięcia jako duszpasterza. Obciążałem się odpowiedzialnością za grzechy parafian, mówiąc że to moja wina, jeśli ludzie nie najlepiej żyją. Obecni na Mszy świętej zaczęli szlochać i mówili: -- Ojcze nie uniżajcie się tak przed nami, to my jesteśmy winni.

 

Byłeś istnym terrorystą religijnym...

To prawda, księże, ale nie miałem innego wyboru. Trzeba pamiętać, że lata indoktrynacji ateistycznej, ośmieszania i deprecjonowania religii zrobiły swoje. Ludzie przestali na serio brać wymagania chrześcijańskie, odwykli od praktyk religijnych. Dlatego prawie wszystko trzeba było zaczynać od początku, zwłaszcza, gdy chodzi o młodzież i średnie pokolenie.

Kagiebistów bardzo to denerwowało. Powiedzieli mi, że nie pozwolą mi skończyć budowy rozpoczętych kościołów. My wiemy -- mówili -- że nocami zbierałeś młodzież. Nie przeszkadzaliśmy tobie. Przecież was informowałem zawsze, kiedy i dokąd wyjeżdżam -- replikowałem. Ale widzę, że wy wiecie więcej niż ja. Przypisujecie mi więcej niż zrobiłem. Zawsze odpowiadałem na wasze telefony. Zarzucali mi, że nie dotrzymałem danego słowa, że ich okręciłem dokoła palca, że swoje zrobiłem, a im nic nie "dałem". Zaczęli naciskać i grozić mi więzieniem, podobnie jak w Żytomierzu. Było coraz gorzej i gorzej. Wtedy pojechałem do prałata, księdza Michała Killera, ostatniego niemieckiego księdza, który ukończył saratowskie seminarium. Powiedziałem mu, że nie widzę możliwości dalszej pracy w Duszambe i chcę wyjechać z tej parafii. Ksiądz Killer zgodził się ze mną i radził wyjechać na Syberię. Tam było wiele ośrodków, gdzie żyli katolicy pozbawieni wszelkiej opieki duszpasterskiej. Na pewno będzie tam można utworzyć niejedną, a nawet kilka parafii -- mówił. Po powrocie do Duszambe powiedziałem ludziom, że wyjeżdżam. Był płacz i narzekanie. Ale na szczęście zjawił się tam młody ksiądz, który objął po mnie parafię i roztoczył nad ludźmi opiekę duszpasterską. Mogłem więc ze spokojnym sumieniem opuścić te parafię, w której pracowałem pięć lat.

Kończąc relację o mojej pracy w Duszambe, chcę jeszcze powiedzieć, że sprowadziłem tam siostry eucharystki. Zbudowaliśmy im klasztor i kaplicę. Marzyłem bowiem o tym, żeby stamtąd były powołania kapłańskie i zakonne. Kilka dziewcząt wstąpiło do eucharystek i innych zakonów. Kleryków się nie dochowałem, ale opiekowałem się klerykami z Ukrainy, którzy uczyli się w seminarium w Rydze, z myślą by mogli kiedyś przyjechać do pracy w Tadżykistanie.

 

 
VI. PRACA KAPŁAŃSKA NA UKRAINIE VIII. W NOWOSYBIRSKU


początek strony
© 1996-1997 Mateusz