Duchowość |
KRYSTYNA ROZKRUT
Tu, gdzie teraźniejszość łączy się z przeszłością, autostrada przecina Pustynię Judzką, osiołek konkuruje z samochodami, tradycyjnie ubrani Beduini czy chasydzi obok swobodnie ubranych turystów, tu, gdzie mieszają się religie, tu, na tej Ziemi Bóg przemawia do wszystkich.
W imię Ojca i Ducha świętego Amen. Samolot startuje. Unosimy się w górę. To moje wielkie uniesienie dosłownie i w przenośni. Przed chwilą na lotnisku przeżyłam radość pielgrzymowania. Bo pielgrzymowanie to wędrówka do miejsc, do ludzi, z ludźmi.
Przed odlotem spostrzegam p. Jana Kobuszewskiego. To ważny dla mnie moment, to od niego zaczyna się moja pielgrzymka.
Kiedyś obiecałam mojemu niepełnosprawnemu fizycznie synowi, że podziękuję temu wspaniałemu aktorowi za wszystkie szczęśliwe chwile, które Jemu zawdzięczał. Jest więc chwila rozmowy z panem Janem. Zrozumiał. Odszedł uśmiechnięty. Znowu odczułam obecność Piotrusia, to On sprawia, że jestem tam, gdzie chcę być.
Kłębiące się pod nami chmury od czasu do
czasu przysłaniają Ziemię… Nie mniej jednak widok z okna samolotu jest
oszałamiający, zwłaszcza gdy przelatujemy nad górami i morzem. Odgaduję,
nad jakim krajem lecimy. Notes trzymam w pogotowiu, na wszelki wypadek.
Jesteśmy już w pokoju hotelowym w Jerozolimie. Podróż autokarem z lotniska w Tel Awiwie trwała niecałą godzinę. Z okien pędzącego po serpentynach autokaru widziałam liczne ufałdowania terenu i z lekkim niepokojem oczekiwałam na Jerozolimę, aż nagle zza gór wyłoniła się w całej swej krasie, złota od świateł, tonąca w świetlanej łunie Jerozolima. Razem z mężem przyglądaliśmy się Jerozolimie — miastu Boga.
W drodze do Wieczernika przypatruję się Jerozolimie. Położona jest na siedmiu wzgórzach. Wybudowane na ich stokach domy o płaskich dachach, o barwie podłoża, sprawiają wrażenie, jakby z tych gór wyrastały. Jerozolima, po hebrajsku „Yeruszalaym” (Miasto Pokoju), po arabsku „Al–Quds” (święta), jest miastem wyznawców trzech religii, dlatego nazywa się ją miastem po trzykroć świętym. Celem naszej pielgrzymki jest poznanie wszystkich miejsc kultu związanych z tymi religiami.
Po Mszy św. w Wieczerniku franciszkańskim 44–osobowa grupa Pielgrzymów z Diecezji białostockiej, sandomierskiej i szczecińsko–kamieńskiej odwiedziła Wieczernik rzeczywisty. Na razie jeszcze mieści się w nim synagoga, ale jest nadzieja, że w przyszłości, tu właśnie księża katoliccy będą spełniać najświętszą Ofiarę.
Od naszego przewodnika ks. prof. Wojciecha Michniewicza z Białegostoku dowiedzieliśmy się, że Wieczernik na Syjonie był domem Marii, matki Jana Marka — Jakuba. Tu miała miejsce Ostatnia Wieczerza…
Kamienistą uliczką obstawioną przekupniami arabskimi (kupiłam u nich korale z ametystów i agatów dla moich przyjaciółek) przeszliśmy do Bazyliki Zaśnięcia NMP, zbudowanej w romańskim stylu karolińskim, która wyglądem swym przypomina warownię. Znajdująca się w jej wnętrzu rzeźba z kości słoniowej, uśpionej Matki Bożej, przykuwała uwagę pielgrzymów, którzy w wielkim skupieniu i poszanowaniu pochylili głowy, by oddać hołd uśpionej Marii.
W pobliżu Opactwa Zaśnięcia znajduje się cmentarz z grobami polskich żołnierzy i uchodźców z II wojny światowej. Z południowego zbocza wzgórza przypatrywaliśmy się Dolinie Gehenny. Wśród stery rupieci koczują tam Arabowie.
Zgodnie z tradycją epoki królów, w depresji Hinnom ciągnącej się u podnóża murów, Manasses — król Judy zbudował świątynię ku czci Molocha, kananejskiego boga żądnego ofiar z ludzi. To miejsce nazywa się Doliną Gehenny (piekła) .
Dzisiaj schodziliśmy i wchodziliśmy po schodach Jezusa, znanych jako Machabejskie. Tędy wiodła najbliższa droga z Ogrodu Oliwnego na Górę Syjon.
Co czuł Jezus chodząc po tych schodach? Gdyby nasze naczynia miłości były pełne, nie musiałby po nich chodzić. Pragnęłam odnaleźć siebie na tych schodach… Gdzieś przecież trzeba zacząć, by wyzwolić emocje. Zacząć od siebie. Tu, na tych schodach czuję, że Bóg mi sprzyja, świadomość tego, że tak jest, mam zawsze. Zabieram z tego miejsca kilka kamyczków.
W Kościele św. Piotra „In Galicantu” poleciłam Świętemu Jego imiennika — Piotra, Rodziców, Rodzinę…
Do Ain Karem szliśmy pieszo pod górę. Jak mnie wówczas bolało kolano! Przez to „wspinaczka” stała się bardziej atrakcyjna. Dla innych też był to spory wysiłek, ale nikt nie narzekał. Ain Karem nazwę swą zawdzięcza obfitości drzew oliwnych i winorośli oraz źródłu Najświętszej Marii Panny.
W tej malowniczej wiosce mieszkali rodzice Jana Chrzciciela — Elżbieta i Zachariasz.
„Błogosławiona jesteś między niewiastami” — wykrzyknęła Elżbieta, kiedy odwiedziła ją kuzynka Maria po zwiastowaniu. Maria na pozdrowienie Elżbiety odpowiedziała hymnem na cześć Boga.
To wydarzenie zostało upamiętnione na murze dziedzińca Kościoła Nawiedzenia NMP, tekstem „Magnificat” w czterdziestu językach na majolikowych tablicach. Przed polską tablicą odśpiewaliśmy hymn w ojczystym języku. Dzięki krzepkim głosom Księży zabrzmiał imponująco.
W kościele Nawiedzenia zaprojektowanym przez architekta włoskiego Barluzziego podobały mi się mozaiki. Na jednej z nich widać Marię jadącą na osiołku z Nazaretu do Jerozolimy. Podobny obrazek widziałam dzisiaj w Jerozolimie. Jakiś człowiek jechał na osiołku na drodze wijącej się w skalnej rozpadlinie. Dziwiłam się, że osiołek potrafi tak prędko biec drobnymi kroczkami.
Już na pierwszy rzut oka widać, że Ziemia Święta pełna jest kontrastów. Nowe miesza się tu ze starym. Dlatego jest tu tak ciekawie.
W Ain Karem w XVII w., miejscu gdzie prawdopodobnie mieszkali rodzice Jana Chrzciciela, franciszkanie wybudowali Kościół Jana Chrzciciela. W drodze powrotnej do autobusu kupiłam od Arabów różańce oraz haftowane i zdobione lusterkami, (pewno ma to jakieś magiczne znaczenie), małe czapeczki. Komu je podaruję? Nasz sympatyczny i doświadczony kierowca Ali doskonale radził sobie na krętym terenie, więc szybko przyjechaliśmy do Yad Vashem na Górze Herzla, gdzie wzniesiony został pomnik poświęcony ofiarom holocaustu. Od tego momentu Górę Herzla nazywa się także Górą Pamięci.
Yad Vashem to Muzeum Historii Holocaustu, Muzeum Sztuki (wystawione są tam dzieła wykonane w obozach), Mauzoleum i Synagoga.
W pomieszczeniu uważanym za Pomnik Dzieci, w mrocznych, ciemnych korytarzach, w ustawionych pod różnym kątem lustrach, płomyki pięciu świec odbijają zdjęcia młodocianych ofiar, stwarzając wrażenie nieboskłonu pokrytego tysiącami gwiazd, pośród których, jakby zawieszone w kosmicznej przestrzeni odbijały się twarze dzieci. Nie mogłam powstrzymać łez…
Idąc do makiety starej Jerozolimy, mijaliśmy tablice wdzięczności, dedykowane m. in. Polakom, którzy uratowali życie Żydom.
Poznaliśmy zabudowę Jerozolimy od czasów Dawida, Salomona, Ezachiasza po czasy Chrystusa.
Za czasów Heroda mury Jerozolimy przesunięto w stronę doliny Hinnon. Wtedy też został powiększony plac świątynny. Kolejnym obiektem był pomnik Menory. Potężny, siedmioramienny świecznik symbolizuje nostalgiczne pragnienie powrotu i jest szczególnym znakiem dla narodu żydowskiego. Menora jest częstym motywem dekoracyjnym, przedstawiona bywa na mozaikach lub rzeźbiona w kamieniu.
Po posiłku i krótkim pobycie w hotelu, zachęceni przez ks. Wojciecha, nieliczną grupką poszliśmy do dzielnicy chasydzkiej. Ks. Wojciech przez kilka lat mieszkał i studiował w Jerozolimie. Jesteśmy wdzięczni, że przy Jego udziale, możemy odkrywać nie do końca nam znaną Jerozolimę.
Nagle znalazłam się w innym świecie. Światło latarni rzucało jasne refleksy na zasklepione w ciszy ulice, po których z lekko pochyloną głową, prawie że bezszelestnym, ale energicznym krokiem, przypominającym lisa uciekającego do jamy, chodzili chasydzcy mężczyźni. Od czasu do czasu pojawiały się nieliczne kobiety, które były ładne i szykowne. Trochę dziwnie wyglądali mali chłopcy w kipach. Dwie małe dziewczynki, mimo że już było ciemno, beztrosko szły ulicą.
Było bezpiecznie i jakby pozaczasowo. Odnosiłam wrażenie niecodzienności, jakby działo się to w innym wymiarze i wynurzało się z przykrytej mleczną mgłą przestrzeni. Niezmienność form, od wieków taka sama, stworzyła specyficzną atmosferę. Chasydzi, przechodząc obok nas, odwracają głowy, patrzą w drugą stronę, jak byśmy dla nich nie istnieli. Ksiądz Wojciech, znający znakomicie tutejsze realia, twierdzi, że gdybyśmy potrzebowali pomocy, to by jej udzielili.
Pogrążeni w zadumie, z pewnością zatroskani o codzienne sprawy, znikali gdzieś za rogiem ulicy jak cienie. Podobno nie oglądają telewizji. Tylko jeden z nich wybrany przez gminę żydowską może oglądać dziennik telewizyjny i określone programy, by potem innym relacjonować, co dzieje się na świecie. Dobra sprawa, też chciałabym odetchnąć od telewizora. Tylko jak przezwyciężyć nałóg oglądania telewizji, która zabiera tyle wolnego czasu? Wielu chasydów niosło książki. Widocznie dużo czytają. Ich poważne oblicza podkreśla strój — czarny kapelusz, biała koszula, czarny garnitur. Trochę taki bajroniczny nastrój. O tym, że dzieje się to współcześnie, przypomina torba jak z supermarketu. Raziły nas stosy przeróżnych gratów pod domami. Ulice jednak nie są brudne, świadczyły o tym podeszwy moich butów, gdy wróciłam do hotelu.
Dziękuję Ci, Boże, za dzisiejszy dzień, za Tych, którzy byli ze mną.
I proszę opiekuj się Tymi, których kocham.
Nie wiem, jak inni, ale zachęcona przez księży pallotynów do prowadzenia dzienniczka, opisałam dzisiejsze doświadczenia. Jest już druga godzina, jeszcze zrobię porządek w torbie i kładę się do łóżka. Mąż też coś w swoim dzienniku zapisywał i wcześnie się z tym uporał, bo od dawna już śpi. O godzinie piątej pobudka…
Dzień rozpoczęliśmy wspólną modlitwą.
W autobusie nie nudzimy się. Pielgrzymi żartują i komentują, co widzą za szybą, a jest na co patrzeć. Niektórzy narzekają na muzzeina, który z wieży minaretu „ryczącym” śpiewaniem wzywał wiernych do modlitwy i budził o świcie.
Jedziemy do Cezarei. Utkane budowlami z kamienia w kolorze piasku zbocza sprawiają wrażenie plastra miodu. Ta jedność kolorystyki niesłychanie mnie pociąga i uspokaja. To dziwne, gdyż na co dzień preferuję mnogość kolorów.
Minęliśmy Tel Awiw — ekonomiczną i kulturalną stolicę Izraela. Przemieszczamy się wzdłuż śródziemnomorskiego wybrzeża i poznajemy historię tych ziem. Wykorzystuję czas na robienie notatek w moim osobistym kalendarzyku, bo w dzienniczku za mało miejsca. Mąż z uporem wertuje „Przewodnik po Ziemi Świętej”.
Cezarea leży w połowie drogi między Tel Awiwem a Hajfą. To miasto portowe zbudował Herod, król żydowski. Była stolicą Judei, prowincji rzymskiej. Wzniesiona została na miejscu portu fenickiego. Nazwę zawdzięcza Cezarowi Augustowi. Herod uczynił z Cezarei największy port Wschodu. Zbudował mury obronne, drogi, teatr i akwedukty. W Cezarei więziony był święty Paweł. W epoce bizantyjskiej Cezarea stanowiła ośrodek intelektualny. Posiadała, największą po aleksandryjskiej, bibliotekę na Wschodzie. W 1101 r. Cezareą zawładnęli krzyżowcy, a w XIX w. rząd turecki osiedlił tu bośniacką gminę muzułmańską, która założyła wioskę rybacką. W 1940 r. niedaleko od Cezarei powstał kibuc Kissania (Stodh Yam), w którym rozpoczęto prace wykopaliskowe. To wówczas zatopioną w morzu i zasypaną piaskiem odkryli rybacy. Dzięki nim możemy teraz zachwycać się ogromnym teatrem rzymskim, z którego roztacza się urzekający widok na otwarte morze. Przy odrobinie chęci i wyobraźni można zobaczyć o wiele więcej i poczuć powiew tamtych czasów; bardzo mnie one pociągają. Resztki antycznych ruin, kolumn rzymskich etc. mówią o świetności tego miejsca.
Jesteśmy już w hotelu, mieszczącym się w starym kościółku w Nazarecie. Czas dokończyć pisanie, z tego ostatniego pisanego na kolanie pewnie niewiele da się odczytać. Jaka szkoda, że w Cezarei byliśmy tak krótko. Starczyło mi tylko czasu na szybkie muśnięcie stopami morza i kilka skłonów po muszelki. Mój „anioł stróż” stale mnie popędzał… Może i prawidłowo, bo pewnie gdzieś bym się zawieruszyła.
W Hajfie na Górze Karmel w Kościele Naszej Pani Karmelu (Stella Maris) patrzyliśmy z podziwem na marmurowe posadzki i freski ze scenami z życia Eliasza, pierwszego z wielkich proroków Izraela. Ze szczytu dość stromego zbocza rozprzestrzeniał się wspaniały obraz błękitnego Morza Śródziemnego. Uzupełnieniem do wszelkich dzisiejszych estetycznych przeżyć stały się popisy muzyczne na „krakowską nutę” miejscowego grajka, dzięki któremu tu w dalekim kraju mieliśmy przez chwilę swoją małą ojczyznę. Ta odrobina polskości skłoniła co niektórych do lekkiej rozrzutności. Posileni polską nutą wyruszyliśmy do Kany Galilejskiej. W przypowieści o weselu w Kanie dowiadujemy się o cudzie przemienienia wody w wino, więc wielu w tutejszym sklepiku, prowadzonym przez chrześcijan, zakupiło trochę butelek z winem. Też tam byłam i kupiłam… białe, różowe i czerwone. Jednym z nich poczęstuje rodzinę w wielkanocne święta, pozostałe zachowam dla swych dzieci na pamiątkę.
„Nuże więc! W weselu chleb swój spożywaj i w radości pij swoje wino! Bo już ma upodobanie Bóg w twoich czynach.”
Wino w tradycji żydowskiej jest nośnikiem radości podczas rodzinnych i religijnych uroczystości. Jest błogosławione przez głowę rodziny na rozpoczęcie szabatu. Nam wino kojarzy się z tajemnicą przemienienia.
Pokrzepieni posiadaniem kananejskiego wina, udaliśmy się do Nazaretu, gdzie archanioł Gabriel zwiastował Marii Pannie poczęcie Jezusa.
W małej, spokojnej wiosce Nazaret Jezus spędził dzieciństwo w poszanowaniu tradycji żydowskiej. Współcześnie miasto to zamieszkują Arabowie. W dawnej wiosce wybudowano sanktuaria, wśród których króluje Bazylika Zwiastowania Najświętszej Marii Panny. Jej kopuła w kształcie stożka wygląda jak kielich lilii sięgający nieba. Prezbiterium zostało zbudowane na absydzie kościoła bizantyjskiego, z którego mozaiki przetrwały do dzisiaj. Tu znajduje się grota, która była przybudówką domu Najświętszej Marii Panny. Na lewo od groty znajduje się sanktuarium poświęcone Kononowi, chrześcijańskiemu męczennikowi z III w., pochodzącemu z rodziny Jezusa. Na ścianach bocznych i pod portykami na placu przed bazyliką różnobarwne mozaiki ukazują wizerunki Matki Bożej. Na polskim obrazie widać Matkę Boską Częstochowską oraz Mieszka I i Dąbrówkę a także biskupa Jordana i żołnierzy.
W Bazylice Zwiastowania NMP pielgrzymi z Polski uczestniczyli we Mszy św. pod przewodnictwem ks. Prymasa Kard. Józefa Glempa, który w trakcie homilii mówił: „Stało się to w Nazarecie. W miejscu, w którym odbywa się najświętsza ofiara. Aby każdy wielbił Boga. «Bądź pozdrowiona łaski pełna, oto znalazłaś łaskę u Boga. Poczniesz i narodzisz Syna»”. Spełniły się marzenia świata. Chrystus jest. Przybyliśmy do Ziemi Świętej jako pielgrzymi. Ojciec Święty mówi: „Pielgrzymka jest praktyką czynnej ascezy i przygotowuje do przemiany serca…” Myślimy o rodzinnych domach, by były ozdobione na podobieństwo Rodziny w Nazarecie. Niech Rok Jubileuszowy zaowocuje nawróceniem, pojednaniem i sprawiedliwością społeczną”.
W kościele Zwiastowania zrozumiałam, że Boża miłość jest jak drzwi, które otwierasz, by zobaczyć światło.
Chwilę zatrzymaliśmy się przy chrzcielnicy wytworzonej z czarnych i białych kamieni, symbolizujących przejście z ciemności do światła. Chrzcielnica znajduje się w podziemiach kościoła. Nasze wędrowanie po Ziemi Świętej też jest wychodzeniem z tego co mroczne w naszych duszach naprzeciw Bożej jasności.
Jest piątek więc pielgrzymi poszczą. Dostaliśmy pitę (rodzaj pieczywa) i wodę mineralną. Nie odczuwałam głodu, zatem nie mogłam tego postu nikomu ofiarować, lecz modliłam się w wiadomych intencjach, szczególnie za te osoby, które specjalnie o pamięć w modlitwie prosiły.
Po południu zawieziono nas taksówkami (po osiem osób w taksówce) na Górę Tabor, która nazywana jest też Górą Przemienienia Jezusa. Tam w kościele Przemienienia Pańskiego rozmawialiśmy z franciszkaninem z Wrocławia, który miłym sposobem bycia i wesołością zjednał sobie wszystkich. Spotkanie to na moje życzenie zostało uwiecznione… Ta fotografia przypominać mi będzie miejsce, gdzie Piotr usłyszał głos Boga, że Jezus jest Synem Bożym.
Z Góry Tabor podziwialiśmy niepospolity pod względem urody pejzaż rozciągający się aż do góry Karmel.
Na tarasie hotelu St. Gabriel przez
dłuższą chwilę zachwycaliśmy się lśniącym od blasku świateł Nazaretem, tak
bardzo, że postanowiliśmy razem z trzema księżmi pójść na spacer do
dzielnicy arabskiej, która w tej części miasta uchodzi za bezpieczną.
Niestety spacer był krótki. Zatrzymaliśmy się przy stoisku z warzywami
i owocami. W drodze powrotnej opowiadałam księdzu Adamowi co nieco
o mojej „drodze krzyżowej”. Dlaczego?
Na architekturę i jej otoczenie można patrzeć jak na zapisany tekst, dlatego jazda autokarem nie jest uciążliwa. Co chwilę wyłania się coś nowego, co prowokuje do medytacji. Henryk nie rozstaje się z „Przewodnikiem Pascala”, a ja wyczytuję swoich bohaterów biblijnych z tego, co widzę za szybą.
Pokonaliśmy dzisiaj trasę: Nazaret — Góra Błogosławieństw — Tabgha — Kafarnaum — Jezioro Galilejskie — Tyberiada — Jerycho — Jerozolima.
Rozpoczęliśmy pielgrzymowanie Mszą św. na Górze Błogosławieństw w otoczeniu drzew na świeżym powietrzu. Góra ta wznosi się nad Morzem Galilejskim, jej nazwa pochodzi od Kazania na Górze, gdy Chrystus wygłosił osiem błogosławieństw.
Kościół Błogosławieństw jest ośmioboczną budowlą otoczoną portykiem. Wyróżnia się dzwonnica o kształcie ozdobnego szczytu. Na każdym z ośmiu okien zapisano początek jednego z błogosławieństw. Z Góry Błogosławieństw do miejsca, gdzie Jezus nakarmił rzesze, można zejść ścieżką, my jednak tam pojechaliśmy. To miejsce cudu to Tabgha.
Tu w Kościele Rozmnażania Chleba i Ryb zwierzęce i roślinne motywy na mozaikach nawiązują do epizodu w Ewangelii. Kamień przed głównym ołtarzem zaznacza miejsce, gdzie Pan Jezus położył ryby i chleb. Przed kościołem zobaczyliśmy dawną prasę do wyciskania oliwy.
Na bazaltowej skale nad brzegiem jeziora franciszkanie wybudowali Kościół Prymatu Piotra. W środku kościoła zostawiono ogromny kamień znany jako Mensa Christi. Na tym kamieniu Chrystus powiedział do Piotra: „Paś owce moje, paś baranki moje”, powierzając mu zwierzchnictwo nad Kościołem. W tym miejscu modlitwa o zdrowie dla Ojca Św. Jana Pawła II i Jego szczęśliwe oraz owocne pielgrzymowanie nabiera wyjątkowego znaczenia, zwłaszcza gdy modlą się ci, którzy Go najmocniejszą z możliwych miłością obdarzają.
Pięknie prezentująca się na tle Jeziora Galilejskiego statua przedstawiająca Jezusa i św. Piotra stanowiła uzupełnienie tego, co w Tabgha ujrzeliśmy.
Miejscowość ta zawdzięcza nazwę siedmiu źródłom, przy jednym z nich chory na trąd Hiob odzyskał zdrowie.
Stąd udaliśmy się do Kafarnaum, gdzie z tętniącego życiem miasta zostały jedynie zgliszcza — mury synagogi, fragmenty starożytnego młyna, złamany filar z koryncką głowicą i rzymski kamień milowy. W tym otoczeniu słowa Ewangelisty, odczytywane przez ks. Wojciecha, stały się bardziej czytelne. W Kafarnaum Jezus wskrzesił córkę Jaira, uzdrowił sługę setnika i wypędził nieczystego ducha z człowieka spotkanego w synagodze. Mimo tych cudów mieszkańcy Kafarnaum nie nawrócili się. Jezus przepowiedział unicestwienie tego miejsca. Pozostały tylko kawałki murów kościoła bizantyjskiego, które uważane są za dom Szymona Piotra.
Najsilniejszych doznań przysporzyło mi
w dniu dzisiejszym Jezioro Genezaret, zwane także Morzem lub Jeziorem
Galilejskim albo Tyberiackim. Udało mi się usiąść na dziobie stateczku, którym
płynęliśmy do Tyberiady. Na pokładzie było tłoczno, a na samym przodzie
statku znalazłam dogodne miejsce do rozmyślań. W odbijających się
w wodzie promieniach słonecznych pojawiały się obrazy z czasów
Jezusa… Kto chce widzieć, ten widzi. Ks. Piotr Briks ze Szczecina, opiekujący
się inną grupą pielgrzymów, po chwili rozmowy ze mną zrozumiał w czym
rzecz.
W Tyberiadzie, mieście założonym przez Heroda Antypasa ku czci cesarza Tyberiusza, zaciekawiło nas wnętrze w kształcie łodzi Kościoła św. Piotra.
W tym kościele, jak w każdym innym pod wezwaniem św. Piotra, oddaję w opiekę Świętemu i za Jego pośrednictwem Bogu — Piotrusia, Rodziców i…
Pod kopią posągu św. Piotra sprzed Bazyliki Watykańskiej zrobiliśmy wspólną fotografię. Wieść niesie, że kto dotknie stopy świętego Piotra, wróci w to miejsce. Jest więc nadzieja na powrót.
Nad Jordan podążają pielgrzymi ze wszystkich stron świata. Dołączyliśmy do nich. Przy ujściu Jordanu z Jez. Galilejskiego znajduje się „Yardenit” — miejsce chrztu. Widzieliśmy tam ubranych w białe szaty pielgrzymów, którzy tak jak kiedyś Jezus, zanurzali się w Jordanie, by przyjąć chrzest. Efektowna sceneria i doniosłość tej okolicy na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Jeden z naszych księży chętnym polewał głowy wodą z Jordanu. Oczywiście, byłam wśród nich. Z ufnością brodziłam po wodzie. Ktoś zapytał, ilu z nas zapamiętało datę swego Chrztu św. Henryk potwierdził, że pamięta, bo urodził się 19 stycznia, w tym dniu ma imieniny i w dodatku został ochrzczony przez swego wujka księdza, który nie chciał tego sakramentu odkładać na później. Moja data Chrztu św. jest wygrawerowana na medaliku — 17 września — przeto też o niej nie zapominam.
Kupiłam w sklepiku trochę suwenirów, a wskutek uprzejmości ks. Wojciecha, który może korzystać z ulgi przy większych zakupach, podobnie jak inni zapłaciłam mniej. Jak widać na załączonym obrazku, zapisuję wszystko rzetelnie.
Dowiedzieliśmy się, że w Jerycho rośnie drzewo sykomory, wspomniane przez św. Łukasza w przypowieści o celniku Zacheuszu. Jerycho to miasto palm.
Dzisiaj przysnęłam w autobusie.
W Betanii, na wschodnim zboczu Góry Oliwnej w pobliżu Jerozolimy, zaszliśmy do grobu Łazarza, gdzie stał się najgłośniejszy cud Chrystusa. Do grobu schodzi się po schodach wyciosanych w litej skale wapiennej. Trudno oprzeć się refleksjom…
Grób znajduje się w Kościele Łazarza zbudowanym na planie krzyża greckiego. Kopuła kościoła oparta jest na wielokątnym bębnie, a sam kościół przypomina mauzoleum. Za kościołem widać było resztki klasztoru benedyktyńskiego z XII w., meczet ze smukłym minaretem i kościół greckiej wspólnoty prawosławnej. Obecnie Betania to wioska arabska — El Azarija.
Oby Dobry Bóg miał w opiece starego Araba, który na drodze do grobu Łazarza podarował mi strzępy starożytnej monety i ceramiki. Po powrocie będę te drobiazgi nosić na szyi w medalioniku. W kaplicy Wniebowstąpienia, prawie że na szczycie Góry Oliwnej, najbardziej przemówiła do mnie skała z odciskiem stopy Jezusa. Jaka szkoda, że kaplicę zamieniono na meczet.
Na Górze Oliwnej przy kościele Pater Noster pod gołym niebem, przy grocie, gdzie Jezus nauczał Ojcze nasz, odmówiliśmy tę modlitwę.
Tekst modlitwy Pańskiej w sześćdziesięciu dwóch językach wypisano na ceramicznych tablicach. W 1948 roku polscy żołnierze z 8 Brygady Strzelców zafundowali tablicę Ojcze Nasz po polsku.
W niewielkiej odległości od miejsca, gdzie Jezus płakał nad Jeruzalem, w XIX w. franciszkanie zbudowali kapliczkę. W latach pięćdziesiątych odkryto w tym miejscu ruiny klasztoru z V w. i starożytny cmentarz. Tu w pierwszej połowie XIX w. wzniesiony został Kościół Dominus Flevit. Z okna nad ołtarzem widać jak na dłoni rozległą panoramę,, która, jak twierdził ks. Wojciech, bywa najpiękniejsza wieczorem, gdy miasto rozbłyska światłami. Nazwa kościoła wywodzi się z Ewangelii św. Łukasza, wiąże się z proroctwem Jezusa o przyszłości miasta.
W Dolinie Jozafata, znanej jako Dolina Cedronu, biblijnymi scenami przemówiły kamieniste pagórki z gdzieniegdzie wyrosłymi drzewami oliwnymi i skalne groby. Miejscowym zwyczajem na grobach kładzie się kamienie zamiast kwiatów, które w tych warunkach klimatycznych szybko by zwiędły
Spostrzegliśmy tam Filar Absoloma o stożkowatym dachu i grobowce Jozafata, św. Jakuba oraz Zachariasza.
Po hebrajsku „gat szemen” oznacza prasę do oliwy, stąd nazwa Getsemani. Rosnące w Ogrodzie Getsemani wielosetletnie drzewa oliwne, o niesłychanie poskręcanych pniach, być może były świadkami modlitwy Jezusa przed pojmaniem. To miejsce stało się niezwykle ważne dla chrześcijan, którzy na pamiątkę cierpienia Jezusa zbudowali Świątynię Narodów.
Ilu ludzi na świecie ma swoje Getsemani? Czy znajdzie się dla nich miejsce w Świątyni Narodów? Pozornie — tak, lecz wiem, co niektórzy moi pobratymcy, często katolicy, sądzą o Żydach czy Arabach i z tego powodu jest mi przykro.
W kościele Narodów nowoczesna mozaika przedstawia Jezusa jako pośrednika pomiędzy ludźmi i Bogiem. Przed głównym ołtarzem widoczny jest kamień, na którym modlił się Chrystus przed Męką…
Mój pobyt tutaj to nie tylko wędrowanie śladami Jezusa, to jednocześnie swoiste rekolekcje, które pielęgnują duszę i łączą się z innymi ludźmi aktem miłości. Rozmawiamy ze sobą i jest nam dobrze.
Tu, gdzie teraźniejszość łączy się z przeszłością, autostrada przecina Pustynię Judzką, osiołek konkuruje z samochodami, tradycyjnie ubrani Beduini czy chasydzi obok swobodnie ubranych turystów, tu, gdzie mieszają się religie, tu, na tej Ziemi Bóg przemawia do wszystkich.
Jezus przebywał w grocie, gdy Go pojmano po zdradzie Judasza. Grota ta wygląda jak za czasów Chrystusa. Pod kamiennym sklepieniem Groty Getsemani znajdują się trzy ołtarze. Ścienne malowidła nawiązują do życia Jezusa.
Stabilność i nienaruszalność jaskini, jej kamienna struktura jest jak zatwardziałe ludzkie serca, przez które cierpiał Jezus.
W Kościele Grobu NMP, nazywanym też kościołem Wniebowzięcia, są groby rodziców Matki Boskiej — Anny i Joachima. W podziemnej krypcie znajduje się rzekomy Grób Marii. Uważa się, że właściwy grób jest w Efezie.
Dzisiaj byliśmy też w Betlejem, gdzie do miejsca narodzenia Jezusa przyjeżdżają ludzie z całego świata. Tu odczułam największą radość. Nie ma nic piękniejszego niż cud narodzin.
Długa krypta z murowanym sklepieniem to Grota Narodzenia. Stoi w niej ołtarz Narodzenia Chrystusa. Grota znajduje się w Bazylice Narodzenia.
Czczona jest od zamierzchłych czasów jako miejsce narodzin Jezusa. Jest miejscem świętym. Wnętrze świątyni jest monumentalne. Wchodzi się do niej przez Wrota Uniżenia, są to bardzo wąskie i niskie drzwi. Nawę główną i cztery nawy boczne oddzielają ogromne kolumny korynckie z czerwonego piaskowca. Na ścianach są widoczne fragmenty mozaik z XII w.
Miejsce narodzenia Jezusa wskazuje srebrna gwiazda, wokół której piętnaście srebrnych lamp symbolizuje różne wspólnoty chrześcijańskie. Na gwieździe widnieje napis w języku łacińskim — „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” — Tu z Dziewicy Marii narodził się Jezus Chrystus. Ołtarz Żłóbka upamiętnia miejsce, gdzie Dzieciątko Jezus położone zostało po urodzeniu. W miejscu, gdzie Trzej Królowie złożyli pokłon dzieciątku, również znajduje się ołtarz.
Kiedy w długiej kolejce czekaliśmy na swój moment skłonienia się Dzieciątku w miejscu Jego narodzenia, w bazylice pojawił się ks. Prymas kard. Józef Glemp. Ks. Adam Skreczko podszedł do Ks. Prymasa, po synowsku ucałował Jego dłoń i zaprosił do wspólnego zdjęcia. Ks. kardynał zaproszenie przyjął, czym niezmiernie rozradował nasze serca, a szczególnie moje, bo gdy tylko zobaczyłam ks. Prymasa, w głębi duszy zapragnęłam, by taka sytuacja nam się przytrafiła. I to także jest pielgrzymowanie.
Bazyliką Narodzenia opiekują się ortodoksyjni Grecy, dlatego Msza św. odbyła się w Kościele św. Katarzyny, który połączony jest z bazyliką jaskiniami. W tym kościele w noc Bożego Narodzenia odbywają się słynne pasterki transmitowane na cały świat. Pielgrzymi z Polski także przeżyli tu swoją pasterkę, uczestnicząc we Mszy św., którą sprawował ks. Prymas Józef Glemp w dniu święta swego Patrona. Modliliśmy się o zdrowie dla ks. Prymasa i współuczestnika naszej pielgrzymki ks. Józefa Kuczyńskiego oraz dla naszego przyjaciela Józka H. i cioci Józefy. W modlitwie za zmarłych wspomniałam ks. Józefa Grützmachera i ks. Józefa Pawłowicza. Świętą Katarzynę poprosiłam o wstawiennictwo nad Jej imienniczką Katarzyną, moją Mamusią.
Po Mszy św. dzieliliśmy się opłatkiem i składaliśmy życzenia. Wytworzyła się prawdziwie chrześcijańska atmosfera.
Betlejemskie domy zbudowane są na skalistym zboczu. Na wzgórzach dookoła Betlejem rozciągają się pola uprawne i pasą owce. Pastwiska nazywają się Polami Pasterzy.
Nazwa Betlejem prawdopodobnie wywodzi się z języka hebrajskiego, „Beit Lehem” — dom chleba. W drodze do hotelu towarzyszyła nam betlejemska gwiazda.
Tak przeminął bogaty w kolejne doświadczenia dzień.
Wstaliśmy wcześnie. Nadzwyczajność sytuacji sprawiała, że wszyscy mieli doskonałe samopoczucie nawet ci, którym coś doskwierało. Jak co dzień księża Antoni i Alfred beztrosko dowcipkowali. Ktoś zapraszał do Sokółki, zapytując, czy wiemy, gdzie to jest. Będąc tuż przy sobie, można poznać się bliżej. Są wśród nas osoby, które trochę niefrasobliwie zachowują się. Przysparza to troszeczkę pikanterii w danej sytuacji
Przejeżdżając przez Pustynię Judzką w kierunku Masady, mijaliśmy wąwozy i przesmyki rozpostarte między surowymi i jałowymi wzgórzami. Co pewien czas w tej bezkresnej przestrzeni w głębi wąwozu albo przy autostradzie widzieliśmy Beduinów w ich prymitywnych obozowiskach. Tu i ówdzie pojawiały się wielbłądy, które doskonale harmonizowały z pustynnym tłem. Ledwo co zdążyliśmy się nacieszyć pustynią, ciągnącą się wzdłuż Morza Martwego, już przed nami ukazała się w całej swej kamiennej krasie Masada, która wznosi się 400 m. ponad zachodnim brzegiem Morza Martwego. Jest to skała o płaskim wierzchołku. Można na nią wejść dość uciążliwą ścieżką. My pojechaliśmy kolejką linową.
Masada jest symbolem żydowskiego przeciwstawiania się przemocy. Prowadzone tutaj wykopaliska wzbogaciły wiedzę o życiu Żydów w I w. n.e. Wykopano sprzęty kuchenne, zabawki, tkaniny i przybory do pisania. Na terenie synagogi i pomieszczeń mieszkalnych odkryto zwój z rękopisem ofiarnej pieśni na dzień szabatu oraz fragmenty tekstów biblijnych.
W Masadzie schronił się Herod, uciekając przed swym rywalem do tronu — Mateuszem Antygonem. W 37 r. p.n.e. już jako król z rzymskiego nadania wybudował potężną twierdzę. Zbudował też pałac na trzech tarasach, które były połączone krytymi schodami. W pałacu znajdowała się łaźnia rzymska, pawilon wypoczynkowy z kolumnadą i pomieszczenia z półkolistym portykiem skierowanym na pustynię. Z pałacowych sal roztaczał się rozległy widok na Morze Martwe. Pałacowa trzypoziomowa willa składała się z pałacu do przyjęć, termy, magazynów, garderoby i przebieralni. Znajdował się tutaj także gołębnik. Całość okalał kazamatowy mur.
Z biegiem lat w Masadzie najpierw stacjonował rzymski garnizon, później zajęli ją fanatyczni nacjonaliści żydowscy pod wodzą Eleazera. Rzymski wódz Flawiusz Silwa pobudował obwarowane szańce, by zapobiec ucieczce Żydów podczas oblężenia. Eleazer wezwał sykariuszy do zbiorowego samobójstwa. Obrońcy twierdzy woleli umrzeć, niż poddać się.
Chętnie zatrzymałabym się na dłużej w tych odwiecznych murach. Zapomnieć chociaż na chwilę o codzienności, o gotowaniu, sprzątaniu, ustawicznej trosce o kogoś. Pobyć sama ze sobą na tej skale.
Nasz przewodnik udzielił nam rad, jak kąpać się w Morzu Martwym — chronić oczy przed zalaniem i nie otwierać ust. Wody Morza Martwego charakteryzują się trzydziestoprocentowym zasoleniem. Morska woda może podrażnić skórę i trzeba ją spłukać po każdej kąpieli.
Nigdy nie nauczyłam się pływać. Panicznie bałam się głębokiej wody, aż tu nagle mogłam się sama utrzymywać na powierzchni. Istny cud! To wcale jednak nie było takie proste. Fale rzucały mną jak korkiem. Odnosiłam wrażenie, że morze chce mnie porwać. Niemniej, byłam tą kąpielą urzeczona.
Z morza eksploatuje się zasoby mineralne, które wykorzystywane są w kosmetologii. O tym, jak świetne są kosmetyki z minerałów z Morza Martwego, przekonałam się na własnej skórze. Błota znad morza wykorzystywane są w lecznictwie.
Według przekazów biblijnych Morze Martwe jest symbolem nieszczęścia.
Przerwałam prowadzenie dzienniczka,
poczułam znużenie. Chłodny prysznic dodał mi energii, więc jeszcze to
i owo dopiszę.
W Qumran na dużym panoramicznym ekranie obejrzeliśmy film o odnalezieniu w 11 grotach około osiemset rękopisów z klasztoru esseńczyków. Wśród zwojów pisma (skórzanych, papirusowych i miedzianych) często pojawia się imię Boga. Rękopisy zawijano w len i przechowywano w glinianych dzbanach. Do zapisywania wykorzystywano rylce, ostro zaostrzoną trzcinę i atrament pochodzenia zwierzęcego lub roślinnego. Językiem tekstów biblijnych jest hebrajski a tłumaczeń i apokryfów — aramejski. Rękopisy datują się od 250 w. p.n.e. do 50 r. n.e.
W Qumran na Pustyni Judzkiej zamieszkiwali pobożni Żydzi — esseńczycy, którzy schronili się tam po przegnaniu ich ze Świątyni Jerozolimskiej przez Jonatana w roku 152 p.n.e.
W okolicach Jerycha przystanęliśmy w znacznej odległości pod Górą Kuszenia, gdzie Chrystus pokonał szatana. Na zboczu góry wyraźnie zaznaczają się zarysy murów greckiego klasztoru prawosławnego.
Archeolodzy ustalili, że Jerycho znajduje się w miejscu osiedla założonego w 7800 r. p.n.e. Jest to najstarsza siedziba ludzka na świecie. Jerycho rozsławił epizod z Księgi Jozuego. Izraelici zburzyli mury Jerycha przy pomocy głośnych dźwięków trąb, obchodząc miasto przez siedem dni. Pałac Heroda w Jerycho nosi ślady dawnej świetności. W tym pałacu król Herod chronił się przed surową zimą w Jerozolimie i w nim zmarł. Pochowano go w pobliżu pałacu, lecz miejsce pochówku nie jest znane.
Tu w Jerycho dokonujemy niewielkich zakupów. W Jerozolimie dzień kończy się raptownie, od razu robi się ciemno. Nawet się nie obejrzysz, a już masz noc. Tutejszy klimat sprawia, że przez cały dzień miałam suche usta. Przeszkadzało mi to bardziej niż żółty szalik, który codziennie mają nosić wszyscy pielgrzymi, by nie zgubić się w tłumie. Szalik jest nawet ładny, lecz do wszystkiego mi nie pasuje. W dodatku wszyscy go noszą…
W Getsemani w Bazylice Narodów,
zwanej również Bazyliką Agonii, uczestniczyliśmy we Mszy św. z udziałem
ks. Prymasa. Na pamiątkę Pielgrzymki w Roku Jubileuszowym każdej diecezji
podarowano św. Krzyże. które odtąd znajdować się będą w macierzystych
bazylikach. Procesją milczenia w Dolinie Cedronu, z zapalonymi
w dłoniach świecami i ofiarowanymi krzyżami, zakończyliśmy nasz
kolejny pielgrzymi dzień. Nasz krzyż niósł ks. Wincenty Jankowski ze Szczecina.
Okazało się, że niezbyt trafnie wybrałam sobie ubranie na dzisiejszy dzień. W ciągu poprzednich dni mieliśmy bajeczną pogodę. Było ciepło i słonecznie. Rano nawet przy temperaturze 12 czy 14 stopni nie odczuwało się zimna. Tymczasem dzisiaj w pewnym momencie zaczął siąpić deszczyk. Miałam na sobie białą bluzeczkę i kremową spódniczkę. Pasowało to do pogody jak kwiatek do kożucha. Kiedy w domu w trakcie pakowania przypatrywałam się swoim rzeczom, dzieci pytały, nad czym się tak długo zastanawiam, odpowiedziałam, jak to nad czym, przecież wybieram sobie szaty na wyjazd. Śmiały się, że tak przeżywam podróż do Palestyny, iż nawet swoje stroje określam słowem z czasów Chrystusa. Ważne, że mimo swojej dzisiejszej „szacie” nie zmarzłam, a przy okazji wspomniałam Dzieci, z którymi przed chwilą rozmawiałam z hotelowego telefonu. Dobrze zadbały o dom i wszystkie sprawy. W każdym miejscu i o każdej porze Ich sprawy polecam Bogu.
O poranku, razem z ks. Prymasem, wszystkie grupy pielgrzymkowe z Polski współuczestniczyły we Mszy św. przy Grobie Pańskim. Stąd udaliśmy się do meczetów. El–Aqsa o hybrydycznej architekturze to mieszanina form i stylów z różnych okresów. To ona spowodowała, że meczet niewiele ma wspólnego ze swym pierwowzorem. Niszczony przez trzęsienia ziemi był niejednokrotnie odnawiany i rozbudowywany.
Nazwa meczetu el–Aqsa — „Ostatni” nawiązuje do proroka Mahometa, który podróżując nocą z Meczetu Świętego do następnego, pobłogosławił go i nazwał Meczetem Ostatnim. Meczet jako miejsce oddawania czci jest muzułmańską budowlą kultową. Jest domem modlitwy. Sala modlitw jest bardzo szeroka. W czasie zbiorowej modlitwy, stojący w równoległych szeregach wierni, patrzą w stronę Mekki. Pomieszczenie modlitewne oparte na ogromnych kolumnach przechodzi w dziedziniec, który stanowi dodatkowe miejsce modlitewne.
Przed wejściem do meczetu zostawiliśmy buty i torby na dziedzińcu. Nim wejdą do haramu (sali modlitw) wierni myją ręce, twarze i stopy w fontannie. Obok meczetu el–Aqsa w południowej części czworokątnego placu Haram mieści się Muzeum Sztuki Islamskiej, gdzie wyeksponowane są: chorągwie z brokatu, manuskrypty a przy nich poplamione krwią koszulki trykotowe, koszule i spodnie należące do ofiar — dzieci, kobiet i mężczyzn zabitych w październiku 1990 r. na placu Haram. Niemal w sąsiedztwie meczetu el–Aqsa wznosi się Kopuła Skały widoczna z wielu miejsc Jerozolimy. Po przeciwnej stronie znajduje się Kopuła Łańcucha, której nazwa nawiązuje do legendy o Salomonie. Prorok rozkazał zawiesić łańcuch pomiędzy niebem a ziemią, by wyłącznie szlachetni ludzie mogli się go uczepić, by w Dniu Sądu Ostatecznego nie wpaść do piekła. Natomiast Kopuła Wniebowstąpienia upamiętnia nocną podróż Mahometa z Mekki do Jerozolimy oraz jego wniebowstąpienie ze świętej skały.
Blask złoconej Kopuły Skały opromienia całą Jerozolimę. Od ponad tysiąca lat przychodzą pielgrzymi do tej najstarszej na świecie świątyni. Kopuła składa się z dwóch nałożonych na siebie kopuł, między nimi jest pusta przestrzeń, mająca osłaniać przed złymi warunkami atmosferycznymi. Kopułę przyozdabia niezwykła mozaika ze złota i szkła o motywach grecko–rzymskich. Zaprojektowano ją na cześć Jezusa, uważanego w islamie za proroka. Na skale, znajdującej się w środku świątyni, Abraham składał w ofierze swego syna Izaaka. Arabowie uważają, że ta skała wskazuje centrum świata. Na skale widać odbicie stopy Proroka oraz ślad ręki Archanioła Gabriela. Tradycja głosi, że przed ostatecznym odejściem dusze zmarłych zatrzymują się w Studni Dusz, która znajduje się w grocie pod skałą.
Zawsze staram się być w pobliżu przewodnika, który rzetelnie i ze swadą opowiada o tych miejscach. To dzięki Niemu, tyle zapamiętałam.
Od jakiegoś arabskiego handlarza kupiłam „keffieh” (czepek) . Jest to rodzaj chusty noszonej przez Beduina. Podaruję ją J., już widzę, jak profesorska głowa będzie w niej wyglądać. Nie nosi jubileuszowego kapelusza, który od nas dostał, więc dostanie chustę. To mi się podoba!
W północno–zachodniej części Starego Miasta w Jerozolimie znajduje się dzielnica chrześcijańska związana z życiem i śmiercią Jezusa.
Najstarszą, bo z XII w., sakralną budowlą jest Kościół św. Anny. Uważa się, że w tym miejscu stał dom Anny i Joachima, rodziców Marii. W podziemiach kościoła jest krypta, która była miejscem narodzin Marii.
Przebywanie w takich szczególnych, odwiecznych pomieszczeniach związanych z tradycją chrześcijańską napawa ufnością, że choć trochę świętości z tych miejsc zabierzemy do swojej codzienności.
Blisko kościoła zachowały się „mikwy”, rytualne łaźnie żydowskie znane jako Sadzawki Betezda. Kiedyś była w tym miejscu Brama Owcza, przy której odbywał się targ, a w zbiornikach, wypełnionych wodą deszczową, kąpano owce przeznaczone na ofiarę. Zbiorniki wydrążono w VII–III w. p.n.e. Miejsce to związane jest też z ważnym wydarzeniem ewangelicznym, tu Jezus uzdrowił paralityka.
Odprawiając dzisiaj Drogę Krzyżową, rozpamiętywaliśmy Mękę Pańską. Pobożnie nastawieni poszliśmy drogą, którą szedł na śmierć krzyżową Zbawiciel.
Towarzyszył nam w tej Drodze ks. abp Stanisłąw Szymecki z Białegostoku, który jest z nami od początku pielgrzymki. Jest dla nas wzorem skromności, spokoju i życzliwości. Ks. Wojciech zaproponował, aby nieść krzyż zgodnie z miesiącami urodzenia. Urodzeni w styczniu od pierwszej stacji do drugiej itd. Z przejęcia a może i nadgorliwości współuczestniczę w niesieniu krzyża aż trzy razy — w marcu, maju i sierpniu. Uświadomił mi to Henryk, przypominając, że urodziłam się w sierpniu. Na drodze mijaliśmy przekupniów arabskich handlujących tandetą. Ulica tętniła życiem. Rojno i gwarno. Środkiem ulicy przejeżdżał ciągnik i przypominał, że to nie są czasy Chrystusa.
Pod klasztorem Sióstr Syjońskich odnaleziono płyty kamienne z czasów rzymskich ze śladami gier legionistów, których ulubioną była gra w „króla”, wyszydzająca Chrystusa. Kaplica Biczowania przypomina o przywiązaniu Jezusa do słupa i chłostę.
Kult Via Dolarosa zaczął się w średniowieczu. Za początek śmiertelnej drogi Jezusa uznano Antonię, gdzie prawdopodobnie w czasie święta Paschy przebywał Poncjusz Piłat. Z fortecy Antonia zachowały się nieliczne fragmenty bruku. Trasa drogi krzyżowej nie obejmuje całej drogi, którą szedł na śmierć Jezus. Rozmieszczenie stacji jest dowolne. Pan Jezus potrzebował o wiele więcej czasu niż my, by wnieść krzyż na Golgotę (Górę Czaszki), gdzie teraz znajduje się Bazylika Grobu św.
Pierwsza stacja znajduje się niedaleko klasztoru Biczowania, gdzie Piłat skazał Jezusa.
Druga stacja jest obok pozostałości rzymskiej budowli znanej jako Łuk Ecce Homo na pamiątkę słów powiedzianych przez Piłata do tłumów w chwili pokazania ubiczowanego Jezusa. Starożytne płyty chodnikowe przypominają o cierpieniu Jezusa.
Trzecia stacja przy niedużej kapliczce Katolickiego Patriarchatu Ormiańskiego upamiętnia pierwszy upadek Jezusa. Kapliczkę odnowiono dzięki hojności polskich żołnierzy przebywających w Palestynie podczas II wojny światowej.
Czwarta stacja, przy kapliczce ufundowanej przez Polaków, przypomina spotkanie Jezusa z Matką.
Piąta stacja — podjęcie krzyża przez Szymona Cynerejczyka. Stacja znajduje się przy jednym z domów. O tym wydarzeniu przypomina zapis nad wejściem do domu.
Szósta stacja to spotkanie Jezusa z Weroniką. Mieści się przy greckokatolickim zakonie Sióstr Mniejszych. Tu znajduje się grób świętej Weroniki. Chusta, którą Weronika wycierała twarz Jezusowi przechowywana jest w Bazylice św. Piotra w Rzymie.
Siódma stacja przypomina drugi upadek Jezusa. Wyznacza ją filar na skrzyżowaniu Via Dolorosa z uliczką handlową.
Ósma stacja to spotkanie Jezusa z pobożnymi niewiastami. Mały krzyż na ścianie greckiego kościoła prawosławnego upamiętnia to zdarzenie.
Dziewiąta stacja — trzeci upadek Jezusa. Przypomina o nim kolumna przy wejściu do klasztoru koptyjskiego. Pięć ostatnich stacji umieszczono we wnętrzu Bazyliki Świętego Grobu.
Do bazyliki Św. Grobu wchodziliśmy ze czcią i powagą. Gdzież może być bardziej święte miejsce? Miejsce będące świadkiem zbawienia należycie oczyści duszę od wszelkich upadków, dlatego poszliśmy tam, niosąc ze sobą brzemię Chrystusowego krzyża. Jezus umarł za nas na krzyżu. Czym są nasze krzyże w porównaniu z Jego Krzyżem?
Przy wejściu do bazyliki napotkaliśmy pierwszą świętość — kamień namaszczenia, miejsce, w którym położono Jezusa po zdjęciu z krzyża, żeby je namaścić wonnościami. Pielgrzymi przyklękali i całowali ślady po Chrystusie. Może przepraszali albo prosili o łaski, a może składali dziękczynienie za ofiarę cierpienia i zbawienie.
Grób Pański mieści się pod główną częścią kościoła. Aby się do niego dostać, musieliśmy stanąć w długiej kolejce. Zrezygnowaliśmy z wycieczki do muzeum. Jeden z panów zaproponował wyjście na trasę przyjazdu papieża i powrót taksówką do kibucu. Wszyscy chcieliby zobaczyć Ojca św., ale pomysł uznano za nierealny. Po trzygodzinnym oczekiwaniu weszliśmy przez niskie wejście do Grobu Pańskiego, który jest ostatnią stacją. Nie można się tam było dłużej zatrzymać niż dwie czy trzy sekundy, ponieważ było wielu oczekujących. W jamie grobowej mieści się około czterech osób. Nisza grobowa wykuta jest w skale.
Przy Grobie Pańskim milczałam. Do Grobu Pańskiego przyszliśmy, by umocnić się w wierze.
Przy ołtarzu Grobu Pańskiego odprawiają nabożeństwa różne wyznania. Wokół kaplicy Grobu znajduje się wiele kapliczek. W bazylice znajduje się ołtarz Marii Magdaleny. Jest też kaplica, w której miejscu Jezus Chrystus objawił się Matce Najświętszej. W kaplicy Znalezienia Drzewa św. Krzyża jest piękny posąg św. Heleny. Najcenniejszym bogactwem tej kaplicy jest naturalna skalna grota, w której św. Helena odnalazła Krzyż św. i narzędzia Męki Pańskiej.
Czuję się szczęśliwa, że mogłam w bazylice św. Grobu oddać Bożej Opiece — Kingę, Dominika, Henryka, Andrzeja, Ewę, Michała, Olka, Grzesia, Hankę, Agatkę, wszystkich moich dobrodziejów i inne osoby.W oczekiwaniu na spotkanie z Grobem Pańskim mogłam pomyśleć o każdym z osobna — wspomniałam brata Adama, Jadzię, Marcina, Daniela i Wojtka.
Byliśmy również przy Ścianie Płaczu. Przy lewym odcinku muru modlą się nabożni mężczyźni, przy prawym kobiety. Każdego dnia wokół pulpitów i krzeseł czytane są fragmenty Tory. Ściana zachodnia jest fragmentem odcinka murów, które otaczały Świątynię Salomona. Po zniszczeniu świątyni przez Nabuchodonozora, Żydzi spotykali się tutaj, by opłakiwać zburzenie Świątyni. Ortodoksyjni Żydzi, przy wytartej od ludzkich rąk ścianie, rytmicznym, płaczliwym szeptem wypowiadają słowa modlitwy. Niektórzy z nich modlą się, chodząc wzdłuż ściany z Torą w ręku. Widziałam tam Żyda w lisiurze.
Dzisiaj obchodził urodziny nasz proboszcz ks. Jan Kazieczko, który bardzo napracował się w trakcie tej pielgrzymki. Przez cały czas chodził z kamerą i coś nagrywał. Mam nadzieję, że mnie na tym filmie nie będzie. Nie lubię oglądać siebie na ekranie telewizora. Ks. Jan zachęcił nas do tej pielgrzymki, za co Mu jestem ogromnie wdzięczna. Po kolacji odbyło się pożegnalne spotkanie, w trakcie którego otrzymaliśmy od Księży Pallotynów krzyże jerozolimskie, symbolizujące obecność chrześcijaństwa na Ziemi Świętej oraz certyfikaty podpisane przez ks. Prymasa, potwierdzające nasz pobyt w Ziemi Świętej.
Wszyscy wszystkim dziękowali. Ks. abp Stanisław Szymecki wyróżnił ks. Wojciecha pochwałami, do których każdy się dołączył. Rzeczywiście, ks. Wojciech zawsze cierpliwy i zrównoważony, mimo że miewał czasami powody do zdenerwowania, na takie uznanie zasłużył. Sympatyczni państwo Zielińscy ze Szczecina zaprosili wszystkich do Rewala. Trudno było się rozstać, zwłaszcza z tymi osobami, z którymi częściej się rozmawiało. Ta pielgrzymka pokazała ludzi takimi, jacy są W naszej grupie wszyscy się sprawdzili.
Jesteśmy w pociągu na trasie Warszawa–Szczecin. Rano wyjechaliśmy do Tel Awiwu, by stamtąd samolotem polecieć do Warszawy. Przykro było opuszczać Ziemię Świętą. W samolocie przyjemnie mi się rozmawiało z sympatyczną siostrą zakonną Krystyną Kupniewską. Na dworcu w Warszawie „zgubiła się” mama ks. Marka, która się w końcu szczęśliwie się odnalazła. Ks. Marek był bardzo zmartwiony i jak zawsze pytał, czy ktoś nie widział Jego Mamusi. Będzie dla mnie przykładem wielkiego synowskiego oddania. Rozmawiamy o pielgrzymce. Wspominam pobyt w Warszawie w noc przed odlotem, o tym, jak pięknie przyjął nas Wojtek podczas nieobecności Romy. Przygotował pyszną kolację przy świecach. Postawił piękną porcelanę. Stół wyglądał tak, jakby go przygotowała Roma. Gdyby nie pewność, że jest w Ameryce, pomyślałabym, że schowała się w szafie. Tak pięknie śpiewał ballady i romanse przy akompaniamencie gitary, że chciałam posiedzieć dłużej, lecz zostałam prawie, że przymuszona do położenia się do łóżka. Dojeżdżamy do Szczecina. Jeszcze tylko krótkie refleksje — kim jestem, kim byłam, kim będę? Czym była dla mnie pielgrzymka?
Krystyna Rozkrut
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |