Widzieliśmy Pana

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI

XIV. CHRYSTUS PEDAGOGIEM

 

Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. Zapytał ich: Cóż takiego? Odpowiedzieli Mu: To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli. Na to On rzekł do nich: O nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały? I zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił. Wszedł więc, aby zostać z nimi (Łk 24, 13–29).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie dwóch uczniów opuszczających Jerozolimę. Zauważmy, iż w miarę upływu drogi miasto oddala się coraz bardziej. Wyobraźmy sobie także, jak przygodny wędrowiec dołącza się do uczniów. Wsłuchajmy się w szczerą rozmowę, jaka wywiązuje się od początku ich spotkania.

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy o wewnętrzne odczucie, iż jesteśmy na naszej drodze życia prowadzeni przez Jezusa, także w momentach, kiedy nie jesteśmy tego świadomi. Prośmy też, byśmy z otwartością i szczerością wypowiadali przed Jezusem wszystkie nasze doświadczenia wewnętrzne.

Historia dwóch uczniów idących do Emaus z przygodnym wędrowcem jest jedną z najpiękniejszych scen Nowego Testamentu. Była ona częstym tematem dla malarzy, poetów, pisarzy ascetycznych. Opowiadanie o uczniach z Emaus robiło zawsze głębokie wrażenie na wszystkich pokoleniach chrześcijan. Całość opowiadania, jak podkreślają egzegeci, posiada kunsztowną, misterną konstrukcję. Jest to opowiadanie bardzo żywe, pełne emocji. Ruchliwość postaci, dramatyczność dialogu sprawiają, iż opowiadania tego słucha się także z dużą przyjemnością. Ale nie w zaletach estetycznych leży największa wartość tej Ewangelii. Opowiadanie o uczniach idących do Emaus jest formą rozwiniętej katechezy o tym, w jaki sposób można nauczyć się odkrywać Jezusa Zmartwychwstałego żyjącego pomiędzy nami.

1. Wiara jest drogą

W rozważanej Ewangelii Łukasz nie kładzie nacisku najpierw na ponowne ukazanie się Jezusa swoim uczniom, ale pragnie nakreślić przede wszystkim drogę którą należy przebyć, aby móc rozpoznać Zmartwychwstałego. Chrześcijaństwo ukazane jest jako droga; droga do poznania, pokochania i naśladowania Jezusa, który dla nas umarł i zmartwychwstał.

Chrześcijaństwo jest drogą. To stwierdzenie wydaje się dziś bardzo doniosłe. Właśnie dzisiaj, może bardziej niż w przeszłości, uświadamiamy sobie, że wiara jest pielgrzymowaniem, jest drogą do przebycia. Wiary nie możemy nabyć jako stałej i niezmiennej wartości. Nasza wiara posiada charakter dynamiczny, stale się rozwija. Wiara polega na pokornym kroczeniu ścieżkami wyznaczonymi przez Boga. Jesteśmy bowiem jedynie gośćmi i pielgrzymami na tej ziemi.

Dwaj uczniowie idący do Emaus w towarzystwie Jezusa Zmartwychwstałego przypominają nam Izrael, który idzie przez pustynię w towarzystwie Jahwe do Ziemi Obiecanej. W słupie obłoku lub słupie ognia Bóg idzie na czele, aby torować drogę. Wody Morza Czerwonego nie zatrzymują Izraela w jego drodze, ponieważ Pan kroczy przed nimi. Twoja droga wiodła przez wody, Twoja ścieżka przez wody rozlane — wspomina Psalmista (Ps 77, 20).

W czasie długiej wędrówki przez pustynię Jahwe walczy za swój lud i podtrzymuje go jak Ojciec podtrzymuje syna. On sam karmi swój lud manną, wyprowadza dla niego wodę ze skały. Wędrówka przez pustynię jest czasem trudnym. Bóg bowiem doświadcza swój lud, aby odkryć głębię jego serca, aby zwrócić jego serce ku sobie.

Każdego roku w czasie święta Paschy i święta Namiotów Izraelici powracali do drogi przebytej przez pustynię, aby uświadomić sobie, że nadal są w drodze do swojego Boga. Prorocy i Psalmiści ukazują prawo Pańskie jako drogę do Boga Jahwe: Błogosławieni, których droga nieskalana, którzy postępują według prawa Pana (Ps 119, 1); Szczęśliwy każdy, kto boi się Pana, który chodzi Jego drogami (Ps 128,1).

Jan Chrzciciel nawiązując do proroka Izajasza będzie również mówił o drodze, którą należy przygotować dla Chrystusa: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! (Łk 3, 4). Przyjście Chrystusa będzie otwarciem nowej drogi nie tylko dla Izraela, ale poprzez niego dla wszystkich pogan.

Dzieje Apostolskie rodzące się chrześcijaństwo nazywają drogą: Pewien Żyd imieniem Apollos — pisze Łukasz — znał już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem (Dz 18, 24–25). Chrześcijanie mają świadomość, iż znaleźli drogę do Boga. Drogą tą jest nie Prawo, ale Osoba Jezusa. Chrystus sam powie o sobie: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem (J 14, 6); Ja jestem drogą prawdziwą do życia (tłum. M. Wolniewicz). Niektóre współczesne ruchy odnowy w Kościele nawiązują do tej tradycji pierwotnego Kościoła, np. członkowie wspólnot neokatechumenalnych, podkreślając, iż chrześcijaństwo jest drogą wiary.

Określenie wiary jako drogi posiada swoje doniosłe konsekwencje. Pierwszą z nich jest świadomość, iż życie każdego z nas pochodzi od Boga i do Boga zmierza; jesteśmy — jak to podkreślano w przeszłości — wygnańcami na tej biednej ziemi. Wygnańcami i pielgrzymami. List do Hebrajczyków podkreśla, że ci którzy uwierzyli w Jezusa do lepszej dążą (ojczyzny), to jest do niebieskiej (Hbr 11, 16).

W niniejszej kontemplacji chciejmy zauważyć dwóch uczniów, którzy wczesnym rankiem, z pośpiechem opuszczają Jerozolimę. Oddalają się od miasta coraz bardziej. W pewnym momencie dołącza się do nich Nieznajomy. Idźmy razem z nimi przez dłuższą chwilę. Idąc razem z dwoma uczniami do Emaus w towarzystwie Jezusa, zadajmy sobie pytania, które mogłyby nam pomóc określić charakter naszej wiary. Czy jesteśmy świadomi, iż nasze życie, nasza wiara jest pielgrzymowaniem, drogą? Czy doświadczamy przemijania wielu spraw naszego życia, na podobieństwo przemijania wielu wydarzeń na drodze pielgrzyma? Czy podejmujemy nasze kroczenie do Boga z całą świadomością i dobrowolnością jako wyjście od Boga i zmierzanie do Niego?

Prośmy Jezusa, który towarzyszy nam w naszej drodze do Ojca, abyśmy mogli dostrzec to wszystko, co opóźnia naszą wędrówkę, naszą pielgrzymkę. Prośmy również, abyśmy nie usiłowali zatrzymywać tego, co musimy pozostawić w drodze, byśmy bez żalu, z całą wolnością rezygnowali z tego, co utrudnia i obciąża naszą pielgrzymkę.

2. A myśmy się spodziewali

Powróćmy do naszej Ewangelii. Opuszczając Jerozolimę dwaj uczniowie udają się w drogę do Emaus. Rozmawiają i dyskutują o tym wszystkim, co się ostatnio wydarzyło w ich życiu. Rozmowa ta rodzi w nich smutek i utwierdza ich w zniechęceniu. Przeżywają gorzki smak wielkiej porażki życiowej. Chcą uwolnić się od ciężkiej atmosfery związanej z przegraną życiową. I właśnie dlatego postanawiają oddalić się od Jerozolimy, miejsca, które przypomina im ich porażkę. Nie dają wiary w krążące pogłoski o widzeniu aniołów, którzy mieli zapewniać, że On żyje. Umarła w nich nadzieja związana z Jezusem. Jego ukrzyżowanie stało się momentem klęski i zawodu: A myśmy się spodziewali... mówią z rozgoryczeniem do Nieznajomego. W przeszłości czegoś się spodziewali; obecnie już niczego nie oczekują. Żyją bez nadziei.

Jeżeli doświadczyliśmy w naszym życiu choćby małej porażki w ważnej dla nas sprawie, możemy rozumieć, jak bardzo ludzkie jest zachowanie się dwóch uczniów. Z psychologicznego punktu widzenia jest to postawa bardzo zrozumiała, postawa naturalna. W chwili wielkiej porażki pragnie się uciec od miejsca, które ją przypomina; pragnie się zmienić otoczenie, by móc zapomnieć o całym nieprzyjemnym wydarzeniu, by ukoić ból i rozgoryczenie. Porażka i cierpienie z nią związane są tym większe, iż nadzieje, które obudził w nich Jezus, były ogromne. Jezus bowiem był prorokiem potężnym w słowie i czynie wobec Boga i całego ludu. Im większa nadzieja, tym większe rozczarowanie i porażka po jej utracie.

Śmierć nadziei, to śmierć człowieka. Nie można żyć bez nadziei. Jak można walczyć o dzień jutrzejszy, kiedy nie widzi się sensu dnia dzisiejszego. Dante Alighieri wiąże piekło właśnie z brakiem nadziei. W swojej Boskiej komedii nad miejscem wiecznego potępienia umieszcza napis: Wy, którzy tu wchodzicie, porzućcie wszelkie nadzieje. W sytuacji utraty nadziei przez uczniów nasuwa im się bardzo konkretne i praktyczne rozwiązanie: pozbyć się wielkich aspiracji, zrezygnować — choćby na jakiś czas — z wielkich ideałów i wycofać się w życie prywatne, zająć się codziennością, na niej skupić całą uwagę życiową.

Ucieczka w prywatność, skupienie się na przyjemnościach codziennego życia, zamknięcie się w sobie lub też w bardzo ciasnym kręgu przyjaciół — oto nieustanna pokusa zawiedzionych w swoich nadziejach, ideałach, pragnieniach. W takich sytuacjach przychodzą myśli, które mają charakter pokusy: po co się jeszcze wysilać, przecież to niczego nie zmieni, już tyle razy próbowałem. Nowe ludzkie oczekiwania, które rodzą się w tej sytuacji, nie mają już nic wspólnego z wielkimi duchowymi pragnieniami i nadziejami z przeszłości. W takich momentach jasno i mocno staje przed nami to, co materialne i zmysłowe; co da się dotknąć, co da się użyć i skonsumować, a co z pewnością nas już nie zawiedzie. Rezygnując ze zwycięstwa, trwamy w rozczarowaniu będącym źródłem zgorzknienia: A myśmy się spodziewali...

Jest to niewątpliwie sytuacja wielu ludzi współczesnych, także w naszym kraju: sfrustrowane oczekiwania, nadzieje zawiedzione już któryś raz z rzędu. Pozostają jedynie gorzkie wspomnienia. Ograniczamy się wówczas jedynie do bezsilnej irytacji i złości, która zżera wszystkie niemal energie i siły. Ucieczka w prywatność życia, w robienie pieniędzy, w konsumpcję, słowem ucieczka w bawienie się życiem wydaje się być jedynym rozsądnym rozwiązaniem.

Ale kiedy ulegamy takim pokusom, wówczas wystawiamy naszą ludzką godność na fundamentalne zagrożenie. Wraz z nadzieją człowieka umiera zawsze aspiracja szukania prawdziwej godności, prawdziwego celu i sensu życia. W sytuacji braku nadziei, człowiek zwraca się ku sobie, zamyka się w sobie, nie widzi bowiem innego celu dla swojego życia. To zwrócenie się ku sobie odcina go jednak od możliwości odnalezienia nadziei, odcina od źródła.

Wejdźmy w naszą historię życia, by zobaczyć nasze uleganie zniechęceniu, frustracji, nasze pokusy wycofania się z życia. Na jakim tle dochodziło do takich właśnie pokus? Z jakimi porażkami były one związane? W co chcieliśmy uciekać? Czy poddawaliśmy się tym pokusom ucieczki i wycofania się z życia? Czy nie używaliśmy podobnych sformułowań: A myśmy się spodziewali... a ja myślałem... wydawało mi się... itp. Pytajmy siebie, czy wewnętrznie nie stawaliśmy się smutni, zgorzkniali, chowający swoje urazy? Co chcielibyśmy Jezusowi powiedzieć o naszym podobieństwie do uczniów idących do Emaus? Za co chcielibyśmy przeprosić? O co chcielibyśmy prosić? Za co chcielibyśmy podziękować?

3. Bóg w Jezusie Chrystusie staje się bliski człowiekowi

Gdy tak rozmawiali i rozprawiali ze sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak, że Go nie poznali. W tę sytuację zawodu i rozczarowania, w ten brak nadziei wkracza Chrystus. Jezus nigdy nie zostawia człowieka w jego zagubieniu, smutku i poczuciu bezsensu, ale dyskretnie włącza się w tę jego trudną drogę: idzie jako nierozpoznany pielgrzym.

Bóg w Jezusie Chrystusie staje się bliski człowiekowi, wchodzi w jego historię. Bóg nigdy nie zostawia człowieka w sytuacji zawodu i braku nadziei. Im trudniejsza sytuacja człowieka, im bardziej tragiczna, tym bliżej stoi Bóg. Ale często Go nie rozpoznajemy. Oczy człowieka są jakby na uwięzi. Jest tak zajęty sobą, swoim własnym smutkiem, własnym uczuciem zawodu, własną krzywdą, własnym bólem, iż nie może dostrzec czegokolwiek innego. Bardzo często w sytuacji krzywdy, porażki, zawodu życiowego jesteśmy jakby związani, skrępowani. Oczy nasze są na uwięzi. Patrzymy i nie możemy zobaczyć. Słuchamy i nie rozumiemy. Dotykamy i nic nie czujemy. Jesteśmy wówczas jakby zahipnotyzowani własnym bólem, krzywdą, niepowodzeniem. Jako jedyna przyjemność pozostaje nam wówczas rozważanie doznanej krzywdy i cierpienia.

W takiej sytuacji Jezus przychodzi do nas, podobnie jak przyszedł do uczniów idących do Emaus, aby nas obudzić z tego stanu odrętwienia i paraliżu duchowego. On zaś ich zapytał: Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze? Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało. Zapytał ich: Cóż takiego?

Wobec tych dwóch zawiedzionych i smutnych uczniów Jezus postępuje jak prawdziwy pedagog. Tak właśnie niektórzy Ojcowie Kościoła nazywali Chrystusa: Pedagog. Jezus nawiązuje z uczniami dialog, w którym najpierw oddaje im głos. Zaprasza ich, aby jako pierwsi opowiedzieli o przyczynach swojego smutku, rozczarowania i utraty nadziei. Jezus pozwala im w ten sposób wyrzucić z siebie cierpienie spowodowane rzekomą klęską. Zaprasza ich do zwerbalizowania negatywnych doświadczeń.

Zaproszeni przez Jezusa uczniowie opowiadają swoją historię życia, historię — ich zdaniem — nieudanego powołania; opowiadają o nadziejach rozbudzonych przez Jezusa, który był prorokiem potężnym w słowie i czynie; opowiadają także o Jego gwałtownej śmierci, która przekreśliła wszystkie oczekiwania. Wspominają jakby mimochodem, iż krążą pogłoski, że On jednak żyje. Ale nawet nie przyszło im przez myśl, aby dać wiarę plotkom powtarzanym przez kobiety. Opowiadanie uczniów przepełnia uczuciowe zaangażowanie. Cała historia z ukrzyżowanym prorokiem wywołuje ich wielkie emocje. Na pytanie Nieznajomego, co się stało w Jerozolimie, Kleofas odpowiada ze zdziwieniem: Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało.

Jest rzeczą bardzo interesującą zauważyć, że Łukasz poświęca w tym opowiadaniu znacznie więcej miejsca uczniom, niż Jezusowi. Widzimy tutaj doniosłość wypowiadania się uczniów przed Jezusem. Uczniowie, zamknięci dotąd w swoim smutku i cierpieniu, poczuli się wysłuchani przez Nieznajomego. Wypowiedzenie się uczniów to ich pierwszy krok do wyjścia z zamknięcia i wyzwolenia się z krępującego poczucia rozczarowania i braku nadziei.

Człowiek potrzebuje wypowiedzieć siebie, potrzebuje wyrazić to, czym żyje: swoją rozpacz i nadzieję, swoje cierpienie i radość, swój niepokój i swoje uspokojenie. Każdy doświadczony rodzic, duszpasterz czy wychowawca stwierdzi, iż ważniejszą jest rzeczą słuchać cierpliwie i z wyrozumiałością, niż mówić wiele, choćby pięknie i mądrze.

W naszym kontaktach z bliźnimi, w naszym stylu wychowania dzieci i młodzieży, w naszym stylu duszpasterzowania mówimy często zbyt dużo. Nasza pomoc zarówno w wymiarze czysto ludzkim jak i w wymiarze duchowym winna rozpoczynać się od uważnego słuchania tych, którym chcemy pomagać. Trzeba umiejętnie, z delikatnością i dyskrecją zaprosić bliźniego do wypowiedzenia tego, czym żyje. Nie możemy powiedzieć drugiemu dobrego i trafnego słowa, jeżeli nie wysłuchamy go do końca. Wysłuchanie do końca jest wyrazem miłości do końca. Ponieważ Jezus umiłował swoich uczniów do końca, pozwolił im wypowiedzieć się do końca. Rady, pociechy, uwagi dawane bliźniemu nie będą odpowiedzią na jego sytuację, jeżeli zabraknie pełnego wysłuchania.

Człowiek zawsze czuje się upokorzony, jeżeli nie pozwolimy mu wypowiedzieć się, jeżeli nie wysłuchamy go do końca, jeżeli swoją postawą sądzenia i potępiania zamykamy mu usta, jeżeli nie bierzemy na poważnie tego, co chce nam powiedzieć. Pomóc człowiekowi w sytuacji zawodu, cierpienia i upokorzenia, oznacza najpierw cierpliwie go wysłuchać.

Sięgając do naszej historii życia przypomnijmy sobie ludzi, którzy byli dla nas jak Nieznajomy dla uczniów idących do Emaus; ludzi, którzy nas słuchali cierpliwie, z wyrozumieniem, ludzi, przez których czuliśmy się naprawdę słuchani. Przywołajmy dobre samopoczucie związane z wypowiadaniem siebie. Czy mieliśmy szczęście spotkać wielu takich ludzi? Podziękujmy Jezusowi za nich. Ale z drugiej strony przywołajmy także te sytuacje, w których ktoś swoją postawą zamykał nam usta, nie pozwalał się nam wypowiedzieć, blokował nas. Przywołajmy uczucie bólu, gniewu, irytacji i upokorzenia, które rodziły się w nas w takiej sytuacji.

Następnie sięgnijmy naszą uwagą i pamięcią do sytuacji, w których my sami pełnimy rolę pomagających innym jako rodzice, wychowawcy, duszpasterze, kierownicy duchowi, lekarze, doradcy itp. Prośmy gorąco Jezusa, abyśmy mogli dobrze rozeznać, jak wygląda nasza postawa wobec osób, którym mamy pomagać. Czy nie przygniatamy ich naszymi pouczeniami, upominaniem, czy też narzekaniem? Czy umiemy słuchać? Czy pozwalamy się im wypowiadać do końca? Czy nasze słowa są odpowiedzią na ich uprzednie wypowiedzenie tego, czym żyją?

Prośmy Jezusa, aby ukazał nam sytuacje, w których zraniliśmy kogoś zamykając mu usta i nie pozwalając mu wypowiedzieć się do końca. Za co chcielibyśmy podziękować Chrystusowi; za co przeprosić; o co chcielibyśmy prosić? Rozmawiajmy także z Matką Najświętszą, która najpełniej i najwierniej słuchała swojego Syna i nosiła w sercu Jego słowa. Słuchanie bliźnich zawsze rozpoczyna się bowiem od słuchania Boga. Słuchanie ludzi jest przedłużeniem słuchania Boga. Nasza nieumiejętność słuchania bliźnich jest prostą konsekwencją zamykania się na Boga i Jego Słowo.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIII. SPOTKANIE NAD MORZEM TYBERIADZKIM XV. ZAPROSZENIE DO STOŁU SŁOWA BOŻEGO
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz