Radiowe pogadanki biblijne |
Upewniwszy się na tronie, Salomon rozpoczął panowanie. W pamięci Izraela pozostał on na zawsze jako władca potężny, posiadający ogromne bogactwa i rozległe wpływy, umiejący wykorzystać dla pokojowego rozwoju kraju pracę swego ojca, króla Dawida.
Jednak bibliści, bacznie czytający tekst święty, umiejący wyróżnić w nim różne warstwy i pokłady, nauczyli się odróżniać źródła, z których korzystali autorzy biblijnych tekstów. W opowieści o Salomonie spotykamy wyraźnie dwa typy tekstów, które malują jego postać odmiennymi barwami -- pierwszy z nich to obraz triumfalistyczny, przedstawiający króla jako wielkiego władcę, mądrego dyplomatę i wspaniałego sędziego, który roztropnie włada oddanym mu ludem, zasługując w pełni na jego szacunek i cześć. Drugi obraz jest ciemniejszy -- widzimy w nim króla niewiernego w stosunku do Boga Jahwe, za sprawą cudzoziemskich żon i nałożnic oddanego kultowi obcych bogów.
Z zapisu 1 Księgi Królewskiej wynika, iż Salomon był władcą wszystkich królestw od Rzeki [poprzez] ziemię Filistynów aż do Egiptu (5,1). Wynika z tego, że znacznie poszerzył swe panowanie w stosunku do tego, co otrzymał w spadku po swoim ojcu. Północne granice musiały sięgać aż powyżej Damaszku, tam bowiem ma swoje źródła Rzeka -- biblijna nazwa Eufratu. Na południe zaś granice rozciągały się aż do Egiptu. Był to jedyny moment w dziejach starożytnego Izraela, kiedy udało mu się nawiązać poważniejsze kontakty z potężnymi sąsiadami, przede wszystkim z Egiptem. Że kontakty te były bliskie, najlepiej świadczy fakt, iż Salomon pojął za żonę córkę faraona. Historycy bardzo dyskutują tę sprawę, poszukując który z faraonów był teściem izraelskiego władcy. Przypuszczają, że był to jeden z ostatnich władców 21 dynastii, który władał Egiptem w latach 1087 do 945 p. Chr.
Była to oczywista zmiana w sytuacji Izraela, który z pozycji niewolnika i uciekiniera-wędrowcy przeszedł na pozycje sojusznika. Oczywiście, małżeństwo Salomona z córką faraona świadczy zarówno o wzroście znaczenia państwa Izraelczyków, co i tendencji schyłkowej samego Egiptu, który staczał się już ze szczytu swej potęgi.
Ale jasne barwy tego portretu Salomona nie są tylko barwami jego sukcesów politycznych. W dziejach Izraela pozostawi po sobie pamięć króla mądrego, roztropnego sędziego oraz -- co bardzo ważne -- budowniczego świątyni.
Chyba u początku swego panowania Salomon udał się do sanktuarium w Gibeonie, aby złożyć uroczystą ofiarę. Chciał uzyskać jakąś łaskę od Pana, znak Jego przychylności dla swego panowania. Po złożeniu ofiary król ułożył się do snu w sanktuarium, w nadziei na sen, w którym będzie mógł rozmawiać z Bogiem.
We śnie usłyszał głos Pana, który powiedział do Salomona: Proś! Co mam ci dać? (3,5). Odpowiedź Salomona jest żarliwą modlitwą, w której najpierw dziękuje za łaski, jakie otrzymał jego ojciec Dawid; za łaskę tego, iż dał mu Pan syna, właśnie Salomona. Wreszcie padają słowa zasadnicze: Daj Twojemu słudze serce pojętne, aby mógł sądzić Twój lud, rozpoznawać między tym, co jest dobre a tym, co złe, bo któż może sądzić ten Twój wielki naród (3,9).
Salomon prosi o serce pojętne. Dla starożytnych serce było siedliskiem myśli, woli i uczuć, czyli po prostu centralnym organem, w którym urzeczywistnia się życie człowieka. Dopiero niedawno wyczytałem w jakimś uczonym słowniku, iż w czasie mumifikacji z ciała faraonów usuwano wszelkie wnętrzności, natomiast pozostawiano serce -- bez niego życie, nawet pozagrobowe, nie było możliwe.
Salomon prosi o serce pojętne nie dla jakichś teoretycznych powodów, ale by stać się zdolnym do wypełniania władzy sądowej, jednego z najważniejszych zadań, jakie spełniał starożytny (a także przecież i średniowieczny) władca.
Słynny przykład "salomonowego rozstrzygnięcia" znajdujemy zaraz na sąsiedniej stronie Księgi Królewskiej. Przybyły mianowicie do króla dwie kobiety lekkich obyczajów, które oskarżyły się wzajemnie o zabicie dziecka i przywłaszczenie sobie dziecka drugiej. Słynny sąd Salomona polegał na tym, że król postanowił zaaranżować sytuację próby -- udawał, że chciał zabić dziecko, jednocześnie bacznie obserwując kobiety. Jedna się zgodziła, druga wolała oddać dziecko rywalce, byle tylko żyło. I ta druga była rzeczywistą matką.
Lękano się króla, bowiem wiedziano że jest w nim mądrość Boża dla sprawowania sądów.
Najważniejszym zadaniem, jakie postawił sobie Salomon, było wybudowanie świątyni. Pamiętamy, że było to wielkie marzenie Dawida, jednak prorok Natan z Boskiego natchnienia nie pozwolił mu na to, uzasadniając mocno: na rękach twoich, Dawidzie, jest krew, więc nie ty wybudujesz przybytek Panu, ale twój syn.
Aby przystąpić do tak wielkiej budowy, trzeba było mieć na to pieniądze, materiały oraz fachowców. O pieniądze Salomon postarał się wzmacniając strukturę organizacyjną państwa. Musimy pamiętać, że do czasu powstania królestwa, do czasów Saula, poszczególne plemiona izraelskie żyły własnym życiem, odrębnym rytmem, niezależnie jedne od drugich, czasem anarchiczne, zawsze swobodne. Teraz królowie, a Salomon przede wszystkim, zaczynają wypełniać wszystkie groźby, jakimi Samuel starał się odwieść plemiona izraelskie od pomysłu zaprowadzenia królestwa -- że oto władza królewska będzie oznaczała konieczność znacznie większych świadczeń dla potrzeb dworu królewskiego, dla wojska i dla inwestycji państwowych.
Co zapewnia państwu bogactwo? Oczywiście podatki, ściągane z poddanych. Prawda jak to brzmi teraz zrozumiale? Jeszcze kilka lat temu byłoby to dla nas dziwne, po prostu nie wiedzielibyśmy w ogóle o co chodzi.
Ale podatki to kwestia dobrej organizacji administracyjnej państwa. Cóż więc czyni Salomon? Wprowadza nową organizację państwa polegającą na podziale na dwanaście prowincji, jednak granice tych prowincji nie pokrywają się z granicami terytoriów zamieszkałych przez poszczególne plemiona. Władzę nad poszczególnymi prowincjami sprawują prefekci, którzy mianowani są przez króla i mają za zadanie ściąganie podatków. Każdego miesiąca inny okręg ma utrzymywać dwór królewski. Wydaje się zresztą, że to określenie "dwór królewski" jest grzecznym eufemizmem, bowiem nie tylko o dworaków i liczne żony królewskie chodzi w tym wypadku, ale także o armię: Salomon powiększył liczbę rydwanów i koni. Posiadał tysiąc czterysta rydwanów i dwanaście tysięcy koni. Rozmieścił je w miastach [postoju] rydwanów i przy pałacu [królewskim] w Jerozolimie (1 Krl 9,20).
Pamiętajmy, czym były rydwany w starożytności -- były to po prostu czołgi, ciężkie pojazdy, zaprzężone w konie, dwukołowe, ciężkie wozy bojowe, opancerzone żelazem. Wjeżdżając z impetem w szeregi nieprzyjacielskiej piechoty roznosiły je w puch. Wozy były ciągnięte przez dwa konie, trzeci biegł luzem, jako zapasowy. Na wozie znajdowało się trzech żołnierzy wyszkolonych do walki. Po raz pierwszy posłużyli się tym sprzętem Hyksosi, którzy ok. 1670-1570 podbili Egipt, używając właśnie rydwanów. Posiadać tysiąc czterysta rydwanów to być właścicielem wcale pokaźnej armii, ale ile kosztowało utrzymanie takiej masy koni, jeźdźców i pojazdów sprawnych do boju? Na dodatek Druga Księga Kronik podaje (9,25), że Salomon posiadał 4000 zaprzęgów oraz dwanaście tysięcy jeźdźców. Ponieważ liczba 12 tysięcy wojowników bliższa jest liczbie 4000 rydwanów, uczeni przychylają się do przyjęcia raczej liczby podanej przez Drugą Księgę Kronik.
Obok pieniędzy na budowę świątyni, potrzebni byli fachowcy oraz materiał budowlany. Salomon nie posiadał ani jednego, ani drugiego. Ale miał sąsiadów, z którymi był zaprzyjaźniony jego ojciec. Takim przyjacielem był przede wszystkim Chiram, król Tyru. Dlaczego do niego zwrócił się Salomon przede wszystkim? Czy decydowała tutaj sympatia odziedziczona po ojcu? Na pewno tak, ale jeszcze coś więcej. Wokół Tyru i Sydonu, dwu miast nad Morzem Śródziemnym, miała początek jedna z największych cywilizacji starożytności śródziemnomorskiej -- cywilizacja fenicka. Tylko dla uświadomienia słuchaczom tego, jakie był znaczenie Fenicjan dla cywilizacji przypomnę, iż to ono byli wymyślili alfabet, którym w zasadzie także my się posługujemy. Ten dynamiczny lud semicki miał znakomite osiągnięcia w rolnictwie, rzemiośle, byli wspaniałymi żeglarzami, zakładali kolonie. Jedna z nich -- Kartagina, w pewnym momencie zagroziła samemu Rzymowi.
Teren zamieszkały przez Fenicjan to współczesny Liban. A góry Libanu rodziły jedne z najwspanialszych drzew świata -- cedry. Dorodne drzewa, stanowiące wyborny i trwały materiał budowlany, były bardzo cenione w ówczesnym świecie. Nic też dziwnego, że Salomon zwrócił się do sąsiada z prośbą o pomoc w zdobywaniu materiałów na budowę świątyni. Zwrócił się -- chyba listownie -- z taką prośbą do Chirama: Teraz rozkaż, aby ścięto dla mnie [pewną ilość] cedrów libańskich. Chiram przystał na tę propozycję, ustalono także drogę transportu, niesłychanie istotną sprawę w czasach, kiedy nie było kolei czy potężnych TIRów, które mogą każdy towar dowieźć w dowolny zakątek ziemi. Cedry, a także drewno z cyprysów, miały być dostarczane drogą lądową do portów fenickich, a następnie zbijane w tratwy i transportowane drogą morską nad wybrzeże palestyńskie, a stamtąd do Jerozolimy.
Wymagało to ogromnego nakładu sił. Salomon decyduje się więc na następny krok -- na ogłoszenie robót przymusowych, do których zobowiązał wszystkich mężczyzn zdolnych do noszenia łopaty w całym Izraelu. Praca ta objęła 30 000 mężczyzn, z których co miesiąc dziesięć tysięcy udawało się do Libanu, aby pod kierownictwem fenickich specjalistów ścinać i transportować drewno cedrowe do morza, a dalej morzem do Jerozolimy. Łupano także ogromne głazy, które miały stanowić fundament.
Samuel energicznie rozpoczął przygotowania do budowy świątyni. Ale jakie miejsce zajmuje świątynia w świadomości człowieka religijnego? Zacznijmy od cytatu z nadzwyczaj interesującego eseju Problem człowieka, który wyszedł spod pióra wielkiego myśliciela żydowskiego Martina Bubera. "W historii ludzkiego ducha odróżniam epoki zadomowienia i bezdomności. W epokach zadomowienia człowiek żyje w świecie jak w domu, w epokach bezdomności -- jak pod gołym niebem; bywa, że nie ma nawet kołka, by rozbić namiot. W epokach zadomowienia myśl antropologiczna istnieje jedynie w obrębie idei kosmologicznej, w epokach bezdomności -- zyskuje na głębi, a wraz z głębią zyskuje też na samodzielności" (s.19-20).
Człowiek starożytnych religii kosmicznych był zadomowiony w kosmosie, natomiast od czasu, gdy Abraham wyruszył z rodzinnego Ur, człowiek Biblii stał bezdomnym wędrowcą. Nawet jego świątynia była przenośna, mieściła się w namiocie.
Religia człowieka zamieszkałego, posiadającego dom, umiała odnaleźć w świecie miejsca święte, naznaczone przebywaniem w nim tajemniczych, boskich mocy. W jednym z listów pisał Seneka: Gdy zbliżasz się do gaju, w którym rosną stare, niezwykle wysokie drzewa, w których cień zachodzących na siebie gałęzi wywołuje wrażenie, że to dach nieba -- strzelistość drzew, tajemniczy mrok miejsca, podziw dla tak gęstego, nieprzeniknionego cienia, budzi w tobie wiarę w boskość. Jest to nam bliskie: czyż sami nie zauważamy czasami w lesie, iż czujemy się tak, jak gdybyśmy znaleźli się w kościele?
A więc znajdujemy tutaj bardzo ważną wskazówkę, rzucającą światło także i na tajemnicę jerozolimskiej świątyni. Miejsce jest święte nie dlatego, że stanęła na nim świątynia, lecz odwrotnie: stanęła na nim świątynia, ponieważ miejsce to zostało rozpoznane jako święte.
O miejscu, na którym Salomon rozpoczął budowę świątyni, Druga Księga Kronik pisze tak: I tak zaczął Salomon budować dom Jahwe w Jeruzalem na górze Moria, które zostało wskazane jego ojcu Dawidowi, na miejscu, które Dawid przygotował na klepisku Ornana Jebuzyty (2 Krn 3,1).
Do ziemi Moria miał zaprowadzić Abraham Izaaka, aby tam ofiarować swego jednorodzonego syna, dziecko późnej starości Abrahama i Sary (Rdz 22,2). Późniejsza tradycja rabiniczna utożsamiła to miejsce z klepiskiem Ornana Jebuzyty położonym na północny wschód od Jerozolimy wzgórzu.
Józef Flawiusz, Żyd, który przeszedł na służbę Rzymowi, pozostawił niesłychanie cenny dokument pod tytułem Starożytności Żydowskie. Przekazuje on wiadomość o tym, iż w powszechnym mniemaniu mieszkańców Jerozolimy wzgórze, na którym była wystawiona świątynia, było górą Moria.
A z klepiskiem było tak: Pan pogniewał się na Dawida za to, iż policzył lud i na znak gniewu zesłał swego Anioła z mieczem zarazy w ręku. Dawid jednak błagał Pana o zmiłowanie. Pan ulitował się i kazał Aniołowi powstrzymać karzący miecz. A Anioł stał na klepisku Ornana. Podniósłszy oczy, Dawid ujrzał anioła Jahwe stojącego pomiędzy niebem i ziemią i trzymającego w ręku miecz zwrócony przeciw Jeruzalem. Upadł więc Dawid na twarz (1 Krn 21,16).
Anioł zaś nakazał, aby Dawid zbudował ołtarz na wskazanym klepisku i złożył całopalną ofiarę. I zbudował tam ołtarz, i złożył ofiarę, a Pan na znak swego miłosierdzia zesłał ogień z nieba, który zapalił ofiarny stos. Anioł przebłaganego gniewu Pana schował miecz do pochwy. Dawid zaś, wiedząc że w tym miejscu Pan wysłuchuje chętniej jego błagania, składał na tym miejscu ofiary. Tutaj też zamierzał zbudować świątynię. Miejsce przeznaczone na świątynię nie było więc wynalazkiem człowieka, to Pan sam wskazał, gdzie chce być wysłuchiwany i w którym miejscu mają być składane ofiary.
Oczywiście, zbudowanie jednej świątyni z jednolitym kultem było bardzo ważnym momentem w umacnianiu się izraelskiego monoteizmu (jahwizmu). Ale wiązało się z także z pewnymi trudnościami. Celowo zacytowałem na początku tekst Bubera. Czy człowiek Biblii jest mieszkańcem czy człowiekiem bezdomnym? Czy Bóg Biblii jest zadomowiony czy też jest wędrowcą, jak człowiek, którego prowadzi drogami zbawienia?
Trudno nie uznać, iż istnieje tutaj delikatne -- a może mocne? -- napięcie: z jednej strony wiara swobodnych nomadów, wędrujących przez pustynie i oazy, z drugiej zaś ustabilizowana wspólnota, politycznie zwarta, z wszystkim znamionami "religii socjologicznej", dającej poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Gdy Dawid prosił Pana o łaskę potrzebną do podjęcia trudu wystawienia świątyni, otrzymał odpowiedź, iż to nie on zbuduje dom -- świątynię -- dla Jahwe, przeciwnie, to Jahwe wybuduje mu dom -- dynastię (2 Sm 7, 4-17). Z tego "domu" wyrośnie przyszły Zbawiciel i Władca. Bóg bowiem -- czytamy to już jako chrześcijanie -- nie postanowił przebywać w drewnianej czy kamiennej świątyni, ale zamieszkać "między nami", wśród ludzi. Pasjonujące jest widzieć, jak rozwija się myśl religijna na kartach ksiąg Starego Prawa, jak zbliża człowieka do coraz bardziej duchowego pojmowania Boga i swojego własnego losu.
Nie będę zamęczał moich słuchaczy opowiadaniem szczegółów, związanych z budową jerozolimskiej świątyni. Opisy, jakie znajdujemy na kartach zarówno Księgi Królów, jak i Księgi Kronik, nie są jasne i nastręczają interpretatorom rozliczne trudności. Pomogła archeologia, ale nie w tym znaczeniu, jakoby zostały odnalezione jakieś znaczące fragmenty świątyni, zniszczonej w 587 roku, w czasie oblężenia miasta przez Nabuchodonozora. Uczeni specjaliści odnaleźli jednak świątynie kananejskich kultów, bardzo zbliżone do przypuszczalnego wyglądu świątyni zbudowanej przez Salomona.
Świątynia była wydłużonym budynkiem zbudowanym na osi wschód -- zachód, z wejściem od wschodu. Wewnątrz w amfiladzie ustawione były trzy pomieszczenia: Ulam czyli rodzaj portyku, stanowiącego przejście z zewnątrz do świątyni właściwej -- Hekal, części stanowiącej wielką salę; znajdował się w niej złoty stół, na którym składano chleby pokładne, jak również ołtarz ofiary kadzielnej. Wreszcie trzecie pomieszczenie, najbardziej święte (dlatego zwane Debir "miejscem Świętym Świętych"), w którym przechowywano Arkę. Ołtarz ofiar polegających na całkowitym spaleniu ofiarnych zwierząt (dlatego też ofiary te zwane były ofiarami całopalenia -- holokaustu) znajdował się na dziedzińcu zewnętrznym.
Salomon rozpoczął budowę świątyni w czwartym roku swego panowania, wedle współczesnych obliczeń był to rok 960 przed Chrystusem. Poświęcono ją po siedmiu latach, czyli w roku 953.
Barwny opis tej uroczystości znajdujemy na kartach Pierwszej Księgi Królewskiej. Salomon wezwał całą starszyznę izraelską, wszystkich naczelników plemion i poważniejszych mężów, aby uczestniczyli w tym święcie. Polegało ono na przeniesieniu Arki Przymierza z tymczasowego miejsca w Dolinie Cedronu. Gdy wszyscy się zebrali, kapłani wzięli Arkę, by zanieść ją do przygotowanego miejsca Świętego Świętych.
Gdy kapłani wchodzili do świątyni, do miejsca najświętszego, wtedy obłok napełnił Świątynię Jahwe. Pamiętamy ten obłok -- to on prowadził lud w czasie wędrówki przez pustynię, to on był raz słupem ognia w nocy i obłokiem w dzień. Obłok jest symbolem, widocznym znakiem Obecności Pana.
Obłok zresztą ma bardziej bogatą symbolikę -- jest przede wszystkim znakiem teofanii, czyli objawienia się Boga. Towarzyszył przypieczętowaniu przymierza zawartego przez Boga z Noem, widziano go na Synaju, gdzie był obłokiem groźnym, nasyconym burzliwymi błyskawicami i grzmotami. Poświęcenie świątyni to jeden z najznakomitszych momentów w biblijnych dziejach zbawienia. Stąd tak wielkie znaczenie tego obłoku, o którym pamięć będzie trwała przez pokolenia, nawet gdy świątynia przestanie istnieć, gdy zostanie zburzona, wołać będą synowie Izraela, aby święta Obecność napełniła ich nadzieją i mocą.
Salomon zabrał głos. Był to natchniony głos Mędrca i króla, który daje fundamentalny zarys teologii świątyni. Żydzi wierzą w Boga jedynego, stworzyciela nieba i ziemi. Dlatego pierwszy artykuł tej wiary wyraża głębokie przekonanie: Oto niebo i ziemia nie mogą Ciebie ogarnąć, a cóż dopiero ta [oto] Świątynia, którą wybudowałem. Wejrzyj na modlitwę Twojego sługi i na jego prośby Jahwe, Boże mój. Wysłuchaj błagania i modlitwy, którą sługa Twój zanosi dzisiaj przed Twoje oblicze. Niech oczy Twoje we dnie i w nocy spoglądają na tę świątynię, na miejsce, o którym mówiłeś: "tam będzie Imię moje". Wysłuchaj modlitwy, którą na tym właśnie miejscu zanosi Twój sługa... Ty wysłuchaj z miejsca, na którym przebywasz -- z nieba. Wysłuchaj i udziel przebaczenia (1 Krl 8, 27-30).
Bóg wiary, Bóg przodków naszych, Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba jest Bogiem dalekim i bliskim, przebywającym na wysokości i najbliższy wołaniu każdego człowieka. Tylko wtedy możliwa jest religia -- możliwa jest modlitwa. Możliwa jest drabina, którą widział Jakub, rozpięta pomiędzy niebem i ziemią. Teraz tą drabiną staje się świątynia.
Prawdziwie królewska modlitwa Salomona, jest zakorzeniona w tradycji modlitwy biblijnej, a jednocześnie ustanawia jej kanon, buduje jej istotną strukturę. Modlitwa biblijna jest najpierw dziękczynieniem wyrażonym Bogu za wszystko, co uczynił w przeszłości. Jest najpierw modlitwą pamięci, stanowiącą jednocześnie przypomnienie tego wszystkiego, co Pan uczynił dla swojego ludu. Dlatego Salomon wspomina swojego ojca i jego starania, wspomina wędrówkę przez pustynię, przede wszystkim jednak Przymierze zawarte na Synaju, będące prawdziwym początkiem Izraela jako narodu nabytego na własność przez Boga.
Modlitwa to także prośba o przebaczenie: któż bowiem nie grzeszy? Niech Pan osądzi każdego sprawiedliwie, ale tylko tego osądzi, kto popełnił zło, nie całe jego potomstwo.
Modlitwa biblijna obejmuje także przyszłość -- jest prośbą do Pana o roztoczenie opieki, jeżeli wojska wyruszą przeciw nieprzyjacielowi. Wezwaniem to zmiłowania, jeżeli niebo oszczędzi deszczu i susza zacznie grozić klęską głodu.
Bóg przyjmuje modlitwę, Salomon słyszy tajemniczy głos, który udziela odpowiedzi -- tak, wysłuchałem twojego wołania, przyjmuję je. Oczy moje i serce będą tam po wszystkie dni (9,3). Jednakże warunkiem mojej łaskawości jest wasza wierność, jest to, że nie będziecie się kłaniali innym bogom niż Ja. W innym wypadku ta świątynia będzie rumowiskiem.
W słowach tych czujemy myślenie bliskie autorom Księgi Powtórzonego Prawa, którzy mieli taki właśnie sposób widzenia historii -- Bóg zawiera ze swym ludem przymierze, następnie oni zdradzają Pana oddając cześć bogom cudzym, więc Pan zsyła na nich karę, która ich przywołuje do rzeczywistości, czyli do Boga Żywego. Czy Salomon sam będzie wierny słowom swojej modlitwy i głosowi, który usłyszał?
Sława mądrości Salomona rozeszła się po całej ziemi. Pismo Święte opowiada o niezwykłej wizycie, jaką złożyła mu egzotyczna królowa. Słyszeliśmy z pewnością jej imię -- Saba. Wszyscy jesteśmy przekonani, że tak właśnie miała na imię "Saba". Ileż to piesków nazwaliśmy tym zawołaniem? Ale jesteśmy w błędzie -- nie była to królowa Saba, lecz królowa Saby.
Przyznam się w największej tajemnicy, że ja także tak myślałem -- tylko bardzo was proszę, nie powiedzcie o tym mojemu mistrzowi, który wtajemniczał mnie w arkana wiedzy biblijnej, Ojcu Józefowi Paściakowi, bo by mnie cofnął z powrotem do szkoły i musiałbym zdawać znowu egzaminy. Jaka jest potęga lenistwa umysłowego! Dopiero teraz, przygotowując się do naszych rozmów, kiedy kolejny już raz czytam Pismo Święte -- zauważyłem, że opowieść o tej wizycie zaczyna się słowami: "królowa Saby", nie "Saba".
Gdzież to się owa Saba mieściła? Najprawdopodobniej na południu Półwyspu Arabskiego, na terytorium obecnego Jemenu, gdzie luźne dotychczas plemiona arabskie zorganizowały się w organizm państwowy. Asyryjskie dokumenty, mówiące o relacjach handlowych i dyplomatycznych z innymi państwami, wymieniają wiele żeńskich imion wśród władców tego królestwa. Całkiem prawdopodobne, że królowa Saby jest postacią historyczną.
Południowa część Półwyspu Arabskiego słynęła z wyrobu i handlu towarami luksusowymi, takimi jak wonności, złoto i drogie kamienie. Ślady kontaktów handlowych "Żyznego półksiężyca" (czyli terenu dorzecza Tygrysu i Eufratu oraz Nilu, wraz z terenem zawartym pomiędzy -- czyli Kanaanem) są bardzo dawne, sięgają II tysiąclecia, ale ożywiły się szczególnie w pierwszych wiekach I tysiąclecia.
Opowieść o wizycie znakomitej królowej ma wszelkie cechy ludowego opowiadania, z gatunku tych, w których autorzy zachwycają się pięknością i bogactwem władców. A na dodatek jest to wschodnia opowieść, jakby z tysiąca i jednej nocy. Cel wizyty był intelektualny, królowa Saby przybyła, zasłyszawszy o mądrości Salomona, aby poprzez zagadki -- czyli przez stawianie mu problemów do rozwiązania -- wybadać jego mądrość (10,1). Aby jednak zrobić wrażenie na znakomitym władcy przybyła do Jerozolimy z wielką okazałością. Wielbłądy niosły wonności i mnóstwo złota oraz drogie kamienie (10,2). Nie wszystkie były darami dla Salomona, bowiem odjeżdżając wybadawszy mądrość króla, ofiarowała mu sto dwadzieścia talentów złota (a więc określoną sumę, a nie "mnóstwo"), bardzo wielką ilość wonności (a więc wielkość policzalną) i drogie kamienie.
Przybywszy do Salomona rozmawiała z nim o wszystkim, co leżało jej na sercu, a król każdą sprawę umiał trafnie rozwiązać. Salomon jest tu jakby wzorem owych mądrych rabinów, do których współplemieńcy zwracali się z prośbą o radę. Jeden z przybywających przynosił za każdym razem rabinowi kozę. Gdy trwało to długo, rabbi zaniepokoił się o stan trzody swojego interesanta. Ja rad mam jeszcze dużo, ale czy ty masz jeszcze kozy? -- powiedział. Bogactwo Królowej Saby sprawiało, jak czytamy, iż nie miała problemu z brakiem kóz.
Na marginesie może warto dodać, iż władcy Etiopii, którą dawniej nazywaliśmy Abisynią, wywodzili w legendarnej opowieści swój ród właśnie od królowej Saby, która miała być ich władczynią, a po powrocie z Jerozolimy do rodzinnego kraju powiła dziecię, które było błogosławionym owocem owych głębokich rozmów z Salomonem.
W pamięci Hebrajczyków okres panowania Salomona pozostaje niedościgłym szczytem powodzenia i bogactwa. Król sprawił, że srebro w Jerozolimie było tak pospolite jak kamienie, a drzewa cedrowego było tak dużo, jak sykomor w Szefeli (10,27). Pamięć tego bogactwa i splendoru przetrwała bardzo długo, sam Chrystus odwoływał się -- nie bez wyczuwalnej ironii -- do tego obrazu w słowach Kazania na górze: A o odzienie czemu się zbytnio troszczycie? Przypatrzcie się liliom na polu, jak rosną: nie pracują ani przędą. A powiadam wam, nawet Salomon w całym swoim przepychu nie był tak ubrany jak jedna z nich (Mt 6,28-9).
Powiedziałem, iż w słowach Chrystusa wyczuwam pewną ironię, bowiem Salomon był niewątpliwie mądry, ale niewinną lilią z pewnością nie był. Księga Królewska dopatruje się źródeł wszelkiego zła w kobietach. Obyczajem monarchów wschodnich Salomon miał bardzo liczny harem, mniejsza o dokładność liczb, które może są przesadzone -- siedemset żon książęcego pochodzenia i trzysta nałożnic. Nie wszystkie były Izraelkami, była wszak wśród nich córka faraona, z pewnością pierwsza i najważniejsza żona, ale były także Moabitki, Ammonitki, Edomitki, Sydonitki -- czyli córki narodów, z którymi Salomon chciał utrzymywać dobrosąsiedzkie stosunki, bardziej bowiem pokojowo niż jego ojciec chciał zapewnić potęgę swojej krainie.
Ale żony przywiozły ze sobą własne obyczaje i posążki swoich bogów, którym oddawały cześć. Im starszy był Salomon, tym mocniej sercem jego kierowały piękne małżonki, nakłaniając go do oddawania czci bogom cudzym. Doszło nawet do tego, iż wybudował świątynię na wzgórzu leżącym po drugiej stronie doliny Cedronu, a więc na zboczu Góry Oliwnej, świątynię poświęconą Asztarte i Molochowi (zwanemu inaczej Melek -- czyli król). Była to stara para bóstw kananejskich, posiadających zresztą swoje odpowiedniki w panteonach innych narodów, gdzie bogini Ziemia sprawowała pieczę nad zbiorami, płodnością i miłością. Natomiast Melek (Moloch), bóstwo niebiańskie zraszając swoją rosą łono ziemi, sprawiał iż wydawała ona owoc. Nie było to jednak wcale tak niewinne, skoro Molochowi składano czasami ofiary z dzieci, co spotykało się z najżywszym oburzeniem wśród Żydów i było surowo zakazane.
Jahwe zagniewał się na Salomona i jego przewrotne serce usidlone przez niewieścią przebiegłość. Spotka go oto kara -- nie będzie po jego śmierci jednego królestwa, rozpadnie się państwo, zbudowane z takim trudem, a przy domu Dawida pozostanie tylko jedno pokolenie.
Czas panowania Salomona to czterdzieści lat, od 970 do 931 roku. Gdy umarł, pochowano go w mieście Dawidowym, w Jeruzalem. Po nim panowanie objął jego syn, Roboam. I zaczęła się zupełnie nowa epoka historyczna.
o. Jan Andrzej Kłoczowski OP
NASTĘPNY ODCINEK:
Dwa królestwa
na początek strony © 1996–2001 Mateusz |