Poszukiwania w wierze
CZY W RÓŻNYCH RELIGIACH WYZNAWANY JEST TEN SAM BÓG?

 

"Mam zbyt wzniosłe pojęcie o Bogu, żeby uznać, że jest On osobą. Wyobrażać Go sobie jako osobę to czynić Go kimś na obraz i podobieństwo człowieka. A przecież nie powinno się przypisywać Bogu naszych ludzkich ograniczeń. Można dopuścić osobowe wyobrażenia Boga u ludzi prostych oraz u początkujących na drodze wiary. Ale ludzie religijnie zaawansowani winni z takimi wyobrażeniami zerwać".

Kiedy człowiekowi, który głosi te poglądy, zwróciłam uwagę na to, że takiego Boga nie sposób kochać ani się do Niego modlić, odpowiedział, że naiwnością jest sądzić, iż Bóg słyszy i rozróżnia każdą z milionów i miliardów modlitw, jakie ludzie codziennie do Niego zanoszą.

Najpierw zastanówmy się, co kryje się za poglądem, że to mało ważne, jak kto wierzy w Boga. Trudno nie zauważyć, że jest to podana w białych rękawiczkach, skrajnie pesymistyczna teza, jakoby prawda o Bogu była dla nas zupełnie niedostępna. Otóż tezy tej do tego stopnia nie da się pogodzić z wiarą chrześcijańską, że trzeba wybrać: albo jestem wyznawcą tej tezy, albo jestem chrześcijaninem; albo sądzę, że o Bogu niczego pewnego wiedzieć nie można, albo wierzę, że Bóg naprawdę objawił się w Jezusie Chrystusie.

Pogląd, że to wszystko jedno, jak kto wierzy w Boga, chyba po raz pierwszy w dziejach został sformułowany osiemnaście wieków temu. Wyrósł on ze zdumienia pogan, iż chrześcijanie gotowi są raczej dać się zabić, niż wziąć udział, choćby tylko formalnie, w kulcie ich bogów. Przecież -- krytykował chrześcijan za tę postawę Celsus, żyjący w II wieku po Chr. bardzo inteligentny i wnikliwy polemista antychrześcijański -- "nie ma żadnej różnicy, czy nazwiemy Boga Zeusem, jak robią Grecy, czy nadamy Mu inne imię, używane przez Egipcjan albo mieszkańców Indii".

Wypowiedź Celsusa cytuje Orygenes w swoim niezwykle cennym dziele, które poświęcił w całości polemice z tym filozofem. Jakżeż -- odpowiada Orygenes -- moglibyśmy się zgodzić na utożsamienie Boga prawdziwego z Zeusem, skoro z postacią tego greckiego boga związane są różne uwłaczające Bogu prawdziwemu opowieści mityczne? Bóg prawdziwy jest zupełnie inny niż Zeus i zupełnie inne są Jego obyczaje!

"Z imieniem Zeusa kojarzy się od razu syn Kronosa i Rei, mąż Hery, brat Posejdona, ojciec Ateny i Artemidy, uwodziciel własnej córki Persefony. (...) Toż to wielka samowola nadać komuś imię Zeusa, a równocześnie głosić, że nie jest on synem Kronosa i Rei. (...) Tymi argumentami będziemy bronić chrześcijan, którzy wolą ponieść śmierć, niż nazwać Boga imieniem Zeusa albo nadać Mu imię wywodzące się z innego języka. Chrześcijanie nazywają Go albo w sposób nieokreślony Bogiem, albo też do tej nazwy dodają: Stworzyciel wszystkich rzeczy, który stworzył niebo i ziemię i który posłał do ludzi określonych mędrców" (Przeciw Celsusowi 1,25).

Jak widzimy, Orygenes wykazuje tu podobną stanowczość, z jaką pogański kult bogów odrzucany był zarówno w Starym Testamencie, jak przez Apostołów. "Wszyscy bogowie pogan to ułuda, a Pan uczynił niebiosa" -- powiada starotestamentalny mędrzec (1 Krn 16,26). Przyłączając się do tej tezy, Apostoł Paweł idzie krok dalej, twierdzi mianowicie, że w kulcie pogańskim ludzie oddają cześć demonom: "Wiemy dobrze, że nie ma na świecie ani żadnych bożków, ani żadnego boga prócz Boga jedynego. A choćby byli na niebie i na ziemi tak zwani bogowie -- jest zresztą mnóstwo takich bogów i panów -- dla nas istnieje tylko jeden Bóg, Ojciec, od którego wszystko pochodzi i dla którego my istniejemy, oraz jeden Pan, Jezus Chrystus, przez którego wszystko się stało i dzięki któremu także my jesteśmy. (...) Czy sam bożek jest czymś? Ależ właśnie to, co ofiarują poganie, demonom składają w ofierze, nie Bogu" (1 Kor 8,4-6; 10,19n).

Odrzucając stanowczo wszelkie bałwochwalstwo, Apostoł Paweł głosi zarazem, że poganie zdolni są przecież rozpoznać Boga prawdziwego i oddawać Mu cześć: "To bowiem, co o Bogu można poznać, jawne jest wśród nich, gdyż Bóg im to ujawnił. Albowiem od stworzenia świata niewidzialne Jego przymioty, wiekuista Jego potęga oraz bóstwo, stają się widzialne dla umysłu przez Jego dzieła" (Rz 1,19n). Jeśli mimo to poganie czczą bożków, dzieje się tak wskutek ich grzechów, które odbierają im zdolność orientacji w sprawach ostatecznych: "przez nieprawość nakładają oni prawdzie pęta" (Rz 1,18). W rezultacie, "prawdę Bożą przemienili oni w kłamstwo i stworzeniu oddawali cześć i służyli jemu, zamiast służyć Stwórcy" (Rz 1,25).

W Dziejach Apostolskich opisane jest konkretne spotkanie Pawła z poganami, w którym Apostoł odwołuje się do tej właściwej każdemu człowiekowi zdolności poznania Boga. "Oglądając wasze świętości jedną po drugiej -- przemawiał Paweł na Areopagu -- znalazłem też ołtarz z napisem: <Nieznanemu Bogu>. Ja wam głoszę to, co czcicie, nie znając" (Dz 17,23). Następnie Apostoł podkreśla dwie cechy prawdziwego Boga, których brak pogańskim bożkom: jest On Stwórcą i Panem nieba i ziemi oraz w niczym nie jest zależny od nas ani od naszego kultu.

Zatem również poganie mogą jakoś poznać prawdziwego Boga. Jednakże, jak napisał pod sam koniec II wieku Tertulian, "poznają Go tylko z daleka, a nie z bliska" (O widowiskach 2). Toteż nigdy nie jest tak, żeby nie potrzebowali już Ewangelii. Przecież dopiero przez Jezusa Chrystusa możemy zbliżyć się do Boga jako do naszego Ojca, który ogarnia nas swoim Duchem Świętym, abyśmy się stali braćmi Jednorodzonego Syna Bożego i Jego dziećmi. Dopiero takie poznanie Boga dokonuje w nas zbawienia to znaczy przemienia nas i oczyszcza z naszych grzechów. To właśnie o tym poznaniu mówił Pan Jezus: "Nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić" (Mt 11,27).

Wszystkie te trzy prawdy biblijne ostatni sobór poddał pogłębionej refleksji. Przypomniał nawet o niebezpieczeństwie bałwochwalstwa, chociaż jego sakralne odmiany prawie już zanikły. "Nieraz jednak ludzie, zwiedzeni przez Złego -- tu sobór powtarza całe frazy z Listu do Rzymian -- znikczemnieli w myślach swoich i prawdę Bożą zamienili w kłamstwo, służąc raczej stworzeniu niż Stworzycielowi, albo też, żyjąc i umierając na tym świecie bez Boga, narażeni są na rozpacz ostateczną" (KK 16). Szczególnie zaś widoczna postać współczesnego bałwochwalstwa polega na tym, że "wielu ludzi, przeceniając postęp nauk przyrodniczych i technicznych, skłania się do bałwochwalczej poniekąd czci rzeczy doczesnych, stając się raczej ich sługami niż panami" (DA 7).

Gruntownego odnowienia doczekała się na ostatnim soborze nauka objawiona, że prawda Słowa Bożego "oświeca każdego człowieka na ten świat przychodzącego" (J 1,9). "Od pradawnych czasów aż do naszej epoki -- czytamy w Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich -- znajdujemy u różnych narodów jakieś rozpoznanie owej tajemniczej mocy, która obecna jest w biegu spraw świata i wydarzeniach ludzkiego życia; nieraz wręcz uznanie Najwyższego Bóstwa lub nawet Ojca".

Sobór przypomina ponadto, że poganami nie są Żydzi: wyznają oni Boga prawdziwego, który objawił się przez Abrahama, Mojżesza i proroków. Nawet o muzułmanach nie da się po prostu powiedzieć, że są poganami, gdyż przechowują oni wiarę Abrahama i w tej wierze "oddają cześć Jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu Stwórcy nieba i ziemi" (DRN 3).

Wzywając do szacunku wobec różnych religii i wobec wszystkiego, co jest w nich prawdziwe, sobór zarazem stanowczo odcina się od fałszywej tezy, jakoby wszystkie religie były sobie równe. Przestalibyśmy być chrześcijanami, gdybyśmy się wyparli naszej wiary, że dopiero w Jezusie Chrystusie człowiek może otrzymać pełny przystęp do Przedwiecznego Ojca. Toteż nawet we wspomnianym dokumencie o religiach niechrześcijańskich sobór nie próbuje dyskretnie przemilczeć tego, że Kościół z natury swojej czuje się misyjny i chciałby się dzielić wiarą w Chrystusa ze wszystkimi: "Kościół katolicki nie odrzuca nic z tego, co w owych religiach jest prawdziwe i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak mają w sobie promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi. Głosi jednak i obowiązany jest głosić bez przerwy Chrystusa, który jest Drogą, Prawdą i Życiem, w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym Bóg wszystko z sobą pojednał" (DRN 2).

Musimy jednak zrozumieć, że wyznawcy innych religii czują się nieraz zagrożeni tą naszą postawą. Niekiedy wprost posądzają nas o to, że deklarowany przez nas szacunek dla innych religii jest podstępem i ma znaczenie czysto taktyczne. Tym więcej powinniśmy się troszczyć o to, żeby nasz szacunek dla prawdy i dobra u innych był rzetelny. A również o to, żeby do wiary w Chrystusa zapraszać rzetelnie, odcinając się od wszelkiej manipulacji, podstępu czy wykorzystywania jakiejkolwiek swojej wyższości. Po prostu duch misyjny przemieniłby się w ducha czysto ziemskiej propagandy, gdybyśmy chcieli przyciągać ludzi do Chrystusa za pomocą środków moralnie wątpliwych.

Warto jeszcze wspomnieć o spojrzeniu, które dopiero w naszym pokoleniu zaczyna się rozpowszechniać: że dla niektórych wyznawców religii niechrześcijańskich droga do Chrystusa może iść poprzez coraz większe wgłębianie się w te światła Boże, jakie już teraz w tych religiach się znajdują. Ufam, że spojrzenie to płynie z Ducha Świętego, choć z pewnością łatwo je przemienić w efektowną, lecz zwodniczą formułę która może skutecznie niszczyć w nas ducha misyjnego. W każdym razie bardzo prawdziwe wydaje mi się to, co powiedziała na ten temat Matka Teresa z Kalkuty w swoim wywiadzie z 4 grudnia 1989 roku dla nowojorskiego czasopisma Time (podaję za "Biuletynem Specjalnym" z 16 grudnia):

"-- Co Matka sądzi o hinduizmie?
-- Kocham wszystkie religie, ale jestem zakochana w swojej własnej.
-- Ale powinni oni kochać także Jezusa?
-- Oczywiście. Jeśli pragną pokoju, jeśli pragną radości, niech znajdą Jezusa. Jeśli ludzie stają się lepszymi hinduistami, lepszymi muzułmanami, lepszymi buddystami, rośnie tam coś jeszcze. Zbliżają się coraz bardziej i bardziej do Boga. Kiedy się zbliżają, muszą wybierać".

Co do modlitw w Asyżu, o które Pan pyta, wystarczy zwrócić uwagę na to, że nie były one zanoszone wspólnie, ale każda z grup religijnych modliła się we własnej wspólnocie i zgodnie z własnymi przekonaniami i tradycjami. Natomiast Jan Paweł II starannie podkreślił w swoim przemówieniu tożsamość religijną swoją własną i swoich współwyznawców. Zresztą niech Pan sam to osądzi:

"Pragnę wyrazić -- mówił wtedy papież -- moje uczucia jako brat i przyjaciel, ale także jako ten, który wierzy w Jezusa Chrystusa i w Kościół katolicki, i który jest pierwszym świadkiem wiary w Niego. (...) Wyznaję, że podobnie jak wszyscy chrześcijanie jestem przekonany, iż w Jezusie Chrystusie, Zbawicielu wszystkich, znajduje się prawdziwy pokój, <pokój tym, którzy są daleko i pokój tym, którzy są blisko> (Ef 2,17). (...) To moja wiara sprawiła, że w duchu głębokiej miłości i szacunku zwróciłem się do was, przedstawiciele Kościołów chrześcijańskich, Wspólnot kościelnych i Religii świata. (...) Forma i treść naszych modlitw są bardzo różne i nie ma mowy o tym, by je sprowadzać do wspólnego mianownika. Ale w tym zróżnicowaniu może odkryliśmy na nowo, że -- jeśli chodzi o problem pokoju i jego związek z zaangażowaniem religijnym -- jest jednak coś, co nas łączy. (...) Ja zaś pokornie powtarzam to, o czym jestem przekonany: pokój nosi imię Jezusa Chrystusa".

 

Poszukiwania w wierze: spis treści

 

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz