Duchowość |
JO HERMANS
Od początku istnienia chrześcijaństwa wyznawcy Chrystusa zmuszeni byli płacić życiem za swoją wiarę. Historia Kościoła naznaczona jest krwią męczenników. Na przestrzeni stuleci męczeństwo nie oznaczało jednak dla wierzących ani wyroku losu, który w pewnych okresach historycznych stawał się nieuchronny, ani też znoszenia bezcelowego cierpienia, które nikomu by nie służyło. Rozumiane było natomiast jako ideał: najbardziej radykalna możliwość naśladowania Chrystusa.
Chrystus wybawił ludzkość od grzechu i śmierci i wszedł do wiecznej chwały, ponieważ zaakceptował cierpienie i krzyż i oddał swoje życie. Fundamentem kerygmy, wyznania wiary pierwszych chrześcijan była zbawcza moc Jego cierpienia: „Postanowiłem bowiem, będąc wśród was, nie znać niczego więcej jak tylko Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2,2). Nowotestamentalny i wczesnochrześcijański wzór naśladowania Chrystusa, ideał świętości i chrześcijańskiej wytrwałości był zarazem pragnieniem jak najwierniejszego upodobnienia się do Jezusa w Jego męce i śmierci, czyli w Jego męczeństwie. Echa tego nastawienia odnajdujemy w 1 Liście świętego Jana: „On oddał za nas życie swoje. My także winniśmy oddać życie za braci” (1 J 3,16). Naśladowanie Chrystusa jako nadrzędny cel życia przepojonego wiarą stawiało męczeństwo w roli najważniejszego ideału bycia chrześcijaninem, gdyż jako męczennik – podobnie jak Jego Pan i w Jego Duchu – uczeń Jezusa oddawał swoje życie za Chrystusa i Jego Kościół.
Już znajdujący się w Dziejach Apostolskich opis męczeństwa świętego Szczepana oraz jego słowa wypowiedziane tuż przed śmiercią charakteryzuje daleko idące pragnienie naśladowania męki i śmierci Chrystusa. Pierwszemu męczennikowi nadano rysy, które utożsamiają go wręcz z umierającym Mistrzem. Proces Szczepana - podobnie jak proces Jezusa – odbywa się przed Sanhedrynem (por. Mk 14,53, a także Dz 6,12). Także sam przebieg rozprawy jest podobny. Występują fałszywi świadkowie (Mk 14,60-61 i Dz 7,1) i tak samo, jak w procesie Chrystusa, oskarżają Szczepana o głoszenie zapowiedzi zburzenia świątyni (Dz 6,13). Zarówno Jezus, jak i Szczepan, zajmują stanowisko wobec oskarżenia, że Syn Człowieczy chciałby zająć miejsce świątyni (Mk 16,42 i Dz 7,55). I w obu przypadkach słuchacze reagują z uniesieniem i wzburzeniem (Mk 14,63-64 i Dz 7,57); oba wydane wyroki wykonywane są „za miastem” (Dz 7,57). Uderzające podobieństwo stanowią także słowa Jezusa na krzyżu i Szczepana w czasie kamienowania. W Ewangelii wg św. Jana czytamy, że Jezus tuż przed śmiercią powiedział: „«Wykonało się!» I skłoniwszy głowę oddał ducha” (J 19,30). O śmierci świętego Szczepana napisano w Dziejach Apostolskich: „Tak kamienowali Szczepana, który modlił się: «Panie Jezu, przyjmij ducha mojego!»” (Dz 7,59). Obaj także przebaczyli tym, którzy przyczynili się do ich cierpień. Jezus powiedział: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią” (Łk 23,34); natomiast Szczepan modlił się: „Panie, nie poczytaj im tego grzechu!” (Dz 7,60). I tak, jak Jezus głośno zakrzyknął, zanim skonał („Ojcze, w Twoje ręce oddaje ducha mego” – Łk 23,46), tak samo i Szczepan tuż przed śmiercią zawołał do Boga (Dz 7,60).
Już z początkiem istnienia Kościoła naśladowanie Chrystusa aż do oddania własnego życia stało się wręcz ideałem i wzorem świętości i chrześcijańskiego męstwa. W tym kontekście można zrozumieć tęsknotę prześladowanych chrześcijan za cierpieniem i śmiercią z powodu swojej wiary.
Jednym z najbardziej przykuwających naszą uwagę, a jednocześnie niesłychanie radykalnych przykładów jest tutaj święty Ignacy, biskup z Antiochii, który na początku II wieku, około roku 110, został uwięziony. Miał zostać przewieziony do Rzymu i tam zginąć jako męczennik. W czasie podróży do Rzymu przygotował szereg listów do gmin chrześcijańskich w Azji Mniejszej oraz list do chrześcijan w Rzymie. Szczególnie to ostatnie pismo daje nam niezwykle dobitne świadectwo tęsknoty Ignacego za cierpieniem, za męczeństwem. Naśladując Chrystusa chciał Ignacy cierpieć i żyć aż do poniesienia najboleśniejszych konsekwencji swojej wiary. Dlatego też z największą tęsknotą myślał on o męczeńskiej śmierci. W swoich cierpieniach i drodze do męczeństwa widział Ignacy wyraz wybraństwa oraz łaski Boga (List Ignacego do Magnezjan 1,2; List Ignacego do Rzymian. II,2). Tylko wówczas, gdy umrze z Chrystusem, może być uważany za prawdziwego Jego ucznia (...do Rzymian IV,2; V,3). Życzy on sobie walki z dzikimi zwierzętami, aby stać się uczniem Chrystusa (...do Efezjan 1,2). Czeka on śmierci nie dla samego tylko umierania, ale z tęsknoty za upodobnieniem się do Chrystusa, którego krzyż wziął na drogę swojego życia: „Ale blisko miecza to blisko Boga, razem ze zwierzętami to razem z Bogiem – byleby tylko w imię Jezusa Chrystusa. Aby z Nim razem cierpieć wszystko znoszę, gdyż umacnia mnie On sam, który stał się człowiekiem doskonałym” 1 . Ignacy pisał swój list do gminy rzymskiej, ponieważ obawiał się, że jej członkowie mogli chcieć doprowadzić do jego ułaskawienia. Dlatego zaklinał on chrześcijan w Rzymie, by nie robili nic w kierunku jego uwolnienia. Gdyby bowiem – choćby nawet w najlepszej wierze – nie pozwolili mu umrzeć, oznaczałoby to dla niego poważną przeszkodę w jego drodze do Boga poprzez męczeństwo. Aby dojść do Boga, chce się stać Ignacy pożywieniem dla dzikich zwierząt: „Pszenicą jestem Bożą, a zmielony zwierzęcymi zębami, okażę się czystym chlebem Chrystusa” 2 . Co więcej, Ignacy nie tylko ma nadzieję, że chrześcijanie z Rzymu nie będą przedsiębrać żadnych kroków dla jego uwolnienia, ale nawet błaga ich, aby pomogli mu stać się pastwą dla dzikich zwierząt jako męczennik: „Raczej zachęcajcie zwierzęta, aby stały się dla mnie grobem i nie pozostawiły nic z ciała mego, bo nie chciałbym po śmierci przyczynić komuś kłopotu. Wtedy będę naprawdę uczniem Jezusa Chrystusa, kiedy nawet ciała mego świat widzieć nie będzie” 3.
Męczeństwo jest najdoskonalszym wzorem świętości. Źródeł kultu świętych w Kościele musimy szukać około połowy II wieku w rozpoczynającej się wówczas czci męczenników. Chrześcijanie chcieli przygotowywać ofiarom prześladowań uroczyste pochówki; nie było jednak jeszcze wtedy odpowiednich rytów liturgicznych. Dzień ich śmierci stawał się dniem narodzin dla nieba. W rocznicę śmierci męczennika wierni zbierali się przy jego grobie; później przechodzili także do grobów tych, którzy nie zginęli śmiercią męczeńską. Jednak nabożeństwa w miejscu spoczynku męczennika były najbardziej uroczyste. Był to sposób przeżywania tego szczególnego stosunku wierzących wobec męczennika. Przy jego grobie zbierali się nie tylko krewni czy znajomi, ale spotkania te nabierały na tyle eklezjalnego charakteru, że odbywały się także wtedy, gdy odeszli już członkowie rodziny oraz najbliżsi znajomi wspominanego świadka Chrystusa. Bardzo wcześnie przy okazjach takich na grobach męczenników – lub choćby w ich najbliższej okolicy - zaczęto odprawiać Eucharystię. Poprzez fizyczną obecność ciała tego, który oddał swoje życie dla Jezusa, uobecnianie ofiary Chrystusa nabierało szczególnego znaczenia. Związek między męczeństwem a Eucharystią został dostrzeżony już we wczesnym chrześcijaństwie i już w najstarszych opisach prześladowań i śmierci napotykamy na słowa i symbole zaczerpnięte liturgii eucharystycznej. Gdzie tylko było to możliwe, starano się przy grobach męczenników budować ołtarze lub nawet niewielkie budynki, które mogły służyć liturgii. Później nad grobami tymi powstawały kościoły i bazyliki. Religijne zebrania wspólnot stawały się nie tylko nabożeństwami o charakterze pamiątki, ale otrzymały wkrótce także znaczenie wezwania do upodobnienia się do męczenników w ich pozbawionej lęku wierze (imitatio). Przez wezwania zebranych (invocationes) wzywano ich wstawiennictwa. Wierni ozdabiali groby i budowali kolejne monumenty, na których umieszczano odpowiednie inskrypcje.
O ile kult zabitych świadków Chrystusa był na początku zjawiskiem o znaczeniu lokalnym i charakterystycznym dla miejsc, w których znajdowały się groby męczenników, o tyle z czasem ich rola dla religijnego życia chrześcijan prowadziła nie tylko do podejmowania się trudu pielgrzymowania do grobów męczenników, ale także do świętowania rocznicy ich urodzin dla nieba także w innych miejscach. W ten sposób wspomnienia męczenników zyskiwały szczególną pozycję wśród innych uroczystości Kościoła. Oczywistą niedogodnością stawała się znaczna odległość od grobu męczennika. Jednak by mieć u siebie „coś z męczennika”, zaczęto przynosić do swoich kościołów relikwie, będące niejako namiastką grobów. Z powodu ograniczonej ilości autentycznych relikwii, tworzono wciąż nowe i w końcu wiele kościołów otrzymywało relikwie już tak małe, że niemal niewidoczne. Aż wreszcie, w późniejszym stadium rozszerzania się kultu męczenników, w miejsce relikwii powstawały obrazy lub figury danego świętego.
Także literatura chrześcijańska wniosła niemały wkład do czci świętych. Bardzo wcześnie poświęcano całe listy opisom ostatnich chwil męczenników. Początkowo były to głównie oficjalne sprawozdania świadków. Później zaczęto także spisywać historię ich śmierci (passiones) oraz mowy pogrzebowe znamienitych chrześcijan-retorów. Wskazywano w nich na cuda męczenników - nie tyle dokonane przez nich samych, ile raczej te, do których doszło przy grobie świętego albo te, które następowały dzięki prośbom o ich wstawiennictwo. Gdy tylko cześć wobec świętych przestała się ograniczać jedynie do męczenników, ten sam fenomen wystąpił także w odniesieniu do innych świętych.
Jako przejaw tego, że męczeństwo stanowiło ideał świętości, można uznać ówczesne przekonanie, że rozszerzanie kultu świętych, którzy nie byli męczennikami, musiało być dodatkowo uzasadnione. Również po okresie prześladowań były oczywiście znane świetlane przykłady życia godnego świętości, przez co chciano też czcić jako świętych chrześcijan, którzy umarli śmiercią naturalną. Kościół widział jednak problem, w jakim stopniu męczeństwo może służyć jako jedyna forma uznawanej świętości. Pierwotnie „projektowano” więc pewien rodzaj męczeństwa na świętego, który w rzeczywistości wcale nie musiał być męczennikiem. Jako przykład może tu służyć list Sulpicjusza Sewera do diakona Aureliusza, w którym wyjaśnia, dlaczego Marcin z Tours († 397) może być czczony jako święty, jakkolwiek nie poniósł śmierci męczeńskiej. Jako podstawy do uznania jego świętości szukano więc jakiegoś quasi-meczeństwa.
„Został on bowiem dołączony do apostołów i proroków, i – że tak powiem za pozwoleniem wszystkich świętych – w owym gronie od nikogo nie jest gorszy. Został, jak mam nadzieję, wierzę i ufam, dołączony do tych szczególnie, którzy swoje szaty obmyli we krwi, i towarzyszy Barankowi przewodnikowi, wolny od wszelkiej skazy. Bo jeśli nawet te czasy nie mogły mu dać sposobności do męczeństwa, to na pewno nie będzie pozbawiony chwały męczennika, ponieważ z pragnienia i cnót mógł i chciał być męczennikiem. Jeżeli więc byłoby mu dane stoczyć tę walkę, która toczyła się w czasach Nerona czy Decjusza – wzywam na świadka Boga nieba i ziemi – poszedłby dobrowolnie katusze, z własnego popędu rzuciłby się do ognia, i – godzien, by go postawić na równi z młodzieńcami hebrajskimi w piecu ognistym – wśród rozpalonych płomieni śpiewałby hymny ku czci Pana. Gdyby zaś spodobało się prześladowcy użyć męczarni izajaszowej, z pewnością nigdy – na równi z prorokiem – nie lękałby się, gdyby mu obcinano członki piłami. A jeśli bezbożny szaleniec wolałby wyprowadzić błogosławionego na urwiste skały i strome góry, on – wierząc mocno, że daje świadectwo prawdzie – skoczyłby dobrowolnie w dół. Jeżeli zaś – za przykładem nauczyciela pogan – byłby, jak to się często zdarza prowadzony wśród innych ofiar na ścięcie mieczem, pierwszy ze wszystkich, przymusiwszy kata, wziąłby w posiadanie palmę męczeństwa. W istocie bowiem wobec wszystkich kar i męczarni, którym już nieraz ludzka słabość uległa, on zawsze pozostawał niewzruszony. Tak więc, nie odstępując od wyznania wiary w Pana, radując się z wrzodów i ciesząc się z męczarni, z pewnością śmiał się z jakichkolwiek katuszy. Ale chociaż nie wycierpiał tych rzeczy, to jednak dopełnił męczeństwa bez rozlewu krwi. Jakichże bowiem ludzkich mąk dla nadziei wieczności nie wycierpiał: głód, czuwania, nagość, posty, obelgi zazdrosnych, prześladowania występnych, troskę o słabych, niepokój o ludzi w niebezpieczeństwie?” 4
W ten sposób powoli powstawały nowe formy świętości, które nie mogły już sobie rościć praw do atrybutu „męczeństwa”. Pierwszą grupę tworzyli wyznawcy (confessores), czyli „świadkowie wiary”, którzy - w niekiedy niezwykle niebezpiecznym czasie - byli wprawdzie z powodu swojej wiary prześladowani, wypędzani czy torturowani, ale uniknęli śmierci męczeńskiej. A gdy wreszcie minął okres wielkich prześladowań Kościoła, zaczęto czcić jako świętych także znamienitych biskupów oraz innych wiernych, którzy wyróżniali się niezwykłym życiem. Jednak obok kultu maryjnego, który zyskiwał coraz większe znaczenie, to właśnie męczeństwo wciąż stanowiło najwyraźniejszy wzór chrześcijańskiej doskonałości.
Z biegiem czasu naśladowanie Chrystusa aż do śmierci miało dla Kościoła na tyle duże znaczenie w przypadku kanonizacji i uznaniu zasług danej osoby, że w praktyce Kościoła wzrastało przekonanie, iż zwolennik drogi wiary, który zginął jako męczennik nie będąc jeszcze ochrzczonym, dzięki wylanej przez siebie męczeńskiej krwi (baptisma sanguini) mógł być traktowany za pełnoprawnie ochrzczonego (votum sacramentum). Wierny, który zginął jako męczennik, dzięki takiej właśnie śmierci bardziej upodabniał się do świadectwa i męki samego Chrystusa, niż inni ochrzczeni.
Jakkolwiek Kościół zna obok męczenników również innych świętych, to jednak męczennicy zachowali pozycję szczególną. Wyjaśnia to także odnowiona przez Sobór Watykański II liturgia.
W soborowej konstytucji liturgicznej Sacrosanctum Concilium tuż za kultem Najświętszej Maryi Panny (nr 103), zwrócono uwagę właśnie na męczenników (nr 104): „Ponadto Kościół rozmieścił w ciągu roku wspomnienia Męczenników oraz innych Świętych, którzy dzięki wielorakiej łasce Bożej doszli do doskonałości, a osiągnąwszy już wieczne zbawienie, wyśpiewują Bogu w niebie doskonałą chwałę i wstawiają się za nami” (KL 104).
Zgodnie z postanowieniami Vaticanum II święci występujący w kalendarzu liturgicznym zostali „zróżnicowani” pod względem czasu i miejsca działania, a także duchowych źródeł, środowisk czy nawet prądów. Pojawili się liczni święci spoza Europy, tak, by i pozostałe kontynenty otrzymały „lepsze miejsca” w kulcie świętych Kościoła. Byli więc święci, którym dopiero teraz nadano miejsce w powszechnym kalendarzu liturgicznym: Paweł Mika i towarzysze, japońscy męczennicy jako reprezentanci Kościoła na Dalekim Wschodzie, Izaak Jogue i towarzysze (Kanada i Ameryka Północna), Piotr Chanel (Australia) oraz Karol Lwanga i towarzysze (Afryka Srodkowa).
Po roku 1969 do kalendarza powszechnego trafili kolejni święci. Kanonizowano także osoby z krajów, które w kalendarzu liturgicznym nigdy wcześniej nie występowały. I znów byli to męczennicy. W roku 1985 Andrzej Kim Taegon i Paweł Chong Hasang z towarzyszami (męczennicy z Korei); w 1988 – Wawrzyniec Ruiz i towarzysze (męczennicy z Filipin, Tajwanu i Japonii); w 1989 – Andrzej Dung-Lac z towarzyszami (męczennicy z Wietnamu).
Najwięcej kanonizacji dokonał papież Jan Paweł II. Tylko w ciągu pierwszych 15 lat jego pontyfikatu, do roku 1994, beatyfikowano 596 osób, a kanonizowano – 267. Wśród owych błogosławionych znalazło się 451 męczenników, a wśród świętych – 240 osób, które musiały umrzeć z powodu swojej wiary.
To, że męczeństwo także dzisiaj uważane jest za ideał świętości, znajduje swój wyraz również w tekstach Liturgii Godzin przeznaczonych na dzień świętego Marcina (11 listopada). Teksty te starają się na jego podstawie biografii niejako „usprawiedliwić” to, że Marcina z Tours nie dosięgła śmierć męczeńska. W jego wspomnienie antyfona do hymnu Magnificat brzmi: „Święty Marcinie, sam nie upadłeś od miecza swoich prześladowców, ale otrzymałeś palmę męczeństwa”.
Podsumowując to, co dotąd zebraliśmy, bez wahania można stwierdzić, że od początku historii Kościoła to właśnie męczeństwo pozostaje wzorem męstwa i świętości, ponieważ naśladowanie Chrystusa osiąga swój najdoskonalszy wyraz właśnie w męczeństwie.
Jo Hermans
Tłum. E. Mendyk
JO HERMANS – ur. 1948 w Deurne (Holandia), studiował teologię, wykłada liturgikę i sakramentologię m.in. w seminarium duchownym w Rolduc. Niniejszy artykuł napisany został w języku angielskim, na j.niemiecki przetłumaczyła go Erika Grün.
1 Św. Ignacy Antiocheński, List do Kościoła w Smyrnie IV,2, w: „Ojcowie Apostolscy”, PSP 45, przekł. A.Świderkówna, Warszawa 1990, s. 89.
2 Tenże, List do Kościoła w Rzymie IV,1, w: „Ojcowie Apostolscy”, dz.cyt., s. 81.
3 Tamże, IV,2.
4 Sulpicjusz Sewer, Pisma o św. Marcinie z Tours. Żywot, listy,
dialogi, przekł. P.J.Nowak, Kraków 1995, s. 97-98.
na początek strony © 1996–2000 Mateusz |