CELIBAT |
|
Zamiast apologii może jedynie parę faktów. Zatem po pierwsze: Wydaje mi się po prostu faktem, że w zawodach wymagających szczególnego oddania się drugiemu człowiekowi procent ludzi nie związanych małżeństwem jest wyższy od przeciętnej. Sądzę, że nie jest rzeczą przypadku, iż spotyka się więcej niezamężnych pielęgniarek niż na przykład pracownic handlu. Zawód pielęgniarki z natury rzeczy polega na oddawaniu siebie drugim, toteż stosunkowo często zdarza się, że kobieta tak całkowicie oddaje się swym chorym, że niejako "zapomina" o małżeństwie. Czy odważyłby się Pan powiedzieć, że taki celibat zamyka na miłość? Z decyzją na celibat jest podobnie jak z decyzją na małżeństwo: powinna wypływać z miłości. A że nie zawsze tak jest? Że pierwsze zakochanie się w Bogu i potrzeba całkowitego oddawania się ludziom może księdzu czy pielęgniarce minąć? Przecież nie powie Pan, że małżeństwo jest wolne od takich niebezpieczeństw. Niestety, również w tym wypadku z celibatem jest podobnie jak z małżeństwem: może być udany lub nieudany. Po wtóre: Jestem zwolennikiem funkcjonalizmu socjologicznego. Jeśli obserwuję, że wielu ludzi doskonale realizuje się w celibacie, nie tylko wnoszę stąd, że celibat może być formą pełnienia miłości. Sądzę więcej: że społeczeństwo ma zapotrzebowanie na tego rodzaju bezżennych, podobnie jak ma zapotrzebowanie na dobre rodziny. Pierwszym naturalnym środowiskiem człowieka jest oczywiście rodzina, stąd życie małżeńskie jest w całym tego słowa znaczeniu powołaniem religijnym. W żadnym społeczeństwie nie brak jednak ludzi, których trzeba otoczyć opieką specjalną. Nie tylko o chorych tu chodzi. Szczególnej troski domagają się ludzie w taki czy inny sposób upośledzeni, zagrożeni demoralizacją, sieroty, samotni starcy; w każdym społeczeństwie potrzebni są ludzie oddani służbie na rzecz ludzkiej godności, szczególnie uwrażliwieni na prawdę, sprawiedliwość. Oczywiście, tysiące żonatych mężczyzn i zamężnych kobiet znalazło tutaj swoje powołanie i spełnia je z całym oddaniem i wiernością. Potwierdzają wówczas zasadę, że prawdziwa miłość rodzinna i małżeńska musi promieniować na zewnątrz. Niekiedy znów trudno im takie zaangażowanie zharmonizować z obowiązkami rodzinnymi. Nie można pomniejszać znaczenia żadnego z tych faktów. Sądzę jednak, że działają tu określone mechanizmy psychiczne i społeczne -- i duchowe -- iż właśnie w dziedzinach wymagających specjalnego poświęcenia spotykamy znaczną ilość osób bezżennych. Widocznie istnieje społeczne zapotrzebowanie na ludzi, dla których jedyną rodziną będzie sierociniec, dom poprawczy czy ci, którzy cierpią niesprawiedliwość. Po trzecie: Korzystam z tego, że Pan nie pytał o celibat księży, ale o celibat w ogóle, i poruszę jeszcze problem ludzi żyjących w celibacie przymusowym. Chodzi mi o ludzi samotnych, którzy z różnych względów nie założyli rodziny, mimo iż tego chcieli. Człowiek samotny nie musi być starym kawalerem czy starą panną. Staje się nim dopiero wówczas, kiedy żyje tylko dla siebie, bo nie odkrył swojego specyficznego powołania do miłości. Jest zapewne rzeczą trudną zaakceptować pozytywnie swą sytuację celibatu, jeśli się jej nie wybierało, ale przyniosły ją okoliczności zewnętrzne. Jednak od tego, czy znajdę teren, na którym jestem potrzebny innym i czynię dobro, zależy udana lub nieudana mojego życia. A tak nawiasem: Nie sądzę, aby Pan absolutyzował swoje twierdzenie, że celibat zamyka na miłość. Byłoby to szczególnie okrutne w odniesieniu do osób, które nie wybierały stanu bezżennego, ale nie mogły założyć rodziny w wyniku okoliczności losowych. "Celibat zamyka na miłość" znaczy bowiem: celibat skazuje na niezrealizowanie siebie. Fakt, że w stanie bezżennym może się plenić egoizm i dziwactwo, nie może na szczęście wymazać innego faktu: że dziesiątki tysięcy osób bezżennych wzniosło się na szczyty poświęcenia i ofiary albo "przynajmniej" przeszło po prostu przez życie, dobrze czyniąc.
|
Szukającym drogi: spis treści
|
początek strony (c) 1996-1998 Mateusz |