CZYŚCIEC I MODLITWA ZA ZMARŁYCH |
|
Jednego niech się Pan stara skrupulatnie przestrzegać: nawet jeżeli ktoś atakuje Kościół katolicki i przypisuje mu wszystko, co najgorsze, nie powinniśmy na atak odpowiadać atakiem. Owszem, powinniśmy umieć wyjaśnić, w co wierzymy i dlaczego właśnie tak wierzymy. I wielka to nasza słabość, że wielu współczesnych katolików nie spełnia kryterium, jakie sformułował Apostoł Piotr: "bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest" (1 P 3,15). Jednak cudzych poglądów i wierzeń starajmy się nie atakować, zwłaszcza kiedy widzimy, że są one komuś bardzo drogie. Oddamy w ten sposób większą przysługę prawdzie, niż gdybyśmy w jej imię mieli naruszyć zasady miłości. Postawa taka nie ma nic wspólnego z fałszywym ekumenizmem, który gotów jest dążyć do zgody nawet za cenę przemilczania prawdy lub jej zamazywania. Po prostu tak już jest z prawdą religijną, że swój sens i swoje piękno objawia ona dopiero wówczas, kiedy przenika ją miłość Boga i bliźniego. Doktrynerskie zacietrzewienie nigdy nie jest sojusznikiem prawdy Bożej, ona potrzebuje autentycznej wierności. Otóż na autentyczną wierność wobec prawdy Bożej składają się co najmniej trzy postawy. Po pierwsze, prawdę tę pragniemy przyjąć w całości, a nie selektywnie. Dla katolika, który wierzy, że sam Duch Święty czuwa nad wiarą Kościoła (por. J 14,26), polega to na pełnej jedności z wiarą Kościoła. Po wtóre, wierność prawdzie Bożej domaga się od nas uznania, że ona nas przekracza, toteż można i trzeba zgłębiać ją nieustannie, a i tak nigdy nie zgłębimy jej do końca. Stąd między innymi bierze się wielkie bogactwo różnych tradycji duchowych wewnątrz Kościoła katolickiego. Ta wiedza, że prawda Boża jest większa od nas, powinna nas skłaniać ponadto do uważnego przypatrzenia się argumentom tych, którzy z naszą wiarą walczą. Może się przecież zdarzyć, że ich krytyki lub nawet ataki wynikają z niewłaściwego rozumienia naszej wiary albo z naszej jednostronności w jej rozumieniu -- a w takim wypadku nieraz wystarczy wyjaśnić nieporozumienie (byleby w duchu życzliwości) czy skorygować swoją jednostronność, żeby nasz krytyk wycofał się ze swoich zarzutów. Po trzecie wreszcie, prawdzie Bożej jesteśmy wierni dopiero wówczas, kiedy nią żyjemy, kiedy staramy się wprowadzać ją w czyn. Po tym zaś subiektywnie można poznać, iż rzeczywiście jest to prawda Boża, że wprowadzanie jej w czyn zwiększa w nas miłość Boga i bliźniego. Prosi Pan o przedstawienie tekstów biblijnych, które będzie mógł Pan pokazać palcem w swoich rozmowach o czyśćcu z protestanckimi fundamentalistami. Owszem, ja za chwilę Panu pokażę te teksty, ale przedtem chciałbym dwa słowa powiedzieć na temat czytania Pisma Świętego na wzór saduceuszów. Wiemy z Ewangelii, że saduceusze odrzucali prawdę o przyszłym zmartwychwstaniu, a uzasadniali to tym, że Pięcioksiąg Mojżesza (a saduceusze tylko Pięcioksiąg uznawali za Pismo Święte) na temat tej prawdy milczy. I każdy biblista przyznałby rację saduceuszom: faktycznie, w całym Pięcioksięgu nie ma ani jednego zdania, które mówi wprost o zmartwychwstaniu. Otóż Pan Jezus skrytykował to kurczowe zamykanie się w literach świętego tekstu i przytoczył saduceuszom zdanie z Pięcioksięgu, w którym oni powinni by -- gdyby umieli słowo Boże czytać w wierze -- zauważyć prawdę o zmartwychwstaniu: "Co do zmartwychwstania umarłych, czy nie czytaliście, co wam Bóg powiedział w słowach: <Ja jestem Bóg Abrahama, Bóg Izaaka i Bóg Jakuba>? Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych" (Mt 22,31n). "Saducejskie" tendencje do odrzucania z Pisma Świętego tego wszystkiego w słowie Bożym, co nie jest wprost i z całą jasnością uwidocznione w świętym tekście, ujawniły się od razu w pierwszym pokoleniu Kościoła, któremu przyszło żyć bez fizycznej obecności Apostołów. Świadczy o tym już św. Ignacy z Antiochii, który ok. 108 roku napisał takie oto słowa: "Słyszałem, że niektórzy mówią: Czego nie ma w dokumentach, w Ewangelii, temu nie uwierzę. A gdy powiedziałem: Tak istotnie napisano -- wówczas odrzekli: To właśnie pytanie!" (List do Filadelfów 8,2). Mnie samemu zdarzyło się rozmawiać z pewną dziewczyną, pełną pretensji do Kościoła o to, że potępia używanie narkotyków, a przecież Pismo Święte -- mówiła mi z oburzeniem -- nic na ten temat nie mówi, zaś na Dalekim Wschodzie (tak twierdziła, ale nie sądzę, żeby to była prawda) niektórzy buddyści używają narkotyków wręcz w celach religijnych. Inna znów dziewczyna mówiła mi o takim "pobożnym" chłopcu, który próbował ją namówić na pójście do łóżka za pomocą argumentów, że Pismo Święte nigdzie nie zakazuje przedmałżeńskiego współżycia. Wielokrotnie zaś -- sądzę, że są to wpływy doktryny świadków Jehowy -- spotkałem się z twierdzeniem, jakoby miłość ojczyzny była wymysłem pogańskim, bo Nowy Testament nigdzie o niej nie wspomina. Podałem szczególnie drastyczne przykłady "saducejskiego" podejścia do Pisma Świętego. Jednak ogólnie rzecz biorąc, pokusa takiego właśnie czytania Biblii ogromnie się zwiększyła -- również wśród katolików -- mniej więcej od XV wieku. Na przestrzeni tego bowiem stulecia w mentalności europejskiej zwyciężył nominalizm, czyli ta formacja filozoficzna, która bardziej interesuje się zjawiskową stroną rzeczywistości niż tym, co znajduje się pod zjawiskami, co jest ich korzeniem i nadaje im głębszy sens. W podejściu do tekstu formacja ta rygorystycznie ogranicza się do treści, zawartej bezpośrednio w słowach i zdaniach, i w ogóle nie interesuje ją treść głębsza, na którą ten tekst wskazuje. Krótko mówiąc, jest to formacja wymiaru raczej "wszerz" niż "w głąb". Otóż nominalizm jest wspólnym podłożem zarówno protestanckiej zasady sola Scriptura (tzn. zasady, że tekst Pisma Świętego jest wyłącznym źródłem prawdy wiary), jak tej katolickiej apologetyki, która na cytat biblijny użyty przeciwko jakiejś prawdzie katolickiej odpowiadała dwoma innymi cytatami biblijnymi na poparcie owej prawdy. Potrzebne Panu cytaty, potwierdzające istnienie czyśćca, podam już naprawdę za chwilę. Jednak najpierw zaproponuję Panu głęboką lekturę Listu do Rzymian 6,3-14. Przez "głęboką lekturę" rozumiem takie odczytanie Pisma Świętego, jakiego przykład zostawił Pan Jezus we wspomnianej dyskusji z saduceuszami. Mianowicie lektura Pisma Świętego jest wówczas głęboka, kiedy natchnione zdania nie zamykają nas rygorystycznie w swoim sensie literalnym, ale prowadzą ku pełniejszej prawdzie Bożej. Otóż wspomniany fragment Listu do Rzymian mówi o chrzcie jako o zanurzeniu starego człowieka, człowieka grzechu, w śmierci. Po to ma w nas umierać ten człowiek grzechu, aby mógł w nas żyć człowiek nowy, Boży. Zgodnie z tym opisem, życie prawdziwie chrześcijańskie polega na coraz bardziej gruntownym uśmierceniu tego starego człowieka, aby mógł mnie ogarnąć coraz pełniej człowiek Boży. Byłoby idealnie, gdyby ten stary grzesznik umarł we mnie ostatecznie w dniu mojego odejścia z tego świata. Wówczas byłbym już cały i bez reszty człowiekiem Bożym i od razu dostąpiłbym szczęścia oglądania mojego Boga twarzą w twarz. Co jednak będzie, jeśli w momencie śmierci będę wprawdzie człowiekiem Bożym, ale zostanie jeszcze we mnie kawałek tego starego grzesznika? Nie jest to pytanie abstrakcyjne. Owszem, byłoby ono abstrakcyjne, gdybym był w pełni i bez braków wierny łasce Bożej. Niestety, tak nie jest. Nieraz gołym okiem widać, że również ludzie bardzo jawnie wypełnieni łaską Bożą nie wyzbyli się jakichś swoich ułomności i grzechów aż do końca swoich dni. Otóż w Kościele katolickim wierzymy, że Bóg w swoim miłosierdziu zezwala wszystkim swoim przyjaciołom, którzy nie zdążyli na tej ziemi dokończyć swojego umierania dla grzechu, aby mogli to uczynić na tamtym świecie. Czyśćcem nazywamy proces ostatecznego oczyszczenia z grzechów, jakiego Bóg dokonuje w tych wszystkich, którzy zeszli z tego świata w stanie łaski uświęcającej i jeszcze takiego oczyszczenia potrzebują. Jesteśmy głęboko przekonani, że ta nasza wiara wyrasta bezpośrednio z nauki apostolskiej o życiu chrześcijańskim jako coraz to głębszym umieraniu dla grzechu. Potwierdzenie tej wiary znajdujemy również w Ewangelii. Sam Chrystus Pan przestrzegał nas przed zaciąganiem takich długów, które przyjdzie nam spłacać na tamtym świecie: "Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie podał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę powiadam ci: nie wyjdziesz stamtąd, aż zwrócisz ostatni grosz" (Mt 5,25n). Podobnie mówił Chrystus Pan w przypowieści o nielitościwym dłużniku: "I uniesiony gniewem pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu całego długu nie odda. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeśli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu" (Mt 18,34n). Toteż bardzo boleśnie dotykają nas zarzuty protestanckich fundamentalistów, jakobyśmy my naukę o czyśćcu wyssali sobie z palca. Jeśli sami nie zauważają tej prawdy w Piśmie Świętym, jest to sprawa ich wiary i sumienia, ale dlaczego są tak agresywni wobec wiary innych? Czy nie mogliby się bardziej skupić na tym wszystkim, co w ich własnej wierze jest pozytywne? Protest i polemika wciąż jeszcze wydają się głównym sposobem ich zaangażowań religijnych. Wróćmy jednak do tych świętych tekstów, w których my, katolicy, dopatrujemy się świadectw o oczyszczeniu pośmiertnym. Mówiąc o grzechach przeciwko Duchowi Świętemu -- a więc na zupełnie inny temat -- Pan Jezus rozróżnia odpuszczenie grzechów w tym świecie (w tym wieku) oraz w przyszłym (Mt 12,32). Bibliści powiadają, że zastosował On tu ówczesne rabinackie rozróżnienie, które było podstawą modlitwy za zmarłych. Wśród ówczesnych Żydów modlitwa za zmarłych była już bowiem rozpowszechniona. Otóż godne to uwagi, iż w Ewangeliach nie widać śladów, żeby Pan Jezus był jej przeciwny. On, który tak wyraźnie przeciwstawiał się ówczesnym saducejskim próbom demitologizacji obietnicy zmartwychwstania! To prawda, nie ma również w Ewangelii śladów, żeby Pan Jezus modlił się za zmarłych albo do takiej modlitwy zachęcał. Jest to jednak aż nadto zrozumiałe. Niech Pan zauważy, że wszystkie bez wyjątku spotkania Chrystusa Pana ze zmarłymi, jakie są opisane w Ewangeliach, kończyły się wskrzeszeniem! Po prostu Ewangelie przedstawiają Chrystusa Pana, który objawia się jako Syn Boży i Zwycięzca śmierci. Pytanie, na czym polega Jego zwycięstwo nad śmiercią w obliczu faktu, że przecież wiara w Niego nie chroni nas przed cielesnym umieraniem i grobem, w Ewangeliach w ogóle nie jest podejmowane. A przecież dopiero w odpowiedzi na to pytanie pojawia się prawda o oczyszczeniu pośmiertnym. Idźmy dalej: Pierwsze wspólnoty chrześcijańskie odrzuciły obrzezanie, nieco później odstąpiły od święcenia szabatu oraz od rozróżniania pokarmów czystych i nieczystych, natomiast zupełnie nie słychać, żeby próbowały odrzucić modlitwę za zmarłych, obecną w obyczaju żydowskim co najmniej od dwóch stuleci (por. 2 Mch 12,43-46). Przeciwnie, Apostoł Paweł sam modli się za zmarłego Onezyfora, który okazał mu wiele pomocy w rzymskim więzieniu oraz podczas pobytu w Efezie. Modli się następująco: "Niechaj mu Pan da w owym dniu znaleźć miłosierdzie u Pana!" (2 Tm 1,18) Zachowały się też setki nagrobków wczesnochrześcijańskich, na wielu z nich są wypisane modlitwy za zmarłych. Szczegółowe wiadomości na ten temat znajdzie Pan we wszystkich podręcznikach archeologii wczesnochrześcijańskiej oraz w specjalistycznych encyklopediach. Dla katolika modlitwa za zmarłych stanowi oczywisty postulat, wypływający z prawdy o świętych obcowaniu. Po prostu nie tylko tak wierzymy, ale jest to przedmiotem naszego codziennego doświadczenia, że im większa w nas miłość Boża, tym bardziej stajemy się bliscy sobie wzajemnie i zdolni do okazywania wzajemnej miłości. W głowie nam się nie mieści, żeby śmierć mogła mieć w sobie aż tyle ciemnej potęgi, że mogłaby rozerwać tę jedność dzieci Bożych: przecież Chrystus Pan jest Zwycięzcą śmierci! Jeśli Bogu podoba się to, że my, żyjący na tej ziemi, modlimy się za siebie wzajemnie, to jakże mogłoby Mu się nie podobać to, że modlimy się za umarłych, aby mogli jak najszybciej dostąpić pełnej z Nim jedności?
|
Nadzieja poddawana próbom: spis treści
|
początek strony (c) 1996-1998 Mateusz |