Chrześcijaństwo ponownie odkrywane

STARY TESTAMENT W RĘKU CHRZEŚCIJANINA

Kto nas wyzwoli?

 

W dwóch ostatnich audycjach biblijnych lektura Starego Testamentu pozwoliła nam zobaczyć człowieka takim, jakim go widzi Bóg. Nie był to bynajmniej obraz optymistyczny. Owszem, plan Boga w stosunku do człowieka był wspaniały; człowiek wyszedł też spod ręki Boga de facto nieposzlakowany. Jednak konkretne istoty ludzkie, te, które tworzą naszą ziemską historię, te, z którymi spotykamy się na co dzień, te, którymi po prostu jesteśmy my sami, są wskutek oderwania się od Boga nieuleczalnie chore na skłonność do zła, na niezdolność do prawdziwej miłości, na ustawiczne szamotanie się i gonitwę za wartościami, które później okazują się nieprawdziwe. Człowiek sam nie może wyjść z tej sytuacji. Nasza ludzka pycha z trudem uznaje ten stan rzeczy; tam jednak, gdzie pod wpływem światła Bożego dokona się zejście na dno naszej rzeczywistości i uznanie naszych granic, uznanie niemożności wyjścia z naszej wewnętrznej niewoli o własnych siłach, tam pojawia się na ustach człowieka z głębin egzystencji płynące wołanie do Boga o ratunek. Biblia — i to przede wszystkim Stary Testament — jest pełna tego wołania: Ratuj, zbaw, zmiłuj się, okaż miłosierdzie, wejrzyj, usłysz, wyciągnij rękę, odpuść grzech, przyjdź!

Powtórzmy w tym miejscu jeszcze raz: Pismo Święte tylko wtedy stanie się dla nas księgą, bez której nie możemy się obejść, gdy tym krzykiem płynącym z odkrycia naszej przewrotności i niewystarczalności rozbrzmiewać będzie nasze serce. I wtedy też Pismo Święte stanie się dla nas źródłem wspaniałej nadziei i optymizmu. Na każdej bowiem jego stronie znajduje się świadectwo ludzi, którzy doświadczyli w wydarzeniach swego życia, że Bóg słyszy nasze wołanie i na nie odpowiada gestem swojej miłości, że jest rzeczywiście tak, jak mówi św. Paweł: Gdzie obfituje grzech, tam jeszcze bardziej obfita jest łaska (por. Rz 5,20). Stary Testament świadczy o niezliczonej liczbie dowodów Bożej miłości, poczynając od owego klasycznego, którym jest wyzwolenie Izraela z niewoli egipskiej i wprowadzenie go do Ziemi Obiecanej, poprzez nie kończący się szereg interwencji Bożych w historii tego narodu, aż po cudowne dowody pomocy Bożej, której doznały poszczególne jednostki. Wszystkie te dzieła Boże są zapowiedzią, zarysem i szkicem tego najważniejszego wyzwolenia, którego Bóg dokonał dla nas przez Jezusa z Nazaretu. Wśród niezliczonych tekstów Starego Testamentu, które w ten czy w inny sposób odnoszą się do tego centralnego misterium naszej wiary, znajduje się kilka takich, które z zadziwiającą jasnością i niezrównaną głębią przedstawiają paradoksalny sposób, w jaki się ono w osobie Jezusa spełniło. Posłuchajmy jednego z takich świadectw Starego Testamentu — pięćdziesiątego trzeciego rozdziału proroctwa Izajasza.

Któż uwierzy temu, cośmy usłyszeli?
Na kimże się ramię Jahwe objawiło?
On wyrósł przed nami jak młode drzewo
i jakby korzeń z wyschniętej ziemi.
Nie miał On wdzięku ani też blasku,
aby na Niego popatrzeć,
ani wyglądu, by się nam podobał.
Wzgardzony i odepchnięty przez ludzi,
mąż boleści, oswojony z cierpieniem,
jak ktoś, przed kim się twarze zakrywa
wzgardzony tak, iż mieliśmy Go za nic.
Lecz On się obarczył naszym cierpieniem,
On dźwigał nasze boleści,
a myśmy Go za skazańca uznali,
chłostanego przez Boga i zdeptanego.
Lecz On był przebity za nasze grzechy,
zdruzgotany za nasze winy.
Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas,
a w Jego ranach jest nasze zdrowie.
Wszyscyśmy pobłądzili jak owce,
każdy z nas się obrócił ku własnej drodze;
a Jahwe zwalił na Niego
winy nas wszystkich.
Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić,
nawet nie otworzył ust swoich.
Jak baranek na rzeź prowadzony
jak owca niema wobec strzygących ją,
tak On nie otworzył ust swoich!
Po udręce i sądzie został usunięty;
a kto się przejmuje Jego losem?
Tak! zgładzono Go z krainy żyjących;
za grzechy mego ludu został zbity na śmierć.
Grób Mu wyznaczono między bezbożnymi,
i w śmierci swej był [na równi] z bogaczem,
 chociaż nikomu nie wyrządził krzywdy
i w Jego ustach kłamstwo nie postało.
Spodobało się Jahwe zmiażdżyć Go cierpieniem.
Jeśli wyda swe życie na ofiarę za grzechy,
ujrzy potomstwo, dni swe przedłuży,
a wola Jahwe spełni się przez Niego.
Po udrękach swej duszy,
ujrzy światło i nim się nasyci.
Zacny mój Sługa usprawiedliwi wielu
ich nieprawości On sam dźwigać będzie.
Dlatego w nagrodę przydzielę Mu tłumy,
i posiądzie możnych jako zdobycz,
za to, że Siebie na śmierć ofiarował
i policzony został pomiędzy przestępców.
A On poniósł grzechy wielu.
i oręduje za przestępcami (Iz 53).

Była to ostatnia z czterech pieśni o tzw. Cierpiącym Słudze Jahwe. Wszystkie cztery pieśni znajdują się w tej partii księgi, którą współczesna biblistyka nazywa Deutero–Izajaszem. Jej autorem jest bowiem jakiś anonimowy prorok, który działał w czasie niewoli babilońskiej w VI w. przed Chr., a którego utwory zostały dołączone do ksiąg o dwa wieki starszego proroka Izajasza. Treścią wspomnianych wyżej czterech poematów jest zagadkowa postać jakiegoś bliżej nieokreślonego Sługi Bożego, Jego funkcja, Jego cierpienia. Tłem ich powstania była klęska narodowa w 586 r. i wygnanie do Babilonii, które było jej następstwem. Fala okrutnych cierpień spadła wtedy na wszystkich w Izraelu — na winnych i niewinnych. Dla tych ostatnich było to jednak nie zasłużone cierpienie, które wydobywało na usta dręczące pytanie: Dlaczego? Pięćdziesiąty trzeci rozdział Izajasza jest odpowiedzią Boga na to pytanie. Cierpiący Sługa Jahwe to ta cząstka Izraela, którą Bóg sobie szczególnie wybrał, którą zachował od powszechnego zalewu zła i niewierności, która odpowiedziała mu gorliwą służbą, a która mimo to musi znosić cierpienia; ona czyni w ten sposób ekspiację za grzeszników, otwiera im drogę zbawienia.

Czytamy jednak w tekście Izajasza (rozdział 53.) słowa, które przerastają tamto historyczne doświadczenie. Najpierw dlatego, że nie było w Izraelu naprawdę niewinnych, na mocy własnych zasług żaden człowiek nie może być usprawiedliwiony przed Bogiem — powie psalm (por. Ps 143/142/,2), a powtórzy za nim później św. Paweł (zob. Rz 3,20). Jeżeli ktoś w Izraelu był miły Bogu, to przez zasługi Kogoś innego, którego sylwetka rysuje nam się między wierszami tego wielkiego proroctwa. Po wtóre dlatego, że bezmiar cierpienia, o którym prorok mówi, powszechność i dalekosiężność jego skutków, nie mają swego pokrycia w dziejach Izraela. Spełniło się to wszystko tylko w jednym jedynym przypadku — w osobie Jezusa Chrystusa. Jego męka, śmierć i zmartwychwstanie rzucają nowe światło na tę starotestamentową pieśń i każą w niej rozpoznać zapowiedź dzieła naszego zbawienia. Dawne pokolenia chrześcijan nazywały ten tekst po prostu „Męką Pana naszego Jezusa Chrystusa według Izajasza”. Fragment ten pozwalał im także lepiej i głębiej zrozumieć sens i zawrotne wymiary śmierci i zmartwychwstania Mesjasza. Spójrzmy i my na ten tekst z tej samej perspektywy.

Uderza nas najpierw ogrom cierpienia, o którym się w nim mówi. Nie ma wdzięku ani blasku, wzgardzony, odepchnięty przez ludzi, mąż boleści, oswojony z cierpieniem, zbity na śmierć (por. Iz 53,2–3.8). Nie jest to wprawdzie opis zewnętrznych cierpień Jezusa, nagromadzone tu określenia pokazują jednak tym dobitniej, jak nieodłączne było od Sługi Jahwe cierpienie i jak głęboko wryło się ono w Jego egzystencję. Co innego jeszcze mówi nam ten kantyk. To cierpienie nie było zasłużone przez Niego. Kto inny jest tu winowajcą: my wszyscy, bez wyjątku. Wszyscyśmy pobłądzili jak owce, każdy z nas obrócił się ku własnej drodze, a Jahwe zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53,6). To nasza nieprawość zmiażdżyła Tego, który był jedynym niewinnym i sprawiedliwym na tej ziemi. Pozostanie dla nas na zawsze tajemnicą, jak to jest możliwe; jak to jest możliwe, by ktoś mógł wziąć na siebie grzechy innych. Możemy sobie jednak przybliżyć to misterium taką refleksją. Nikt z nas nie jest w stanie zaakceptować niesprawiedliwości, jaka nas codziennie spotyka ze strony innych. Całe nasze wnętrze mobilizuje się natychmiast do „słusznej” (naszym zdaniem) walki w obronie naszych świętych praw. Zło nam wyrządzone nie może pozostać bez odpowiedzi, musimy się mu przeciwstawić, strząsnąć z siebie. W praktyce strącamy je na najsłabszych. W ten sposób w świecie ustawicznie krąży zło, przechodząc z jednego na drugiego. Nikt z nas nie zatrzymuje tej powodzi, każdy w obronie własnego życia ją powiększa. Taka postawa — niszczy ludzkość. Proroctwo o Cierpiącym Słudze Jahwe zapowiada, a Nowy Testament relacjonuje jako rzecz dokonaną, że znalazł się jeden człowiek, Jezus z Nazaretu, który nie był nam w tym jednym punkcie podobny. Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich. Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich! (Iz 53,7). Na jednym zło się zatrzymało. On go nie zepchnął na słabszego. Wziął je na siebie. To nasze zło zatrzymało się na Nim. Ewangelia przepowiadana każdemu człowiekowi mówi: Wyście zabili rękoma bezbożnych Dawcę życia (por. Dz 2,23). To zdanie św. Piotra wypowiedziane w dniu Zielonych Swiątek odnosi się do każdego z nas. Jezus Chrystus jest naszą wspólną ofiarą. W Jego ranach, w Jego zeszpeceniu wyryty jest obraz zła, które tkwi w nas. W Chrystusowym krzyżu odbija się nasza wewnętrzna szpetota.

Na tym jednak nie kończy się dzieło zbawienia dokonane w Jezusie. Pieśń o Cierpiącym Słudze Jahwe mówi nam w dalszym swym ciągu o paradoksalnym obrocie sprawy. W Jego ranach jest nasze zbawienie (por. Iz 53,5). W Jego śmierci został zabity nasz grzech, złamana jego siła. Jak to się stało?

O tym też nam mówi Izajaszowy kantyk. Czytamy w nim: ¼przedłuży swe dni¼ ujrzy światło i nim się nasyci (por. Iz 53,10–11). Nie ma tu wprawdzie mowy o zmartwychwstaniu Sługi, żaden też Izraelita żyjący w czasach starotestamentowych nie wpadłby na taką interpretację tekstu. Jednak fakty, które miały miejsce w życiu Jezusa, rzucają swoje decydujące światło na te zdania, odsłaniając ich pełniejszy sens. „Przedłużyć swe dni”, „ujrzeć światło” oznacza de facto zmartwychwstać. Pomyślmy: Jeżeli Bóg nie zostawił w ciemności i otchłani swego Sługi obarczonego naszym cierpieniem i naszymi grzechami, ale Go wskrzesił z martwych, to znaczy, że w tym akcie unieważnił również nasze grzechy, zniszczył je, złamał ich moc i tyranię nad nami. Nie znaczy to, że automatycznie jesteśmy od nich uwolnieni, albo że Bóg ich nam nie poczytuje, podczas gdy my sobie w najlepsze grzeszymy; znaczy to, że w Chrystusie zmartwychwstałym sytuacja upadłego człowieka została radykalnie zmieniona, jej beznadziejność utraciła rację bytu, gdyż zwycięstwo nad grzechem, w tym jego głębszym, Pawłowym znaczeniu, już zostało odniesione. Każdy z nas może teraz łatwo stać się uczestnikiem tego zwycięstwa. O ile wierzymy w możliwość tego, Chrystus zmartwychwstały może dać nam udział w tym zwycięstwie. Dlatego tekst Izajasza mówi: ¼ujrzy potomstwo¼ usprawiedliwi wielu¼ w nagrodę przydzielę Mu tłumy (Iz 53,10–12). Owe tłumy to ci, którzy uwierzą w Chrystusa, w moc Jego zmartwychwstania; to Jego przyszli uczniowie, chrześcijanie. Chrześcijanie to ludzie „przydzieleni” Chrystusowi, przez Niego usprawiedliwieni, tzn. wewnętrznie przemienieni, bo przeszli z niewoli grzechu w nowy wymiar wolności i świętości. Zbawienie jako zmiana dokonująca się we wnętrzu człowieka też znalazło swoją wspaniałą zapowiedź w Starym Testamencie.

O tym posłuchamy następnym razem.

25 lipca 1976 r.

 

Spis treści

 

 

 

na początek strony
© 1996–2000 Mateusz