ABC chrześcijaństwa

Jezus nie tylko otworzył nam Niebo (okrojone przyjęcie Dobrej Nowiny)

 

 

Skonfrontujmy najpierw ten kerygmat (gr. keryssein -- głosić, przepowiadać) z powszechnym ujęciem, jakie mają w głowach nasi ludzie, ci, z którymi się spotykamy.

To jest schemat, który ludzie mają w głowach, a księża na ambonach i w konfesjonałach prezentują. Według tego schematu daje się ludziom rady, dokonuje się wyborów duszpasterskich.

Jaki jest ten schemat, który nie będzie naszym schematem, który będzie skonfrontowany i zastąpiony jakby innym? Wielu do tego schematu wstydziłoby się przyznać, ale on de facto istnieje w głowach ludzi, w głowach masy księży i wielu biskupów.

Można by go z grubsza w ten sposób opisać: Pan Bóg dał człowiekowi w raju życie nadprzyrodzone. Dał mu udział w swoim życiu i dał mu to, co nazywamy Łaską Bożą. I człowiek miał ten dar jakby uczynić swoim przez próbę, którą miał przejść.

Ta próba polegała na daniu przykazania, które jest symbolicznie wyrażone w Piśmie Św. w formie zakazu: "Nie będziesz spożywał owoców z jednego drzewa -- dobra i zła". Próba skończyła się negatywnie. Pierwszy człowiek tego przykazania nie wypełnił. Przekroczył je i wskutek tego utracił życie wieczne.

A życie wieczne miało dać człowiekowi wstęp do nieba. Miało mu zapewnić szczęśliwą wieczność z Bogiem. Teraz niebo przed nim się zamknęło i dla ludzi nie ma ratunku. Na ludzi przyszedł grzech pierworodny.

Jest on zawinionym brakiem Życia Bożego, które miało w nas być, które miało się w nas pojawić równocześnie z rodzeniem i być przekazywane w akcie rodzenia. Tak wyjaśnia później ów dogmat Sobór Trydencki, że to miało się dokonać w sposób jakby paralelny z biologicznym, na drodze przekazywania życia.

Człowiek teraz przekazuje życie z brakiem Łaski Bożej. I ten zawiniony brak łaski nazywa się grzechem pierworodnym.

I dotąd interpretacja jest dobra, tego nie będziemy zwalczać. Niebo jest zamknięte i cały rodzaj ludzki znajduje się w rozpaczliwej sytuacji. Cały jest skazany na wiekuistą zagładę. Grzech pierworodny swój owoc pokazuje w grzechach indywidualnych, które w każdym człowieku prędzej czy później wychodzą na powierzchnię. Tym samym człowiek jakby przypieczętowuje ten swój stan odłączenia od Boga, zasługując jednocześnie na wiekuiste potępienie. Z tej tragicznej sytuacji nie było wyjścia.

Dlaczego? (Tu jest ta teoria, którą będziemy uzupełniać, korygować i rozszerzać jej ciasne horyzonty.) Dlaczego nie było wyjścia?

Dlatego, że grzech pierworodny i nasze grzechy osobiste powodują nieskończoną obrazę Pana Boga. I człowiek teraz nie potrafi sam tej nieskończonej obrazy naprawić. Nie potrafi zadośćuczynić za swój grzech. Nie potrafi Bogu złożyć wystarczającej satysfakcji, wynagrodzenia, ponieważ wszystko, cokolwiek czyni, jest skończone. Człowiek jest istotą skończoną i każdy jego czyn ma, niestety, tylko wymiar skończony. Natomiast grzech, którym obraził nieskończonego Boga, posiada wymiar nieskończony.

Dlatego człowiek jest bezradny. Sam z tej sytuacji nie potrafi wyjść, choćby się nie wiadomo jak starał. Choćby robił wszystko, co może, nie potrafi Bogu wynagrodzić, naprawić tego, co grzechem zepsuł. Nie potrafi Panu Bogu złożyć nieskończonego wynagrodzenia.

I dlatego -- mówi ta teoria, która jest jakby eksplikacją dogmatu o Odkupieniu -- trzeba było wcielenia Syna Bożego. Dlatego, że wcielenie Syna Bożego stwarza sytuację pojawienia się kogoś, kto jest jednocześnie Bogiem i człowiekiem w jednej osobie. Jako człowiek może w naszym imieniu złożyć Panu Bogu odpowiednie wynagrodzenie. I to wynagrodzenie jest dopiero w jego wypadku równe nieskończonej obrazie Boga, bo On jest również Bogiem. I to wynagrodzenie, które Bogu złoży, posiada również wymiar nieskończony. Nieskończona obraza będzie mogła wreszcie być zlikwidowana nieskończonym wynagrodzeniem złożonym przez Syna Bożego. Dlatego Jezus się rodzi, żyje wśród nas, składa Bogu to nieskończone wynagrodzenie, którym przez swoją śmierć krzyżową, wyrównuje grzech człowieka.

Ta teoria bardzo podkreśla śmierć. Właściwie tylko podkreśla śmierć. To jest ten moment, w którym Syn Boży w imieniu grzesznej ludzkości kładzie z drugiej strony na szalę nieskończone wynagrodzenie, wyrównujące nieskończoną obrazę. Bóg Ojciec jest nareszcie przebłagany jak trzeba za nasze grzechy i dlatego wielkodusznie dla ludzkości zaczyna nową erę. Podwoje niebios się otwierają. Brama jest znowu otwarta na oścież i ludzkość może w nią wejść. To jest w tej teorii Dobrą Nowiną (faktycznie, to także jest Dobrą Nowiną dla ludzkości).

Ale tutaj ta Dobra Nowina się kończy. To co dalej się ludziom mówi, co ludzie myślą, nie jest już Dobrą Nowiną. Dlatego, że mówi się: "Niebo jest już otwarte. Jezus już złożył za nas zadośćuczynienie Panu Bogu. No i teraz my 'wszyscy ludzie' starajmy się wejść do tego nieba, bo ono jest już otwarte. Teraz nasz wysiłek przyniesie owoce. Owoce życia wiecznego".

Dlatego zaczyna się teraz cała ta strona, którą ludzie doskonale znają. Cały ten bagaż moralizowania. Mianowicie: "Dzieło odkupienia dokonane. Jezus Chrystus złożył Panu Bogu zadośćuczynienie za nas. Przebłagany Bóg otworzył znowu niebo, życie wieczne jest dla nas możliwe. I starajmy się, wysilajmy się, pracujmy nad sobą. Róbmy wszystko co możliwe. Bądź dobrym mężem, żoną... Zachowuj przykazania". Wszystko w ten worek wpychamy i kładziemy go grzecznie ludziom na ramiona. Dla pociechy mówimy im: "Nie jesteś w tych sprawach sam. Bóg ci pomaga. Przecież po to ustanowił sakramenty, żeby ci w tym pomagały".

Tylko, że ludzie tu stwierdzają jedną dziwną rzecz. Te sakramenty jakoś słabo pomagają. Chodzę do spowiedzi, przystępuję do Komunii Św., a właściwie sytuacja się niewiele zmienia. Jestem właściwie taki jak zawsze byłem.

To jest ta teoria, która ma prawo obywatelstwa w głowach ludzi. To jest to, z czego my często wychodzimy mówiąc o Odkupieniu. Mówiąc o tym, jak funkcjonuje zbawienie Boże, o co właściwie w Kościele chodzi.

Otóż o tym schemacie mówimy, że jest on co najmniej niewystarczający, niepełny. Można by tu użyć takiego porównania: Odkupienie -- jako dogmat -- to jest jakby wielki ocean, a ta teoria byłaby butelką, która zawiera wodę z tego oceanu, ale o której nigdy nie możemy powiedzieć, że to jest ocean. To nie jest Dobra Nowina. Dobra Nowina to jest coś więcej, coś szerzej. To jest coś, co naprawdę człowieka stawia na nogi. Co naprawdę raduje serce człowieka. Co daje perspektywę i nadzieję, co mu również daje moc.

Czego w tej teorii brakuje? Przede wszystkim ona akceptuje tylko Mękę i śmierć Pana Jezusa (bo to jest moment wynagrodzenia). Natomiast zmartwychwstanie nie ma już takich dobrych eksplikacji. Zmartwychwstanie w tej teorii schodzi do rzędu jakiegoś dowodu na bóstwo Jezusa. Albo osobistej gratyfikacji, jaką Bóg Ojciec dał swojemu Synowi za trudy męki. Nie widać w tej teorii, jak się tu ma zdanie św. Pawła z Listu do Rzymian z końca czwartego rozdziału:"On został wydany za nasze grzechy i wskrzeszony z martwych dla naszego usprawiedliwienia".

Jezus zmartwychwstał nie dla siebie, ale dla nas. Zmartwychwstanie jest bardzo ważne dla nas i jest dla nas również pożyteczne. Tak jak wszystko, co się stało z Jezusem Chrystusem. Jego przyjście, życie i śmierć. Zmartwychwstanie dokonało się dla naszego usprawiedliwienia. W tej teorii nie widać, jak to się dzieje.

Dalej, ta teoria jest bardzo jurydyczna. To znaczy, wychodzi z założenia, które nie jest biblijne, z założenia, że grzech jest obrazą Boga, że grzech jest zniszczeniem jakiegoś abstrakcyjnego, przez Boga ustanowionego porządku moralnego i ten porządek musi być naprawiony. On musi być naprawiony albo przez karę grzeszników, albo przez jakiś wyjątkowy czyn. Właśnie tak, jak to Jezus zrobił swoją męką i śmiercią. Ten porządek tylko tak może być wyrównany. Ponieważ grzech jest zniszczeniem tego porządku ustanowionego przez Boga, jest również i obrazą Boga, który jest jego twórcą. Jest ośmieleniem się do buntu przeciw Bogu, jakby pokazaniem Mu pleców. (My te obrazy bardzo antropomorfizujemy). Jest to coś takiego, jak byśmy kogoś uderzyli w twarz. Ten ktoś później jest na nas śmiertelnie obrażony i musimy coś zrobić, żeby go udobruchać. Tak my to wszystko rozumiemy.

Brak jest w tej teorii podejścia egzystencjalnego, które jest podejściem na wskroś biblijnym. Stwierdza ono, że ludzkość zaciągnęła okropny dług względem Pana Boga. Przyszedł Syn Boży, który ten dług wyrównał. Ale to wszystko dzieje się nad naszymi głowami. To osobiście mnie nie dotyczy. Ja się o tym wszystkim tylko dowiaduję. Dowiaduję się, iż kiedyś w zaraniu ludzkości zdarzyła się ta wielka katastrofa ludzkości z Adamem i Ewą na czele. Niebo się zatrzasnęło i nie było dla nas nadziei. Jednak Bóg był tak dobry i posłał swojego Syna. I ten Syn złożył Panu Bogu za mnie wynagrodzenie. W tej chwili niebo jest już otwarte. O tym wszystkim się tylko dowiaduję. Coś ponad moją głową wydarzyło się w przeszłości. Było strasznie źle, teraz jest już dobrze. Ja się dowiaduję, że muszę się teraz wysilać, żeby nie zmarnować tego wszystkiego, co Bóg dla mnie zrobił, aby śmierć Chrystusa nie była dla mnie daremna. O tym się dowiaduję, ale to mnie wewnętrznie nie zmienia.

Żeby to jeszcze lepiej zilustrować, użyjmy tu pewnego obrazu. Otóż za nasze grzechy jesteśmy skazani na dożywotnie więzienie. Siedzimy w tym więzieniu. I teraz odkupienie w tej teorii polega na tym, że nagle przychodzi wiadomość: "Słuchaj. Jezus Chrystus przyszedł do więzienia i powiedział: Ja za ciebie odsiedzę! Ty wyjdź na wolność!" No dobrze, ale jeżeli ja miałem przedtem serce złodzieja, zbója, mordercy, lubieżnika, mam je dalej. Jeszcze się nic we mnie nie zmieniło. Jestem taki, jaki byłem.

To jest Odkupienie jakby zewnętrzne, jurydyczne. Ono nie dotyka serca człowieka. Ono mnie nie zmienia. Tymczasem ja czuję, że problem siedzi gdzieś w środku. Dlatego Ewangelia w powszechnym odczuciu ludzi nie jest Dobrą Nowiną.

Niby mówi się: "Ewangelia, Ewangelia -- Dobra Nowina ". No, kochany, pokaż mi, co jest dobrego w tej Ewangelii, którą ty przepowiadasz. Ty mi mówisz tylko, co mam robić. To jest uciążliwa nowina.

Ludzie w większości mają takie doświadczenie. Chrześcijaństwo jest furą przykazań do zachowania, ciężkim wozem, który trzeba ciągnąć. No, niby pomaga mi w tym Bóg, ale ja czuję, że ta pomoc jest słaba, że ona mi moich problemów życiowych nie rozwiązuje. Ona mnie z grzechów na dalszą metę nie wyprowadza. Na nowo w nie wpadam. Co jest? Coś tu nie gra.

Powinniśmy sobie to wszystko dobrze uświadomić, gdyż taką koncepcję zbawienia mają ludzie w swoich głowach. Może nie jest ona jasno uświadomiona. Kiedyś zapytałem pewną dziewczynę, która co niedzielę chodzi do kościoła, na religię uczęszczała do dwunastej klasy włącznie: "Na czym polega Ewangelia? Jak ty ją rozumiesz? Jak rozumiesz Odkupienie?" Nie umiała odpowiedzieć. Przedstawiłem jej powyższą teorię. Wtedy odpowiedziała: "No tak, no tak, tak księża mówili. (No i co jeszcze) Nic więcej". Tak ludzie de facto powszechnie myślą.

 

 


początek strony
© 1996-1997 Mateusz