Poszukiwania w wierze
CZY KOŚCIOŁOWI WOLNO BYŁO USTANOWIĆ ŚWIĘTA BOŻEGO NARODZENIA?

 

Chciałbym poznać genezę świąt Bożego Narodzenia. Znajomy świadek Jehowy zarzuca bowiem, iż pierwotne chrześcijaństwo nie znało tych świąt. Zostały one ustanowione dopiero później, a ich data wiąże się ściśle z kultem "Sol invictus" -- słońca niezwyciężonego -- którego mityczne narodziny przypadały na dzień 25 grudnia.

W zarzucie Pańskiego znajomego ukryte są aż trzy przeświadczenia, które warto wydobyć i nazwać po imieniu. Po pierwsze, zarzut ten służy świadkom Jehowy w ich walce z prawdą o Bóstwie Chrystusa Pana. Toteż zanim zacznie Pan gruntowniej rozmawiać ze swoim znajomym na temat genezy świąt Bożego Narodzenia, może warto by przedtem pokazać mu, jak wielkim odejściem od Pisma Świętego jest odrzucenie prawdy o Boskości Chrystusa Pana. Tematowi temu poświęcony jest jeden z listów w książce Szukającym drogi.

Po wtóre, zarzut Pańskiego znajomego jest przejawem określonej historiozofii chrześcijaństwa, którą -- moim zdaniem wystarczy po prostu przedstawić, aby zobaczyć jej naiwność i fałszywość. Dzieje chrześcijaństwa, wedle tej historiozofii, to dzieje coraz to głębszego odchodzenia od nauki Pana Jezusa. Proces powrotu do nieomylnej nauki Bożej rozpoczął się jakoby dopiero w XVI wieku, od wystąpienia Marcina Lutra. a uwieńczony został powstaniem świadków Jehowy. Dlatego rozmówca, który w ten sposób patrzy na dzieje chrześcijaństwa -- jeśli w ogóle gotów jest respektować pozabiblijne świadectwa starochrześcijańskie -- z reguły domaga się, aby ograniczyć się do świadectw pochodzących z pierwszego, a najpóźniej drugiego wieku po Chrystusie. Świadectwa późniejsze skażone są już, jego zdaniem, duchem odstępstwa.

Otóż historiozofia taka jawnie kłóci się z wiarą, która w księgach Nowego Testamentu dostrzega nieomylne słowo Boże Zakłada bowiem -- ta historiozofia -- że albo Kościół jest dziełem czysto ludzkim (co się bezpośrednio sprzeciwia słowom Chrystusa Pana o jego ustanowieniu -- por. Mt 16,18), albo że Chrystus nie dotrzymał obietnicy, iż będzie ze swoim Kościołem "po wszystkie dni aż do skończenia świata".

Niech Pan zauważy, że ilekroć ktoś -- świadek Jehowy czy ktoś inny, przypisujący sobie samemu nieomylne rozumienie Biblii -- wypowiada się w duchu omawianej tu historiozofii, zawsze cechuje go nienawiść, a przynajmniej głęboka niechęć do Kościoła katolickiego. Ludzie tego pokroju odmawiają Kościołowi prawa do bycia organizmem żywym i każdy rozwój w jego doktrynie lub obrzędach piętnują jako odstępstwo od "czystej" nauki Nowego Testamentu -- zapominając o tym, iż właśnie Nowy Testament przedstawia Kościół jako żywe Ciało, które podlega różnorodnemu wzrostowi (por. Ef 4,11-16).

Ludzie ci, ażeby uzasadnić swoje przekonania, jakoby Kościół już w drugim, a najpóźniej w czwartym wieku dopuścił się odstępstwa, z zapałem wyszukują różne ciemne karty w jego historii -- i zupełnie nie liczą się dla nich nawet tak wielkie dowody duchowej płodności Kościoła, jak chrystianizacja całych narodów, oczywisty wzrost społecznej wrażliwości na ludzkie biedy i niesprawiedliwości, rozwój rozmaitych dzieł miłosierdzia, dostosowane do wciąż zmieniającej się mentalności, coraz to nowe zrywy odnowy duchowej, itd.

