Duchowość |
Michał Zioło
Skąd widać neonowe miasta |
|
|
Dworzec kolejowy. Zimno, wieje wiatr, który przygnał deszcz, z każdego kąta unosi się wszechobecny polski smród; lizolu, moczu i gotowanej kapusty. Światła czerwone i niebieskie odbijają się w nitkach szyn. Ostatnia kolejka, w wagonie dwóch pijanych i jeden podejrzany. Zardzewiałe polskie szyby. Wiatr niesie plakat jednego z kościołów reklamujących szybki sposób na niepalenie. Jutro podobny dzień i taka sama noc. Pustka, pustynia, duch pustki. Albo podziemne przejście. Jeszcze w reklamowej gablocie widać okrągły stół i hasło, że PZPR, SD i ZSL dotrzymają słowa. Ktoś zapomniał zmienić wystrój gabloty. Plakat zostanie na następne wybory. Logika naszych podziemnych przejść -- wyłożone kafelkami, podświetlone neonem wywołują w człowieku strach, że zostanie w tunelu, że nie wyjdzie, o -- jak ten z rozbitymi ustami, porzucony przez kolegów, który ma do wyboru pięć stromych dróg na powietrze, tysiąc schodów. Zostanie do rana pod gablotą Obok niego duch pustki, który nie biega, nie poucza, z oczami pustymi, jak pięć stromych dróg, z oczami donikąd. Pustynia, a jednak gwar, krzyk. Wysokie sztachety oddzielają kąt pokoju wyłożony materacami od miejsca przeznaczonego na zabawę. W kojcu kwilą związane poszarpanymi pieluszkami dzieci. W zbyt długich rajstopach wypchanych wiecznie mokrą pieluchą, zasmarkane, obracają się z boku na bok w sierocym rytmie. Przed snem obmywa się je w jednej białej miedniczce. Tyłem do dzieci siedzi duch pustki. Długo będzie siedział. Komisje i wszelkie kontrole skieruje na inny wzorowy oddział. Nasze pustynie, na które musimy wejść, puszcze, na które wyprowadzi nas Duch Jezusa. Kiedy zasiadam, żeby napisać o mistyce pustyni, nawiedzają mnie te konkretne obrazy, które przeszkadzają w pisaniu, które cicho domagają się rejestracji. Ich siła zawiera się w przepowiadaniu bez słów, w wewnętrznym skurczu i bólu niezwykłej ekspresji. I kiedy biorę do ręki pióro, rozlega się bezgłośny śmiech na to pisanie, które jawi się najczęściej jako święty postulat, a tam na dworcu, w tunelu, w sierocińcu pozostaje nieuleczony konkret. Na początku chciałbym jednak ostrzec siebie, nas wszystkich przed duchem pustki, duchem przebiegłym prowadzącym grę rozpaczy, który genialnie potrafi wygrać przywołane obrazy, męcząc nas poczuciem społecznej inercji, to znowu wywołując poczucie wyższości z posiadania bardziej przenikliwego wzroku i delikatniejszego sumienia. Logika zaś Bożego działania jest prosta; świat nie zostanie uleczony, dopóki nie zostaną uleczone nasze serca. Powtórzę za Kołakowskim: Brzmi to trywialnie, a1e jak wiele trywialnych prawd jest warte powtarzania. I dlatego piszę te słowa uchylając zarazem te mocniejsze od słów obrazy, do których pójdę, do których już idę, ale najpierw przez moje serce -- tę największą pustynię, gdzie chce zamieszkać
|
BÓG Starożytni greccy tragicy doskonale znali pojęcie boga zazdrosnego. Bóg czy bogowie nigdy nie godzili się na człowieczą wielkość. Człowiek pozostawał więc samotny, rzucony we własne człowieczeństwo i tak swoją mądrością musiał organizować przestrzeń własnego życia, by pozostając "skromnym" nie narażać się bożej zazdrości. Pozostawało jednak pragnienie wielkości, wezwanie do nieumiarkowania. Tworzyło to tragedię. Naród Księgi również doskonale poznał działanie Boga zazdrosnego, który wywiódł go z ziemi niewoli przez pustynię. Ten Ktoś nie pozostawiał człowieka w skromności filozofów, ale sam często za człowieka walczył o jego wielkość, jego nieumiarkowanie i piękno. Ojcowie Kościoła zawsze śmiali w sformułowaniach tematów świętych wprost mówili o uwiedzeniu człowieka przez zazdrosnego Boga, podstępie miłości sprowadzającej ukochanego na pustkowie. Święty Augustyn komentując Pierwszy List świętego Jana siły wywodzącej człowieka na pustynię upatruje w tęsknocie serca nieświadomego jeszcze trudów związanych z wędrówką ślad w ślad za ukochanym. Właściwością pustyni jest niewiedza, wielka niewiadoma lotnych piasków, to ona w zetknięciu z tęsknotą serca sprawia ból oczyszczenia. Pierwszym pustynnym znakiem rodzenia się przyjaźni jest bardzo intensywne odczuwany żal do Boga. Uwiodłeś mnie Panie -- mówi prorok, niektórzy z wielkich widzących Izraela przeklinali dzień powołania. Kiedy bliżej przypatrzeć się spustoszeniom poczynionym przez grzech w naszych sercach, jasne się staje, dlaczego Bóg nie chce, bym prawdy szukał na traktach, ale pozostając sam na sam ze sobą odczuł niewystarczalność ludzkiej egzystencji. Żal odczuwany do wymagającego Boga obnaża naszą dziecinną mentalność, żywiącą się marzeniami i konstruktami wyobraźni. Człowiek zaś na pustyni traci kierunek, nie wie, gdzie iść, bo oto stało się widome, że Bóg ofiaruje się zawsze inaczej, czasem na przekór ludzkim zdolnościom pojmowania. John Eudes powiedział kiedyś: Pragniesz, by Bóg ukazał ci się w taki sposób, jak chcą tego twoje gwałtowne uczucia, ale to właśnie one sprawiają że jesteś ślepy na Jego obecność teraz. Zobaczmy, jak wielką dyskrecją obwarował Bóg spotkanie w naszym sercu. Nie ma świadków, nikt nie ma prawa spoglądać na szamotanie się duszy. Jest tylko On, kochający, dla twojego gniewu i zawodu udzielający ci pustynnych przestrzeni, byś mógł biec w nieskończoność, jeśli tego potrzebują twoje gwałtowne uczucia i emocje, ofiaruje ci tak nieskończenie wielki pustynny obszar, byś wreszcie zmęczony zatrzymał się jak Hagar z synkiem oczekująca śmierci. Pustynia potrafr wyciszyć człowieka, odebrać mu siły, które kumulowane w ciosie dawały poczucie panowania. Tu nie ma ścian, barier. Nikt nie stawia ci krzepiącego cię kiedyś oporu. To nie przypadek, że obszar, na którym znalazł się uwiedziony człowiek nie posiada ani jednego lustra wody. Nikt z nas nie zobaczy na pustyni własnego oblicza. Człowiek bowiem bezsilny i zwiedziony próbuje pokrzepić się własną tragedią przeglądając się w niej. Lustro na równi może symbolizować kulturę samozachwytu lub litości. Bóg zaś na pustyni nie jej oczekuje, ale przebaczenia -- najpierw sobie samym, potem Jemu, który jest sprawcą naszego uwiedzenia. Gdyby człowiek mógł znaleźć jakiś strumień wody, niewątpliwie zapomniałby o jedynej wodzie żywej -- łasce, która zawsze jest darem. To odkrywanie i oczyszczanie siebie podobne jest do niszczenia szaty targanej przez wichry i smaganej piachem. Przychodzi wreszcie moment, że człowiek nie posiada już nic, a ponieważ nie przebywa w raju, lecz na pustkowiu, nie może ukryć się przed przechadzającym się Bogiem. Ten zaś odziewa ukochanego w szatę godną Józefa egipskiego, tunikę całodzianą Swego Syna. Chwila tak podniosła wyzwala w człowieku intensywną radość, ale i poczucie niegodności. Piotr prosił Jezusa, by odszedł od niego, zbyt wielki jest bowiem ciężar wezwania do wielkości, zbyt -- wielkie jest powołanie człowieka. Ale oto z pomocą przychodzi cisza, która rodzi się w samotności pustyni. Cisza będzie na nas napierać, coraz doskonalej będzie pozbawiać nasze życie sensacyjności, którą uważamy często za jedyne kryterium prawdziwości naszej egzystencji. Póki my mamy rację, Bóg jej nie posiada, póki my mówimy, Bóg milczy. Jeśli zostałeś sparaliżowany wielkością daru, jeśli nie wiesz, co dalej z nim czynić, jeśli masz świadomość możliwości jego zmamowania, zacznij słuchać. Najpiękniejszym wezwaniem Biblii pozostaje niewątpliwie "Szema Izrael" -- słuchaj Izraelu. Jedna z najpiękniejszych reguł zakonnych -- Reguła Benedykta rozpoczyna się zdaniem: Słuchaj synu nauki mistrza. Tak krok po kroku zmienia nas pustynia, tak krok po kroku przechodzimy od żalu, zawodu wynikającego z konfrontacji pierwotnego powołania z rzeczywistością serca -- do poczucia niegodności i zbyt wielkiego ciężaru zamiarów Boga wobec nas. Przychodzi wreszcie czas na słuchanie. Zbyt wiele dróg, technik, sposobów na rzeczywistość, jak pustynny miraż staje nam przed oczyma. Dlatego musimy słuchać. Napięta uwaga serca rejestruje Boże wezwania. Można powiedzieć, że tak właściwie powtarza rytmicznie jedno wezwanie -- wezwanie do wolności. Do niej to wyswobodził nas Chrystus. Co mam czynić, Panie. Pytanie z Ewangelii jest niewątpliwie podminowane konkretem; co teraz mam czynić, pokaż mi tereny, gdzie mógłbym się zrealizować. Chrystus uchyla to pytanie i wskazuje najpierw na potrzebę wolności -- sprzedaj wszystko, co masz i chodź za Mną. To jest wolność solidarności z Chrystusem, a ta zawsze prowokuje walkę, w której objawi się tak pożądany i wyczekiwany przez ciebie konkret działań. Ścisły zaś związek z Bogiem zazdrosnym przemienia nawet ułomne dzieła na hymn pochwalny tworzącego. Człowiek w swoich działaniach przeżyje upragnioną pełnię czasu, którą wciąż będzie chciał znieprawić
|
DUCH PUSTKI Pustynia serca jest także jego terenem. To on przeniesie cię na zbocze góry, byś zobaczył neonowe miasta, ludzkie mrowiska, chore, pełne nieludzkiej gry. Zbiorowiska ludzkie, które nie są konieczne tak jak ty, jak ja, jak pisał Miłosz w "Pokusie": Nie ja, to inny chodziłby tutaj... Kim jesteś, jakie są twoje siły, by zmienić to zranione Boże gospodarstwo, które leczone było przez tylu specjalistów, tyle wieków trawiono czas na diagnozy i ratunek człowieczej kultury. Nie ocalono lub ocalono niewiele. Duch pustki będzie cię pouczał o twojej znikomości i niekonieczności nie po to, by nasz brak stał się miejscem Bożego działania, ale by wprowadzić cię w rozpacz. Ta zaś w ostatnich podrzutach zaprowadzi wszystkich albo do apatii, albo do gwałtownych działań obliczonych na widoczne efekty. W tradycji pierwszych monastycznych wspólnot mnich przez całe życie przypisany był jednemu jedynemu miejscu, gdyż duch pustki potrafi naruszyć rytm przepisywanej lub kontemplowanej księgi i wygnać mnicha w pozorne działania powiększające jedynie zgiełk świata. Duch pustki potrafi także wyprowadzić cię na pustynię i tak zadziałać, byś rzeczywistość szakali przyjął jako swój dom, swoje środowisko. Możliwa jest adaptacja w tak trudnych warunkach. Nie chcieć iść dalej, nie pragnąć większej tęsknoty za cenę chwilowego odpoczynku. A przecież pustynia nie jest celem człowieka, nie jest środowiskiem do zamieszkania, jest stanem oczyszczenia, ciągłego wydobywania się z ruchomych piasków na stały grunt skałę Jezusa. Ale człowiek często twierdzi, że już znalazł szczęście -- potrafi to udawać nawet przed sobą samym. Stabilizacja, okopanie się w pustyni, może nawet postawienie domu na piasku daje mu poczucie spełnienia. Ta krucha, wystawiona na wichry rzeczywistość kurczy się pod naporem sił zewnętrznych i wezwań, i wreszcie jak piach zapycha usta człowiekowi, niweluje wszelki odruch protestu, czy współczucia. Mówimy jak bohaterka Lewisa: Do szczęścia potrzebna mi jest tylko dobrze wypieczona grzanka. Do szczęścia nie są mi potrzebni ludzie. Duch pustki, jeśli jesteśmy bardziej krytyczni, zaprowadzi nas na zbocze góry i ukaże neonowe miasta, by wywołać w nas współczucie. Może jego puste oczodoły zapełnią się łzami. Nie będzie nas już przekonywał o naszej bezsile, lecz ukazując całą ludzką nędzę będzie chciał uczynić z nas wrażliwych obserwatorów, rejestratorów wydarzeń. Udzieli pozwolenia na krytykę, tak -- konstruktywną. Jeszcze wrażliwszym pozwoli dostąpić zaszczytu ofiary tych ludzkich nędz i neonowego zimna, ofiary, która powróci do blokowisk i zapaskudzonych wind. Jedną jedyną prawdę tylko ukryje, że oprócz tego, iż jestem obserwatorem lub ofiarą zła, jestem także jego sprawcą W tym momencie duch pustki w diabelskim heroizmie potrafi całą winę wziąć na swoje barki. Zadba, byśmy swej stopy nie urazili o kamień, by nasze życie zaprawione z lekka sentymentalizmem, toczyło się bezproblemowo, bez poczucia winy. Zdaję sobie sprawę, że na ćwiartce papieru nie można zmieścić wszystkich głosów pustyni, jej szans i niebezpieczeństw. Najważniejsze, by do neonowych miast, cuchnących dworców, sierocińców iść zawsze przez serce. Tam można odnaleźć Boga, ogrzać się w Jego blasku. Inaczej nie będzie sił, zabraknie oliwy prawdziwego pokoju, zabraknie ciepłego płomienia. Pozostaną neony i duch pustki z pieśnią bez nadziei ulatującą donikąd. Michał Zioło
|
początek strony |