Duchowość |
DARIUSZ KOWALCZYK SJ
Kiedy w Ogrójcu zatrzymano Jezusa, wtedy — jak lakonicznie stwierdza ewangelista Marek — opuścili Go wszyscy i uciekli (Mk 14,50). Rozczarowanie i smutek tych, którzy dostrzegli w Mistrzu z Nazaretu kogoś wyjątkowego, symbolizuje stwierdzenie uczniów idących do Emaus: A myśmy się spodziewali... (Łk 24,21). Nie minęło jednak wiele czasu, a oto — jak podają Dzieje Apostolskie — Piotr razem z Jedenastoma, ryzykując nie tylko odrzuceniem, ale przede wszystkim życiem, odważnie głosi, że ukrzyżowany Jezus jest Panem i Mesjaszem. Co takiego wydarzyło się pomiędzy zdradą Piotra, a Jego pierwszym publicznym wystąpieniem w imię Jezusa? Co sprawiło, że z garstki zalęknionych, ukrytych z obawy przed Żydami (J 20,19), uczniów uformowała się wspólnota, której członkowie poszli na cały świat, by głosić Ewangelię? Szukając odpowiedzi na to fascynujące pytanie dotykamy tajemnicy tego, co chrześcijanie głoszą od dwóch tysięcy lat jako Zmartwychwstanie.
Ci, którzy nie przyjmują ewangelicznej wersji wydarzeń, stoją przed trudnym pytaniem: Jak wytłumaczyć powstanie opowieści o Zmartwychwstałym? O czym właściwie mówią ewangelie, kiedy opisują tzw. pojawienia się zmartwychwstałego Jezusa? G. O’Collins wskazuje na cztery niechrześcijańskie koncepcje „zmartwychwstania”.
Nie brak autorów, którzy twierdzą, iż należy przyjąć, że Jezus nie umarł, ale popadł w swego rodzaju śmierć kliniczną, a zatem pochowano Go żywego. Na tego rodzaju pomysł wpadł m.in. H.E.G. Paulus (zm. 1851), który utrzymywał, że Jezus na krzyżu zapadł w głęboki letarg, z którego miał się przebudzić w świeżym grobie pod wpływem aromatu ziół i trzęsienia ziemi. Tę hipotezę odnajdujemy w pewnym opowiadaniu muzułmańskim, według którego Jezus uciekł do Kaszmiru, gdzie umarł dożywszy starości. W niektórych wersjach tej teorii powstały z letargu Jezus porzucił definitywnie misję wędrownego nauczyciela na rzecz ułożenia sobie życia z Marią Magdaleną. No cóż! trzeba podziwiać niekonwencjonalną wyobraźnię autorów powyższych opowieści. Poza wyobraźnią jednak oraz ideologicznym założeniem, że ewangelie nie mówią prawdy o Jezusie, opowieści te nie opierają się na żadnych naukowych podstawach. Trzeba przede wszystkim zauważyć, że w samym Nowym Testamencie nie znajdują się żadne dane, które w najmniejszym stopniu mogłyby nasuwać przypuszczenie, iż Jezus został pogrzebany żywy. Ewangelie, listy i Dzieje apostolskie świadczą zgodnie, że Chrystus umarł na krzyżu. Również najwcześniejsze, niechrześcijańskie wzmianki o Jezusie, jak Józefa Flawiusza czy też Tacyta, potwierdzają to przekonanie. Z hipotezy letargu drwił sobie nawet D.F. Strauss (zm. 1874), który nota bene sam sformułował wiele zarzutów przeciwko historyczności ewangelii. Wskazując na stan człowieka, który — po ukrzyżowaniu — budzi się z pozornej śmierci, Strauss stwierdził : Jest niemożliwe, aby jakaś na wpół żywa istota wydobyta z grobu, która — słaba i ranna — ledwo powłóczy nogami, potrzebująca opieki lekarskiej, opatrzenia, wzmocnienia i pocieszenia, mogła sprawić na uczniach wrażenie kogoś, kto zwyciężył śmierć [...], co więcej, jest Panem Życia; a takie właśnie wrażenie, legło — co trzeba podkreślić — u podstaw ich przyszłej działalności. Teoria pozornej śmierci Jezusa nie tłumaczy motywów, jakimi kierowali się Apostołowie głosząc, że Bóg wskrzesił Jezusa, który miał już nigdy nie umrzeć (por. Dz 13,34). Tym bardziej nie wyjaśnia ich gotowości na męczeńską śmierć.
Inne tłumaczenie chrześcijańskiej wiary w Zmartwychwstałego polega na odwoływaniu się do starożytnych mitów o boskich istotach, które umarły, ale powróciły do życia. Ewangeliczne świadectwa o Jezusie zmartwychwstałym byłyby jedynie nową wersją starych opowieści o losach bogów i półbogów. Niewątpliwe zasługi ma na tym polu J.G. Frazer, autor słynnej „Złotej gałęzi”. Jednym z mitów poddających w wątpliwość oryginalność relacji ewangelistów o Chrystusie miałby być mit o Adonisie. Był to piękny młodzieniec, ukochany przez Afrodytę. Adonis często wybierał się na polowanie. Niestety, pewnego dnia zginął poszarpany przez dzika. Zrozpaczona bogini poprosiła Zeusa, aby dusza jej kochanka, przyobleczona w ciało, powracała na ziemię. I tak Adonis pół roku spędzał z Afrodytą, a na kolejne sześć miesięcy wracał do Hadesu. Adonisowi oddawano część boską. Ośmiodniowe święto Adonitów było zarazem smutne i wesołe. Przez pierwsze cztery dni opłakiwano jego śmierć nad sztucznym grobem, w którym leżała drewniana figura, a przez następne cztery obnoszono jego posągi głosząc zmartwychwstanie młodzieńca. Po domach ustawiano „ogródki Adonisa”, wazoniki z roślinami, które, jak rzeżucha, szybko wschodzą i prędko więdną — symbol przemijającej młodości.... Czy podobieństwa pomiędzy powyższą legendą a historią Jezusa są rzeczywiście tak uderzające, że pozwalają na odpowiedzialne utrzymywanie tezy, iż autorzy Nowego Testamentu byli m.in. zainspirowani mityczną postacią Adonisa? Myślę, że byłoby tak tylko wtedy, gdybyśmy zapomnieli o istotnych różnicach pomiędzy Chrystusem i Adonisem. W przypadku tego ostatniego nie ma żadnych, w przeciwieństwie do Jezusa z Nazaretu, przesłanek pozwalających przypuszczać, że kiedykolwiek istniał. Czciciele Adonisa nigdy nie widzieli w nim swego Zbawiciela, dzięki któremu mieliby nadzieję na życie wieczne. Powroty Adonisa z Hadesu miały charakter cykliczny. Zmartwychwstanie Jezusa było zaś wydarzeniem jednorazowym: zwycięstwem nad śmiercią odniesionym raz na zawsze. Adonisowi nigdy nie przypisywano preegzystencji; Jezusa zaś rozumiano jako odwieczne Słowo Ojca. Ponadto nie ma żadnych śladów, które wskazywałyby, że w I wieku w Palestynie znane były mity o zmartwychwstałych bóstwach. Zwolennicy wyjaśniania chrześcijaństwa poprzez odwoływanie się do starożytnych mitów (metoda ewolucyjno–porównawcza) ulegali niejednokrotnie swoistemu schematyzmowi, kiedy wszelkie, najmniejsze podobieństwa traktowali jako świadectwo ścisłej zależności. „Tymczasem były to często tylko podobieństwa w zewnętrznych rysach danych zwyczajów, które poza tym — jak zauważa J. Lutyński — mogły posiadać zupełnie odrębny charakter”.
Kolejna nieortodoksyjna próba wytłumaczenia zmartwychwstania Jezusa to teoria zmiany w uczniach. To, co się kryje pod pojęciem zmartwychwstania, dotyczyłoby w gruncie rzeczy Apostołów, a nie samego Chrystusa. Ukrzyżowany zmartwychwstał w sercach uczniów, którzy Go kochali. W historii Jezusa rozpoznali oni zaproszenie Boga do nowego, pełniejszego życia. Kiedy Apostołowie ochłonęli po szoku spowodowanym śmiercią ich Mistrza, zebrali się na nowo i w tym, co wydawało się całkowitą katastrofą, dostrzegli znak nadziei. Tę swoją nową świadomość, wewnętrzną przemianę, wyrazili w sposób symboliczny w opowiadaniach o Zmartwychwstałym. Nie chodziło im jednak o rzeczywisty powrót żywego Nauczyciela z cmentarza, ale o to, co Marxsen ujął w słynnym zdaniu: Sprawa Jezusa idzie dalej.
Opisywanie zmartwychwstania jako nowego rozumienia stoi w oczywistej sprzeczności z tym, co znajdujemy na kartach Pisma św. Gdyby przyjąć teorię zmiany w uczniach, należałoby nowotestamentalne relacje uznać za mylące, jeśli nie kłamliwe. Cóż bowiem usprawiedliwiałoby wówczas Pawła Apostoła wskazującego na siebie jako apostoła z ustanowienia Jezusa Chrystusa i Boga, który Go wskrzesił z martwych (Ga 1,1)? W imię czego można by przyjąć, że autorzy Nowego Testamentu tak opacznie używali języka? Tego rodzaju koncepcje opierają się na arbitralnym założeniu, że ewangeliści nie chcieli powiedzieć tego, co powiedzieli. Ich zwolennicy zdają się uważać, iż od samych autorów wiedzą lepiej, co ci chcieli naprawdę napisać, kiedy napisali to, co napisali.
Inni krytycy ewangelicznego orędzia o zmartwychwstaniu Jezusa starali się je ukazać jako owoc halucynacji. Już Celsus w II wieku uważał, iż rzekomi świadkowie Zmartwychwstałego mieli po prostu halucynacje. Te samą tezę podtrzymywał w XIX wieku D.F. Strauss. Według niego uczniowie Jezusa nie chcieli pogodzić się z przegraną ich Mistrza. Nie przyjęli do wiadomości śmierci Jezusa. Za wszelką cenę starali się wierzyć, że nie wszystko skończone. Z tej niezgody na rzeczywistość oraz nadziei wbrew faktom zrodziły się halucynacje. Apostołowie po prostu widzieli to, co chcieli zobaczyć, to znaczy Zmartwychwstałego. W tej perspektywie pojawiła się nawet koncepcja tzw. sugestii post–hipnotycznej. Sam Jezus miałby przygotować swoich zwolenników na przeżycie halucynacji. Np. podczas Ostatniej Wieczerzy tak „ustawił” uczniów, że po Jego śmierci znak łamania chleba wywoływał w nich wizje zmartwychwstałego Pana.
Jednak opisy pierwszych pojawień się Jezusa zmartwychwstałego wcale nie wskazują na to, że Apostołowie chcieli zobaczyć Zmartwychwstałego. Ewangelie mówią o zwątpieniu, lękach i niedowierzaniu uczniów nawet wtedy, kiedy widzieli Chrystusa. Jezus musiał ich przekonywać, że to właśnie On: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: To Ja jestem (Łk 24,38). Zwolennicy halucynacji utrzymywali, że Apostołowie byli niestabilni z natury, że stanowili dobre podmioty hipnotyczne. Nie wydaje się jednak, aby prości i konkretni rybacy z Galilei rzeczywiście mieli szczególne skłonności wizjonerskie. Ponadto religijna nowość, widoczna w przepowiadaniu Apostołów, nie da się wytłumaczyć tym, co mogli oni oczekiwać od Jezusa, kiedy jeszcze żył. W ewangeliach wielokrotnie czytamy, że uczniowie nie rozumieli, o czym mówił Nauczyciel. Ich nadzieje z Nim związane były dość ograniczone i nie są w stanie wytłumaczyć nowego — po zmartwychwstaniu — kształtu nadziei głoszonej w imię Zmartwychwstałego.
Istotnym elementem ewangelicznych opowieści o zmartwychwstaniu Jezusa jest pusty grób. Nowy Testament świadczy zgodnie, że ciało ukrzyżowanego Jezusa znikło z grobu, w którym je złożono. Ten fakt nie jest jednak opisywany jako wystarczający sam w sobie dowód zmartwychwstania. Maria Magdalena mówi do Piotra i Jana: Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono (J 20,2). Z drugiej strony, gdyby ciało Jezusa leżało w grobie, uczniowie nie uwierzyliby w Jego zmartwychwstanie. Stąd wiele dowcipów w rodzaju: Tego roku Wielkanocy nie będzie. Odnaleziono ciało! Problem komplikuje się jeszcze bardziej, kiedy zauważymy, iż z dogmatycznego punktu widzenia zniknięcie ciała z grobu nie jest warunkiem sine qua non wiary w zmartwychwstanie. Chrześcijańska koncepcja zmartwychwstania wcale nie każe — jak np. w II w. myśleli Ireneusz, Tacjan, czy Justyn — wierzyć w swego rodzaju reanimację doczesnych szczątków, która nastąpi na końcu czasów. Wymienieni pisarze podejmowali obszerne analizy, mające na celu wykazanie, że możliwe jest, aby człowiek po zmartwychwstaniu miał ciało zbudowane z tych samych elementów (cząstek), co za życia ziemskiego. Justyn pisał m.in.: Wierzymy i spodziewamy się, że umarłe i w ziemi pochowane ciała nasze z powrotem otrzymamy, bo twierdzimy, iż dla Boga nie ma nic niemożliwego. Niejaki Atenagoras wyjaśniał nawet, że w przypadku kanibalizmu zjedzone cząstki człowieka nie mogą być na stałe wbudowane w ciało ludożercy, a więc przy zmartwychwstaniu nie będzie problemu, do kogo dane cząstki rzeczywiście należą.
Jednak słynny pawłowy tekst o ciałach po zmartwychwstaniu wskazuje na nowe, duchowe, w przeciwieństwie do zmysłowego, ciało, a zatem na rzeczywistość przekraczającą ziemskie rozumienie materii: zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego, i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne (1 Kor 15,50). Z tego wynika, że choć zmartwychwstałe ciało będzie naszym ciałem, to nie musi ono mieć materialnego związku z naszymi zwłokami. W tej perspektywie ma sens stwierdzenie, że Jezus mógł zmartwychwstać, nawet gdyby Jego umęczone ciało wciąż znajdowało się w grobie. Tak jednak się nie stało. Grób był pusty.
Ciekawe, że nigdy nie negowano samego faktu zniknięcia zwłok Jezusa. Różnie natomiast odpowiadano na pytanie, dlaczego grób był pusty. Niektórzy, opierając się na Dz 13,27–29, sugerowali, że tak naprawdę Jezus pochowany był w jakimś grobie zbiorowym lub nieznanym Apostołom. W konsekwencji zrozpaczeni uczniowie, którzy nie mogli odnaleźć ciała swego Mistrza, stworzyli opowieść o pustym grobie. Trudno jednak uznać, że zdanie z Dziejów Apostolskich: mieszkańcy Jerozolimy i ich zwierzchnicy [...] zdjęli Go [Jezusa] z krzyża i złożyli w grobie (13,27.29), stanowi mocną podstawę dla hipotezy zbiorowego lub nieznanego grobu. Warto tutaj zauważyć, że autor Dziejów, ewangelista Łukasz, w innym miejscu stwierdza wyraźnie, iż Józef z Arymatei złożył ciało Jezusa w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany (Mt 23,53).
O innej próbie wyjaśnienia pustego grobu informuje nas ewangelista Mateusz, według którego arcykapłani dali żołnierzom pieniądze, aby ci rozpowiadali, że uczniowie Jezusa przyszli w nocy i wykradli Go, gdyśmy spali. A gdyby to doszło do uszu namiestnika, mu z nim pomówimy i wybawimy was z kłopotu. Ci więc wzięli pieniądze i uczynili, jak ich pouczono. I tak rozniosła się ta pogłoska między Żydami i trwa aż do dnia dzisiejszego (Mt 28,13–15). To tłumaczenie podjął w XVIII w. H.S. Reimarus. Jego zdaniem, Apostołowie — pomimo bólu z powodu śmierci Nauczyciela — spostrzegli szybko, iż głoszenie Królestwa przynosi im wymierne korzyści. Wykradli więc ciało Jezusa i zaczęli głosić Jego zmartwychwstanie. Koncepcja Reimarusa jest niewątpliwie ciekawa, tyle że sam autor nie wyjaśnia, na czym polegały owe wymierne korzyści, skoro większość Apostołów poniosła śmierć męczeńską.
Na początku XX wieku K. Lake rozwinął hipotezę, że opowieść o pustym grobie jest po prostu wynikiem banalnej pomyłki. Kobiety pomyliły drogę i przyszły do innego grobu. Tam spotkały młodzieńca, który je poinformował, że w tym grobie żadnego Jezusa nie ma (nie ma go tu — Mk 16,6). Kobiety zaś zrozumiały, że Ten, kogo szukały, zmartwychwstał. Ponadto, będąc w stanie emocjonalnego rozchwiania, wzięły młodego mężczyznę za anioła. K. Lake nie przyjmuje oczywiście do wiadomości, że ów młodzieniec powiedział kobietom: Idźcie, powiedzcie Jego uczniom i Piotrowi: Idzie przed wami do Galilei, tam Go ujrzycie, jak wam powiedział (Mk 16,7). Podobna do powyższej hipoteza zakłada, że Józef z Arymatei po pierwszym złożeniu Jezusa do grobu, powrócił i z sobie tylko wiadomych powodów przeniósł ciało do innego grobu. Kobiety zaś nawiedziły pierwotny grób, a widząc, że jest pusty, wyobraziły sobie, iż Pan powstał z martwych. W ewangeliach nie ma jednak żadnej wzmianki sugerujących tajemnicze postępowanie Józefa z Arymatei. Ponadto, trudno byłoby wytłumaczyć jego milczenie, kiedy Apostołowie zaczęli głosić zmartwychwstanie Jezusa.
A oto inne oryginalne, żeby nie powiedzieć dziwaczne, próby wytłumaczenia pustego grobu. Niektórzy twierdzili, że to ogrodnik miejsca, w którym znajdował się pierwotny grób Chrystusa, przeniósł zwłoki, gdyż nie chciał, aby zwolennicy zmarłego zniszczyli mu ogród nawiedzając tłumnie grób swego Nauczyciela. Znaleźli się tacy, co skłonni byli przyjąć, iż pusty grób był wynikiem niecnych działań grabarzy. Słysząc coś o królewskim pochodzeniu Jezusa, grabarze mieliby wykraść Jego ciało w nadziei, że ktoś im za nie zapłaci. Pewien myśliciel obdarzony bujną wyobraźnią wpadł na pomysł, iż pusty grób był wynikiem szczególnego trzęsienia ziemi. W miejscu, gdzie spoczywało ciało Jezusa, miała zrobić się szczelina, która pochłonęła zwłoki. Kolejny wstrząs sprawił, iż skały połączyły się na nowo, stwarzając wrażenie, że nic się nie stało, a ciała już nie było... Najgłupszą, mówiąc delikatnie, jest hipoteza, która pusty grób przypisuje działaniu nieznanych wcześniej, ani potem mikrobów. Miały one w nadzwyczajnym tempie sprawić całkowity rozkład ciała Jezusa. Ktoś złośliwie dodał, że te kosmiczne drobnoustroje złożyły jeszcze chustę, która — jak czytamy u ewangelisty Jana — znajdowała się na głowie zmarłego Chrystusa.
Powyższy, krótki przegląd hipotez pozwala stwierdzić, że jedynym niechrześcijańskim, a godnym uwagi tłumaczeniem pustego grobu jest stwierdzenie, iż opowieść o nim stanowi swego rodzaju formę przekazywania wiary w zmartwychwstanie. Innymi słowy, pusty grób byłby swoistą przenośnią, rodzajem literackim. Powracamy w ten sposób do tej grupy racjonalistycznych koncepcji, które opierają się na założeniu, że ewangeliści tak naprawdę nie chcieli powiedzieć tego, co powiedzieli. Apostołowie mówiliby więc o pustym grobie chcąc jedynie zaznaczyć, iż Jezus żyje w wymiarze duchowym. Powtórzmy zatem pytanie: Dlaczego uczniowie Chrystusa mieliby stosować tę w gruncie rzeczy kłamliwą formę wypowiedzi?
Gdyby ewangeliczne opowiadania o Zmartwychwstałym miałyby być jedynie czystą retoryką, mającą na celu wyrażenie subiektywnego doświadczenia, lub — co gorsza — kłamliwymi opowiastkami nastawionymi na doczesne, wymierne korzyści, to nie przypisano by w nich tak wielkiej roli kobietom. W tamtych bowiem czasach w Palestynie świadectwo kobiety nie miało żadnego znaczenia. Tymczasem w ewangeliach to właśnie kobiety pierwsze odkrywają pusty grób. One powiadamiają o tym dziwnym fakcie uczniów, którzy — jak na prawdziwych mężczyzn przystało — nie dali im wiary biorąc ich świadectwo za czczą gadaninę (zob. Łk 24,11). Ewangelista Marek pisze, że Jezus ukazał się najpierw Marii Magdalenie, z której wyrzucił siedem złych duchów (Mk 16,9). Jeśliby sam wymyślił historię o Zmartwychwstałym, to zapewne Jezus ukazałby się najpierw jakiemuś godnemu wiary mężczyźnie, a nie kobiecie, która w dodatku była kiedyś opętana. Jest bowiem oczywiste, że ten, kto chce przekonać do swych zmyślonych opowieści, nie umieszcza w nich elementów podważających ich wiarygodność.
Ewangeliczna wersja śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa jest z psychologicznego punktu widzenia bardzo przekonywująca. Nie ma w niej jakiś cudowności. Jest ludzki lęk, zwątpienie, podłość, a także ludzka nadzieja, łzy oczyszczenia i miłości, radość i odwaga. Jest wreszcie coś, co rzuca światło na niezrozumiałe samo w sobie przejście od tchórzliwego opuszczenia Jezusa w godzinie śmierci do odważnego głoszenia zbawienia w Jego imię. Tym czymś jest obecność Ducha. Zauważmy, że pięćdziesiąt dni po śmierci Jezusa — pomimo doświadczenia Go jako zmartwychwstałego — uczniowie siedzą zamknięci w wieczerniku, boją się wrogiego świata i nie wiedzą tak naprawdę, co mają robić. Choć otrzymali już Dobrą Nowinę o zwycięstwie nad grzechem i śmiercią, to przecież istnieje niebezpieczeństwo, że Nowina ta pozostanie uwięziona, i to nie tylko za zamkniętymi drzwiami wieczernika, lecz przede wszystkim w ich zalęknionych sercach. W takiej właśnie sytuacji na Apostołów zstępuje Duch Święty. Jest to Duch, którego posłał im Zmartwychwstały. Teraz wiedzą, co robić. Idą na cały świat i głoszą Ewangelię oddając za nią życie. Ten sam Duch chce działać również dzisiaj w nas. Ten sam Duch pozwala nam wejść w doświadczenie wielu pokoleń, że Jezus, którego zabito i pochowano w grobie, zmartwychwstał i żyje na wieki.
Dariusz Kowalczyk SJ
Artykuł ukazał się w numerze 4/2001 „Przeglądu Powszechnego”.
na początek strony © 1996–2001 Mateusz |