ZMARTWYCHWSTANIE CIAŁ |
|
Do refleksji nad Pańskim pytaniem potrzebne mi jest bodaj prowizoryczne określenie, kto to jest chrześcijanin; od tego więc zacznę. Otóż chrześcijaninem nazywam każdego, kto wierzy, że Jezus Chrystus jest przedwiecznym Synem Bożym, który dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, a przez swoją śmierć na krzyżu i zmartwychwstanie otworzył wszystkim ludziom możliwość wyzwolenia z grzechów oraz pełnego pojednania z Bogiem. Wierzyć zaś w Jezusa Chrystusa to znaczy szukać Go i znajdować jako Kogoś Żywego, jako Syna Bożego i Zbawiciela. Sądzę, że nie jest jeszcze chrześcijaninem człowiek, dla którego Chrystus jest jedynie symbolem pięknej postawy religijnej i moralnej. Nawet jeśli w jego życiu wewnętrznym obrazy i nauki ewangeliczne stanowią ważny punkt odniesienia. Chrześcijaninem jest się dopiero wtedy, kiedy jest się w realnej łączności z żywym Synem Bożym albo kiedy się przynajmniej jej pragnie. Mam na myśli, naturalnie, tę łączność, która zaczyna się przez chrzest, a wyraża w modlitwie, w słuchaniu nauki Chrystusa jako słowa Bożego, w korzystaniu z sakramentu Jego miłosierdzia, w spożywaniu Jego Ciała. Otóż pytania o Chrystusa, o Jego czyny i naukę, można stawiać zarówno z pozycji chrześcijanina, jak ze stanowiska pozachrześcijańskiego. Na przykład nad nauką Pana Jezusa o nierozerwalności małżeństwa zupełnie inaczej będzie się zastanawiał ktoś, kto widzi w niej naprawdę słowo Boże, niż ktoś, dla kogo Chrystus jest tylko jednym z wielkich mędrców i proroków ludzkości. Przekazy o cudach zupełnie inaczej odbiera religioznawca, który zawiesza sąd na temat ich prawdziwości, a interesuje go jedynie wewnętrzna treść, zawierająca się w przekazie; zupełnie inaczej zaś chrześcijanin, dla którego cuda Chrystusa są objawieniem Jego mocy zbawczej i obietnicą tej mocy, z którą Syn Boży chce przychodzić do każdego z nas. Również pytanie o zmartwychwstanie ciał można postawić zarówno z pozycji chrześcijanina, jak niechrześcijanina. Jeśli naprawdę wierzę, że Chrystus jest Synem Bożym, to interesuje mnie przede wszystkim to, czy Chrystus rzeczywiście głosił przyszłe chwalebne zmartwychwstanie. Bo jeśli tak, to Syn Boży z całą pewnością lepiej ode mnie wie, czy jest ono możliwe. Otóż nie ma wątpliwości co do tego, że Chrystus nauczał o zmartwychwstaniu: "Nadchodzi godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, posłyszą głos Jego, a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia, a ci, którzy złe czyny pełnili, na zmartwychwstanie sądu" (J 5,28n). Kiedyś znów "przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania" (Mt 22,23), z wymyśloną przez siebie sytuacją, mającą na celu ośmieszenie tej prawdy, "Jezus im odpowiedział: <Jesteście w błędzie, bo nie znacie Pisma ani mocy Bożej>" (Mt 22,29). Zauważmy dwa argumenty, które znajdują się w tej odpowiedzi. Po pierwsze, "nie znacie Pisma", w którym Bóg zapowiada zmartwychwstanie; po wtóre, "ani mocy Bożej", której nic nie jest w stanie ograniczyć. Jeśli zatem Bóg powiedział, że zmartwychwstaniemy, a Bóg jest wszechmocny, więc na pewno zmartwychwstaniemy. Pyta Pan, czy to wielki grzech, kiedy człowiekowi trudno uwierzyć w zmartwychwstanie ciał. Myślę, że pojawienie się takich trudności może stanowić dwojaką szansę dla naszej wiary. Po pierwsze, trudności z uwierzeniem w taką czy inną część nauki Pana Jezusa przeszkadzają naszej wierze w Niego jako w Syna Bożego osiąść na gołosłowności. Każdą bowiem z takich trudności przenika następujące pytanie: Czy ty naprawdę wierzysz w Chrystusa, Syna Bożego? Niezależnie od tego, czy człowiek, doświadczający trudności, uświadamia sobie ten ich wymiar czy nie. W Ewangelii św. Jana opisana jest sytuacja, kiedy trudności z uwierzeniem w prawdę równie niepojętą jak zmartwychwstanie, mianowicie w prawdę o Eucharystii, w jednych ujawniły niewiarę, w innych umocniły i pogłębiły wiarę. A było to tak. Szedł za Chrystusem wielki tłum. Wydawało się, że wszyscy bez wyjątku uwierzyli w Niego i chcą być Jego uczniami i naśladowcami. Wówczas Jezus zaczął nauczać: "Jeśli nie będziecie spożywać Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieć życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem" (J 6,53--55). Słowa te obruszyły wielu słuchaczy: "Odtąd wielu uczniów Jego odpadło i już z Nim nie chodziło" (J 6,66). Odejście uczniów nie mogło oczywiście Pana Jezusa przymusić do złagodzenia swojej nauki, bo jest ona prawdą na życie wieczne. Toteż dla potwierdzenia, że prawdę o Eucharystii na leży rozumieć z całą dosłownością, zwraca się do Dwunastu, którym zapewne również nie było łatwo uwierzyć w prawdę tak przekraczającą nasze zwykłe doświadczenie: "<Czyż i wy chcecie odejść?> Odpowiedział Mu Szymon Piotr: <Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga>" (J 6,67-69). Była to więc jedna z tych sytuacji, które będą się zdarzały aż do końca świata, a które zapowiadał starzec Symeon: "Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu" (Łk 2,34). W jednych, którzy nawet sami sobie wydawali się wierzącymi, trudne słowo Chrystusa odsłoniło niewiarę, innych zaś zmobilizowało do tym większego zawierzenia. Zatem jeśli trudności z uwierzeniem w zmartwychwstanie nazywam szansą, to w tym oczywiście sensie, że mogą nam one pomóc w przezwyciężeniu różnych niedomówień w naszej wierze. Są one wezwaniem do powiedzenia bezwarunkowego "tak" Chrystusowi: Wierzę, Panie, że Ty naprawdę jesteś Synem Bożym i Zbawcą. Druga szansa dla naszej wiary, która kryje się w trudnościach z uwierzeniem w zmartwychwstanie, wydaje się szczególnie godna uwagi. Mianowicie jeśli komuś trudno uwierzyć w przyszłe zmartwychwstanie, niech spróbuje uwrażliwiać się na moc Bożą, która przemienia człowieka -- również naszą cielesność -- już dzisiaj. Przecież już teraz człowiek może zaznać transcendencji wobec wszelkiego zła, które usiłuje nas sobie podporządkować. Już teraz nasze dzieci mogą mieć czystych rodziców, a ciałami naszymi nie muszą rządzić nerwy ani namiętności, ale rozum i pokój Boży. Już teraz człowiek może być coraz mniej podatny na manipulację i uprzedmiotowienie i coraz bardziej odzyskiwać swoją osobową podmiotowość. Już teraz rany naszych grzechów Chrystus Zbawca chce cudownie przemieniać w znaki, wzywające do ofiarnej miłości. Już teraz nasze ciała mogą częściowo się cieszyć swoją pierwotną, przez Stwórcę zamierzoną, celowością: same będąc świątyniami Ducha Świętego, mają przecież wyrażać i objawiać przepełnioną Bogiem duszę. Kto tego wszystkiego doświadcza -- bodaj trochę, choćby tylko przeczuciem i pragnieniem -- zobaczy ważność nauki o zmartwychwstaniu ostatecznym w wewnętrznej logice wiary chrześcijańskiej. Zrozumie też nieco głębiej, dlaczego Chrystus do zmartwychwstania szedł przez krzyż. Nie sposób przecież uzyskać owej antycypacji zmartwychwstania, o której mówiliśmy przed chwilą, bez wejścia razem z Chrystusem na drogę krzyżową. Przecież zanurzeni jesteśmy w śmierci. Wejście w wymiar zmartwychwstania wymaga przekraczania granic śmierci, wyznaczonych przez siły zła i bezwładu. Przekraczanie tych granic -- rzecz jasna -- boli, jest krzyżem. Toteż kiedy przychodzą na nas myśli, że zmartwychwstanie ciał jest jakieś takie nieprawdopodobne, pytajmy nie tylko o to, czy ja naprawdę wierzę w Chrystusa, Syna Bożego. Zatrwóżmy się ponadto, że może o wiele za mało, niż dzięki łasce Bożej byłoby to już dziś możliwe, jestem przemieniony mocą Zmartwychwstałego Zbawiciela. Może lękam się trudu bardziej skutecznych ataków na granice śmierci, którymi jestem oddzielony od Boga? I wzmóżmy naszą duchową pracę. A jednocześnie tym bardziej liczmy na miłosierdzie Tego, który za nas umarł na krzyżu i jako Pierworodny spośród umarłych chce nas wprowadzić w rzeczywistość transcendentną wobec zła i śmierci.
|
Pytania nieobojętne: spis treści
|
początek strony (c) 1996-1998 Mateusz |