Gdyby więc Panu udało się zaczepkę przeciwko świętom Bożego Narodzenia wykorzystać do nawiązania rozmowy na temat jehowickiej historiozofii chrześcijaństwa albo chrystologii, może pomógłby Pan swojemu znajomemu w przekroczeniu błędów i jednostronności w jego rozumieniu Nowego Testamentu. Rzecz jasna, warunkiem sukcesu w takiej rozmowie jest zachowanie szczerej życzliwości dla rozmówcy oraz uznanie tego wszystkiego, co w podawanych przez niego argumentach jest rzetelne i zgodne z prawdą.

A teraz parę słów na temat początków święta Bożego Narodzenia. Według wszelkiego prawdopodobieństwa Kościół zaczął je obchodzić w pierwszej połowie IV wieku, rychło po uzyskaniu wolności. Mimo bogatych źródeł chrześcijańskich, pochodzących z tego okresu, nie sposób jednak ustalić jednoznacznie i definitywnie początków tego święta. To sprawiło, że problem ten przyciągał najwybitniejszych badaczy starożytności chrześcijańskiej. W odnośnym haśle Encyklopedii katolickiej znajdzie Pan wykaz najważniejszych prac na ten temat. W jednej z nich rzeczywiście postawiono hipotezę, że na święto Bożego Narodzenia został wybrany dzień 25 grudnia, aby schrystianizować w ten sposób wprowadzone przez cesarza Aureliana (270-275) pogańskie święto "narodzin niezwyciężonego słońca". Hipotezę tę sformułował w roku 1950 wybitny uczony niemiecki, Franz Dölger.

Zatem stoją przed nami dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego święto Bożego Narodzenia wprowadzono dopiero w wieku IV? Po wtóre, dlaczego wyznaczono je właśnie na 25 grudnia? Co do pierwszego pytania, to zwróciłbym uwagę raczej na to, że Kościół zaczął wprowadzać to święto aż tak wcześnie, niemal natychmiast po uzyskaniu wolności. W okresie prześladowań nie było warunków do ustanawiania świąt. Przecież naprawdę świąteczny charakter święto może uzyskać tylko tam, gdzie obchodzić je będzie przynajmniej znaczna część ludności. Na przykład we współczesnej Japonii -- nawet mimo to, że zarówno władze, jak ludność okazują chrześcijaństwu życzliwą neutralność -- Boże Narodzenie jest normalnym dniem pracy, a tamtejsi chrześcijanie mogą sobie organizować świętowanie jedynie w wymiarze prywatnym. Zatem wprowadzenie niemal natychmiast po ustaniu prześladowań nowego święta, nie mającego żadnych odpowiedników w tradycji starotestamentalnej, świadczy o tym, jak żywa musiała być świadomość ówczesnych chrześcijan, że tajemnica Wcielenia jest dla naszej wiary prawdą absolutnie fundamentalną.

Co do daty 25 grudnia, to wszelka rekonstrukcja motywów, dlaczego wybrano właśnie tę datę, musi liczyć się z dwoma następującymi faktami. Przede wszystkim jest to ten dzień po przesileniu zimowym, który rozpoczyna stopniowe wydłużanie się dnia. Dawne ludy, które odczuwały związek z przyrodą znacznie głębiej niż człowiek współczesny, dość często obchodziły jakieś swoje święta właśnie w tym okresie. W starożytnym Rzymie -- zanim jeszcze cesarz Aurelian ogłosił święto "narodzin niezwyciężonego słońca" -- obchodzono hałaśliwie i nie bez elementów wyuzdania tydzień Saturnalii (17-23 grudnia). Swoje święta w związku z zimowym przesileniem obchodzili ponadto Egipcjanie oraz syryjscy czciciele Baala (podobnie jak dawni Słowianie świętowali w okresie przesilenia letniego).

