C Z Ę Ś Ć I I : SA K R A M E N T Y SAKRAMENT POKUTY I POJEDNANIA |
1. Spotkanie z Boskim Lekarzem W naszej katechezie mamy za sobą refleksję nad trzema stopniami wtajemniczenia: sakrament chrztu, bierzmowania i Eucharystii. Są one dostępne dla każdego chrześcijanina i decydują o jego duchowej dojrzałości. Pozostałe cztery sakramenty są związane albo z powołaniem człowieka, albo z sytuacją, jaka w jego życiu zaistnieje. Zanim przejdę do szczegółowego omówienia sakramentu pokuty i pojednania, chciałbym jeszcze odpowiedzieć na pytania, które niektórzy z was postawili. Wszystkie one są związane z samym pojęciem sakramentu. Przypominam, że sakrament jest znakiem ustanowionym przez samego Chrystusa, a więc przez Boga, jako źródło łaski. Takich sakramentów mamy siedem. Obok trzech wymienionych, jeszcze kapłaństwo, małżeństwo, sakrament pokuty i sakrament namaszczenia chorych. W sensie szerszym można słowo sakrament odnieść do Kościoła, który na ziemi jest ustanowionym przez Chrystusa widzialnym znakiem i źródłem wszystkich łask, oraz do samego Chrystusa, który jest widzialnym znakiem ustanowionym przez Boga, samym Wcielonym Synem Bożym, dawcą wszelkich łask. Tego pojęcia sakramentu nie można odnieść do żadnej innej rzeczywistości. Wielu zwracało uwagę na to, że w różnych współczesnych publikacjach można znaleźć twierdzenia, jakoby wszystko, co na ziemi jest znakiem Boga, było sakramentem. A więc sakramentem jest kwiat, liść, sopel lodu błyszczący w słońcu, sakramentem jest dziecko i jego uśmiech, sakramentem jest drugi człowiek. Otóż wyraźnie zaznaczam, że są to wielkie, wspaniałe dzieła Boga, mówiące o Jego mądrości, potędze i pięknie, ale nie są to sakramenty. Kwiat nie jest źródłem łask, jest tylko chwilowym, pięknym dziełem Pana Boga, który możemy podziwiać. Mówię o tym dlatego, że w tym poszerzaniu pojęcia sakramentu na wiele innych znaków istnieje poważne niebezpieczeństwo. Gdybyśmy mieli dużo czasu, to mógłbym odsłonić, jak obecnie w sposób zaprogramowany, pojęcia, którymi posługuje się Kościół, są rozmywane, aby nie znaczyły tego, co znaczą. To jest mniej więcej tak, jakbyśmy etykietkę dobrego, wybornego wina przykleili do butelek, gdzie jest woda źródlana. W pewnym momencie następuje całkowita dezorientacja. Nie wiadomo, gdzie jest wino, gdzie jest woda. Cel tych zabiegów jest jeden: zrobić z Kościoła wieżę Babel, aby nikt z drugim nie potrafił się porozumieć. Mądrość związała słowo z ściśle określoną rzeczą. Jeśli to słowo odnosi się do wielu rzeczy, zaciera się granica między prawdą a rzeczywistością. Jest to poważne niebezpieczeństwo, które obecnie zagraża Kościołowi. Sakramentów w Kościele jest siedem i nie może być więcej. W sensie szerszym można mówić o sakramencie jedynie mając na uwadze Chrystusa i Kościół. Używanie tego słowa w odniesieniu do innej rzeczywistości jest nieporozumieniem i na pewno nie przynosi pożytku Kościołowi. Mówię o tym dlatego, że cała ta nasza katecheza trwająca już szósty rok zmierza do tego, abyśmy w Kościele nazywali rzeczy po imieniu. Jeśli chodzi o sakrament pokuty, do którego przechodzę, to chciałbym zaznaczyć, iż jest to pierwszy dar Chrystusa Zmartwychwstałego. W dzień swego Zmartwychwstania Chrystus przybył do Apostołów zamkniętych w Wieczerniku i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego. Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. To jest pierwszy i jeden z największych darów, jaki od Boga otrzymaliśmy. Stopniowo odkryjemy jego wielkość. Ten dar został ściśle złączony z kapłańską ręką. Otrzymali go wyłącznie Apostołowie i w sakramencie kapłaństwa jako władzę odpuszczania grzechów przekazują go przez pokolenia. Trzeba pamiętać, że jest to władza, która dotyczy grzechów ciężkich popełnionych po chrzcie. Odpuszczenia grzechów powszednich można dostąpić w różnoraki sposób, co wyjaśnię w jednym z następnych kazań. Natomiast jeśli człowiek popełni grzech ciężki, nie potrafi uzyskać pojednania z Bogiem i Kościołem inaczej, jak tylko w sakramencie pokuty. Tu powstaje pytanie, czy Pan Bóg nie mógł już w sakramencie chrztu świętego udzielić tak wielkiej łaski, aby człowiek ochrzczony był odporny na wszelki grzech, czyli by po chrzcie już nie popełnił żadnego grzechu. Mógł, oczywiście, że mógł. Dlaczego więc tego nie uczynił? Gdyby nas tak umocnił, to wtedy w dużej mierze stracilibyśmy wolność naszej woli, a razem z tym, konsekwentnie, możliwość zasługi. Stalibyśmy się nadludźmi, bylibyśmy jak złoto zanurzone w ziemi, które ziemia może przechowywać, ale nie może zamienić w siebie. Byłoby to jednak dzieło Boga, a nie nasze. Nie od nas by zależała nasza wygrana ze złem, zło w żadnej postaci by nam nie groziło. Tymczasem Pan Bóg chciał, abyśmy zmaganie ze złem wygrali sami. On chce nam tylko w tym pomóc. Posłużę się takim porównaniem: Gdyby chrzest potraktować jako szczepionkę uodparniającą na wszystkie choroby, od tego momentu człowiek wchodziłby w najbardziej zakaźny teren, wiedząc, że się nie zarazi; nie byłoby to jednak jego zasługą, ale tylko i wyłącznie dziełem Boga, czyli nie byłoby miejsca na zwycięstwo nad pokusą, na zwycięstwo nad złem. Tymczasem Bóg chce nam dać tę wielką szansę. On wie, że my dokonując ciągłych wyborów potrafimy opowiedzieć się po Jego stronie. Dlatego wolał zamiast takiej szczepionki ustanowić lekarza i zorganizować aptekę. Jeśli człowiek się zarazi, nawet śmiertelnie, to podejdzie do tego lekarza, skorzysta z Bożej apteki i wróci do zdrowia. Bóg zostawił w naszych rękach ten wielki wybór, jest to gest Jego szacunku dla naszej wolności. Jak długo jesteśmy na ziemi, jesteśmy w zasięgu zła, musimy dokonywać wyboru; jak przejdziemy do wieczności, już nie będziemy w zasięgu zła, będziemy otwarci tylko na dobro. Ale wówczas skończy się również definitywnie czas zasługi. Chciałbym, abyśmy zobaczyli konfesjonał jako gabinet lekarza. Oto Boski Lekarz przygotował dla nas wspaniałą aptekę, w której można uleczyć wszystkie choroby ducha i wiele chorób ciała. |
Sakrament pokuty i pojednania ma na uwadze przede wszystkim grzech ciężki, powiem dokładniej, grzech śmiertelny. W pojęciu "grzech śmiertelny" na podstawie podobieństwa do śmierci fizycznej możemy odkryć, jakie są jego skutki w duszy człowieka. Popełniając grzech ciężki człowiek duchowo umiera, traci życie Boże, które w nim jest, staje się duchowo martwy. Tak jak w momencie śmierci nikną wszelkie relacje z otoczeniem, tak i w wypadku śmierci duchowej zostaje zerwany kontakt z Bogiem i z innymi ludźmi, którzy tworzą Kościół. Sakrament pokuty w odniesieniu do grzechu śmiertelnego jest więc czymś więcej aniżeli uleczeniem. To jest wskrzeszenie człowieka. Gdybyśmy oczami wiary potrafili dostrzec dobrodziejstwo tego sakramentu, to prawdopodobnie najwięcej byśmy Bogu dziękowali za to źródło łaski. Mieć bowiem od chrztu świętego życie, stracić je i nie móc odzyskać, to straszna tragedia. Możliwość odzyskania życia nadprzyrodzonego to wielki dar miłosierdzia Bożego. Wszystkie inne grzechy, które nie są śmiertelnymi grzechami, można porównać do różnych chorób, które nie zagrażają bezpośrednio życiu, począwszy od niewielkiego kataru czy bólu zęba, a skończywszy na paraliżu, który może trwać całe dziesiątki lat. To są grzechy, które nie zagrażają życiu, ale bardzo je utrudniają. Sakrament pokuty w odniesieniu do tych grzechów podaje lekarstwo. Kto odkryje wartość sakramentu pokuty, odkryje również, że jest to nie tylko lekarstwo przywracające zdrowie, ale i uodparniające organizm na wszelkie duchowe choroby. W podejściu do sakramentu pokuty Kościół wypracował pewne etapy. Pierwszym jest tak zwany rachunek sumienia. Nie chodzi tu o to, by człowiek sam zrobił remanent swego życia. Sumienie jest to głos Boga. Rachunek sumienia jest to więc taki czas, w którym człowiek słucha, co Bóg ma mu do powiedzenia; jak On widzi jego życie i postępowanie, co złego jest w jego postępowaniu, a nawet myśleniu. To jest głos Boga. To nie my sami dokonujemy rozrachunku. Istotnym elementem jest tu podejście do refleksji nad pewnym okresem swojego życia od strony pozytywnej. Należałoby dokładnie prześledzić pierwsze zdania z Biblii. Bóg stwarza człowieka, stwarza cały świat, redaktor ujął to w siedmiu dniach. W sześciu stwarza, a w siódmym odpoczywa. Znamienne jest wyrażenie, które się powtarza pod wieczór każdego dnia. Bóg spogląda na swoje dzieło, autor notuje: I widział Bóg, że było dobre. Tak jest każdego dnia. Jest to jakby pierwszy rachunek sumienia samego Boga, który ocenia swoje dzieło: Jego wieczorny rachunek sumienia. A szóstego dnia, kiedy stworzył człowieka, autor zanotował: I widział Bóg, że wszystko było bardzo dobre. To jest podsumowanie tygodnia. Ten Boży "rachunek sumienia" winniśmy naśladować każdego dnia i każdego tygodnia. Trzeba zobaczyć miniony dzień i powiedzieć, że był on dobry, bo w każdym dniu czynimy wiele dobra. Jesteśmy słabi, czynimy zło. To zło trzeba również dostrzec, ale nie należy robić rachunku sumienia ze szkłem powiększającym, w którym szukamy wyłącznie grzechów, bo wówczas obraz nasz jest wypaczony. Trzeba zobaczyć i dobro, i zło. Wtedy zobaczymy je we właściwych proporcjach. Więcej, wtedy łatwo odkryjemy, że czas przeznaczony na zło mógł być wykorzystany na czynienie dobra i to zło stanie przed nami w jeszcze ostrzejszej formie. W rachunku sumienia obejmujemy okres od ostatniej dobrze odprawionej spowiedzi, a więc od tego momentu, w którym duch nasz był w pełni zdrów. Śledzimy, jakie choroby dotknęły nas na przestrzeni tego czasu. W tym rozliczeniu trzeba przede wszystkim wielkiej szczerości wobec siebie. To jest trudne. Trzeba podejść do lustra i nic nie retuszując powiedzieć: to ja jestem taki. Człowiek musi zobaczyć prawdę o sobie w całej pełni, tak jak tylko potrafi. Następnie należy dopuścić Boga do głosu, aby On powiedział, co o mnie sądzi. Bóg przez sumienie mówi: słuchaj, to jest piękne, dobre, bardzo dobre, a to złe. My sami w tym lustrze widzimy, co jest złe i potwierdzamy Jego opinię. Tak, Panie, to nie tak, tego się wstydzę. Nie należy się spieszyć. Rachunek sumienia winien być dokonany w imię prawdy. W praktyce podchodzimy do trzech zasadniczych pionów. Pierwszym z nich jest Dekalog. Należy przejść w myśli Dekalog i sprawdzić, o ile został zachowany. To jest mniej więcej tak, jakbym przystawił pion Bożych przykazań do muru swego domu, który wybudowałem od ostatniej spowiedzi. Oceniam, która cegła została postawiona dobrze, a która nie. Drugim pionem są obowiązki rodzinne i zawodowe. Trzecim nauka o wadach. Trzeba zobaczyć, czy któraś z siedmiu wad nie bierze góry w moim życiu, nie staje się niebezpieczna. Przy grzechach ciężkich jest potrzebne ustalenie, o ile to jest możliwe, ich liczby. Wiemy doskonale, że zło jednego zabójstwa jest mniejsze, aniżeli zło dziesięciu tysięcy zabójstw. Trzeba zobaczyć ogrom popełnionego zła. Nie dziwmy się, że tu w jakiejś mierze w grę wchodzi matematyka. Trzeba wreszcie objąć całość swego życia. To jest rzut oka nie tylko na ten okres, ale na drogę całego życia, aby zobaczyć, jaki sens ma ten ostatni odcinek naszego życia. Zobaczyć prawdę -- dobro i zło. Za dobro należy Bogu szczerze podziękować, a za zło Go przeprosić. |
Są trzy zasadnicze elementy autentycznego żalu za grzechy. Pierwszy to jest dostrzeżenie i uznanie zła. Jest to równocześnie odkrycie, jaką stratę ponosimy w grzechu. Drugim elementem jest przyznanie się do tego zła. To jest moje zło, moje dzieło. Wreszcie trzeci element to wzięcie odpowiedzialności za zły czyn. Ta odpowiedzialność prowadzi do próby naprawienia popełnionego zła. W grzechu zawsze sięgamy po pewne dobro i wydaje się nam, że to dobro nas uszczęśliwi. Za każdym jednak razem, kiedy sięgamy po dobro wbrew Bożym przykazaniom, więcej tracimy, aniżeli zyskujemy. I to zarówno w skali indywidualnej, jak i społecznej. Judasz wyciągnął rękę po trzydzieści srebrników, było to dobro, stracił jednak przyjaźń Chrystusa, stracił miliardy razy więcej, aniżeli to, co zyskał. Musiał po odkryciu tej straty odrzucić srebrniki. Przypominały mu bowiem, jak głupio postąpił. Przypominały mu stratę. Piotr na dziedzińcu Kajfasza sądząc, że jeśli opowie się po stronie Chrystusa, zostanie aresztowany razem z Nim i osądzony na śmierć -- kłamie, że nie zna Chrystusa. Wydaje mu się, że to kłamstwo nikomu nie zaszkodzi, a jego uratuje. Nie zaszkodzi Chrystusowi, nikomu nie zaszkodzi, a on wiele zyska i ocali swoje własne życie. Ale tym maleńkim trzykrotnie powtórzonym kłamstwem <169>nie znam tego Człowieka", jak nożycami przeciął więź przyjaźni, która łączyła go z Chrystusem. Kiedy odkrył, co stracił, gorzko zapłakał. Zysk ocalenia siebie okazał się znacznie mniejszy, aniżeli przyjaźń z Chrystusem, którą stracił przez swoje kłamstwo. Tak jest z każdym grzechem. Tylko wtedy potrafimy zapłakać, kiedy odkryjemy, co straciliśmy. Jeśli mamy na uwadze wyłącznie zysk, a nie widzimy, co tracimy, nie można mówić o żadnym autentycznym żalu za grzechy. Gdybyśmy odkryli, jak grzechem przecinamy nić wiążącą nas z Bogiem, to wtedy po każdym grzechu pojawiłby się głęboki żal. Piotr przyznając się do grzechu, szuka natychmiast możliwości nawiązania kontaktu z Chrystusem. Przeciął, zniszczył nić przyjaźni, ale wie, jaka to jest wartość, i mimo iż sam zniszczył, chce teraz to naprawić. Dlatego pozostaje przy Janie. Dlatego w poranek wielkanocny biegnie do pustego grobu Chrystusa, bo chce ratować i odzyskać to, co stracił. Judasz uznaje, że popełnił błąd. Nawet wyznaje to przed sługami świątyni rzuca pieniądze, ale nie szuka naprawy tego błędu. Życie jego straciło sens. Nie wierzy w to, aby mógł odnaleźć sens swojego życia. Nie ma odwagi spojrzeć w oczy swojego Mistrza. Zabrakło mu w tym wypadku pokory. To jest żal, ale niepełny. Taki żal nie tylko nie prowadzi do szukania przebaczenia, ale najczęściej prowadzi do następnego grzechu. I tak się stało. Judasz do grzechu zdrady dodaje grzech samobójstwa. Nie potrafił przyjść do Chrystusa z pękającym z bólu sercem i powiedzieć: słuchaj Mistrzu, ja to zrobiłem, wyrządziłem krzywdę Tobie i sobie, błagam, ulecz to moje serce. Każdy autentyczny żal wymaga pokory. Judasz wolał swe serce wyrzucić na śmietnik. Do tego prowadzi pycha, ona nie chce się przyznać, nie chce uznać przed Bogiem błędu, nie lubi prosić o przebaczenie. Podkreślam, jeden i drugi odkrył zło, odkrył wartość, którą stracił, jeden i drugi wyznał błąd, przyznał się do niego, czyli dwa elementy naprawy grzechu były, ale u Judasza nie było trzeciego. Piotr wziął odpowiedzialność za popełnione zło i próbuje je naprawić. Judasz nie bierze odpowiedzialności i do jednego grzechu dodaje drugi. Istotą więc żalu za grzechy jest umiejętność wzięcia stuprocentowej odpowiedzialności za swój zły czyn. Trzeba tę odpowiedzialność wziąć przede wszystkim w swoim sumieniu, przed sobą. Trzeba wziąć odpowiedzialność przed ludźmi i trzeba tę odpowiedzialność wziąć przed Bogiem. Umiejętność wzięcia odpowiedzialności za zły czyn świadczy o wielkości i dojrzałości człowieka. Każdy z nas jest słaby i każdy może popełnić grzech, i Bóg się temu nie dziwi. Natomiast oczekuje od nas wzięcia odpowiedzialności za zły czyn, za nieodpowiednie słowo, za błędną decyzję. To jest niezwykle istotna rzecz. Nie jest sztuką brać odpowiedzialność za dobre czyny, bo one przynoszą nam chwałę. Wielką sztuką jest umiejętność wzięcia odpowiedzialności za swój zły czyn. To jest dowód odwagi, to jest dowód mądrości. W tym momencie, kiedy człowiek w poczuciu odpowiedzialności podchodzi do Boga, zyskuje przebaczenie. Bo człowiek, który bierze odpowiedzialność za swój czyn, przychodzi do Pana Boga i mówi: to moje dzieło, sam zła nie naprawię, proszę Ciebie, abyś swoją Boską mocą pomógł mi naprawić to, co zepsułem. Kto nie żałuje, nie bierze odpowiedzialności za swój zły czyn i najczęściej szuka usprawiedliwienia w oskarżaniu innych. Oskarża ludzi, oskarża sytuacje, oskarża środowisko, z którego pochodzi, oskarża rodziców, oskarża samego Boga. "Po co mi dałeś wolność, po co mi dałeś życie, lepiej by było, gdybym się nie urodził. Skoro Bóg wiedział, że zgrzeszę, to po co mi dał życie". Takie oskarżenie to zawsze znak samousprawiedliwienia i ucieczki przed odpowiedzialnością. Możemy to obserwować już w raju, gdzie Adam oskarża Ewę, Ewa oskarża węża, a żaden z nich nie chce wziąć odpowiedzialności za swój czyn, mimo iż się do niego przyznaje. Konsekwencje autentycznie podjętej odpowiedzialności za swój zły czyn są proste, prowadzą bowiem do przyznania się do winy. Prowadzą do postanowienia, aby więcej takiego czynu już w życiu nie popełnić. A jeśli to tylko możliwe, prowadzą do zadośćuczynienia, czyli do naprawy popełnionego zła. Jeśli człowiek autentycznie żałuje, wiedząc, że grzech przeciął nić miłości łączącą go z Bogiem, to sam akt takiego żalu, w imię tej miłości, z prośbą, by Bóg odbudował tę zniszczoną nić miłości, odpuszcza człowiekowi grzechy. Nie musi człowiek być rozgrzeszony. Już w akcie żalu opartego na miłości Boga jest przebaczenie. Kiedy Piotr zapłakał, bo odkrył, jak przeciął nić łączącą go z Chrystusem, w tym momencie uzyskał przebaczenie. Już ten akt żalu wystarczył. Mówię o tym dlatego, że możemy być w sytuacji, kiedy nie będzie kapłana i wtedy trzeba odkryć przed Bogiem swoje serce, wziąć odpowiedzialność za popełnione zło i błagać o przebaczenie. Taki żal, zwany żalem doskonałym, wystarczy do nawiązania kontaktu z Bogiem. |
Zastanawiamy się nad tajemnicą pokuty i pojednania. Zwróciłem już uwagę na rachunek sumienia, na tajemnicę żalu za grzechy. A teraz kilka zdań na temat wyznania grzechów. Dość często spotykamy się z zarzutem, że spowiedź wynaleźli księża i że nie pochodzi ona od Boga. Jest to śmieszny zarzut, bo księża sami dla siebie przygotowaliby torturę. Najcięższą pracą kapłańską jest spowiedź. Wszystkie inne prace kapłańskie są o wiele, wiele lżejsze i łatwiejsze, aniżeli siedzenie w konfesjonale. Jeśli ktoś mówi, że myśmy to wynaleźli i że myśmy to zrobili, to mogę się tylko z politowaniem nad tym człowiekiem uśmiechnąć. Gdyby to od nas zależało, pierwsi skasowalibyśmy spowiedź. To jest jedno z najtrudniejszych, najcięższych i najbardziej odpowiedzialnych zadań kapłana. Zarzut od czterech wieków jest preparowany przez protestantów, którzy odrzucili kapłaństwo i przez to odrzucili również spowiedź. To z tych środowisk w dużej mierze pochodzi atak na spowiedź. Oświadczam, spowiadamy dlatego, że jesteśmy do tego powołani i Bóg wyposażył nas we władzę odpuszczania grzechów. Gdyby to nie był obowiązek płynący z polecenia Boga, nie siedziałbym w konfesjonale ani jednej minuty. Słuchanie cudzych grzechów nie należy do żadnej przyjemności. Jest ciężkim i odpowiedzialnym obowiązkiem. Mówię to twardo, abyście przypadkiem nie powtarzali tego głupiego zdania, że spowiedź jest wynalazkiem księży. Jeśli chodzi o historię, to najstarsze świadectwa wyznawania grzechów spotykamy już pod koniec pierwszego wieku w Didache, gdzie jest wyraźnie podkreślone, że zanim wierni przystąpili do ołtarza, aby uczestniczyć w Eucharystii, wyznawali swoje grzechy, czyli przepraszali Boga i przepraszali tych, których zranili. Koniec pierwszego wieku, świadectwo wyraźne. Kościół dysponuje trzema sakramentami odpuszczającymi grzechy: sakrament chrztu, sakrament pokuty i sakrament namaszczenia chorych. Nie jest potrzebne wyznanie grzechów przed chrztem. Nie jest również konieczne wyznanie grzechów przy sakramencie namaszczenia chorych, o ile chory nie jest w stanie mówić, a pragnie pojednania z Bogiem. Sakrament namaszczenia chorych gładzi wówczas wszystkie grzechy. Natomiast sakrament pokuty i pojednania łączy się ściśle z władzą, jaką Bóg zostawił w Kościele. W dniu swego Zmartwychwstania, powiedział Apostołom: Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane. Aby kapłan mógł zadecydować, czy należy grzech odpuścić czy nie, musi jako sędzia wysłuchać wyznania grzechów. Czym uzasadniamy to wyznanie? Jest to gest wzięcia odpowiedzialności za swoje własne czyny. Ten człowiek bierze odpowiedzialność, który ma odwagę do swoich czynów się przyznać. To publiczne wyznanie wobec kapłana, który jest przedstawicielem Kościoła i Boga, jest dowodem brania odpowiedzialności za swój czyn. Jest rzeczą znamienną, że ci, którzy odrzucili kapłaństwo i sakrament pokuty, dość szybko wypracowali metodę psychoanalizy, gdyż trzeba było zapełnić dziurę, która powstała. Człowiek bowiem potrzebuje wyznania swoich win, potrzebuje dla zdrowia psychiczno-fizycznego. Skoro zaś nie ma kapłana ani spowiedzi, trzeba było sięgnąć po lekarzy, by pomagali człowiekowi w określeniu zawartości serca, w zajęciu postawy odpowiedzialnej za życie. Na tym polega psychoanaliza. Proszę jednak pamiętać, że lekarz nie może rozgrzeszyć, lekarz może jedynie pomóc w wyciągnięciu na jaw tego, co jest ukryte w podświadomości, pomóc w rozumieniu postępowania, ale nie może usprawiedliwić. Natomiast kapłan nie tylko pomoże, ale udzielając rozgrzeszenia darzy grzesznika Bożą mocą. Co daje sakrament pokuty? Daje mi przede wszystkim pewność, że po moim wyznaniu Bóg moje grzechy przebaczył i nigdy więcej do nich nie będzie wracał. Jest to niezwykle ważny element. Jeślibym spowiadał się tylko przed Bogiem, nigdy bym takiej pewności nie uzyskał. Kapłan w imieniu Boga taką pewność przez rozgrzeszenie mi daje. Wyznanie powinno być absolutnie szczere, dlatego że tylko wtedy, kiedy człowiek potrafi odkryć wszystko, co jest w jego sercu -- Pismo Święte mówi o wylaniu serca przed Bogiem -- tylko wtedy jego serce może być uleczone i wypełnione łaską. Wyznajemy grzechy ciężkie i mówimy o pewnych postawach, które rzutują na całe nasze życie. Mówimy to, co nam wyrzuca sumienie. Mówimy to, mając całkowitą świadomość, że nie interesuje to kapłana, ale interesuje Boga: wyznajemy grzechy przed Bogiem. W tej sytuacji nasze wyznanie win jest modlitwą, trudną, ale niezwykle twórczą modlitwą: Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Tobie, jak mówił syn marnotrawny. Spowiedź to zawsze jest modlitwa. Odrzucenie wyznania win jest równoznaczne z odrzuceniem niezwykle ważnej formy modlitwy. Z punktu widzenia praktycznego, przypominam rzeczy, które są znane. Należy wspomnieć okres, z jakiego się spowiadamy, od ostatniej, dobrze odprawionej spowiedzi. Przy grzechach ciężkich trzeba określić, o ile potrafimy, ich liczbę, czasami podać okoliczności. Nie wystarczy powiedzieć kradłem, lecz trzeba powiedzieć, co ukradłem. Innym grzechem jest kradzież jabłka, a innym kradzież samochodu. Istotnym elementem przy spowiedzi z racji ściśle określonych sytuacji jest zaznaczenie, przynajmniej w jednym zdaniu, dlaczego się spowiadam. Zmarł mi ojciec. Taka spowiedź jest inna, zmusza do spojrzenia na całość życia przez dar ojca, który nas ubogacił, a teraz odchodzi. Spowiadam się, bo będę ojcem chrzestnym, to jest branie odpowiedzialności za życie religijne dziecka. Taka spowiedź ma nieco inny charakter. Takie jedno zdanie sprawia, że dialog kapłana, w imieniu Boga prowadzony z penitentem, jest inny, jest bardziej twórczy. Te okoliczności są dość istotne. Wreszcie chciałbym zaznaczyć, że wyznanie czynów złych nigdy nie pomniejsza człowieka. Pomniejsza spełnienie, ale nie wyznanie. Przyznanie się do czynu złego świadczy o odwadze i o wielkości człowieka. Dziś wysuwa się zarzuty, że jest to upokarzające. Co to kogo obchodzi? Oczywiście, nikogo, tylko ciebie i Boga. Ciebie i Boga! Boga interesuje to, czy masz odwagę przyjść i powiedzieć: ja jestem autorem tego czynu. To jest wielkość i nikt z mądrych ludzi nie popatrzy z pogardą na człowieka, który przyznaje się do złego czynu. Wręcz przeciwnie, im szczerzej ktoś to uczyni, na tym większy szacunek zasługuje. Sakrament pokuty, szafowany w Kościele katolickim i prawosławnym jest wielkim darem. Grzesznik w sakramencie pojednania potrafi odzyskać pełnię równowagi, radości i pokoju, czasami po wielu latach. Na zakończenie jeszcze złagodzę moją wypowiedź z początku kazania. Gdy mówiłem, że spowiedź jest dla kapłana ciężką pracą, nie zamierzałem narzekać. Siadam do konfesjonału, podobnie jak wszyscy powołani do kapłaństwa z wielką radością. Ta posługa ma bardzo głęboki sens i najpełniej ukazuje potrzebę bycia kapłanem. Uczestniczenie w procesie nawrócenia człowieka i w radości jego powrotu do Domu Ojca należy do najgłębszych przeżyć, jakie są dostępne dla człowieka na ziemi. Sami zresztą, klękając przed innym kapłanem z własnymi grzechami, znamy radość, jakiej doświadcza grzesznik, zyskując pewność odpuszczenia grzechów. |
W ramach refleksji nad tajemnicą pokuty i pojednania pragnę krótko zatrzymać się nad mocnym postanowieniem poprawy i zadośćuczynieniem. Mocne postanowienie poprawy jest zawarte w odkryciu wielkości zła tkwiącego w grzechu. Jeśli ktoś nie dostrzega zła zawartego w grzechu, to może wyznać ten grzech, ale wróci do niego z powrotem. Nie potrafi go nikt przed tym grzechem ocalić, nawet gdyby był przywiązany łańcuchem, to i tak do grzechu wróci. Dlatego, że grzech zawsze czaruje pewnym dobrem. Tylko odkrycie prawdziwego dramatu grzechu jest skutecznym środkiem, który wstrzymuje nas od popełnienia następnych grzechów. Pan Bóg nigdy nie zabrania ludziom grzeszyć, to znaczy nigdy nie posługuje się siłą, aby nas od grzechu oddzielić, zawsze odwołuje się do naszej mądrości i do dobrej woli. Bóg umieścił tylko znaki ostrzegawcze: Uwaga, trucizna! Uwaga, wysokie napięcie! Uwaga, niebezpieczny zakręt! To są Boże przykazania: Uwaga, nie cudzołóż! Uwaga, nie kradnij! Są to ostrzeżenia. Jeśli ktoś je lekceważy, nie może się dziwić, że wchodzi na drogę wiodącą do nieszczęścia. Tak należy podejść do szacunku dla naszej wolności i do miłości Boga, który wyraźnie ostrzega przed błędem. Człowiek po grzechu powinien odkryć, ile stracił i ile zyskał. Ten bilans jest istotny i jeśli ktoś jest rzeczywiście mądry, potrafi zobaczyć zysk i stratę, i powinien podjąć decyzję, aby drugi raz tyle nie tracić. To wymaga doskonalenia silnej woli, a to jest praca na całe nasze życie. Ciągle istnieje możliwość duchowego rozwoju człowieka. Ta możliwość nie jest ograniczona ani czasem, ani latami, ani sytuacją, w jakiej się znajdujemy. Każdy z nas może być jutro lepszy aniżeli dzisiaj. Mocne postanowienie poprawy to nie tylko decyzja, to konsekwencja doświadczenia zdobytego w grzechu. Pan Bóg dopuszcza, abyśmy popełnili błędy. Chce, abyśmy przez nie zmądrzeli. To trzeba odkryć. Podobnie dobrzy i kochający rodzice zgadzają się na błędy dziecka, by ono zdobywało doświadczenie i nie dokonało w życiu złych wyborów, które mogłyby doprowadzić do wielkiej tragedii. Dlatego prawdziwe nawrócenie zawsze połączone jest z odkryciem, iż moja wina jest błogosławiona, że jest to trudny odcinek, przez który Bóg mnie przeprowadził, abym jaśniej zobaczył pewne wartości. Iluż ludzi schodzi z drogi Bożych przykazań, a po kilku lub kilkunastu latach odkrywają wartość tej drogi, mówiąc: nigdy bym tego nie zobaczył, gdybym nie musiał przeżyć tego wszystkiego, co przeżyłem. Żal za grzech jest drogą do miłości Boga i Jego miłosierdzia. Z tym łączy się również pragnienie wynagrodzenia. Pełne nawrócenie człowieka, czyli odkrycie czynu nieodpowiedzialnego, który pociągnął za sobą zło czy grzech innych ludzi, prowadzi do wynagrodzenia. Jeśli to jest naruszona sprawiedliwość, człowiek chce po sprawiedliwości swój błąd naprawić. A więc jeśli pożyczyłem magnetofon i zepsułem, to winienem oddać, nie tylko mówiąc: przepraszam, ale i pokryć wszystkie koszta naprawy tego urządzenia. Tego domaga się sprawiedliwość i dopóki jej nie ma, to sumienie jest niespokojne. Pewne czyny człowieka mogą mieć daleko idące konsekwencje. Oto młody człowiek jadąc nieostrożnie potrącił dziesięcioletnią dziewczynkę, która upadła, doznała urazu głowy i jest kaleką na całe życie. Po sprawiedliwości jest zobowiązany mieć udział w opiece nad tym dzieckiem, a później kobietą, ponieważ on jest winien jej kalectwa. Tego domaga się sumienie. Często ludzie próbują uciec od odpowiedzialności. Z punktu widzenia prawa państwowego jest to możliwe, ale z punktu widzenia odpowiedzialności w sumieniu przed Bogiem to jest niemożliwe. Znam człowieka, który jako wychowawca był na kolonii i zbagatelizował swój dyżur, na skutek czego utopiło się dziecko z jego grupy. Przeżył to niesamowicie głęboko, a po skończeniu Akademii Górniczej zgłosił się do ekipy ratowników i już kilka lat pracuje, narażając swoje życie dla ratowania innych. Powiedział, że dopiero wtedy, kiedy zaczął pracować ryzykując swoje życie, uspokoił swoje sumienie. To jest jego wynagrodzenie za brak odpowiedzialności za dzieci, które powierzyli mu rodzice. Tak zwana pokuta podawana przy konfesjonale jest tylko symbolem. Nikt ze spowiedników nie zna realnych wymiarów naszego życia. Wynagrodzenie powinno uwzględniać rodzaj popełnionego grzechu. Sam człowiek powinien określić, w jaki sposób chce wynagrodzić Bogu za popełnione zło. To powinno należeć do przygotowania do spowiedzi. To jest dowód dojrzałej postawy. Jeśli ktoś nie pomagał żonie, powinien powiedzieć, że w najbliższych kilku dniach pomoże jej w porządkach w domu albo że przez najbliższe tygodnie zajmie się zakupami. Jeśli ktoś opuszcza Mszę św., powinien powiedzieć, pójdę na Mszę św. w tygodniu. To jest wynagrodzenie. Jeśli dziecko zaniedbało się w nauce, to powinno powiedzieć, że w ciągu tygodnia podniesie oceny z geografii i z języka angielskiego. Taka decyzja staje się znakiem dobrej i silnej woli. Człowiek w ten sposób doskonali siebie. Zarówno postanowienie poprawy, jak i wynagrodzenie są ukoronowaniem nawrócenia, czyli wewnętrznej postawy, w której człowiek bierze pełną odpowiedzialność za czyn i słowa, które były sprzeczne z wolą Pana Boga. |
W sakramencie pokuty, który ustanowił Chrystus, chodzi o przywrócenie życia nadprzyrodzonego, które tracimy przez grzech ciężki. Taki jest cel ustanowienia tego sakramentu. W tym sakramencie uzyskujemy jednak przebaczenie wszystkich grzechów, również tak zwanych grzechów powszednich. Można powiedzieć w ten sposób, że jest to sakrament, w którym Chrystus czeka jako Lekarz, aby ratować człowieka wtedy, kiedy śmierć zagląda w jego oczy. Są choroby śmiertelne. Tak można podejść do grzechu ciężkiego. Natomiast są choroby, które nie zagrażają naszemu życiu, a również zwracamy się w nich do lekarza prosząc o jego pomoc. Można więc korzystać z sakramentu pokuty, przychodząc do niego tylko z grzechem powszednim. Sakrament pokuty może służyć jako umocnienie wtedy, kiedy człowiek znajduje się w zasięgu wielkich pokus, na przykład pokusy przeciwko wierze albo pokusy samobójstwa. Jest to środek, który uodparnia na działanie zła. Takie okresy wzmożonej pokusy można przeżyć po wzmocnieniu w sakramencie pokuty. Jest on bardzo wskazany wtedy, kiedy znajdujemy się w bliskiej okazji do grzechu. Na przykład towarzystwo, które łamie Boże prawo na co dzień. Dziś przy pracy można dostać się do środowiska, które każdy dzień kończy alkoholem. Wtedy potrzebna jest siła, moc, aby współpracując z takimi ludźmi jednak nie zarazić się tą chorobą, która toczy ich serce. Sakrament pokuty nie tylko jedna nas z Bogiem, nie tylko oczyszcza, ale właśnie umacnia. Stąd liczne wezwania do korzystania z sakramentu pokuty w różnych sytuacjach. Warto przy tej okazji przypomnieć, że grzechy powszednie mogą być zgładzone przy pomocy wielu innych środków, niekoniecznie trzeba podchodzić z nimi do konfesjonału. Jeden jest podstawowy warunek, zawsze musi być żal. Jakie są środki gładzenia grzechów powszednich poza sakramentem pokuty? Asceza, wyrzeczenie. Ktoś zgrzeszył przez obżarstwo, to znaczy zjadł trzy razy więcej niż powinien, jest później przez dwa dni chory, niekoniecznie jest to grzech ciężki, chociaż w pewnych sytuacjach może być. Nawrócony, chce Panu Bogu pokazać, że on już więcej do tego nie dopuści i decyduje się przez trzy dni nie jeść jednego posiłku. Jest to asceza, jest to wyrzeczenie. Ponieważ żałuje tego, co uczynił, właśnie ten gest ascezy jest przez Boga przyjmowany jako wynagrodzenie i naprawia człowiek ten swój własny czyn. Może być odwrotnie: kobieta, która tak dba o swoją linię, że przez długi czas rezygnuje z jedzenia i wreszcie wpada w wielką anemię. Jeśli chce wynagrodzić Panu Bogu i zyskać przebaczenie, mobilizuje się, postanawiając, że będzie codziennie spożywać pełny obiad, pełną kolację. I wówczas w wykonaniu takiego postanowienia jest naprawa, jest równocześnie akt żalu. Człowiek może przez ascezę zyskać odpuszczenie grzechów powszednich. Dodam jednak, że kobieta, która ryzykuje swoim zdrowiem, życiem, może popełnić grzech ciężki przez dietę, która doprowadza do groźnej anemii. Ktoś jest wybuchowy i robi w domu awanturę. Jeśli po takiej awanturze przeprosi tych, którzy z tego powodu cierpieli i płakali, oraz zmobilizuje się, aby przez tydzień awantury nie robić, Pan Bóg, widząc jego dobrą wolę i mobilizację sił, przebaczy grzech. W modlitwie Ojcze nasz mówimy: Ojcze, odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom. Jeśli nasza modlitwa jest połączona z przebaczeniem tym, którzy nam wyrządzają krzywdę, posiada moc gładzącą grzechy. Jałmużna, czyli dobry czyn. Chcemy wynagrodzić za swój własny brak miłości bliźniego i jest okazja, by pomóc bliźniemu. Wówczas Bóg, widząc ten dobry czyn miłości bliźniego, daruje grzechy powszednie, któreśmy popełnili. Wreszcie każda Komunia święta. Jeśli przychodzę do Komunii świętej, wzbudzając wcześniej akt żalu, to Komunia święta gładzi moje grzechy powszednie. Najczęściej korzystamy z tego ostatniego środka, to znaczy częstego przystępowania do Komunii św. Jesteśmy oczyszczeni z grzechów powszednich. Powstaje więc pytanie, po co przy konfesjonale je wymieniać. Już nie po to, aby były przebaczone, bo są przebaczone, ale po to, aby się zorientować, gdzie grozi nam poważne niebezpieczeństwo. Potrzebne to jest również do pewnej dyscypliny wewnętrznej, kiedy człowiek chce wyrzucić z siebie to, co uznaje za winę, by przez łaskę sakramentu bardziej otworzyć się na Boga. Warto przy tej okazji przypomnieć, że istnieje możliwość uzyskania odpuszczenia grzechów nawet ciężkich, i to bardzo ciężkich, przez akt żalu doskonałego. Nie ma kapłana, nie ma możliwości nawiązania z nim kontaktu, a grozi nam lub komuś bliskiemu śmierć. Trzeba wówczas sięgnąć po ten środek. Aby to mogło być realne, człowiek musi przyzwyczaić się do wzbudzania takiego aktu żalu płynącego z miłości. Ten akt żalu jest przedstawiony w przypowieści o powrocie syna marnotrawnego do ojca. On nawet nie wyznał swoich grzechów, bo ojciec mu nie pozwolił. Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Tobie i przeciw niebu i został natychmiast przygarnięty. Jest to moment, w którym człowiek chce spojrzeć w twarz Boga jako kochającego Ojca z całą świadomością, że nie zawsze postępował w życiu jak dobry syn, że nie zawsze Ojciec mógł być z niego dumny. Ten moment, mogą to być sekundy, odgrywa decydującą rolę. Kto potrafi ten akt żalu wzbudzać wielokrotnie w swoim życiu, potrafi to również uczynić wtedy, kiedy znajdzie się w sytuacji, gdzie mimo pragnienia nie będzie możliwości nawiązania kontaktu z kapłanem. Jest to ważne dla niego, ale jest to również ważne dla tych ludzi, którzy umierają przy nas. W wakacje rodzina wyjechała nad morze, zatrzymali się nad jeziorami i o godzinie drugiej w nocy umiera matka na serce, obudziła wszystkich, najstarszy syn wsiadł w samochód i pojechał po lekarza, natomiast pozostałe dzieci i mąż zgromadzili się przy matce. Żona widząc, że życie z niej uchodzi, przeprasza męża i dzieci. Wówczas mąż mówi: "I my przepraszamy ciebie, ale przeprośmy również Boga za to, co mogło Mu się nie podobać w naszym domu, bo za chwilę spotkasz się z Bogiem twarzą w twarz". To są zdania męża, który trzyma kochającą żonę na rękach. Najpiękniejsze zdania. Spóźnił się syn z lekarzem. Ale gdyby mężowi zabrakło odwagi i pokoju, nie podprowadziłby żony do spotkania z Bogiem. Ona uśmiechnęła się i z tym uśmiechem umarła. To był ostatni akt w jej życiu, dzięki przytomności męża. On w tej trudnej, zaskakującej chwili odwołał się do aktu żalu. To jest nasze chrześcijańskie zadanie. Może się zdarzyć, że ktoś będzie umierał przy nas, wtedy często myślimy o pogotowiu, denerwujemy się, że nie przyjeżdża, a nie myślimy o tym odniesieniu do Boga. Jeśli człowiek nie potrafi sam wzbudzić tego aktu, bo nie jest do tego przyzwyczajony, to nie potrafi również pamiętać o nim wtedy, kiedy przychodzi chwila przejścia do wieczności. Sakrament pokuty jest instytucją, którą ustanowił Chrystus dla pojednania człowieka z Bogiem i z Kościołem. Dlatego na pierwszy plan wysuwa się przeproszenie Boga za grzechy i odebranie łaski pojednania, łaski uświęcającej. Na przestrzeni wieków ten sakrament został połączony również z kierownictwem duchowym. Dlatego do konfesjonału podchodzą ludzie nie tylko dlatego, że mają grzechy na sumieniu, ale i dlatego, że chcą pogłębić swoją modlitwę, wiarę, doskonalić miłość, chcą rozwijać swoje życie religijne. Wtedy nie chodzi tylko o wyznanie grzechów, lecz o pytania dotyczące etapów życia religijnego. Taka spowiedź wymaga więcej czasu i stałego kierownika. Kończę refleksję nad sakramentem pokuty i pojednania. Przypominam, że jest to sakrament, w którym za każdym razem uobecnia się cud zmartwychwstania człowieka, zmartwychwstania duchowego. Życie nadprzyrodzone, które obumarło, zostaje wskrzeszone. Dlatego sakrament pokuty i pojednania został przez Chrystusa ustanowiony w dzień zmartwychwstania po wejściu do Wieczernika. Moc zmartwychwstałego Chrystusa została przekazana w kapłańskie ręce i za tę kapłańską, rozgrzeszającą rękę ciągle musimy Bogu dziękować.
|
|
początek strony (c) 1996-1998 Mateusz |