I. Carpe diem... |
Starożytni mieszkańcy Hellady byli przekonani, że ludzkie życie składa się wydarzeń niepowtarzalnych. Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki -- mawiali. Tylko raz dane nam narodzić się. Tylko raz umrzeć. Tylko raz tu i teraz żyć. Dni, ludzie i miejsca są niepowtarzalne. Zauroczeni tą zmiennością ludzkiego losu Hellenowie, o dziwo, z jeszcze większym przejęciem spoglądali na ulotną chwilę. Hellenowie przypisywali chwili moc niemal magiczną. Wierzyli, że w niej chowa się szczęście. Hellenowie byli bowiem przekonani, że prócz owego wielkiego, kosmicznego porządku zdarzeń, którego miarą jest chronos -- czas uniwersalny; prócz ustalonych przez bogów kolein losu, którymi biegnie fatum -- czas i wyrok boski; istnieje jeszcze kairos -- uśmiech losu, szczęśliwa chwila, która wychodzi człowiekowi naprzeciw i którą wystarczy tylko pochwycić. Stąd też na starych greckich reliewach pojawia się niekiedy sylweta chłopca biegnącego za kołem fortuny. Chłopiec biegnie, wyciąga rękę: chce uchwycić szczęście. Ale koło toczy się szybciej. Fortuna ucieka. Chłopiec płacze... Jak pochwycić to, co bezpowrotnie umyka? Jak nie przegapić uśmiechu losu? Jak nie dać mu się zwieść? Ludzie od niepamiętnych czasów starali się odpowiedzieć na te pytania. I prawdę powiedziawszy, aż po dzień dzisiejszy nikt nie udzielił tu zadowalającej odpowiedzi. Prawie nikt. Echa debaty nad naturą ludzkiego szczęścia powracają w każdej kulturze. Carpe diem... "Chwytaj dzień" -- pisał Rzymianin Horacy niedługo przed narodzeniem Chrystusa: "Chwytaj dzień i jak najmniej spodziewaj się po następnym". Carpe diem quam minimum credula postero. |
A co na to chrześcijanie? Czy horacjańskie capre diem to program dobry i dla nas? Czy Ewangelia nie sugeruje nam czegoś wręcz przeciwnego? "Błogosławieni, którzy płaczą, albowiem będą pocieszeni" (por. Mt 5,4) -- przypominamy sobie słowa Ośmiu Błogosławieństw i mimowolnie dodajemy od siebie: "Błogosławieni, którzy płaczą d z i s i a j, albowiem będą pocieszeni j u t r o". "Jutro", czyli kiedyś tam w zaświatach, w przyszłości -- w każdym razie: jutro, nie dzisiaj. Czy rzeczywiście? Czy taka interpretacja nie stoi w sprzeczności z intencjami samego Chrystusa? Przecież On nie powiedział: "błogosławieni będziecie", ale: "błogosławieni jesteście". Owszem, błogosławieństwo biegnie w przyszłość, rozciąga się na wieczność, ale zaczyna się już teraz, w momencie wypowiadania/słuchania jego formuły. Chrystusowe błogosławieństwo jest jak zaproszenie na przyjęcie weselne, albo jak zaproszenie do wspaniałej winnicy. Spełnia się z chwilą, kiedy zostaje podjęte. Spełnia się później lub wcale tylko wtedy, kiedy my sami je na później lub "na nigdy" odsuniemy. Owszem, w Ewangelii słyszymy również o robotnikach, którzy przyszli do winnicy w ostatniej godzinie dnia, a i tak otrzymali swoją zapłatę (por. Mt 20,1nn). Przypomnijmy sobie jednak za co ich tam nagrodzono. Czy za wzorową pracę? Nie. Pracowali przecież krótko. Nagrodzono ich za to, że się nie ociągali; za to, że odpowiedzieli na zaproszenie bez zwłoki; za to, że pochwycili swoją fortunę. A tak naprawdę, to raczej p o z w o l i l i s i ę p o c h w y c i ć. Pozwolili się pochwycić Chrystusowi. Horacjańskie carpe diem okazało się w ich przypadku nie tylko pobożnym życzeniem -- śmiałym nawet, ale tylko życzeniem. Stało się czymś nieporównanie więcej. Oto niespodziewanie zostało ono odwzajemnione. Pochwycił ich dzień. Swoje panowanie nad nimi objęła godzina Syna Człowieczego (por. J 12,23nn). Tego nie mógłby przewidzieć nawet sam Horacy. My zaś jesteśmy w tej dobrej sytuacji, że na mniej czy bardziej udane poszukiwania różnych cywilizacji możemy patrzeć z perspektywy wielu pokoleń, a nawet tysiącleci. Stoimy też na progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa. Ojciec Święty Jan Paweł II z tej właśnie okazji wzywa nas do refleksji nad naszym własnym dziedzictwem. "U progu nowego milenium -- pisze Papież w Liście Tertio millenio adveniente (TMA) z 10 października 1994 r. -- chrześcijanie winni stanąć w pokorze przed Panem, aby zastanowić się nad odpowiedzialnością, jaką i oni ponoszą za różne przejawy zła w dzisiejszym świecie. W naszej epoce, choć rozjaśnionej licznymi światłami, nie brak również cieni" (TMA, 36). Pomówmy zatem o tych światłach i cieniach. Zastanówmy się nad naszą nie zawsze fortunną rzeczywistością. W kilku najbliższych rozważaniach chciałbym zaproponować Ci, Drogi Czytelniku, kilka refleksji na temat podstawowych zasad chrześcijańskiego życia, na temat cnót i wad oraz fundamentalnych powinności moralnych, a także na temat trudności, jakie im towarzyszą. Słowem, chciałbym zainteresować Cię tym, czym zajmuje się teologia moralna: wolnością, sumieniem i życiem moralnym człowieka. Carpe diem. "Chwytaj dzień". Fortuna kołem się toczy. Nie ma większej fortuny niż Zbawienie. To, co kiedyś wymknęło się z rąk Adamowi, i to na zawsze, to, czego na próżno szukał Horacy i wielu innych, to właśnie pochwycił dla nas Chrystus. Pochwycił naszą wiekuistą fortunę tak, jak się chwyta nadzieję czy miłość. A pochwycić je, to spotkać Boga i Jemu się powierzyć.
|
|
początek strony |