Drugi fakt to specyficzny krytycyzm ówczesnych chrześcijan wobec wszelkich nauk i obrzędów pogańskich. Mianowicie starożytni chrześcijanie nie poprzestawali na stanowczym odcięciu się od jakichkolwiek związków z religiami i kultami pogańskimi, ale dość często żywili przeświadczenie, jakoby demony wykradły różne cząstki prawdy Bożej i przewrotnie wprowadziły je w wypaczonej formie do religii pogańskich. Żeby nieco zrozumieć tę mentalność, warto przeczytać sobie na przykład rozdziały od 44. do 65. Apologii św. Justyna.

Wspomniałem wyżej o chrystianizacji święta pogańskiego. Wydaje się jednak, że pojęcie to -- tak zrozumiałe dla naszej mentalności -- było zupełnie obce chrześcijanom IV wieku. Oni raczej myśleli o odzyskaniu dla Chrystusa tego, co -- ich zdaniem -- zostało Mu bezprawnie skradzione przez demony i wprowadzone do religii pogańskich.

Bo czyż Chrystus nie jest Panem kosmosu? Przecież "wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone, On jest przed wszystkim i wszystko w Nim ma istnienie" (Kol 1,16n). Czyż prorok Malachiasz (M 13,20) nie zapowiadał Go jako "Słońca sprawiedliwości"? Czyż Ewangelista (J 1,9) nie nazywa Go "Światłością prawdziwą, która oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego"? Czyż starcowi Symeonowi (Łk 2,32) nie objawił się On jako "Światło na oświecenie narodów"? Czyż wreszcie On sam (J 8,12) nie mówił o sobie, że jest "Światłością świata i że kto idzie za Nim, nie będzie chodził w ciemności"? To przecież oczywiste -- myśleli zapewne ówcześni chrześcijanie -- że ten dzień, w którym sama natura zwraca nasze myśli ku zwycięstwu światła nad ciemnością, należy szczególnie do Chrystusa, który przyszedł do nas jako Światło, rozjaśniające ciemności ziemi (Iz 60,1-3) i wyzwalające ze śmierci duchowej (Ef 5,14).

Powtarzam: jest to tylko rekonstrukcja motywów, które zapewne zadecydowały o ustanowieniu dla święta Bożego Narodzenia daty 25 grudnia. Rekonstrukcja ta jednak jest dobrze osadzona w realiach tamtej epoki. Na uwagę zasługuje ponadto brak śladów jakiegokolwiek sprzeciwu wobec tego święta, kiedy było ono wprowadzane. Zapewne ówcześni chrześcijanie nie żywili żadnej wątpliwości co do tego, iż rzeczą słuszną jest zastąpić "sfałszowane przez demonów i śmiercionośne" święto pogańskie autentycznym i podobającym się Bogu świętem ku czci Chrystusa.

Słuszność powyższej rekonstrukcji potwierdza ostre przeciwstawianie przez Ojców Kościoła kultu chrześcijańskiego kultom pogańskim. "Naszym Słońcem sprawiedliwości jest Chrystus, Prawda [osobowa] -- powiada św. Augustyn w Objaśnieniu II Psalmu 25,3. -- Nie chodzi o to słońce, czczone przez pogan i manichejczyków, które oglądają nawet zwierzęta, ale o to Słońce, którego prawda oświeca naturę ludzką i które raduje aniołów".

Przypatrzmy się jeszcze, w jaki sposób, w swoim kazaniu na Boże Narodzenie, kontrastuje to święto ze świętowaniem pogańskim Grzegorz z Nazjanzu: "Uczcijmy to święto nie jarmarcznie, lecz bosko, nie na sposób świecki, lecz nadziemski, nie jako nasze, lecz jako Tego, który jest nasz, a raczej jako Tego, który jest Panem; nie jako święto słabości, lecz uzdrowienia. (...) Nie rozkoszujmy się hulankami i pijatykami (Rz 13,13). (...) Zostawmy to Hellenom i helleńskiemu przepychowi i obchodom! Oni nawet bogom przypisują cieszenie się zapachem ofiar i stosownie do tego czczą bóstwo brzuchem, źli złych demonów twórcy, kapłani i czciciele. My zaś, którzy czcimy Słowo -- jeśli trzeba nam czymś się rozkoszować rozkoszujmy się słowami proroków i Boskiego prawa, i dziejami zbawienia, a szczególnie Ewangelią, która jest podstawą dzisiejszej uroczystości. W ten sposób nasze rozkosze będą stosowne i godne Tego, który nas wezwał na ucztę".

