Duchowość |
KS. MARIAN PISARZAK MIC
Motto rozważania: w codziennym życiu mamy być nie tylko dziećmi Maryi, lecz także uczniami Jej Syna – Chrystusa.
Istotne przesłanie dla pobożności maryjnej: Często zatrzymujemy się tylko na relacji „ja i matka”, rozumianej niekiedy bardzo naturalnie, na wzór ludzkich relacji. Wyrazem tego mogą być subtelne słowa pieśni maryjnej, iż chcemy pozostać jak dziecko, w Jej ramionach się skryć. Takie dążenie wspiera inna pieśń, często śpiewana w kościołach: Idźmy, tulmy się, jak dziadki, do Serca Maryi Matki.
Tymczasem trzeba wyrastać z dzieciństwa, z więzi z Opiekunką, i trzeba iść do szkoły Chrystusowej; trzeba iść dalej, aby rosnąć i stawać się uczniem Pańskim. Postęp w tym kierunku, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż zatrzymanie się w rozwoju na kolanach lub pod płaszczem Matki!
Najświętsza Maryja Panna jest przez nas czczona jako Wspomożycielka Wiernych. Tytuł ten występuje w mszale pod datą 24 maja (od 1816 r.) oraz w Litanii loretańskiej (od XVI w.). Wyraża on rolę (funkcję) Matki Bożej wtedy, kiedy jesteśmy w potrzebie: w porządku łaski i w porządku doczesnym.
Ale tytuł ten mówi coś także o nas, o wszystkich wierzących; mówi, że w Maryi i w Jej wstawiennictwie u Boga pokładamy nadzieję. Ta nadzieja jest żywa. Jest ona w naszych sercach dzisiaj. Była też w całej historii Kościoła. Już w III wieku wierni wołali: Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko, naszymi prośbami racz nie gardzić w potrzebach naszych, ale od wszelakich złych przygód racz nas zawsze wybawiać.... Orędowniczko nasza.
Ogół wiernych Matce Bożej przypisywał otrzymane łaski osobiste, dlatego zaczął nazywać Ją Panną Marią Łaskawą, Marią Wspomożycielką, Marią dającą pomoc. Również oręż chrześcijański Matce Bożej zawdzięczał swe zwycięstwa nad Turkami, zwłaszcza w 1683 pod Wiedniem, z udziałem króla polskiego Jana III Sobieskiego. Także papież Pius VII, zawdzięczał Matce Bożej szczęśliwy powrót z wygnania do Rzymu w r. 1815 po wojnach napoleońskich. Dlatego w 1816 r. z dniem 24 maja związał liturgiczne święto maryjne, które w kalendarzu kościelnym zachowało się do dzisiaj. W tych „militarnych” okolicznościach tytuł Wspomożycielki zyskał jakby drugi wymiar, jakby podtytuł uzupełniający, mianowicie: Matki Bożej Zwycięskiej.
Historia pokazuje dobitnie, że naprawdę Maryja jest łaskawa, pomocna, zwycięska. Nie da się do końca opisać Tej pięknej Postaci i Jej roli. Gdy patrzymy na obecność Matki Bożej w naszym osobistym życiu religijnym i na Jej udział w dziejach całego Ludu Bożego, to rodzi się w nas cześć i uczucie wdzięczności. Dlatego słusznie Maryję wysławiamy. Słusznie nawiedzamy Jej sanktuaria i modlimy się przed Jej wizerunkami, zwłaszcza w miesiącu maju.
Myśląc dziś o naszej faktycznej pobożności maryjnej, trzeba nam jednak pamiętać o dwóch zadaniach:
I. Zawsze w codziennym życiu na pierwszym planie ma stać BÓG i Jego wola, Jego przykazania. II. Zawsze w codziennym życiu mamy być nie tylko dziećmi Maryi, lecz także uczniami Jej Syna – Chrystusa. Te dwie sprawy oczywiste trzeba uczynić realnymi, to znaczy elementami naszej rzeczywistości praktycznej, naszego „sposobu na życie” według wiary.
I. W tekstach Pisma św. szukałem słowa „wspomożycielka” – i nie znalazłem. Natomiast spotkałem wyraz „wspomożyciel”. Oznacza on tego, kto wspomaga. Według Biblii naszym wspomożycielem jest sam Bóg. Znamienne słowa mówi autor psalmu 70 (w. 6):
Jestem ubogi i nędzny.
Boże, szybko przyjdź mi z pomocą.
Tyś Wspomożyciel mój i wybawca;
Nie zwlekaj, Panie!
Podobne wyznanie złożył prorok Izajasz (Iz 50, 9; por. Ps 37, 40):
Oto Pan Bóg mnie wspomaga. Któż mnie potępi?
Pan nas wspomaga i wyzwala!
Wyzwala, ponieważ do Niego się uciekamy.
Te słowa biblijne dobrze się nam kojarzą z tekstem modlitwy maryjnej: Pod Twoją obronę uciekamy się. Posługujmy się tą modlitwą w naszych potrzebach. Z tym jednym zastrzeżeniem, że maryjne „wspomożenie” jest zanurzone w mocy i w łaskawości Boga. Bo tylko Bóg jest cudowny, największy, możny, najwspanialszy.
On sam jest naszym Ojcem i Panem naszych losów, naszym Opiekunem. On nas wspomaga w każdym utrapieniu naszym.
Dlatego pierwsza cześć, pierwsza miłość, pierwsze zaufanie, pierwsza prośba o pomoc – należą się Bogu Wspomożycielowi i do Niego – razem z Maryją – niech będą kierowane!
W tak rozumianej religijności, z priorytetem dla Boga, naśladujmy Maryję śpiewającą Magnificat: „Wielbij duszo moja Pana, Boga mego. Jego miłosierdzie i łaska zawsze jest nad tymi, którzy się Go boją i cześć Mu oddają” (por. Łk 1, 46 nn.).
II. Myśląc o nauce płynącej z faktu obecności Maryi pod krzyżem (J 19, 25-27), zastanówmy się nad tym, co to znaczy, że nie wystarczy czuć się dzieckiem Maryi, synem czy córką Maryi, lecz także uczniem Jej Syna, Jezusa Chrystusa?
Często zatrzymujemy się tylko na relacji „ja i matka”, rozumianej niekiedy bardzo naturalnie, na wzór ludzkich relacji. Wyrazem tego mogą być subtelne słowa pieśni maryjnej, iż chcemy pozostać jak dziecko, w Jej ramionach się skryć. Takie dążenie wspiera inna pieśń, często śpiewana w kościołach: Idźmy, tulmy się, jak dziadki, do Serca Maryi Matki.
Tymczasem trzeba wyrastać z dzieciństwa, z więzi z Opiekunką, i trzeba iść do szkoły Chrystusowej; trzeba iść dalej, aby rosnąć i stawać się uczniem Pańskim. Postęp w tym kierunku, to coś więcej i coś bardziej ewangelicznego, niż zatrzymanie się w rozwoju na kolanach lub pod płaszczem Matki!
Scena pod krzyżem, o randze testamentu Pana przed Jego śmiercią, objawia dwie sprawy, dwie relacje międzyosobowe. Po pierwsze, Jezus daje nam swą Matkę. Maryja jest darem! Ten dar trzeba przyjąć! Zbawcza misja i ofiara Chrystusa obejmuje wiele, także dar Matki. Oto Matka Twoja – powiedział Zbawiciel do swego ucznia i dlatego św. Jan nie został sierotą, otrzymał Matkę. Po drugie: w słowach Oto syn Twój, [Matko moja], Jezus objawia jednocześnie nową, inną więź między Jego uczniami i Maryją. Bycie w łączności z Maryją, oznacza teraz zajmowanie miejsca Jezusa, oznacza uczenie się „bycia” Jezusem, synem Maryi tak, aby Ona mogła o każdym z nas, uczniów Pańskich, powiedzieć Oto syn mój, oto odbicie i obraz mego Jedynego Syna. Nie jestem sama. Moje życie ma sens: jestem Matką Kościoła, Matką wielu uczniów. Każdy z nich jest w miejsce mego Jezusa.
Prawda ta prowadzi nas konsekwentnie do następującego wniosku. Kto nie staje się jak Chrystus, kto nie żyje według Ewangelii Chrystusa, nie jest synem Maryi, nie jest posłusznym dzieckiem Maryi. Ponieważ Ona powiedziała w Kanie Galilejskiej, i powtarza w każdej współczesnej Kanie: Wykonajcie wszystko, co nakazał Jezus, mój Syn (por. J 2, 5).
W naszej pobożności maryjnej, w naszym praktycznym katolicyzmie, właśnie to stanowi stronę słabą, że chcemy być dziećmi Matki Maryi, że uznajemy Jezusowy dar Matki, a faktycznie nie wchodzimy w powołanie ucznia, który idzie za Mistrzem, naśladuje Go i żyje według Jego Ewangelii. Trzeba podjąć powołanie Boże do stawania się uczniem Pańskim w Kościele; trzeba tak dalece się zaangażować, żeby Maryja mogła o każdym uczniu powiedzieć: Oto dziecko moje prawdziwe, na miarę Jezusa, Syna Jedynego.
W przeciwnym razie, jeśli nie staniemy się Drugim Chrystusem, „synem w Synu”, to ani Jezus w dniu sądu nie przyzna się do nas, ani Najświętsza Maryja Dziewica nie rozpozna w nas oblicza Swego Syna i nie zaświadczy: Oto dzieci moje!
W tym kontekście łatwiej nam pojąć zachętę Ojca Świętego, wyrażoną w liście wydanym na początku nowego tysiąclecia: kształtujmy w duszy naszej rysy Oblicza Chrystusowego (zob. NMI 16).
Ilekroć w liturgii wspominamy Matkę naszego Zbawiciela, zawsze mówimy o Niej, że Ona jest naszą Wspomożycielką, Pomocą od Pana, Maryją łaskawą, Marią Panna Zwycięską. Bo rzeczywiście Ona nas wspomaga, sama będąc „możną” z Mocy i Łaskawości Boga, „łaski pełną”. Niech nadal nas umacnia w tym, co jest najważniejsze: w stawaniu się uczniami Jej Syna, w upodobnianiu się do Niego, w kroczeniu za Nim, w naśladowaniu Mistrza Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, aż do ostatecznego zwycięstwa w nas – łaski nad grzechem, postaw nowego człowieka nad dążeniami synów buntu, chodzących własnymi drogami.
Na koniec rozważania ufnie wołajmy do Maryi, Matki Jezusa i Matki naszej, Matki Kościoła z Jego daru, objawionego na Kalwarii. Także dzisiaj z głębi naszego serca niech płynie starożytna modlitwa: Pod Twoją obronę uciekamy się..., Orędowniczko nasza!
ks. Marian Pisarzak, MIC
Licheń
na początek strony © 1996–2004 Mateusz |