Adamie, gdzie jesteś?

ROZWAŻANIA REKOLEKCYJNE

XX. ROZWAŻANIA O LĘKACH

 

1. Służyć Mu będziemy bez lęku

Zachariasz przy narodzinach swojego syna wielbił Boga i prorokował, że dzięki Jego zbawczej mocy bez lęku służyć Mu będziemy w pobożności i sprawiedliwości (Łk 1, 74). Proroctwo to spełnia się w nauczaniu Jezusa, który wiele razy i z wielkim naciskiem wzywał swoich uczniów do służby bez lęku. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą (Mt 10, 28) — zachęca Chrystus uczniów zapowiadając prześladowania z powodu Jego imienia. Apostołów zmagających się z przeciwnym wiatrem na pełnym morzu pośród nocy wzywa: Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się (Mt 14, 27). Tuż przed swoją męką i śmiercią krzyżową, widząc zagubienie uczniów, napomina ich raz jeszcze: Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka (J 14, 27).

Chwalić Boga, czcić Go i służyć Jemu (ĆD, 23) możemy tylko wówczas, kiedy jesteśmy wolni wobec naszych lęków i nie dajemy się im sparaliżować, świadomi faktu, iż Ojciec nasz niebieski wie, czego potrzebujemy (Mt 6, 32) i nawet jeden włos z naszej głowy nie spada bez Jego wiedzy (Łk 21, 18). Źródłem naszych lęków jest zawsze mała wiara w moc miłości Boga i zbytnia troska o nasze życie. Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać? (...) Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie (Mt 6, 31–32).

2. W miłości nie ma lęku

Nasze rozważania o lęku nie są wykładem psychologii, ale jedynie garścią refleksji mających nam pomóc dostrzegać lękowe podłoże wielu naszych motywacji i oczyszczać się z nich. Trzeba nam zdać sobie sprawę, że nasze odruchowe nieraz zapewnianie w rodzaju: Ja się niczego nie boję, są często tylko obroną, aby nie dotykać w nas tego, co mogłoby obudzić nasze lękowe demony. Nieraz brakuje nam wyraźnej spójności pomiędzy deklarowanymi motywacjami, a motywami rzeczywistymi działającymi w nas.

Wzrost wewnętrzny człowieka mierzy się wzrostem w miłości. W miłości (zaś) nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości (1 J 4, 18). Celem naszej modlitwy, naszego zmagania się z sobą, winno być doskonalenie się w doświadczeniu miłości Boga, bliźnich i siebie samych przez odważne stawianie czoła naszym lękom. Każdy człowiek doświadcza w swoim życiu bardzo wielu lęków. Lęk w różnych postaciach i z różnym nasileniem idzie za człowiekiem jak cień, od dnia narodzin aż do ostatniego dnia życia. Pierwszych lęków naszego życia: niemowlęcych obaw z powodu nieobecności matki czy braku pokarmu, nie pamiętamy, ale przez całe życie towarzyszy nam wiernie jak pies ostatni lęk każdego człowieka: lęk przed śmiercią. Każdemu okresowi naszego życia towarzyszą określone lęki. Są one związane z rozwojem człowieka, z przeżywanymi trudnościami, problemami i niebezpieczeństwami; z kruchością ludzkiego życia i z kruchością świata, pośród którego żyjemy.

3. Co to jest lęk?

Lęk jest pewną reakcją uczuciową na jakieś zagrożenie, w którym się znajdujemy. Im głębiej przeżywamy jakieś niebezpieczeństwo, tym większy lęk nam towarzyszy. Niebezpieczeństwo przeżywane w lękach może mieć charakter czysto subiektywny; są to wówczas nasze wewnętrzne postawy lękowe. Nasz lęk może też wynikać z rzeczywistego zagrożenia, w którym się znaleźliśmy. Najczęściej jednak te dwa czynniki — subiektywny i obiektywny — będą ze sobą złączone 5. Poznanie samego siebie, poznanie swoich reakcji lękowych polega między innymi na umiejętności wyraźnego rozgraniczania pomiędzy lękiem czysto subiektywnym, gdzie zagrożenie jest tylko pozorne, a lękiem wynikającym z faktycznie istniejącego niebezpieczeństwa. Wyraźne uświadomienie sobie i akceptacja pozoru zagrożenia w pewnych sytuacjach lękowych może być ogromną pomocą w ich przezwyciężaniu i kontrolowaniu. Bowiem przyczyna lęku subiektywnego leży przede wszystkim w wewnętrznych nastawieniach człowieka, a nie w zewnętrznym zagrożeniu, które w takiej sytuacji jest tylko pozorne.

Nasze rozważania dotyczą nie tyle wielkich chorobliwych lęków, które wymagają zwykle fachowej pomocy psychologicznej, ale małych, pojawiających się tylko w pewnych sytuacjach, z którymi — jak nam się wydaje — można spokojnie żyć, ale które mimo wszystko niszczą wiele naszych sił i energii. Te pozornie tylko nieważne lęki czynią nas sztywnymi wobec ludzi, hamują naszą spontaniczność i radość życia, powodują częste napięcia psychiczne i zmęczenie. I choć z wielu lękami dajemy sobie jakoś radę, to jednak nieraz dają się nam one we znaki. Nasze obawy i lęki tym skuteczniej kierują niemal całym naszym życiem, im mniej jesteśmy ich świadomi.

4. Nieświadoma obrona przed lękami 6

Jedną z dominujących, a zarazem bardzo przykrych cech lęku jest odczucie własnej bezradności. Człowiek, który się boi, nie widzi wyjścia z niebezpiecznej sytuacji, w której się znalazł. Z bezradnością łączy się najczęściej świadomość własnej bezbronności. Gdybyśmy mieli rozwiązanie w sytuacjach niebezpiecznych, lęk ustępowałby natychmiast. Odczucie własnej bezradności i bezbronności szczególnie trudno znieść osobom pielęgnującym w sobie świadomość własnej siły i mocy, osobom z nadmiernymi ambicjami.

Rodzi się pytanie: czego człowiek może się bać? Nie będzie chyba przesadą, jeżeli stwierdzimy, że można bać się praktycznie wszystkiego. Ale najbardziej człowiek zawsze boi się samego siebie, tego, co w nim nierozpoznane, nieodkryte. Wiele lęków wywoływanych przez świat zewnętrzny bardzo często odzwierciedla tylko lęk przed sobą samym i przed tym wszystkim, co jest w nas. Dobra znajomość siebie, świadomość swoich postaw wewnętrznych i reakcji oraz ich akceptacja daje człowiekowi ogromną siłę wewnętrzną do stawiania czoła wszystkim zagrożeniom, które płyną ze świata zewnętrznego.

Nie wszyscy jednak boją się wszystkiego. Lęk jest doświadczeniem bardzo zindywidualizowanym. To, czego się boimy i jak głęboki jest nasz lęk, zależy od wielu czynników: od dotychczasowej historii życia, od środowiska rodzinnego, od struktury psychofizycznej, od naszych potrzeb, oczekiwań, pragnień, rozczarowań i zawodów życiowych, podtrzymywanych urazów itp. Dla prostej pracy nad sobą nie trzeba aż tak głęboko poznawać genezy lęków i wiązać ich z konkretnymi przeżyciami i doświadczeniami z historii życia. Decydujące znaczenie posiada natomiast poznanie istniejących aktualnie postaw lękowych, wielkości ich nasilenia, ich oddziaływanie na nasze reagowanie, myślenie, decyzje, dokonywane wybory i całe nasze zachowanie.

Czego się boję, co mnie wprowadza w stan zagrożenia i lęku? Jest to bardzo trudne pytanie. W pierwszej chwili może się nam wydawać, że niczego się nie boimy. Wydaje się, że robimy wszystko, aby uciec od lęku czy od jego odczuwania. Wiele jest powodów do tego, z których najpowszechniejszy to ten, że silny lęk jest jednym z najbardziej przykrych uczuć, jakich możemy doznawać (K. Horney).

Gdy ktoś usiłuje nam pokazać nasze nieświadome motywy lękowe, odruchowo zaczynamy z tym walczyć, czujemy się dotknięci, zagrożeni, niepewni. Rodzi się jakiś wewnętrzny sprzeciw, bunt, opór. Podobne uczucia rodzą się w nas także wówczas, gdy sami sobie próbujemy odsłaniać lękowość wielu naszych motywacji. Rodzący się w nas opór wewnętrzny, pod wpływem dotykanych postaw lękowych, jest jak Cerber, wielogłowy pies z mitologii greckiej, który strzegł wejścia do Hadesu. Witał przyjaźnie zmarłych wchodzących do podziemia, ale z zajadłością rzucał się na wszystkich, którzy chcieli się z niego wydostać. Pragnąc wydostać się z Hadesu własnych lęków musimy pokonać najpierw Cerbera — swój opór, pierwszy odruchowy bunt wewnętrzny, aby tego, co już utrwalone w nas, nie dotykać.

W jaki sposób człowiek broni się przed lękami, jeżeli nie chce ich uznać w sobie i otwarcie stawiać im czoła szukając oparcia i pomocy u innych? Pierwszym sposobem ucieczki przed uznaniem i świadomym przezwyciężaniem lęku jest racjonalizowanie go we własnej świadomości. Kierując się motywami lękowymi, człowiek może jednocześnie tłumaczyć sobie i innym, że zachowuje się w sposób uzasadniony i logiczny. Na potwierdzenie swojego lękowego działania można podawać dziesiątki różnych racji, z których jednak żadna nie będzie dotykała istoty problemu. Np. człowiek mający trudności w kontaktach z ludźmi, człowiek nieufny, nieśmiały, zamiast dostrzegać swoje lękowe postawy wobec bliźnich i próbować je pokonywać, może mówić o wielkiej wrogości istniejącej między ludźmi, o niemożności zaufania im z powodu ich niedyskrecji itp. Na potwierdzenie swojego subiektywnego przekonania można przytaczać wiele przykładów z własnego życia lub też z życia innych. Przykłady te będą zwykle odzwierciedlać nagromadzone urazy i poczucie krzywdy w stosunku do bliźnich.

Zaprzeczanie lękowi, który nas dręczy, to kolejna metoda bronienia się przed nim. Z zaprzeczaniem tym może łączyć się nawet pewna doza pewności siebie, zewnętrzne opanowanie, a w niektórych momentach nawet brawura. Można mieć wówczas nawet odczucie własnej odwagi, siły życiowej. Nierzadko młodzi ludzie lękliwi i niepewni siebie decydują się na uprawianie twardego i wymagającego dużej odwagi sportu. Czynią to jakby dla zaprzeczenia swojej wewnętrznej wrażliwości i kruchości, której się bardzo obawiają. Każdą przegraną przeżywają bardzo boleśnie, ponieważ ona przypomina im o ich zasadniczym problemie, któremu chcą zaprzeczyć sukcesem sportowym. Rywalizacja sportowa czy inne zewnętrzne formy sprawdzania siebie mogą pomagać młodemu człowiekowi pokonywać lęk i nabierać większej pewności siebie, ale tylko wówczas, kiedy łączy się z nią bardziej świadoma wewnętrzna praca nad sobą.

Kolejnym sposobem ucieczki od lęku jest odurzanie go. Psychologia podkreśla, iż u podłoża nadużycia alkoholu, narkomanii, nadużyć seksualnych czy braku umiaru w jedzeniu leży nierzadko potrzeba uspokojenia własnych lękowych przeżyć. Podobną rolę wobec lęku może spełniać chciwa pogoń za posiadaniem materialnym, bardzo liczne, ale powierzchowne kontakty towarzyskie, przemęczanie się pracą, częste i bierne korzystanie ze środków audiowizualnych. Wszelkiego typu lękowe konsumowanie ma na celu zalanie wewnętrznego robaka, który wprawia człowieka w ciągły stan napięcia i zmęczenia psychicznego. W naszej cywilizacji bardzo znamienny jest wzrost konsumpcji idący jakby w parze ze wzrostem znerwicowania i napięcia psychicznego. Odurzanie lęków nie prowadzi bowiem do wyjścia z nich, ale jest jedynie nieświadomą formą ich pogłębiania.

Kolejny pozorny sposób uwalniania się od lęku polega na unikaniu wszystkich sytuacji, myśli czy przeżyć, które mogłyby go wywołać. Takie właśnie unikanie sytuacji wywołujących lęk może być świadomym wyborem człowieka. Częściej jednak bywa to mechanizm nieuświadomiony, który kieruje osobą wbrew jej zamierzonym intencjom.

Podane tutaj sposoby ucieczki przed lękiem najczęściej nie występują oddzielnie, ale w połączeniu z innymi. I tak np. ucieczka od sytuacji lękowych będzie nierzadko złączona z racjonalizacją lub też z zaprzeczaniem własnych lęków. Stosowanie powyższych metod ucieczki od lęków nie zmniejsza samych wewnętrznych postaw lękowych, z których one wypływają. Trwałe stosowanie tych metod raczej utrwala je, co z kolei rodzi potrzebę częstszego korzystania ze stosowanych sposobów ucieczki. W taki sposób powstaje błędne koło, które można zatrzymać jedynie podejmując świadomą pracę nad swoimi lękami, by móc je kontrolować z pomocą Drugiego: człowieka i Boga.

5. Konsekwencje lęku

Stosowanie powyższych sposobów ucieczki od lęku daje człowiekowi pozorną równowagę wewnętrzną; pozorną, ponieważ opartą o chowanie głowy w piasek, a nie o odważne i szczere stawienie czoła lękowi. Ale nawet za tę pozorną równowagę płaci się utratą wielu sił i energii. To sztuczne uśmierzanie lęku kosztuje człowieka drogo. W jaki sposób okupujemy tę pozorną równowagę, która polega na uciekaniu od naszych lęków? Jakie są skutki życia w maskowanych lękach?

Po pierwsze, wszelkie nasze działanie, z którym wiąże się lęk, rodzi napięcie, zmęczenie, wyczerpanie nerwowe. Wiele trudności przypisywanych powszechnie przepracowaniu wynika w rzeczywistości nie z samej pracy, ale z lęku związanego z tą pracą lub kontaktami ze współpracownikami (K. Horney). Potocznie mówi się, że praca, której człowiek nie lubi, szybko męczy. De facto jednak męczy nie sama praca, ale konieczność pokonywania swoich wewnętrznych oporów wobec tej pracy. Np. kilkanaście minut egzaminu, którego student bardzo się obawia, jest nieraz powodem wielkiego zmęczenia.

Innym skutkiem lęku, który możemy obserwować u siebie i u innych, jest zakłócenie działania, z którym łączy się ten stan lękowy. Np. osoba lękająca się publicznych wystąpień, nawet jeżeli przygotuje się bardzo dobrze, w czasie wygłaszania przemówienia może się często mylić, zacinać, robiąc wrażenie, że się nie przygotowała. Lękliwy uczeń, choć dobrze przygotował się do lekcji, może wszystko zapomnieć w jednej chwili. Kiedy dostanie już negatywną ocenę i lęk przeminie, nagle w jednej chwili wszystko sobie przypomina.

Działanie pod wpływem lęku, pozbawia nas spontaniczności, radości, satysfakcji i przyjemności twórczego życia, których moglibyśmy doświadczać, gdybyśmy umieli przezwyciężać w sobie lęki i żyć w wolności wewnętrznej. Jazda kolejką górską (...) wówczas, gdy powoduje niewielki lęk może być nawet bardziej emocjonująca, podczas gdy łącząc się z silnym lękiem będzie torturą (K. Horney).

U młodego człowieka powyższe formy obrony przed lękiem mogą mieć charakter przejściowy. Nie mają wówczas większego wpływu na kształtowanie się postawy życiowej. Jeżeli jednak są one stosowane w sposób nieświadomy przez wiele lat i dana osoba nic nie robi, aby swoje lęki przezwyciężać, ale ciągle chowa głowę w piasek udając przed sobą, że wszystko jest w porządku, to wówczas lęki te mogą stawać się pewnymi strukturami nerwicowymi, które umożliwiają życie w normalnych warunkach we względnej stabilizacji, w krytycznych jednak sytuacjach życiowych takie osoby wpadają w kryzys, z którego najczęściej nie widzą wyjścia. Kryzys ten objawia się bardzo często w stanach załamania, bierności wobec życia, depresji.

6. Czego się boję?

Aby móc stawić czoła swoim lękom, trzeba najpierw uświadomić je sobie bardzo jasno. Byłoby rzeczą pożyteczną w czasie rekolekcji wejść w historię swoich lęków. Większość z nich doskonale pamiętamy. Możemy więc zadać sobie następujące pytania: Czego się w życiu bałem(am): w okresie dzieciństwa, w okresie dojrzewania, młodości i w wieku dojrzałym? Co budziło we mnie lęk, jakie sytuacje, jacy ludzie, jakie doświadczenia?

Dostrzeżmy najpierw zewnętrzne sytuacje budzące strach: doświadczenia rodzinne, relacje z rówieśnikami, doświadczenia związane ze szkołą, studiami, pracą. Zauważmy jednak, że nierzadko lęk rodził się w nas bez żadnej przyczyny zewnętrznej, jakby z nas samych, to znaczy z naszych utrwalonych postaw lękowych. Świadomość własnego lęku wywoływać może nawet spiralę lękową (lęk przed lękiem), jeżeli człowiek nie umie nad nim panować.

Kolejne ważne pytanie, które sobie możemy zadać: Jakie były moje świadome reakcje na przeżywane lęki? Co robiłem(am) w sytuacjach zagrożenia, jak się w nich zachowywałem(am)?

Odkrycie i uświadomienie sobie swoich obaw i lęków — szczególnie tych zamaskowanych — jest rzeczą niełatwą z powodu wewnętrznego oporu, o którym była już uprzednio mowa. Aby ta praca nad lękami mogła się powieść, potrzeba nam pomocy osoby kompetentnej. W sytuacji zwyczajnych, normalnych lęków z pewnością wystarczy pomoc doświadczonego kierownika duchowego. Otwartość i zaufanie pomoże nam wypowiedzieć to wszystko, czego się boimy.

W kierownictwie duchowym trzeba najpierw rozmawiać o tym, czego penitent najbardziej się boi; winien wypowiedzieć to, o czym za żadne skarby nie chciałby mówić (por. ĆD, 326). Kiedy przeżywamy trudne chwile, w których lęk jest jednym z naszych zasadniczych uczuć, niemal odruchowo szukamy pomocy i oparcia u innych. Chcemy wówczas wyrzucić z siebie to wszystko, co budzi nasze obawy. Już samo wypowiedzenie lęku przed drugim człowiekiem zmniejsza napięcie z nim związane.

Werbalizacja naszych lęków przed bliźnimi pozwala także uświadamiać sobie, co w nich dominuje: rzeczywiście istniejące zagrożenie czy też nasze obronne i urazowe postawy wobec życia. Uświadomienie sobie i wypowiedzenie naszych obaw i lęków, chociaż nie prowadzi do natychmiastowego ich zniknięcia, to jednak bardzo pomaga do otwartego stawiania im czoła i uwalniania się od ich tyrańskiej władzy nad nami.

Uciekając przed lękiem nie tylko nie oddalamy się od przeżywanego zagrożenia, które staje przed nami (w rzeczywistości czy tylko w wyobraźni), ale wprost przeciwnie przyciągamy jedynie to, czego się obawiamy. Strach (...) po prostu przyciąga to, czego się boimy. Stwierdzono kiedyś, że większość wypadków utonięcia odnieść można właściwie do tego, że tonący przeraził się możliwości utonięcia. To, czego ktoś się obawia, czego ze strachem oczekuje, to też mu się przytrafia. Kto mocno obawia się zarumienienia, ten już się czerwieni. Kto boi się oblania potem, temu właśnie ta obawa wyciska ze skóry zimny pot. My psychiatrzy znamy ten mechanizm lęku oczekiwania. Chodzi tu o krąg iście diabelski: jakieś samo w sobie niewinne zakłócenie zdrowia, które jako takie byłoby czymś przejściowym, rodzi obawy, obawy potęgują to zakłócenie, a spotęgowane umacnia pacjenta w jego obawach. Diabelski krąg zamyka się wiążąc pacjenta, przynajmniej do chwili wkroczenia lekarza. Momentem najbardziej diabelskim w tym kręgu jest to, że lękliwe oczekiwanie zawsze prowadzi do intensywnej samoobserwacji. Pomyślmy tylko o jąkale: trwożnie obserwuje on własną wymowę, i już ta samoobserwacja zakłóca mu mowę i zahamowuje go. Albo pomyślmy o kimś, kto na gwałt, kurczowo usiłuje zasnąć: napięcie, z jakim kieruje swoją uwagę na zaśnięcie, samo je uniemożliwia. Może nawet się zdarzyć, że ktoś taki nagle budzi się z osiągniętego już snu z myślą: zdaje mi się, że przed zaśnięciem chciałem jeszcze coś załatwić. Racja, chciałem przecież zasnąć! (V. E. Frankl).

7. Doświadczenie lęku kryterium autentyczności wiary

Rodzi się jednak pytanie: skąd wziąć tyle siły wewnętrznej, aby oprzeć się tyranii budzących się w nas lęków, by w sytuacji zagrożenia świadomie i z wolnością kierować swoimi odruchami, decyzjami, czynami?

Problemu naszych lęków nie rozwiążemy odwołując się tylko do ograniczonych i zawsze zawodnych ludzkich możliwości. Może już nawet doświadczaliśmy, że w lęku nie zawsze wystarczy wziąć się w garść. Nieraz chcielibyśmy to uczynić, ale odczucie zagrożenia okazuje się silniejsze. Problem lęku rozwiązuje się dopiero wówczas, kiedy z wielkim zaufaniem powierzymy nasze życie Temu, który ma moc je nam dać i ma moc je odebrać (por. J 10, 18). Na lęk trzeba nam patrzeć nie tylko z punktu widzenia psychologicznego, ale przede wszystkim pod kątem duchowym. Każdy lęk jest straszliwym kuszeniem Złego, który pragnie odizolować nas od Boga i bliźnich, zamknąć nas w sobie i rzucić w rozpacz. Sedno zaś rozpaczy stanowi grzech niewiary w moc Boga nad całym światem i nad każdym pojedynczym człowiekiem.

Doświadczenie zagrożenia i lęku jest dla człowieka kryterium autentyczności jego wiary; to właśnie chwile lęku objawiają najpełniej, na kim lub na czym to życie się opiera. Lęk demaskuje powierzchowność wielu naszych przekonań o sobie, wielu naszych deklaracji składanych Bogu i ludziom. Lęk wystawia człowieka na próbę — próbę autentyczną i niebezpieczną. Człowiek zwycięży w niej tylko w wypadku, gdy już w czasie walki uzyska dopływ nowych sił. Gdyby próbował walczyć jedynie z potencjałem, z którym wszedł w bój, musiałby — na długą metę przegrać. (...) Nie przeprowadziłby bowiem potyczki zwycięsko, gdyby ją chciał kontynuować w ciasnym zakątku, w którym został napadnięty; w zakątku małych upodobań, wygodnictwa, zamkniętego w sobie samolubstwa. Człowiek musi rosnąć w czasie pokusy, musi sam narzucić pokusie pole walki, a tym polem muszą być horyzonty wieczności (K. Rahner).

Tak więc podstawową terapią na wszystkie nasze lęki, te zwyczajne, codzienne, które towarzyszą każdemu człowiekowi, jak i te większe, których źródłem są nerwicowe postawy wobec życia, jest pełne otwarcie się na Boga i Jego miłość: Kto się w opiekę oddał Najwyższemu i w cieniu Wszechmocnego mieszka (...) nie ulęknie się strachu nocnego — nie będzie żył w lęku (Ps 91, 1. 5).

Ostatecznie u źródeł wszystkich lęków leży nasza niewiara, próba budowania bezpieczeństwa na ludzkich tylko możliwościach, które są zawsze ograniczone i zawodne; ujawnia się to zwłaszcza we wszystkich sytuacjach granicznych człowieka: w chorobie, niepowodzeniach życiowych, rozczarowaniu ludźmi a zwłaszcza w zagrożeniu ostatecznym — w zagrożeniu śmiercią. Jezus uświadamia to Piotrowi, który krocząc po jeziorze na widok silnego wiatru uląkł się i (...) zaczął tonąć (...) Czemu zwątpiłeś, małej wiary? — pyta Jezus Piotra (Mt 14, 30–31). Pogrążanie się we własnym lęku płynie zawsze z wpatrywania się w samo zagrożenie i swoje ograniczone ludzkie siły, a nie w Jezusa, który wzywa nas do siebie: Przyjdź i sam daje moc kroczenia po wzburzonych falach (Mt 14, 29).

Doświadczenie lęku stawia zawsze przed człowiekiem wyzwanie do przekraczania siebie samego, do wyjścia z tego wszystkiego, na czym było oparte dotychczasowe życie, by móc odnaleźć fundament, który nie runie także wówczas, gdy walić się będą ludzkie zabezpieczenia. Doświadczenie lęku wzywa do spojrzenia na swoje życie z ewangelicznym realizmem: Kto z was przy całej swej trosce może choćby jedną chwilę dołożyć do wieku swego życia? (Mt 6, 27).

Sytuacje lękowe, które doprowadzają nas do większego zagubienia i rozpaczy, mogą jednocześnie stać się trudnym darem dla wzrostu wiary. Co zwycięży, o tym decyduje ludzkie serce, które, albo coraz bardziej zamyka się w buncie przeciwko konieczności nieustannego umierania, albo też zgadzając się na umieranie, otwiera się na horyzont wieczności — na obietnicę życia nieśmiertelnego. I tak, pragnienie życia w wolności wobec własnych lęków (nierealne jest natomiast pragnienie życia bez lęków) prowadzi nas do wiary w życie wieczne, w rzeczywistą obecność i w działanie Boga w naszym życiu. Uleganie lękowi, ucieczka przed nim — niezależnie od tego czy jest ona jawna, czy też dobrze zamaskowana — jest znakiem zamknięcia się w doczesności i znakiem naszej niewiary w Opatrzność Bożą; jest znakiem szukania bezpieczeństwa tam, gdzie nie możemy go odnaleźć — w sobie samym.

8. Jezus pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił

Wzywając swoich uczniów do odważnego stawiania czoła lękom, sam Jezus musi się również z nimi zmagać, ponieważ był do nas podobny we wszystkim oprócz grzechu (Hbr 2, 17). Podobny był do nas również w naszym zmaganiu się z zagrożeniem i lękiem.

Modlitwa Jezusa w Getsemani jest jakby punktem kulminacyjnym Jego walki z wszystkim, co w sposób naturalny uderzało w Jego ludzkie życie. Św. Łukasz pisze: Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22, 44). Gęste krople krwi to uzewnętrznienie straszliwej trwogi Jezusa, którą przeżywał przed okrutną męką i śmiercią krzyżową. I w tym właśnie doświadczeniu wewnętrznej trwogi aż do krwawego potu Jezus staje się bardzo ludzki i przez to bardzo nam bliski.

W trwodze Jezusa są obecne lęki wszystkich ludzi. On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści (Iz 53, 4) — mówi Izajasz. Lęk jest wielkim cierpieniem i wielką boleścią człowieka, nie mniejszą niż cierpienie fizyczne. Parafrazując słowa Proroka możemy powiedzieć: On dźwigał wszystkie nasze lęki.

Jezus nie stosuje żadnej z opisanych metod ucieczki przed lękiem: nie racjonalizuje swojego lęku, Jezus nie wstydzi się przyznać do swojej trwogi, nie udaje nadludzkiego bohatera — twardego i nieczułego wobec cierpienia. Ta Jezusowa słabość wobec lęku była szokiem dla uczniów i powodem ich zwątpienia, które sam Mistrz zapowiedział: Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy (Mt 26, 31). Jezus nie odurza także swojego cierpienia i lęku. Akceptuje je świadomie i dobrowolnie. Dlatego też przed ukrzyżowaniem nie przyjął odurzającego napoju — wina zmieszanego z żółcią (por. Mt 27, 34). Jezus nie ucieka też przed sytuacją, która ten lęk rodzi. Świadomy tego, co ma nastąpić i przekonany, iż taka jest właśnie wola Ojca, Chrystus wchodzi w cierpienie i śmierć oraz w trwogę z nimi związaną.

Getsemani wzywa nas do tego, abyśmy nasze lęki przeżywali świadomie, jak Jezus, byśmy za Jego przykładem stawiali im czoła. Jezus doświadczając trwogi szuka pomocy. Najpierw szuka pomocy u swoich umiłowanych uczniów — Piotra, Jakuba i Jana. Prosi ich, aby byli razem z Nim w Jego doświadczeniu trwogi. Wyznaje im też pokornie stan swojej duszy: Smutna jest dusza moja aż do śmierci (Mt 26, 38).

Kiedy przeżywamy lęki, potrzebujemy pomocy. W naszych lękach trzeba nam szukać najpierw ludzkiej pomocy; trzeba nam znaleźć osobę zaufaną, przed którą moglibyśmy wypowiedzieć przeżywane zagrożenie, bezradność i bezbronność w naszym lęku. W lęku potrzeba nam postawy pokory: uznanie przed sobą i przed innymi, iż przeżywamy lęk. Często nasza chora ambicja nie pozwala nam przyznać się do naszych lęków przed sobą i przed innymi. Zakładamy wówczas maski pewności siebie, stosujemy przeróżne wybiegi, aby ukryć naszą lękową bezbronność i bezradność.

Jezus, Bóg–Człowiek, najdoskonalszy z ludzi, nie boi się przyznać, że potrzebuje pomocy swoich umiłowanych. A kiedy nie udzielili Mu jej, zwraca się do nich z bardzo ludzkim wyrzutem: Jednej godziny nie mogliście czuwać ze Mną? (Mt 26, 40).

Człowiek bliski, chociaż może nam wiele pomóc w dobrym przeżyciu sytuacji lękowych, to jednak najczęściej nie może podać nam rzeczywistego rozwiązania problemu wywołującego lęk. Nie może tego uczynić szczególnie wówczas, kiedy lęki dotykają zasadniczych problemów ludzkiego istnienia: życia i śmierci. Problemy te przekraczają kompetencje każdego człowieka.

Jezus ma świadomość, że tylko Jego Ojciec może uspokoić ostatecznie Jego Synowskie serce. Prosi Apostołów, aby trwali z Nim w zanoszeniu prośby do Ojca: Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie. Ojciec wysłuchuje prośby swojego Syna: Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię (Łk 22, 42–44).

Ojciec wysłuchuje prośby Syna, ale zgodnie ze swoim odwiecznym Planem Zbawienia. To właśnie wówczas, kiedy anioł z nieba pocieszył Jezusa, przychodzi moment najtrudniejszej walki. Jezus otrzymuje umocnienie, aby Jego walka była wytrwała i skuteczna. Bóg nie uwalnia nas od trudu zmagań z tym wszystkim, co chce nas pogrążyć w smutku i rozpaczy, ale umacnia swoją łaską, byśmy walczyli wytrwalej, konsekwentniej i skuteczniej; byśmy pełniej i odpowiedzialniej brali nasz los w nasze ręce.

Jezus nie obiecywał swoim Apostołom łatwiejszego życia tylko z tego powodu, iż są Jego uczniami; nie obiecywał im życia bez cierpienia. Wręcz przeciwnie. On zaprasza uczniów, aby cierpieli dla Jego Imienia. Życie uczniów — jeżeli będą wierni Mistrzowi — będzie naznaczone zaparciem się siebie i niesieniem krzyża (por. Mt 16, 24). Obiecał im jednak, że będzie z nimi w ich zmaganiach aż do skończenia świata (Mt 28, 20). Siłę do przyjęcia doświadczeń, które budzą lęk, ponieważ godzą w samo życie człowieka, może dać nam jedynie Bóg. Sens śmierci, pokój wobec śmierci może pochodzić tylko od Boga, który daje życie po życiu, życie wieczne po życiu ziemskim.

Naszych zasadniczych lęków i obaw, odnoszących się do życia i śmierci, choroby i zdrowia, nie możemy nigdy uspokoić sami. Spychanie ich, oddalanie, racjonalizowanie, uśmierzanie w sposób sztuczny nie jest żadnym rozwiązaniem. One bowiem pojawiają się z jeszcze większą siłą, w nowych formach.

Wiele psalmów jest modlitwą człowieka doświadczonego zagrożeniem i lękiem. Sam Jezus na krzyżu modlił się Psalmem 22, który jest właśnie modlitwą człowieka osaczonego wielkim niebezpieczeństwem.

Boże mój, Boże, czemuś mnie opuścił?
Daleko od mego Wybawcy słowa mego jęku.
Boże mój, wołam przez dzień, a nie odpowiadasz,
wołam i nocą, a nie znajduję pokoju. (...)
Ja zaś jestem robak, a nie człowiek,
pośmiewisko ludzkie i wzgarda u ludu.
Szydzą ze mnie wszyscy, którzy na mnie patrzą,
rozwierają wargi, potrząsają głowami:
Zaufał Panu, niechże go wyzwoli. (...)
Przebodli ręce i nogi moje,
policzyć mogę wszystkie moje kości. (...)
Ty zaś, o Jahwe, nie stój z daleka;
Pomocy moja, spiesz mi na ratunek! (...)
Będę głosił imię Twoje swym braciom
i chwalić Cię będę pośród zgromadzenia:
Chwalcie Jahwe wy, co się Go boicie,
sławcie Go, całe potomstwo Jakuba
(Ps 22, 2–3. 7–9. 17–18. 20. 23–24).

Powyższy Psalm obok Psalmu 91 niech będzie naszą modlitwą w chwilach zagrożenia i lęku, niezależnie od tego, czy zagrożenie to będzie realne, czy tylko powstałe w naszej wyobraźni. Modlitwa skargi i błagania niech się jednak przeradza — jak w ustach Psalmisty — w modlitwę uwielbienia i adoracji Boga, który nigdy nie wzgardził ani się nie brzydził nędzą biedaka, (...) i wysłuchał go, kiedy ten zawołał do Niego (Ps 22, 25), jak Ojciec wysłuchał w Ogrójcu swojego Jednorodzonego Syna.

 

5 W psychologii na określenie „subiektywnej” reakcji lękowej stosuje się pojęcie „lęku”, natomiast „obiektywną” reakcję lękową nazywa się „strachem”.
6 Por. K. Horney, Neurotyczna osobowość naszych czasów, Warszawa 1982, str. 44–55.

 

 

P O P R Z E D N I N A S T Ę P N Y
XIX. ROZWAŻANIA O LUDZKICH UCZUCIACH XXI. WYCHOWANIE SEKSUALNE
 
na początek strony
© 1996–2000 Mateusz