STRACHY WIELKIE I MAŁE |
|
Pozwoliłem sobie znacznie skrócić długi list, jaki od Pani otrzymałem, ale myślę, że w tym skrócie nie pominąłem niczego istotnego. Powiem Pani szczerze, że pierwszą rzeczą, jaką bym zrobił, gdyby Pani przyszła do mnie osobiście z tym swoim nieszczęściem, to zacząłbym się serdecznie i z wielką dla Pani życzliwością śmiać. Bo jest Pani następnym żywym dowodem na to, jak głęboko prawdziwe są słowa Pisma Świętego, że kiedy człowiek zapomni o bojaźni Bożej, w przerażenie będzie go wpędzał nawet szmer unoszonego wiatrem liścia i będzie uciekał, i się przewracał nawet wtedy, gdy go nikt nie będzie ścigał (Kpł 26,36n). To, co się z Panią stało, widzę następująco: Jest Pani katoliczką, ale wiara jest w Pani zbyt słaba, żeby ogarniać całe życie. W każdym razie zbyt mało jeszcze wie Pani z własnego doświadczenia, jak bardzo można poczuć się bezpiecznym w ramionach Bożej Opatrzności. Mam na myśli ten stan ducha, o którym tak często śpiewamy:
Otóż kiedy nie dostaje człowiekowi wiary, nie trzeba się dziwić, że drzemią w nim różne lęki, mniej lub więcej uzasadnione, a nawet całkiem bezzasadne. Zazwyczaj lęki te pchają do przerostu zachowań samozachowawczych. Na przykład kogoś do tego stopnia może ogarnąć lęk o własną sytuację materialną, że dla osiągnięcia korzyści lub uniknięcia szkody gotów jest skrzywdzić bliźniego lub w inny sposób podeptać Boże przykazanie. Czasem tylko dzięki korzystnemu zbiegowi okoliczności człowiek przekonuje się, jak niemądre i małoduszne były jego lęki. Na przykład małżonkowie strasznie bali się następnej ciąży, a potem mają najwięcej pociechy właśnie z tego dziecka, którego początkowo nie chcieli. Nieraz ludzie noszą w sobie lęki nie sprecyzowane, które jakby czekają na sposobność ujawnienia się w jakiś konkretny sposób. Potem człowiek sam nie rozumie, jak to się dzieje, że pewnego dnia pojawia się w nim i stopniowo przemienia wręcz w obsesję jakiś irracjonalny lęk przed rakiem lub przed sklerozą, albo przed złodziejami, albo przed jakąś katastrofą kosmiczną, chorobliwy lęk, że coś złego może się stać moim dzieciom lub współmałżonkowi itp. Panią opanowały lęki urojone. Nie doszukiwałbym się u ich źródeł żadnych nadzwyczajnych mocy diabelskich, jak to podpowiadali Pani zielonoświątkowcy (a swoją drogą, co z Pani za katoliczka, że z taką łatwością szuka Pani duchowej pomocy poza Kościołem, i to w wyznaniu znanym z szerzenia wrogości wobec Kościoła katolickiego). Nie znaczy to, że w ogóle neguję wpływ diabła na tę sytuację, w której się Pani znalazła. Wierzę, że diabeł realnie działa wszędzie tam, gdzie dzieje się grzech. Pani zaś zgrzeszyła dwojako. Choćby tylko dla zabawy, ale rozpoczęła jednak Pani aktywne zainteresowanie wróżbami, a tego chrześcijaninowi nie godzi się czynić. Przede wszystkim jednak grzech Pani polega na braku zaufania Bogu. Odnoszę wrażenie -- cieszyłbym się, gdyby okazało się ono mylne -- że Pani nawet nie próbowała zawierzyć się Bogu całkowicie i do końca. Mechanizm lęku prawdopodobnie rozpoczął w Pani swoje działanie w momencie, kiedy Pani własny lęk -- może nawet wówczas jeszcze nie uświadomiony -- znalazł wzmocnienie w lęku, jakiemu tak niesłusznie uległa Pani matka. Pomyślała sobie zabobonnie, że lepiej licha nie drażnić i bardzo nierozsądnie namówiła Panią do napisania listu do tego wróżbity. On od razu zrozumiał, że Pani się go boi, toteż postanowił Panią jeszcze więcej postraszyć -- w nadziei, że uda mu się na Pani nieźle zarobić. Wprawdzie nic nie zarobił, ale dokonał w Pani takiego wzmocnienia lęku, że nie tylko mechanizm lęku napędza się teraz sam, ale kręci się coraz szybciej i może doprowadzić nawet do choroby psychicznej. Już nie tylko lęk przed koszmarnymi snami spowodował to, że praktycznie tylko takie sny Pani teraz miewa, ale zaczęła już Pani "doświadczać" na jawie złej mocy owego wróżbity -- dokładnie tak, jak to napisano we wspomnianym tekście z Księgi Kapłańskiej. Radzę Pani dwie rzeczy. Po pierwsze, niech Pani spróbuje zrozumieć, że są to doznania czysto subiektywne i żadne realne moce Pani nie prześladują. Po prostu doprowadziła Pani do rozhuśtania w sobie lęków, które wypełniły w Pani tę przestrzeń, która jest w człowieku przeznaczona dla wiary. Po drugie, i to jest najważniejsze: niech Pani serdecznie prosi Boga o łaskę całkowitego zawierzenia się Jemu i już teraz niech próbuje Pani ufać Mu bez zastrzeżeń. Tego zawierzenia się Bogu Pan Jezus uczył nas w słowach trudnych do przyjęcia, ale bardzo prawdziwych: "Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą" (Mt 10,28). Bo nawet wtedy, gdy grożą nam realne niebezpieczeństwa, choćby nawet śmiertelne, człowiek wierzący powinien powierzać się Bogu. Wiara daje nam przecież pewność, że nawet śmierć nie jest dla człowieka nieszczęściem ostatecznym, jeśli tylko umieram jako Boży przyjaciel. W Psalmach znajdują się trzy takie modlitwy, które zostały napisane jakby specjalnie dla Pani. Niech Pani spróbuje się nimi przejąć i niech się one staną jakby Pani własnymi modlitwami: "Chociażbym przechodził ciemną doliną, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną" (Ps 23,4); "Chociażby stanął naprzeciw mnie obóz, moje serce bać się nie będzie" (Ps 27,3); "Bóg jest dla nas ucieczką i mocą. Przeto się nie boimy, choćby waliła się ziemia i góry zapadały w otchłań morza" (Ps 46,2n). Lęki być może ustąpią wówczas automatycznie. Ale gdyby nawet nie, nie będą to już Pani lęki, bo przez zawierzanie się Bogu Pani się wobec nich zdystansuje. Nie trzeba nawet takich lęków na siłę od siebie odpędzać, bo wtedy mogłyby tym bardziej nas napastować. Jeśli takie lęki nie odchodzą, trzeba wobec nich zachowywać się mniej więcej tak, jak się zachowujemy wobec nieznośnych komarów: wolałoby się, żeby ich nie było, ale jeśli nas dręczą, próbujemy się do nich przyzwyczaić -- i zwykle jest tak, że nie zauważymy nawet, kiedy ich już nie ma. Być może potrzebna będzie Pani pomoc psychiatry. Jednak również w przypadku, gdyby zdecydowała się Pani pójść do tego lekarza, budowanie w sobie zwyczajnego zaufania Bogu bardzo ułatwi Pani odzyskanie spokoju i powrót do psychicznej równowagi. Na całe życie nauczyła się Pani tego, że wróżbiarstwo to naprawdę nic dobrego. Pojawia się ono tylko tam, gdzie ludzie nie nauczyli się ufać Bogu, i niestety, w tej niedobrej postawie braku zaufania Bogu wróżbiarstwo ludzi utwierdza. Tyle się Pani nacierpiała od urojonego wzroku wróżbity, z którym przydarzyło się Pani nawiązać tak nieszczęsny kontakt; niech Pani teraz spróbuje jemu się przypatrzyć: przecież ten człowiek zarabia na chleb przez oszukiwanie swoich bliźnich, i to wykorzystując ich życiowe zagubienie. Co gorsza: żeby łatwiej oszukać, wróżbita nie waha się straszyć swych ofiar, a Pani przygoda jest dowodem, że niektórych ludzi krzywdzi wówczas straszliwie. Naprawdę nieszczęsny to człowiek, niech się Pani mocno za niego pomodli. PS. Po opublikowaniu powyższego tekstu w miesięczniku W drodze otrzymałem długi list, zarzucający mi, że napisałem go w duchu zbyt racjonalistycznym i że nie doceniam wrogich nam złych mocy, jakie człowiek nieopatrznie może do siebie dopuścić. "Faktem jest -- pisze autorka listu -- że ogromny wpływ na tę panią miała wydrukowana twarz <z takimi strasznymi, przenikliwymi oczami>. Zapewne możemy więc tutaj mówić o pewnej hipnozie, która na pewno ma wiele wspólnego ze zniewoleniem duchowym. Oddziaływanie hipnotyczne zrywa ochronną pieczęć, która zabezpiecza świadomość człowieka od postronnych sugestii, chroniąc jego wewnętrzną swobodę wyboru. Większość niechrześcijańskich metod medytacyjnych sprowadza się właściwie do wyłączenia świadomości człowieka, do pozbawienia go <duchowej warstwy ochronnej>. Człowiek w takim stanie staje się otwarty na wszelkie wpływy, niezależnie od tego, skąd one pochodzą i czy w stanie świadomym on sam by je zaakceptował". Odnoszę jednak wrażenie, że autorka listu w pełni się ze mną zgadza w tym co najważniejsze: że ratunkiem w takiej sytuacji może być tylko wielkie zawierzenie się Chrystusowi Panu, odnowienie się w modlitwie i gorliwy powrót do sakramentów oraz wiele modlitwy wstawienniczej ze strony braci i sióstr w wierze.
|
Nadzieja poddawana próbom: spis treści
|
początek strony (c) 1996-1998 Mateusz |