Radiowe pogadanki biblijne

 

Samuel

 

Młodość Samuela

Otwieramy nową Księgę, a właściwie dwie nowe Księgi z tej czcigodnej biblioteki, jaką jest Biblia -- mianowicie Pierwszą i Drugą Księgę Samuela.

Nazwę swą zawdzięcza ona prorokowi i sędziemu, którego postać jest kluczowa dla węzłowego momentu w dziejach Izraela, mianowicie w momencie przechodzenia z życia plemiennego do władzy królewskiej. Nie było to łatwe i droga ta okaże się bardzo długa. Ale wyda owoc wspaniały w postaci króla Dawida, władcy i pieśniarza, wiernego choć grzesznego sługi Pana.

Spróbujmy umieścić wydarzenia z tej księgi w historii. Bibliści przyjmują na ogół (choć nie jest to zdanie jednomyślne, ale my zwyczajni czytelnicy Pisma nie musimy się o to kłopotać) narodzenie Samuela w roku ok. 1100 przed Chrystusem. Początek królowania Saula, pierwszego z namaszczonych przez Samuela królów, przypada na lata 1030-20, zaś panowanie Dawida to lata 1010-971 przed Chrystusem.

Warto zapytać, dlaczego tak długo Izraelici dochodzili do przekonania, że należy odejść od systemu plemiennego i dojrzalej zorganizować swoje życie polityczne. Przyczyny były -- zapewniają nas uczeni historycy -- podwójne: z jednej strony polityczne, z drugiej zaś religijne. Polityczne wynikały z tego, że podbój Kaananu nie przebiegał tak szybko i sprawnie. Cały ten proces polegał raczej na stopniowym zajmowaniu terenu, gdzie walka szła w parze z długimi okresami pokoju i zgodnego współistnienia z dotychczasowymi mieszkańcami tej ziemi. Nie było więc potrzeby jednolitej władzy politycznej. W wypadkach nagłych powstawali sędziowie. Z drugiej zaś strony nie bez znaczenia była sytuacja -- wyrażając się współczesnym slangiem gazeciarskim -- geopolityczna. Palestyna, postawiona pomiędzy dwoma potęgami starożytności, z jednej strony Egiptem, z drugiej zaś Mezopotamią, nie miała pola do manewru, aby stworzyć nową sytuację polityczną na terenie, nad którym obydwa rywalizujące mocarstwa pragnęły sprawować kontrolę.

 

*

Ale dość tych wstępów, opowieść czeka. A biegnie ona tak: był człowiek imieniem Elkana, pochodzący z pokolenia Efraima, a mieszkający w Ramataim, miejscowości położonej na rozległej dolinie, roztaczającej się od wzgórz Judzkich do brzegu morza. Będzie on ojcem Samuela, wielkiego proroka i ostatniego sędziego. Jak jednak jest to niemal regułą w dziejach biblijnych wielkich mężów, ich narodzenie jest przejawem specjalnej interwencji Bożej, która zaradza ludzkiej słabości. Słabością i bólem Elkany było to, iż jedna z jego dwu żon, Hannah nie dała mu potomstwa, w przeciwieństwie do drugiej żony, Penniny, która miała dzieci.

Pierwsze słowa Księgi Samuela opowiadają o tym, iż pobożny bardzo Elkana udawał się corocznie z pielgrzymką do Szilo, sanktuarium, w którym wtedy przechowywano Arkę Przymierza. Nie było jeszcze jednego miejsca, w którym by oddawano cześć Jahwe, kult był rozproszony, dopiero Dawid wprowadził Arkę do Jerozolimy, na Syjon. Ale jeszcze długo będziemy czekali, zanim się to stanie.

Wyprawy całej rodziny do Szilo były okazją do narastających konfliktów pomiędzy żonami pobożnego Elkany, który bardzo miłował Hannah i z przykrością widział, jak druga z jego połowic poniżała tamtą, chełpiąc się swoim potomstwem. Znajdujemy w tym miejscu piękną scenę. W trakcie pielgrzymki Hannah z goryczą w sercu modli się do Jahwe, rzewnie płacząc (1, 10). Prosi o syna, przyrzekając, że gdy Bóg spełni jej gorącą prośbę, to odda go całkowicie na służbę Bożą na wszystkie dni jego życia, a brzytwa nie dotknie jego głowy. Oznacza to, iż chłopiec -- gdyby się narodził! -- będzie nazirejczykiem.

Przed świątynią siedział Heli -- spotkamy jeszcze tego kapłana Jahwe Sabaoth, czyli Pana Zastępów, strzegącego sanktuarium Arki Pana w Szilo. Helemu wydawało się bardzo podejrzane, że kobieta modliła się tak dziwnie, bowiem nie było słychać głosu tylko jej wargi się poruszały, podczas gdy Anna mówiła w swoim sercu. Ludzie starożytni nie znali monologu (czy jak w wypadku modlitwy -- dialogu) wewnętrznego. Słowa modlitwy były zawsze wypowiadane głośno i publicznie. Heli wziął więc Hannah za pijaczkę i ostro ją za to zbeształ. Kobieta jednak otworzyła przed nim serce, opowiedziała o swojej niedoli tłumacząc, że jej może dziwne zachowanie spowodowane było nadmiernym cierpieniem i smutkiem. Wzruszyło to kapłana, który udzielił jej błogosławieństwa: Idź w pokoju! I niech Bóg Izraela udzieli ci tego, o co go prosiłaś" (1,17).

Błogosławieństwo w Starym Testamencie, tak jak błogosławieństwo w ogóle, nie jest tylko zdawkowym życzeniem -- jest słowem pełnym mocy, to znaczy słowem, które sprawia to, co zawiera, co oznacza.

Elkana i jego rodzina, kobiety i dzieci, wstawszy rano, oddali pokłon Jahwe i udali się domu. Tam poznał Elkana swoją żonę -- i wspomniał na nią Pan, i poczęła, i urodziła syna. Za rok Elkana wyruszył ponownie do Szilo, ale Hannah pozostała w domu, bo chciała podchować dziecko i oddać na służbę do świątyni dopiero gdy zostanie odstawione od piersi. Co się też stało: gdy chłopiec podrósł, zabrała go ze sobą do świątyni Jahwe w Szilo. Z wdzięczności za łaskę urodzenia potomka, oddała go pod opiekę starego kapłana Helego. To jest ten chłopiec, którego wymodliłam, a Pan mi go dał. Zostawiam go tobie, by był w świątyni i służył Panu przez wszystkie dni swoje -- powiedziała.

Samuel w świątyni

Biblia jest księgą religijną, ale nie jest klerykalna: w centrum religii stoi Bóg, a nie kapłan. Mówię o tym, aby rozpocząć w ten sposób opowieść o trudnej sytuacji, jaka miała miejsce w owym sanktuarium. Przyczyną wszelkiego zła byli nieuczciwi synowie Helego, którzy zachłannie, przekraczając normy wszelkiej przyzwoitości, korzystali z przywilejów kapłanów.

Część tych ofiar, jakie dawano w świątyni dla Pana, była prawem przeznaczona dla kapłanów, ale tylko część i to nie ta najbardziej korzystna. To jednak nie miało znaczenia dla obłudnych synów Helego, którzy przemocą wymagali na ludziach, aby oddawali im tę część, która była zarezerwowana dla Pana, to znaczy miała być spalona. Łakomcy, wyjadający najbardziej smakowite cząstki, byli także rozpustnikami, obcując z niewiastami sprawującymi służbę przy wejściu do Namiotu Jedności (1 Sm 2,22).

Heli był bezradny, był już bardzo stary, zaś rozwydrzeni młodziankowie nic nie robili sobie z jego pouczeń i napomnień. Nie zrobiły na nich wrażenia nawet te groźne słowa: Jeśli zgrzeszy człowiek przeciw człowiekowi, osądzi go Bóg; jeśli zaś przeciw Jahwe zgrzeszy człowiek, któż się za nim ujmie? (1 Sm 2,25).

Heli był bezradny, ale nie był bezradny Bóg. Wysyła do Helego proroka, aby go przestrzegł. Tajemnicza postać proroka, czy też raczej proroków, znanych z imienia i nieznanych -- będzie się teraz coraz częściej przewijać w naszej opowieści, nadchodzi bowiem ich czas. W potocznym znaczeniu prorok to człowiek, który przepowiada przyszłość. Tak odpowie każdy z nas, zapytany kim jest prorok, ale nie jest to dokładnie znaczenie biblijne. W Księdze prorokiem jest człowiek, który w imię Pana głosi to, co jest teraz zadaniem, jakie Bóg stawia przed człowiekiem.

Cóż mówi Boży mąż Helemu? Przypomina mu świetność jego rodu, pochodzącego z kapłańskiego pokolenia Lewiego, ale w przypomnieniu zawarta jest także groźba -- łaska będzie odjęta od potomstwa Helego, jego synowie zginą tego samego dnia, a w przyszłości godność kapłańska, czy raczej jej sprawowanie, zostanie przekazane potomkom innego rodu w pokoleniu Lewiego, mianowicie potomkom rodu Eleazara. I zwiastuje prorok w imieniu Pana: Sobie zaś powołam kapłana wiernego, który postępować będzie wedle ducha i serca mojego (1 Sm 2, 35).

*

Młody Samuel, nieświadomy wszystkich bezeceństw synów Helego ani proroctwa, zwiastującego zagładę przeniewierczych synów kapłańskich, służył Jahwe Panu pod okiem Helego. A w owe dni Jahwe przemawiał nader rzadko i widzenia też nie były częste (1 Sm 3,2).

Słowa te oddają miarę upadku religijnego życia w Narodzie Wybranym. Ale Bóg jest wierny sobie i dlatego wierny jest człowiekowi, nawet gdy ten przez głupotę i lenistwo odwróci się od Niego.

Tutaj zaczyna się naprawdę historia Samuela, jego osobista historia. Oto jest noc, niewidomy już prawie starzec spoczywa na swoim miejscu, a w ciszy świątynnej przestrzeni śpi młody Samuel. Wtem rozlega się głos: Samuelu! Samuelu! Obudzony i prawie nieprzytomny chłopiec sądził, że to Heli go woła, więc pobiegł do niego mówiąc: Oto jestem, bo wołałeś mnie (3,5). Heli zdziwił się -- nie wołałem cię, chłopcze, wracaj na swoje posłanie i śpij.

Poszedł chłopiec, ale po chwili ponownie rozległo się wołanie Samuelu! Samuelu! I znowu chłopiec biegnie do starca wołając -- Oto jestem, wołałeś mnie? I ponownie Heli odsyła go na spoczynek, bowiem nie on go wołał.

Trzeci raz rozległ się w świątyni głos wzywający Samuela. Gdy chłopiec ponownie pobiegł do starego kapłana, ten zorientował się, a może nabrał pewności co do rzeczy, którą powinien wiedzieć od początku -- to przecież Pan wzywał Samuela. Mówi więc do chłopca -- idź teraz spać, ale gdy rozlegnie się ponownie wołanie -- to wstań i powiedz: Mów Panie, bo sługa Twój słucha.

I usłyszał Samuel wołanie, więc zgodnie ze słowami starca powstał i powiedział: Mów Panie, bo sługa Twój słucha! Usłyszał rzeczy straszne, dotyczące przyszłości synów Helego, Bóg bowiem nie mógł zostawić bez kary tak wielkiej niegodziwości, jakiej się oni dopuszczali, znieważając święte prawo świątyni Jahwe i zamieniając kult Boży na prywatny interes, z którego korzystali dla swojej rozpusty.

Przyszłość ta była tak czarna, tak przerażająca, że Samuel nie śmiał powiedzieć o swoim widzeniu Helemu, gdy ten następnego dnia zapytał go o treść przesłania, jakie mu zostało objawione. Heli jednak wiedział -- słaby to był człowiek, ale jednak był kapłanem i sprawy Boże nie były mu obce -- że było to przesłanie od Boga, dlatego stanowczo zażądał wyjawienia tajemnicy. Gdy usłyszał przepowiednię strasznego losu, jaki miał spotkać jego synów, powiedział -- i jest to piękne wyznanie wiary: On jest Jahwe, niech czyni co uznaje za dobre! (3,18).

Na razie nic się nie stało, wszystko było jak dawnej, każdego dnia wstawało słońce, synowie Helego kradli dla siebie z ofiar przynoszonych do świątyni. Bóg jednak przygotowywał dalszy bieg wydarzeń, Bóg przygotowywał przede wszystkim Samuela, który dorastał, a Pan był z nim. Nie pozwolił upaść żadnemu jego słowu na ziemię (3,19b).

Samuel sędzią

Pan przygotowywał Samuela do wielkich zadań, jakie zostaną mu powierzone, nie dozwalając, aby żadne jego słowo upadło na ziemię. Tymczasem jednak działy się rzeczy ważne.

Wybuchły ponowne walki z Filistynami, a ich obrót okazał się dla Izraelczyków bardzo niekorzystny. Wielu poległo, a reszta rozpierzchła się w nieładzie. Przywódcy poszczególnych plemion zebrali się na naradzie -- cóż mamy czynić, aby zwycięstwo przechyliło się na naszą stronę? Ktoś wpadł na pomysł -- przecież zabrakło nam błogosławieństwa Jahwe, trzeba temu zapobiec, a uczynić to można w bardzo prosty sposób -- trzeba tylko przynieść na pole walki Arkę Pana Zastępów. Niech będzie pośród nas i niech nas uwolni od naszych nieprzyjaciół (4,3). Była to propozycja z pozoru bardzo religijna, ale zawierał się w niej element jakby szantażu pod adresem Boga. Sądząc po dalszym biegu wydarzeń, taki sposób postępowania nie podobał się Panu. Arka przybyła na pole walki, niesiona przez synów Helego. Gdy Izraelczycy zobaczyli nadchodzący pochód, towarzyszący świętej pamiątce Przymierza, podnieśli radosne wołanie, pewni zwycięstwa. Przeciwnie Filistyńczycy, tych ogarnęło przerażenie. Znane były im dzieje sąsiadów, pamiętali opowieści o egipskich plagach i o mocnej ręce, którą Jahwe wybawił swój lud przeprawiając go przez Morze Czerwone. Ale nie wiedzą, kim naprawdę jest Bóg, znają tylko plemienne bóstwa. Jahwe jest w ich oczach bożkiem nieprzyjacielskiego plemienia, więc nie należy tracić nadziei -- może nasz bożek Dagon będzie silniejszy od Boga Izraelitów.

I walczyli Filistyni, i pokonali Izraelczyków. Klęska była przerażająca, biblijny tekst mówi o śmierci trzydziestu tysięcy pieszych, co jest liczbą ze wschodnia przesadzoną, ale wskazującą dość wyraźnie na rozmiary klęski. Zginęli obydwaj wiarołomni synowie Helego. Jednak od przegranej bitwy gorsze były jej konsekwencja -- oto Arka Pana Zastępów została porwana przez napastników i uprowadzona do ich stolicy Aszdod.

Heli, starzec dziewięćdziesięcioośmioletni, siedział w Szilo i z niepokojem oczekiwał wieści, targała nim bowiem obawa, czy to właśnie teraz nie opuści Pan swojego ludu. Gdy posłyszał od posłańca straszliwą wieść, padł martwy. Żona jednego z synów, która była brzemienna, porodziła przedwcześnie, a sama umarła. Odeszła chwała od Izraela, bo uprowadzoną Arkę Bożą (4,23).

*

Natomiast u Filistyńczyków działy się dziwne rzeczy. Zdobytą Arkę zawieźli do stolicy i ustawili w świątyni ich narodowego bożka Dagona. Jakież było jednak ich zdziwienie, gdy następnego dnia zobaczyli posąg swego boga leżący twarzą do ziemi, w pokornym pokłonie przed Arką. Postawili Dagona na nogi, ale sprawa powtórzyła się następnej nocy, kiedy rankiem nie tylko znaleziono Dagona leżącego przed Arką, ale z rozłupaną głową i bez rąk. Na dodatek zauważyli u siebie występowanie jakiejś dziwnej choroby, objawiającej się występowaniem licznych wrzodów na całym ciele. Mieszkańcy Aszdodu postanowili pozbyć się kłopotliwego trofeum.

Odesłali Arkę do innego miasta, ale i tam choroba wrzodowa wśród mieszkańców wybuchła z większą jeszcze gwałtownością, a na dodatek pojawiła się plaga myszy, pustoszących zbiory, tak że zaczęła rysować się wizja głodu. Postanowiono zwołać kapłanów i wróżbitów, aby radzili -- co czynić? Ci eksperci mieli jasny plan -- nie wystarczy tylko odesłać Arki do Izraelczyków, trzeba jeszcze zaopatrzyć ją w dary, które mogłyby przebłagać zagniewane bóstwo sąsiadów. Dary zaś mają postać wykupu: niech będą to złote guzy, obrazujące gnębiące ich wrzody, oraz złote myszy na podobieństwo tych, które pustoszyły kraj. W ten sposób może oddacie chwałę Bogu Izraela, A wtedy może odejmie rękę swą od nas i od waszych bogów i od waszej ziemi (6,5).

Tak też i uczyniono. Arkę oraz skrzynię ze złotymi darami włożono na wóz, do którego zaprzężono dwie krowy, które skierowały się w stronę Bet-Szemesz, co odebrano jako znak wróżbiarski. Odczytano iż tam właśnie życzy sobie znaleźć się Bóg Izraela. Cały czas pojazdowi towarzyszyli książęta filistyńscy.

Mieszkańca Bet-Szemesz właśnie byli zajęci przy żniwach, żnąc pszenicę. Gdy podnieśli oczy i ujrzeli Arkę, ucieszyli się jej widokiem. Wóz zaś zajechał na pole Jozuego z Bet-Szemesz i tam stanął (6,13-14). Natychmiast też złożono ofiarę -- porąbano wóz, który służąc tak wzniosłemu celowi, nie mógł być już więcej przydatny do przewożenia czegokolwiek. Z porąbanych desek zbudowano stos i ofiarowano Panu w dani krowy, które ciągnęły pojazd brzemienny Arką.

Jednak nie tam miała przebywać Arka. Mieszkańcy Bet-Szemesz dali znać do innej miejscowości Kiriat-Jeraim, aby przybyli i wzięli Arkę. Było to najbliższe większe miasto, bowiem do Szilo nie można było powrócić, gdyż prawdopodobnie zostało ono zniszczone przez Filistynów. Tam też wyświęcono Eleazara, aby strzegł Arki Pana. Tak więc dopełniło się to, co Pan zapowiedział młodemu Samuelowi, że grzech niewiernych synów Helego zostanie ukarany i Arka nie będzie przebywać w miejscu zbrukanym grzechem.

Nie wiadomo, jakie były dzieje Samuela w czasie tych wydarzeń, jednakże znamy jego wezwania do nawrócenia się i pokuty za te grzechy, które spowodowały klęskę Izraela.

Król czy Bóg?

Samuel był sędzią, ostatnim sędzią w Izraelu, który prowadził naród drogami Pana. Cieszył się niewątpliwym autorytetem, ale plemiona, udręczone stałymi walkami, brakiem organizacji wewnętrznej, swoistym anarchizmem związanym z funkcjonowaniem systemu sędziowskiego -- zapragnęły nowych rozwiązań. "Chcemy być jak inne narody, chcemy mieć króla!"

Miary dopełniło również i to, iż Samuel, postarzawszy się, wyznaczył swoich synów na sędziów w Izraelu. Nie było to posunięcie szczęśliwe, bowiem powtórzyło się to samo, czego sam Samuel doświadczył w młodości: synowie Helego nie byli uczciwymi kapłanami. Podobnie i synowie Samuela -- szukali własnej korzyści, przyjmowali podarunki, wypaczali prawo. Tak więc korupcja władzy i korupcja przez władzę jest tematem starym jak świat.

Wydawało się więc niektórym, że powstanie bardziej stabilnej struktury politycznej pozwoli osiągnąć wyższy poziom integracji wszystkich plemion. "Chcemy być jak wszystkie narody i chcemy mieć króla".

Sprawa ta musiała wywoływać duży spór, nie była bowiem ściśle polityczna, lecz bardzo mocno angażowano w debatę najważniejsze: rozumienie miejsca, jakie Bóg odgrywał w dziejach Izraela. To Pan prowadził swój naród ręką mocną, nie przewodził ani Mojżesz, ani Aaron, byli oni jedynie narzędziami, poprzez które Pan dokonywał swego dzieła.

Istnieją wyraźnie dwie tradycje: jedna jest przychylna instytucji monarchii, druga jest jej jawnie wroga. Autorzy kompilacji dawniejszych źródeł, w wyniku których powstała Księga Samuela w jej obecnej postaci, zachowali tę dwoistość, dlatego czasami czytelnik gubi się, gdy słyszy na przykład Samuela wypowiadającego w tej samej kwestii dwa zgoła odmienne zdania.

W niektórych słowach Samuela, niewątpliwego autorytetu, znajdziemy jasne i zdecydowane odrzucenie instytucji królestwa, z drugiej jednak strony coraz wyraźniejsze są dowody, iż Jahwe błogosławi królom, z których następca Saula, Dawid, będzie ukochanym dzieckiem Boga. Ale dzieje ustanowienia monarchii są długie i burzliwe. Usłyszawszy propozycję ustanowienia króla, Samuel reaguje gniewnie i negatywnie, ale jako mąż Boży zwraca się w słowach modlitwy do Pana. Słyszy jednak słowa, których się nie spodziewał: Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówi do ciebie, bo nie ciebie odrzucają, ale Mnie odrzucają jako króla nad sobą (1 Sm 7,7).

Samuel ma zgodzić się na prośby ludu o ustanowienie króla, jednakże powinien pouczyć o wszystkich ciężarach, jakie będą związane z funkcjonowaniem władzy królewskiej. Samuel wygłasza przemówienie, którego nie powstydziłby się najbardziej zatwardziały anarchista. Obraz władzy królewskiej jawi się rzeczywiście straszliwie: król wprowadzi obowiązkową służbę wojskową (synów waszych będzie brał do swych rydwanów), rozbuduje przemysł zbrojeniowy (przygotowywać też będą broń wojenną i zaprzęgi do rydwanów), rozbuduje służby mające zaspokoić jego potrzeby (córki wasze zabierze do przyrządzania wonności), natychmiast nałoży podatki i rekwizycje (zasiewy wasze i winnice obciąży dziesięciną i odda je swoim dworzanom i sługom). Po prostu zabierze wszystko wszystkim (weźmie wam także waszych niewolników i niewolnice, waszych najlepszych młodzieńców i osły wasze i zatrudni pracą dla siebie). Skutek jest łatwy do przewidzenia: będziecie sami narzekali na króla, którego sobie wybierzecie, ale Pan was wtedy nie wysłucha (7,18).

Na próżno przemawiał stary prorok -- anarchista, rzecznik starej tradycyjnej wolności koczowniczych plemion, które teraz same sobie zapragnęły nałożyć kagańce władzy na szyję. Odrzucił lud radę Samuela. Chcieli mieć króla, chcieli mieć kogoś, kto wprowadzi ład i wreszcie zapewni zwycięstwo w walce z wciąż nękającymi sąsiadami. Posłuchajmy jak pięknie prowadzi dalej swą opowieść Księga Samuela -- Samuel wysłuchał tego wszystkiego i powtórzył je uszom Pana.

o. Jan Andrzej Kłoczowski OP

 

NASTĘPNY ODCINEK:
Saul

 

 

 

na początek strony
© 1996–2001 Mateusz