Kazanie to zostało wygłoszone w roku 379 i jest najstarszym zachowanym kazaniem na Boże Narodzenie. Gorąco Pana namawiam do przeczytania go w całości1 -- przekona się Pan bezpośrednio, jak gruntownie niesłuszne są podejrzenia, czy przypadkiem treści religijne świąt Bożego Narodzenia nie były skażone jakimiś wpływami pogańskimi. Z tego samego względu warto przeczytać kazania na Boże Narodzenie, które wygłosił św. Augustyn. Zachowało się ich aż trzynaście.2

A teraz pora, żeby omówić trzecie fałszywe przeświadczenie, które ukryte jest w zarzucie Pańskiego znajomego przeciwko świętu Bożego Narodzenia. Mianowicie sądzi on, że ewentualne pogańskie koneksje jakiegoś obrzędu lub zwyczaju dezawuują ów obrzęd jako bezbożny i zasługujący na bezwzględne odrzucenie. Tak jakby piękno kwiatu lub urodzaj pszenicy mogły być przekreślone przez to, że rośliny te wyrosły na wstrętnym gnoju. Owszem, kiepskiemu rolnikowi zdarzy się czasem, że nawóz zniszczy uprawę, której miał służyć. Tak samo byłoby rzeczą godną najwyższego pożałowania, gdyby jakieś pogańskie pojęcia, obrzędy czy inne zwyczaje zdominowały przekaz wiary i ją przeinaczyły. Nie ma jednak nic niewłaściwego w tym, że wiara nasza -- jeśli tylko istotnie staramy się zachować pełną wierność nieomylnej i niezmiennej nauce Chrystusa Pana -- korzysta z wartości takiej czy innej kultury, a nawet religii.

Tego rodzaju asymilacja ma również miejsce w Piśmie Świętym i to wręcz często. Podam parę najbardziej znanych przykładów. Otóż w biblistyce jest rzeczą od dawna ustaloną, że na pojęcia, obrazy i obrzędy Starego Testamentu wywarła niemały wpływ religia ludów kananejskich, co zresztą w najmniejszym stopniu nie przeszkodziło Staremu Testamentowi odciąć się radykalnie od kananejskiego politeizmu, prostytucji sakralnej, ofiar z dzieci i tym podobnych obrzydliwości.3 Z kolei w nauce o aniołach Stary Testament korzysta z ujęć religii babilońskiej, w niczym im jednak nie ulegając, zaś Księga Koheleta inspiruje się -- ale w sposób całkowicie suwerenny ideami filozofii epikurejskiej. Apostoł Paweł cytuje pogańskich pisarzy Kleantesa i Aratosa (Dz 17,28) oraz Epimenidesa (Tt 1,12), a w jego listach odnajdujemy pojęcia zarówno platońskie, jak stoickie.4 Ewangelista Jan sięga po pojęcie "Logosu" do dzieł Filona z Aleksandrii, ażeby za jego pomocą przedstawić objawioną naukę o Słowie Przedwiecznym, która od koncepcji Filona różni się dokładnie tak, jak się różni niebo od ziemi. Natomiast Apostoł Juda cytuje apokryficzną Księgę Henocha oraz podaje szczegóły, pochodzące z apokryfu pt. Wniebowzięcie Mojżesza.

Przypuszczam, że Pański znajomy w ogóle nie zdaje sobie sprawy z tych faktów, bo trudno inaczej zrozumieć jego zgorszenie z tego powodu, że Kościół z obcych filozofii i religii stara się korzystać dokładnie tak, jak się tego nauczył z Pisma Świętego.

Na zakończenie radziłbym Panu jeszcze zapoznać się kiedyś z mądrą analizą zjawiska asymilacji obcych pojęć i obrzędów, przeprowadzoną przez kardynała Newmana.5 Zdolność do asymilacji -- rzecz jasna, do takiej asymilacji, która podporządkowana jest bez reszty nieomylnemu słowu Bożemu, a więc w niczym nie narusza tożsamości wiary chrześcijańskiej -- jest, zdaniem Newmana, znakiem żywotności Kościoła. Sprzeciw zaś wobec takiej asymilacji stanowi nieuchronnie zapowiedź duchowej jałowości, a w końcu śmierci.

Oto szczególnie ciekawe fragmenty wypowiedzi kardynała Newmana na ten temat: "Czym jest człowiek między zwierzętami, tym jest Kościół pośród szkół tego świata; a jak Adam nadawał nazwy zwierzętom dokoła siebie, tak i Kościół rozglądał się z początku dokoła, przeglądając i rozpatrując doktryny, jakie zastał. Zaczął to czynić w Chaldei, potem szukał pośród Kannanitów, zstąpił do Egiptu i przeszedł stąd do Arabii, aż wreszcie zatrzymał się na własnym gruncie. Spotkał następnie kupców z Tyru, mądrość Wschodu i przepych Saby. Przeszedł także do Babilonu i zawędrował do szkół Grecji. A gdziekolwiek się zjawił, czy to wśród cierpień, czy w triumfie, wszędzie był duchem żywotnym, myślą i głosem Najwyższego, <siedząc pośród doktorów, słuchając ich i zadając im pytania> (Łk 2,46), zgłaszając prawo do tego, cokolwiek powiedzieli słusznego, poprawiając ich błędy, uzupełniając braki, dopełniając to, co zaczęli, rozszerzając ich przewidywania -- i za pomocą tych środków stopniowo powiększając zasięg i oczyszczając treść swojej własnej nauki. (...)

Nie jesteśmy bynajmniej w kłopocie, gdy mówią nam, że doktryna o zastępach anielskich pochodzi z Babilonu, skoro wiemy, że aniołowie śpiewali przy narodzeniu Chrystusa; ani gdy mówią nam, że wizja Pośrednika znajduje się u Filona, jeżeli On właśnie najprawdziwiej umarł za nas na Kalwarii. Nie boimy się przyznać, że -- nawet po Jego przyjściu -- Kościół stanowi skarbnicę, która rozdaje stare i nowe skarby, wsypuje złoto wciąż świeżych dopływów do swego oczyszczającego ognia i która na swoim własnym złocie, w miarę wymagań czasu, wyciska coraz głębiej obraz swojego Mistrza. (...) Wierzymy, że Kościół jak laska Aarona pochłania węże czarowników, a jego doktryna nigdy nie może być wypaczona".

 

1 Św. Grzegorz z Nazjanzu, Mowy wybrane, Warszawa 1967, s. 415-424.
2 Św. Augustyn, Wybór mów, tłum. J. Jaworski, Warszawa 1973, s. 21-60.
3 Por. G. von Rad, Teologia Starego Testamentu, Warszawa 1986, s. 31nn (w przypisach wskazano na najważniejsze opracowania tej problematyki). Por. ponadto: B. Vawter, Spotkanie Izraela z narodami pogańskimi, w: Ewangelizacja -- dialog -- rozwój, red. Mariasusai Dhavamona, Warszawa 1986, s. 85--97; J. L'Hour, Lud Przymierza w spotkaniu narodów Izraela i Kanaanu, w: tamże, s. 98-107.
4 Por. artykuły: "Św. Paweł a platonizm" oraz "Św. Paweł a stoicyzm", w: E. Dąbrowski, Listy do Koryntian. Wstęp -- przekład z oryginału -- komentarz, Poznań 1965, s. 293-322.
5 J. H. Newman, O rozwoju doktryny chrześcijańskiej, Warszawa 1957, s. 371-398.

 

Poszukiwania w wierze: spis treści

 

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz