Daj mi pić

WPROWADZENIA DO KONTEMPLACJI EWANGELICZNYCH

XIV. WIERZĘ, ZARADŹ MEMU NIEDOWIARSTWU!

 

Gdy przyszli do uczniów, ujrzeli wielki tłum wokół nich i uczonych w Piśmie, którzy rozprawiali z nimi. Skoro Go zobaczyli, zaraz podziw ogarnął cały tłum i przybiegając, witali Go. On ich zapytał: O czym rozprawiacie z nimi? Odpowiedział Mu jeden z tłumu: Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli. On zaś rzekł do nich: O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie! I przywiedli go do Niego. Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach. Jezus zapytał ojca: Od jak dawna to mu się zdarza? Ten zaś odrzekł: Od dzieciństwa. I często wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! A Jezus widząc, że tłum się zbiega, rozkazał surowo duchowi nieczystemu: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego! A on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec zaś pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: On umarł. Lecz Jezus ujął go za rękę i podniósł, a on wstał. Gdy przyszedł do domu, uczniowie Go pytali na osobności: Dlaczego my nie mogliśmy go wyrzucić? Rzekł im: Ten rodzaj można wyrzucić tylko modlitwą i postem (Mk 9, 14–29).

Obraz dla obecnej kontemplacji: Przedstawmy sobie Jezusa a przed Nim ojca i jego chore dziecko. Chłopiec jest pełen niepokoju, rzuca się na ziemię, tarza się, z ust płynie mu piana. Zauważmy, jak Chrystus zbliża się do niego i z mocą wypowiada słowa: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego!

Prośba o owoc kontemplacji: Prośmy Jezusa o głębokie doświadczenie uwolnienia z naszych zranień i niemocy; także tych zranień, które towarzyszą nam od samego dzieciństwa.

1. O plemię niewierne, dopóki mam być z wami?

Jezus zstępuje z Góry Przemienienia razem z trzema swoimi uczniami. U podnóża góry pozostali uczniowie czekali na Mistrza. Podczas nieobecności Jezusa przyszedł ojciec ze swoim chorym synem, który miał ducha niemego. Ojciec chciał prosić Jezusa o uzdrowienia chłopca. Skoro jednak nie zastał Chrystusa, poprosił o to Jego uczniów. Uczniowie przyjęli prośbę ojca i usiłowali dokonać cudu uzdrowienia. Wokół zgromadził się tłum ludzi oraz uczeni w Piśmie. Wszyscy obserwowali wysiłki uczniów. Chcieli być świadkami cudu.

Możemy sobie wyobrazić, jak bardzo musiało zależeć uczniom, aby ich próby okazały się skuteczne. Prawdopodobnie powtarzali jakieś gesty i słowa, którymi posługiwał się Jezus: wkładali ręce, dotykali chorego, modlili się nad nim.

Uczniowie czuli się zobowiązani nie tylko wobec ojca i chorego chłopca, ale także wobec nieobecnego Mistrza. Przecież w Jego imieniu chcieli dokonać uzdrowienia. Obawiali się, iż niepowodzenie skompromituje nie tylko ich samych, ale także Jezusa i Jego naukę.

Uczniowie byli bardzo przejęci i zajęci swoją rolą. Byli przejęci obserwującymi ich tłumami, uczonymi w Piśmie, niepokojem ojca oraz cierpieniem chłopca. Ale im gorliwiej wykonywali gesty i powtarzali słowa, tym bardziej zapominali o tym, co jest istotą uzdrowienia: zapominali o wierze w moc Boga. Zabrakło im żywej wiary.

Uczniowie prawdopodobnie kilka razy podejmowali próby uzdrowienia. Jednak każda była bezskuteczna. Z powodu nieskuteczności ich działania powstały dyskusje i zamieszanie w tłumie. Przeciwników Jezusa z pewnością musiało ucieszyć niepowodzenie uczniów. Dowodzili być może, iż wszystkie dotychczasowe uzdrowienia Jezusa dokonywane były z pomocą złych duchów (por. Łk 11, 19). Uczniowie poczuli się w obowiązku bronić Jezusa. Nie byli jednak w stanie zrozumieć, dlaczego ich obecne próby były bezskuteczne.

W tę sytuację wkracza sam Jezus. On ich zapytał: O czym rozprawiacie z nimi? Wówczas ojciec chłopca krótko przedstawia całą sprawę. Podaje objawy choroby swojego dziecka. Stwierdza jednak, iż interwencja uczniów była bezskuteczna: Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mojego syna, który ma ducha niemego. Ten, gdziekolwiek go chwyci, rzuca nim, a on wtedy się pieni, zgrzyta zębami i drętwieje. Powiedziałem Twoim uczniom, żeby go wyrzucili, ale nie mogli.

Jezus nie pytając uczniów, w jaki sposób próbowali dokonać uzdrowienia, jakie wykonywali gesty, jakich używali słów, od razu z pewną niecierpliwością podaje przyczyny bezskuteczności ich działania: O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Przyprowadźcie go do Mnie!

Chciejmy z pomocą naszej wyobraźni wejść w tę scenę. Wyobraźmy ją sobie tak, jak opisuje nam ją Ewangelia. Widzieć osoby. (...) Patrzeć na nie, kontemplując je (...) tak, jakbym tam znalazł się obecny, z całym, jakie tylko jest możliwe, uszanowaniem i z czcią (ĆD, 114).

Kontemplujmy w sposób szczególny zniecierpliwienie Jezusa. Wsłuchajmy się w Jego trudne słowa: O plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Te słowa Jezus kieruje zarówno do ojca, do uczniów, jak i do tłumu oraz uczonych w Piśmie. Wsłuchajmy się w nie z uwagą. Pytajmy siebie, w jakich okolicznościach, w jakich sytuacjach życia Jezus mógłby skierować do mnie takie właśnie słowa?

Pytajmy siebie także, czy nie próbuję uzdrawiać siebie samego o własnych siłach, z czysto ludzkiej motywacji: aby zadowolić siebie, aby zdobyć świadomość, że jestem poprawny, doskonały lub też by zyskać aprobatę innych. Jakie moje postawy, zachowania świadczyłyby o takiej próbie?

Próba uzdrawiania siebie lub innych oparta tylko na ludzkich wysiłkach będzie zawsze nieskuteczna, nawet gdybyśmy pomagali sobie gestami, słowami, modlitwami, praktykami pokutnymi itp., które stosował sam Jezus. Uzdrowienie jest owocem działającej w nas mocy Bożej, która przychodzi poprzez modlitwę prośby, jałmużnę i post. Te ludzkie działania są jednak wyrazem zaufania mocy Boga. To Bóg sam uzdrawia. Czyni to jednak dzięki zaufaniu, wierze i ofierze człowieka.

plemię niewierne, dopóki mam być z wami? Dopóki mam was cierpieć? Chciejmy odpowiedzieć Jezusowi na to pytanie z całym realizmem, licząc się z naszą słabością, z głębią naszego zranienia, z głębią naszej nieufności.

Dajmy Jezusowi odpowiedź: Bądź, Jezu, zawsze z nami. Bez Ciebie nic dobrego uczynić nie możemy. Chciejmy odpowiedzieć jak bezbronne, słabe, ale ufne dziecko, które zdaje sobie sprawę, iż nie może liczyć na siebie. Prośmy Jezusa, aby cierpliwie znosił naszą niewiarę, aby cierpliwie nas upominał, wychowywał, uczył zaufania i wiary.

2. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy

Na prośbę Jezusa przyprowadzono do Niego chorego chłopca. Sama bliskość Jezusa zdawała się pogarszać stan chłopca: Na widok Jezusa duch zaraz począł szarpać chłopca, tak że upadł na ziemię i tarzał się z pianą na ustach.

Ten bardzo przykry obraz musiał wzbudzać współczucie i litość. A kiedy Jezus rozkazał duchowi niememu i głuchemu wyjść z niego, on krzyknął i wyszedł wśród gwałtownych wstrząsów. Chłopiec pozostawał jak martwy, tak że wielu mówiło: On umarł.

Kiedy Jezus zbliża się do tego, co jest w nas chore, wówczas zły duch — posługując się naszym zranieniem i słabością — jakby zdwaja swoje działanie. Chce przekonać człowieka, że interwencja Jezusa może jedynie pogorszyć istniejącą już sytuację. Pragnie powiedzieć człowiekowi: Nie ufaj Jezusowi. Jego działanie może ci jedynie zaszkodzić.

Wielu ludzi temu wierzy. Aby uniknąć chwilowego odczucia bólu zamykają się w swoich ranach i urazach. Bronią się przed jakąkolwiek pomocą z zewnątrz. Swoje obronne zachowania racjonalizują retorycznym pytaniem: Po co jeszcze grzebać w przeszłości? Czy to coś pomoże? Przyjmując taką lękową i obronną postawę, utrwalają w sobie zranienia. Działają one wówczas głębiej i skuteczniej; działają bowiem poza ich świadomością i wolnością.

Człowiek, który pragnie uzdrowić swoją przeszłość musi przebić się przez paniczny lęk przed chwilowo odczuwanym bólem. Otwieranie starych, zaschniętych ran zawsze sprawia ból. Ale jest to ból przejściowy, ból czasowy.

Ojciec chłopca nie zniechęcił się bezskutecznymi próbami uczniów. Miłość do syna była źródłem jego siły, jego odwagi. Jeszcze raz zwraca się więc do Jezusa z prośbą o uzdrowienie chłopca. Wówczas Jezus zapytał ojca: Od jak dawna to mu się zdarza? Ten zaś odrzekł: Od dzieciństwa. Jest to bardzo ludzkie pytanie. Jezus zwraca w nim uwagę na historię choroby dziecka. Do cudu uzdrowienia nie była potrzebna znajomość przebiegu choroby. Jezus zadaje jednak to pytanie, aby dać ojcu możliwość zwerbalizowania jego długiego cierpienia i bólu, aby dać mu możliwość wyżalenia się przed Nim.

Ojciec podejmuje pytanie i opisuje przebieg choroby dziecka. Historia choroby syna jest także historią jego cierpienia: Często (duch niemy i głuchy) wrzucał go nawet w ogień i w wodę, żeby go zgubić. Opis choroby chłopca ojciec kończy szczerą i serdeczną prośbą: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam!

W obecnej kontemplacji, w kontekście naszych zranień, słabości, nałogów chciejmy usłyszeć Jezusowe pytanie: Od jak dawna to ci się zdarza? Od kiedy czujesz się taki zagubiony, nieszczęśliwy, nieufny, skrzywdzony, lekceważony, pogardzany, niekochany, odrzucony itp? Tym pytaniem Jezus nie chce nas obnażać, upokarzać, poniżać. Daje nam jedynie okazję, byśmy podzielili się tym, co nas boli, co jest źródłem naszego cierpienia.

Odwołując się do tego pytania chciejmy sobie przypomnieć historię naszej choroby: historię naszego zagubienia, historię odrzucenia, historię nałogu itp.

Na pytanie: Od jak dawna mi się to zdarza? być może odpowiemy razem z ojcem chłopca: Od dzieciństwa. Od zawsze. Jak sięgam moją pamięcią, zawsze byłem właśnie taki. Nie pamiętam, abym czuł się wolny, ufny, pełen pokoju, pełen radości.

Chciejmy wyżalić się Jezusowi, wypowiedzieć przed Nim jeszcze raz to, co jest naszym zranieniem, bólem. Uczmy się modlitwy, która rozpoczyna się od wypowiedzenia tego, co nas martwi, boli, krzywdzi. Nie możemy jednak zakończyć naszej modlitwy na żaleniu się. Podobnie jak ojciec chorego dziecka prośmy: Lecz jeśli możesz co, zlituj się nad nami i pomóż nam! Nie zostawiaj nas w takim stanie.

Jezus przyjmując prośbę ojca, zwraca mu jednak uwagę na nieufność, która pozostaje jeszcze w jego sercu. Ojciec chłopca zdaje się mówić do Jezusa z cieniem wątpliwości: Twoi uczniowie nie mogli uzdrowić mojego dziecka. A może Ty potrafisz?

Jezusowi wystarcza jednak sama prośba. Choć przebija z niej jeszcze nieufność, to jednak jest ona szczera i żarliwa. Wychodząc od tej prośby pragnie najpierw uzdrowić wiarę ojca: Jezus mu odrzekł: Jeśli możesz? Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.

Każde uzdrowienie wewnętrzne, niezależnie od tego, czego ono dotyczy, rozpoczyna się od uzdrowienia wiary, od zbudowania zaufania do Boga, do bliźnich i do siebie samego. Jezus mówi otwarcie ojcu o jego nieufności, ale jednocześnie daje mu nadzieję. Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy.

To jedno zdanie Jezusa stoi w centrum rozważanej Ewangelii. Jezus zwraca nam uwagę, iż nie można do Boga mówić: Jeżeli możesz... W takim sformułowaniu kryje się nieufność. Jest ona wyrazem podejrzliwości wobec Boga. W naszej modlitwie o uzdrowienie trzeba zrobić inne zastrzeżenie: Jeżeli chcesz. Jeżeli taka jest Twoja wola. Tak właśnie modlił się trędowaty: Panie, jeśli chcesz, możesz mnie oczyścić (Mt 8, 2).

W tak sformułowanej prośbie wyraża się wiara w moc Jezusa, a jednocześnie otwartość wobec jego działania i woli. Ja wiem, że Ty wszystko możesz. Ale nie wiem, jaka jest Twoja wola, jakie są Twoje zamiary wobec mnie. Nie chcę działać według własnych pragnień i planów, ale jedynie zgodnie z Twoją najświętszą wolą.

Wszystko możliwe jest dla tego, kto wierzy. Jezus pragnie powiedzieć ojcu, że cud uzdrowienia nie zależy tylko od samej mocy Boga, ale także od wiary człowieka. Jeżeli brakuje nam wiary, wówczas Boża wszechmoc wobec nas będzie bezsilna. Moc Boża pozostaje związana dla tego, kto w nią nie wierzy. Bóg nie może nic zrobić w sercu człowieka, jeżeli ten zamykając się w sobie mówi Mu NIE. W swoim rodzinnym miasteczku Jezus niewiele zdziałał cudów z powodu niedowiarstwa swoich współziomków (Mt 13, 58).

Uzdrowienie poznanych ran, słabości i grzechów rozpoczyna się od uzdrowienia wiary człowieka. Jeżeli wierzę, że mogę przezwyciężyć moją nieufność, zamknięcie, obawy, skrzywdzenia i lęki, wówczas jest mi to dane dzięki łasce Boga.

3. Zaradź memu niedowiarstwu

Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! Ojciec uznaje i jednocześnie wyznaje istniejącą w nim wewnętrzną sprzeczność. Zdaje się mówić: Wierzę, a jednak istnieje we mnie niewiara. Wierzę, ale nie do końca. W chwilach powodzenia życiowego wydaje mi się, że wierzę. Ale w momentach kryzysu i trudności nachodzi mnie niewiara.

Wiara jest wartością dynamiczną. Wiara podlega nieustannemu rozwojowi. Od niewiary i małej wiary przechodzi się stopniowo do coraz silniejszej i pełniejszej wiary. Ten wzrost wiary w nas wymaga naszego wysiłku, zaangażowania, hojności serca. Wiary nie można posiąść raz na zawsze. Nie można jej utrwalić w spiżowym posągu, jak można utrwalić kształty jakiegoś przedmiotu.

Nasza wiara to nieustanne odpowiadanie Bogu na Jego stwórcze i zbawcze działanie w nas. Podobnie jak Bóg nieustannie rodzi nas i podtrzymuje w istnieniu, tak my nieustannie rodzimy i podtrzymujemy w nas naszą wiarę. Gdyby Bóg choć na chwilę przestał podtrzymywać nasze życie, natychmiast zapadlibyśmy się w nicość.

To, co jeszcze wczoraj budziło moje większe zaufanie, dziś — przy zmianie zewnętrznych okoliczności, przy zmianie wewnętrznych przeżyć — może rodzić podejrzliwość, zniechęcenie, nieufność. Trudne czy wręcz bolesne sytuacje życiowe, przeżycia wewnętrzne są wezwaniem do większej wiary, są wezwaniem do oczyszczenia wiary.

Natychmiast ojciec chłopca zawołał: Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu! Zauważmy pośpiech ojca, który natychmiast kieruje swoją prośbę o łaskę wzrostu wiary.

Aby nasza wiara mogła dojrzeć, Bóg nieraz dopuszcza na nas oczyszczające doświadczenia życiowe. On sam nas w nie wprowadza i On sam z nich wyprowadza. Samo pragnienie wiary jest decyzją serca, możliwą od zaraz, możliwą natychmiast. Dziś wierzę tak, jak umiem. Pragnę jednak większej, głębszej wiary. Prowadź mnie, Panie, do wiary pełniejszej, dojrzalszej.

Pragnienie zaufania, pragnienie wiary wystarcza, aby Jezus mógł wkroczyć ze swoją Boską mocą. Jezus rozkazał surowo duchowi nieczystemu: Duchu niemy i głuchy, rozkazuję ci, wyjdź z niego i nie wchodź więcej w niego.

Interwencja Jezusa jest jasna, zdecydowana i mocna. Jest to interwencja skuteczna. Ale samo wyjście ducha niemego i głuchego jeszcze nie uleczyło chorego chłopca. Zły duch opuszczając chłopca, z zemsty pozostawił go jak martwego. Wielu nawet mówiło: On umarł. Dopiero kiedy Jezus ujął go za rękę i podniósł, on wstał.

Podanie ręki chłopcu przez Jezusa naprowadza nas na inny cud — wskrzeszenie dwunastoletniej dziewczynki. Jezus ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: Talitha kum, to znaczy: Dziewczynko, mówię ci, wstań! (Mk 5, 41). Ostatecznie to sam Jezus przywraca człowiekowi zdrowie, życie. On daje człowiekowi tchnienie życia.

Prośmy, abyśmy w tych rekolekcjach doświadczyli mocy Jezusowej ręki, aby ona podniosła nas, podźwignęła, abyśmy dzięki niej odczuli w sobie pełnię Jego życia, pełnię Jego radości, Jego pokoju. Prośmy szczególnie, aby Jezus uzdrowił naszą małą wiarę.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIII. ODWAGI, JA JESTEM! XV. BURZA NA JEZIORZE
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz