Chrześcijaństwo ponownie odkrywane |
HOMILIE
Dz 4,8–12
1 J 3,1–2
J 10,11–18
Jezus Chrystus, Dobry Pasterz swojego Kościoła i całej ludzkości, wypowiedział w dzisiejszej Ewangelii między innymi takie słowa: Mam inne jeszcze owce, które nie są z tej owczarni; także i te muszę przyprowadzić: będą słuchały mego głosu, i nastanie jedna owczarnia i jeden pasterz (por. J 10,16). Na ogół myślimy tak: owczarnią Chrystusa jesteśmy my, wierni Kościoła katolickiego, owcami, które jeszcze nie są z tej owczarni, są ludzie należący do innych wyznań lub religii, lub niewierzący, słowem ludzie spoza Kościoła. Pomińmy kwestię słuszności takiego podziału. Myślę, że Bóg poprzez dzisiejsze czytania stawia nam inne pytanie, a mianowicie: Czy ty, który uczestniczysz w tej Eucharystii, bezpośrednio czy poprzez radio, należysz naprawdę, wewnętrznie, do owiec Chrystusa? Podobne pytanie nasuwa nam drugie czytanie, które mówiło: Popatrzcie, jak wielką miłość okazał nam Ojciec! Zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i naprawdę nimi jesteśmy (por. 1 J 3,1). Pytanie, które Pan dziś stawia mnie i wam, brzmi: Czy naprawdę jesteś dzieckiem Bożym?
Być rzeczywiście dzieckiem Bożym, być naprawdę z owczarni Chrystusowej, nie oznacza tylko być ochrzczonym, być praktykującym, być uczciwym i przyzwoitym człowiekiem. Ewangelia z dnia dzisiejszego stawia inne kryterium. Jezus mówi: Znam moje owce i one znają mnie (por. J 10,14). Wzajemna znajomość: Jezus zna mnie, ja znam Jezusa — oto prawdziwe kryterium! A na czym polega znajomość Chrystusa? To nie jest wiedza o Chrystusie, wiedza katechizmowa czy nawet pogłębiona wiedza kogoś, kto przestudiował całą teologię. Znać Chrystusa oznacza doświadczyć we własnym życiu, na własnej skórze, Jego obecności, Jego działania, Jego miłości. Znać Chrystusa oznacza odkryć i siłą spontanicznej miłości przyswoić sobie Jego sposób myślenia i reagowania, mieć w sobie Jego mentalność i orientację życiową, tę orientację, która w ostatecznym rozrachunku jest miłością. O tej miłości mówi dzisiaj Jezus: Oddaję życie moje za owce... Nikt mi nie zabiera mojego życia, a ja sam ze siebie je ofiaruję... Takie polecenie otrzymałem od mojego Ojca! (por. J 10,15.17n). Tu mamy kryterium prawdziwej przynależności do owiec Chrystusa: tym kryterium jest krzyż, dobrowolne przyjmowanie go, gdy nam go stawia historia przed oczyma; krzyż, który stoi przed tobą w postaci twojego męża czy żony, którzy swoimi postawami ranią cię i uniemożliwiają ci szczęśliwe życie; krzyż, którym może jest ciasne mieszkanie, koszmar codziennego życia z dławiącym pytaniem: Co będzie dalej, co nas czeka w przyszłości? itd. Zna Chrystusa ten, kto wierzy, że nie beznadziejne szamotanie się, by strząsnąć ze swych ramion krzyż, ale właśnie jego dobrowolna akceptacja jest paradoksalną drogą do wewnętrznej wolności, do odnalezienia sensu we wszystkich wydarzeniach naszego życia, do odnalezienia siebie i swojego szczęścia. Do podobnych wniosków dojdziemy, gdy rozejrzymy się za kryterium, które decyduje o tym, czy jesteśmy naprawdę, czy tylko z imienia dziećmi Bożymi. Św. Paweł w Liście do Rzymian mówi tak: Wszyscy ci, którzy dają się prowadzić Duchowi Bożemu, ci są synami Bożymi (por. Rz 8,14), i na innym miejscu w tym samym Liście: Jeśli ktoś nie ma Ducha Chrystusowego, nie należy do Niego (por. Rz 8,9). A jaki to jest ten Duch Chrystusa? Czym się różni do ducha świata? Duch Chrystusa to nieszukanie pierwszych miejsc, nieszukanie życia i zabezpieczenia w pieniądzu, nieszukanie poklasku i ludzkiego uznania; Duch Chrystusa to pokora, niesądzenie i niepotępianie innych, nieuważanie siebie za lepszego od nikogo, nieudowadnianie wszystkim naokoło, kim to ja jestem; Duch Chrystusa to niebronienie swoich praw, nawet tych słusznych i świętych, tak jak Jezus nie bronił swojego prawa do życia, tylko pozwolił się rozpiąć na krzyżu. Duch Chrystusa to ustępowanie, zdolność przepraszania, zdolność wybaczania i niepamiętania; Duch Chrystusa to miłość do nieprzyjaciela, kimkolwiek by on był: twoim dzieckiem, twoją teściową, twoim kolegą w pracy, tym, który ukradł mi spadek, moim przeciwnikiem politycznym, tym, który sprawuje nade mną władzę. Miłość do tych wszystkich to jest Duch Chrystusa i kto takiego Ducha ma w sobie, ten jest dzieckiem Bożym naprawdę, w nim Bóg rozpoznaje siebie samego, swoją naturę, swój sposób myślenia.
Postawmy sobie teraz w świetle tego wszystkiego jeszcze raz pytanie: Czy rzeczywiście należę do owiec Chrystusa, czy rzeczywiście jestem dzieckiem Bożym? Może wielu, bardzo wielu z nas, jeżeli otrzyma światło Boże, by zobaczyć siebie w prawdzie, będzie musiało przyznać, że nasze serce jest dalekie od Pana, że mamy w sobie ducha świata, że jesteśmy jak ci budowniczowie z psalmu cytowanego przez dzisiejsze pierwsze czytanie, którzy wznoszą gmach swojego życia i szczęścia odrzucając ze wzgardą i obrzydzeniem jedyny budulec, który w oczach Bożych ma wartość i jest kamieniem węgielnym (zob. Ps 118/117/, 22; Dz 4,11) — odrzucając Chrystusa, Jego krzyż, Jego Ewangelię, której nie znamy, nie rozumiemy, którą skracamy i przystosowujemy do naszej własnej małostkowości!? Jeżeli to w sobie widzimy i do tego się przyznajemy, błogosławieni jesteśmy! Bo to jest pierwszy krok do nawrócenia, to jest zobaczenie siebie w osobie owego paralityka, który jest nieszczęśliwy, nie może chodzić, żebrze przed bramą świątyni, ale którego Piotr i Jan w imię Jezusa uzdrowili. To właśnie o tym paralityku Piotr w dzisiejszym pierwszym czytaniu mówi: ...niech będzie wam i całemu ludowi izraelskiemu wiadome: w imię Jezusa z Nazaretu, którego wyście ukrzyżowali, a którego Bóg wskrzesił z martwych, ten tu człowiek stoi przed wami uleczony i zdrowy (por. Dz 4,10). I w tym jest również dobra, wspaniała wiadomość dla nas! Jeżeli pragniemy się nawrócić, być naprawdę, duchem, w owczarni Chrystusowej, być rzeczywiście dzieckiem Boga, to oto droga, a nie nasz wysiłek i starania, by „nabyć” Ducha Jezusowego. Doświadczenie nam mówi, że to nam niewiele przynosi; i Bóg sam nam dziś powiedział w swoim słowie. W niczym innym nie ma zbawienia, tylko w Jezusie Chrystusie. Ducha Bożego się nie „nabywa”, otrzymuje się go w darze. Oto więc nasza droga nawrócenia: Jezus Chrystus, wiara w Niego, wiara, że w Jego logice i w Jego miłości jest racja; wiara, że On, nasz zmartwychwstały i żywy Pan, ma moc nad nami, nad naszą ślepotą, słabą wolą, lenistwem; wiara, że jedynie On może nas darmo wyciągnąć z naszego egoizmu. W nikim innym nie ma zbawienia: nie istnieje bowiem pod niebem żadne inne imię dane ludziom, w którym moglibyśmy być zbawieni (por. Dz 4,12).
Amen.
2 maja 1982 r.
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |