Duchowość
Anna Świderkówna
Od ewangelii do Ewangelii

 

Ewangelie... Temat zdawałoby się znany, bo jeżeli ktoś nawet nie zna Pisma Świętego, sądzi, że Ewangelie zna. Z Ewangeliami związane jest jednak pewne niebezpieczeństwo. Chodząc do kościoła i często je słysząc, niejako się na nie "uodparniamy". One spływają nieraz po nas jak woda po kaczce i tak naprawdę ich nie słuchamy i nie zastanawiamy się nad nimi. Czy naprawdę wiemy, co znaczy Ewangelia?

"Przepis" na Ewangelię

Mówimy potocznie: Ewangelia św. Marka, św. Mateusza, św. Łukasza, św. Jana... Zwróćmy jednak uwagę, że prawdziwe tytuły tych pism są inne: Ewangelia według św. Marka, według św. Mateusza, według św. Łukasza, według św. Jana... Już ta forma tytułu -- tradycyjna, bardzo stara -- powinna nam zwrócić uwagę, że autor nie jest w Ewangeliach najważniejszy, co więcej, że św. Marek, Mateusz, Łukasz, Jan właściwie nie byli autorami Ewangelii, gdyż tak naprawdę istnieje tylko jedna Ewangelia.

Czym więc jest Ewangelia? Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy najpierw określić, czym jest gatunek literacki. Wyobraźmy sobie, że ktoś, kto nie umie gotować, musi zrobić obiad. Ten ktoś szuka więc wskazówek w jakimś podręczniku i natrafia na podręcznik geometrii. Wiadomo, że jeżeli będzie gotował według "przepisu" z podręcznika geometrii, nic z tego nie wyjdzie. A jeszcze gorzej byłoby, gdybyśmy chcieli uczyć się geometrii z książki kucharskiej! O tym "przepisie", według którego została napisana Ewangelia, decyduje gatunek literacki. Przez całe wieki zastanawiano się, czy wielka ryba może połknąć człowieka i czy ten człowiek po trzech dniach może z tej wielkiej ryby wyjść żywy i zdrowy. Dlaczego się zastanawiano? Bo pomylono gatunki literackie! Na pierwszy rzut oka zdawało się, że historia Jonasza jest opowiadaniem historycznym. Tymczasem, owszem, był taki prorok, który nazywał się Jonasz, syn Amintaja, ale ten prorok żył w VIII wieku, a cała historia o Jonaszu napisana została w wieku IV. Trzeba więc wiedzieć, że historia o Jonaszu nie jest ani księgą prorocką, ani historyczną, tylko opowiadaniem pouczającym, czymś podobnym do przypowieści ewangelicznych. W tym opowiadaniu autor chce z jednej strony powiedzieć czytelnikom, że przed Bogiem uciec się nie da, z drugiej natomiast (co jest znacznie ważniejsze i co jest celem tej księgi) -- że Bóg troszczy się również o pogan, i to nawet o tak okrutnych, jakimi byli Asyryjczycy. Nie można więc postąpić tak, jak Jonasz, który uciekał przed Bogiem, gdyż wiedział, iż jest On miłosierny i łaskawy, i nie chciał, by Jego miłosierdzie objawiło się wobec Niniwitów. Bóg jest miłosierny i łaskawy dla wszystkich -- taka jest nauka tej księgi. Rozróżnienie gatunku literackiego jest więc bardzo ważne i nie sposób określić, czym jest Ewangelia, nie mając tego na uwadze.

Łatwiej będzie powiedzieć na początek, czym Ewangelie nie są. A więc na pewno nie są sprawozdaniem dziennikarskim z wydarzeń, które kiedyś miały miejsce. Nie są monografią historyczną. Nie są biografią, życiorysem. A więc czym naprawdę są?

Dobra Nowina o zbawieniu

Najpierw odpowiedzmy na podstawowe pytanie: po co i dla kogo pisali Ewangeliści? Jeżeli o tym pytaniu zapomnimy, powstaną nieporozumienia, a nawet zgorszenia.Dlaczego? Ponieważ w relacjach ewangelicznych istnieją niekiedy sprzeczności. Jedna z najmniejszych a zarazem całkiem wyraźna- to historia ze ślepcem pod Jerychem. Gdzie i kiedy Jezus spotkał tego ślepca? Według św. Łukasza, gdy wchodził do Jerycha, według św. Marka -- gdy z niego wychodził. U św. Mateusza natomiast jest dwóch ślepców... Każdy historyk powie w tym miejscu: "No dobrze, trzeba to uzgodnić, trzeba przeanalizować źródła, a może dojdziemy jak było naprawdę". Tymczasem cała rzecz polega na tym, że zarówno Ducha Świętego, jak i ludzkich autorów Ewangelii, nie obchodziło wcale, czy ten ślepiec znajdował się przed Jerychem, czy poza Jerychem. Ich obchodziło samo wydarzenie, a ściśle mówiąc -- sam sens tego wydarzenia.

Słowo "ewangelia" oznacza, jak wiadomo, "dobra nowina". Słowo to pochodzi od greckiego słowa euangelion i pierwotnie oznaczało (bo w starogreckim słowo to funkcjonowało w języku świeckim) nagrodę, jaką dostaje ten, kto przynosi dobrą nowinę. Tak było jeszcze w VIII wieku przed Chrystusem. Potem słowo "euangelion" zaczyna oznaczać także samą dobrą nowinę, dobrą wiadomość i pojawia się w różnych formach w wielkim przekładzie Biblii hebrajskiej na grekę (tzw. Septuagincie), która powstawała w III i II w. przed Chrystusem. W Septuagincie słowo "ewangelia" znaczy "dobra nowina", ale znacznie częściej występuje tam czasownik utworzony od tego rzeczownika, który mówi: "głosić dobrą nowinę". To głoszenie dotyczy tu przede wszystkim dobrej nowiny o zbawieniu. Jak więc widzimy, zarówno ten rzeczownik, jak i utworzony od niego czasownik nabierają znaczenia religijnego. W czasach narodzin Jezusa słowo euangelion występowało także w sakralnych tekstach pogańskich, gdzie oznaczało jakąś religijną dobrą nowinę.

W świecie tradycji ustnej

Odpowiedzieć na pytanie, czym Ewangelie naprawdę są, będzie nam najłatwiej, jeżeli przyjrzymy się, jak one powstawały. Zapewne, gdybyśmy dzisiaj przeżyli spotkanie z Jezusem, jak najszybciej chcielibyśmy je utrwalić. Może jeszcze za Jego życia sporządzałoby się jakieś notatki, nagrywałoby się Jego słowa na kasetę, robiłoby się film starając się, by cały zapis Jego życia i nauczania powstał jak najszybciej. Takie postępowanie było całkowicie obce uczniom Jezusa! Byli oni przede wszystkim głęboko przekonani, że czas powtórnego przyjścia Jezusa jest bardzo bliski. Na dowód tego, co mówię, wystarczy przeczytać I List do Tesaloniczan, który jest prawdopodobnie najstarszym pismem Nowego Testamentu (powstał ok. 51 roku). W tym liście widać, jak bardzo Paweł jest pewny, że doczeka powtórnego przyjścia Pana.

Pisanie o wydarzeniach z życia Jezusa nie wydawało się uczniom Jezusa konieczne także i dlatego, że wokół żyło wielu naocznych świadków tych wydarzeń. I wreszcie to, co w tym "zwlekaniu" z zapisywaniem było najważniejsze -- uczniowie Jezusa żyli w świecie Bliskiego Wschodu, w którym bardzo żywa była jeszcze tradycja ustna.

Gdy rabini uczyli swoich uczniów, gromadzili ich wokół siebie i powtarzali pewne formuły, które miały taką konstrukcję, że łatwo zapadały w pamięć. Ślad takich sformułowań odnajdujemy także w Ewangeliach. Ich najbardziej charakterystycznym przykładem są słowa Jezusa o domu budowanym na skale i na piasku. Te dwie wyraźne strofy zbudowane są tak, by łatwo było je zapamiętać.

Pozornie wydaje się nam, że tradycja ustna jest mniej pewna od tego, co zostało zapisane. Sama jako filolog klasyczny mogę stwierdzić jedno: filologia, która narodziła się w III w. przed Chrystusem w Aleksandrii, narodziła się właśnie po to, by ustalać tekst pisany, by poprawiać błędy, które powstawały przy przepisywaniu rękopisów. Musimy pamiętać, że tekst przepisywany czy przedrukowywany bardzo szybko ulega zniekształceniu. Na dowód tego opowiem pewną historię.

Kiedyś pewien mój znajomy, świetny biblista, dał mi do ręki swój artykuł, który był już po ostatniej korekcie i oczekiwał na publikację. Czytam i zaraz na pierwszej stronie spostrzegam zdanie: "Święty Piotr nawrócił się pod Damaszkiem". Łatwo zrozumieć, skąd ten błąd się wziął. Maszynistka czy też pani przepisująca ten tekst na komputerze, zobaczyła tylko literę "P" (oczywiście był to początek imienia św. Pawła) i wstawiła tam Piotra. Najdziwniejsze jest, że artykuł przeszedł przez wszystkie korekty: zarówno korektę wydawniczą, jak i przez korektę samego autora i nikt nie zauważył tego błędu. Gdy ja go dostrzegłam, zrobiła się prawdziwa burza, bo nie było pewne, czy błąd można jeszcze poprawić. Na szczęście udało się.

Ja sama także tłumacząc Dzieje Grecji Hammonda zrobiłam błąd przemianowując wyspę "Cypr" (po angielsku "Cyprus") na Cyrusa, króla perskiego. A ile robimy błędów, to najlepiej widać przy korekcie jakiejś książki czy artykułu.

Tradycja ustna była może pewniejsza. To znaczy powstawały takie same błędy, jak przy przepisywaniu, ale łatwiej było je poprawić. Jak bowiem wygląda żywa ustna tradycja, możemy się dowiedzieć także i dziś, obserwując bardzo małe dzieci, które jeszcze same nie czytają i którym się opowiada bajki i baśnie. Dzieci miewają swoje ulubione historie i słuchają ich bez przerwy. I wtedy, jeżeli jakaś mama lub ciocia znudzona powtarzaniem ciągle tego samego zechce coś zmienić, mały słuchacz przerywa jej i mówi: "To nie było tak. Zapomniałaś!"

Niestety, druk i komputery trochę nas zwalniają z myślenia. Nie znaczy oczywiście, że są one złe, ale warto tu przypomnieć Platona, który w I połowie IV w. przed Chrystusem bardzo się martwił, że książka tak się rozprzestrzenia. Uważał, że ludzie przestaną myśleć, a zaczną czytać i miał pewnie nieco racji.

Kiedy powstały Ewangelie?

Najstarszą Ewangelią jest prawdopodobnie Ewangelia według św. Marka. Zaczyna się ona tak: Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa Syna Bożego. Biblia Tysiąclecia (przynajmniej do IV wydania) podaje inny przekład: Początek Ewangelii o Jezusie Chrystusie Synu Bożym (Mk 1,1). Nie jest on oczywiście zły, ale nieco ubogi. Bo tak naprawdę Ewangelią jest to, co głosił sam Jezus. To właśnie w I rozdziale Ewangelii według św. Marka Jezus wraca do Galilei i woła Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię (Mk 1,14). Tak wołał Jezus, a przecież w tym czasie jeszcze żadna Ewangelia nie została napisana. Tu słowo "Ewangelia" użyta jest w najbardziej podstawowym sensie -- jako Dobra Nowina o tym, że królestwo Boże jest blisko. Potem można powiedzieć, że sam Jezus jest królestwem Bożym, a więc On sam jest w pewnym sensie tą Dobrą Nowiną. A ponieważ tak jest, po Jego śmierci i zmartwychwstaniu uczniowie opowiadają Ewangelię o Nim i o królestwie Bożym. A jeszcze później św. Marek rozpoczyna swoje dzieło. Pisząc pierwsze zdanie na pewno sam nie wiedział, że stwarza w ten sposób odrębny gatunek literacki, który się będzie nazywał "ewangelią".

Jeżeli chodzi o datę powstania Ewangelii, przedstawię tu datowanie przyjęte przez ogromną większość biblistów. Oczywiście nie jest to opinia wszystkich uczonych, istnieje mniejszość, która gwałtownie stara się przesunąć to datowanie na okres jak najbliższy samemu Jezusowi, co, jak mówi wielki biblista francuski P. Grelat, jest próbą zaprzeczenia tradycji przekazywanej ustnie. Bez względu jednak na datowanie Ewangelii rozróżniamy trzy etapy ich kształtowania się (są to zresztą nie tylko etapy kształtowania się Ewangelii ale całego Nowego Testamentu). Pierwszy okres -- to samo życie Jezusa, który głosi Dobrą Nowinę. Później następuje okres po Jego śmierci, kiedy gminy chrześcijańskie żyją tą Ewangelią. Jest to czas od śmierci Jezusa (przypadającej najprawdopodobniej 7 kwietnia 30 roku) do mniej więcej 70 roku. I dopiero gdzieś przed 70 rokiem zaczyna się okres redakcji naszych Ewangelii.

Do tego drugiego okresu należą listy św. Pawła, które według wszelkiego prawdopodobieństwa są najstarszą częścią Nowego Testamentu, zwłaszcza te pierwsze wielkie listy, jak listy do Tesaloniczan, do Koryntian, list do Filipian, do Galatów, do Rzymian. W listach św. Pawła bardzo często powtarza się słowo "Ewangelia", chociaż w czasie, gdy Apostoł je pisał, nie było jeszcze żadnej z naszych Ewangelii. Charakterystyczny pod tym względem jest I list do Tesaloniczan: Sami bowiem wiecie, bracia, że nasze przyjście do was nie okazało się daremne. Chociaż ucierpieliśmy i -- jak wiecie -- doznaliśmy zniewagi w Filippi, odważyliśmy się w Bogu naszym głosić Ewangelię Bożą wam, pośród wielkiego utrapienia. Upominanie zaś nasze nie pochodzi z błędu ani z nieczystej pobudki, ani z podstępu, lecz jak przez Boga zostaliśmy uznani za godnych powierzenia nam Ewangelii, tak głosimy ją, aby się podobać nie ludziom, lecz Bogu, który bada nasze serca (...) Pamiętacie przecież bracia naszą pracę i trud. Pracowaliśmy bowiem dniem i nocą, aby nikomu z was nie być ciężarem. Tak to wśród was głosiliśmy Ewangelię Bożą. (I Tes 2,1-9). Muszę się przyznać, że miałam ochotę zatytułować tę konferencję "Ewangelia św. Pawła", gdyż właśnie Paweł pomaga nam zrozumieć, co znaczy Ewangelia i co mamy szukać w tym gatunku literackim, który nazywamy Ewangelią.

Przekazałem wam to, co przejąłem

Kolejny bardzo ważny dla nas tekst pochodzi z I Listu do Koryntian. Jest on tak ważny, ponieważ jest to najstarsze wyznanie wiary chrześcijańskiej, jakie zachowało się do naszych czasów: Przypominam, bracia, Ewangelię, którą wam głosiłem, którąście przyjęli i w której też trwacie. Przez nią również będziecie zbawieni, jeżeli ją zachowacie tak, jak wam rozkazałem... Chyba żebyście uwierzyli na próżno. Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł -- zgodnie z Pismem -- za nasze grzechy, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem... (1 Kor 15,1-4).

Słowa "przekazać" i "przejąć" mają swoje odpowiedniki hebrajskie. Tak mówili uczeni żydowscy, którzy przekazywali uczniom wiedzę, a ci ją przejmowali. Pamiętajmy, że św. Paweł jest faryzeuszem i jest z tego bardzo dumny. W liście do Filipian mówi, że był tak gorliwy, iż prześladował Kościół. Nam często wydaje się, że Paweł był wielkim grzesznikiem, który się nawrócił. Jego nawrócenie było oczywiście bardzo realne, ale na czym ono polegało? Na tym, że w Chrystusie, którego prześladował, zobaczył Boga, któremu chciał całym sercem służyć. Paweł bowiem już się tak urodził, że musiał służyć. Nie potrafił nic robić połowicznie, jeżeli więc służył Bogu -- to całym sobą. Pod Damaszkiem zobaczył w Chrystusie tego Boga, któremu służył i który zapytał go: Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz (Dz 9,4). A przecież Paweł prawdopodobnie nigdy Chrystusa nie spotkał! On prześladował chrześcijan, a nie Chrystusa. Chrystus odwrócił jego tok myślenia. To właśnie Damaszek stał się źródłem utożsamienia Chrystusa z chrześcijanami, które potem będzie podstawą teologii Pawłowej.

Jeżeli Paweł mówi: Przekazałem wam to, co przejąłem, to jego słowa wskazują równocześnie, iż cytowane wyznanie wiary jest starsze niż wizyta Pawła w Koryncie. Najprawdopodobniej właśnie to wyznanie wiary Paweł przyjął wtedy, gdy został chrześcijaninem, czyli w Damaszku. Nie wiemy, kiedy to było: być może w 33, może w 34, a może w 35 r po Chrystusie.

Jezus żyje!

Przekazałem wam na początku to, co przejąłem: że Chrystus umarł, że został pogrzebany, że zmartwychwstał trzeciego dnia, zgodnie z Pismem...(1 Kor 15,4)

Zanim przejdę do interpretacji tego tekstu, chcę poczynić dwie ważne uwagi. Po pierwsze: w tekście polskim mamy tu cztery czasowniki w czasie przeszłym dokonanym: umarł, został pogrzebany, zmartwychwstał, ukazał się. Tymczasem w tekście greckim w czasie przeszłym dokonanym występują tylko trzy czasowniki: umarł, został pogrzebany, ukazał się. To są trzy wydarzenia, które miały miejsce w przeszłości, które odeszły, których już nie ma. Czwarty czasownik: "zmartwychwstał" to niejako greckie perfectum, czas który oznacza raczej pogłębiony czas teraźniejszy. Właściwie czasownik ten należałoby tłumaczyć: "Jest zmartwychwstały, bo zmartwychwstał".

A więc Chrystus jest zmartwychwstały! To samo Paweł mówi o Jezusie w Cezarei Nadmorskiej. Gdy prokurator rzymski bada bliżej sprawę oskarżenia wniesionego przeciw niemu przez Żydów stwierdza, że nie jest to sprawa kryminalna: mieli z nim tylko spory o ich wierzenia i o jakiegoś zmarłego Jezusa, o którym Paweł twierdzi, że żyje (Dz 25,19). Paweł wciąż głosi, że Jezus zmartwychstał i żyje. To jest bardzo ważne, bo takie właśnie było odczucie pierwszych gmin chrześcijańskich: "Jezus żyje. On jest obecny wśród nas. On nie należy do przeszłości".

Zgodnie z Pismem

Czas teraz na uwagę drugą. W cytowanym tekście I Listu do Koryntian Paweł mówi, że Chrystus zmartwychwstał dnia trzeciego zgodnie z Pismem. A tymczasem my w Credo mówimy: "I zmartwychwstał dnia trzeciego, jak oznajmia Pismo". To fatalny błąd! Zgodnie z Pismem -- to wcale nie znaczy: "Jak oznajmia Pismo".

Rozmawiałam chyba z czterema młodymi osobami i każdą z tych osób oddzielnie pytałam: "Co Pan (czy Pani) rozumie przez te słowa?" I za każdym razem słyszałam: "To znaczy: tak jak nam mówi Ewangelia". Nieprawda. Gdy Paweł mówił te słowa, nie było jeszcze spisanych Ewangelii. Tu chodzi nie o Ewangelię, ale o to, co było Pismem dla Pawła, czyli o cały Stary Testament.

Chrystus umarł za nasze grzechy (...) zgodnie z Pismem. Co to znaczy? Dla nas Chrystus to jakby drugie imię Jezusa. I jest nam wszystko jedno, czy Paweł mówi "Chrystus" czy też "Jezus Chrystus". Tymczasem Pawłowi nie było to obojętne. Dla niego "christos" to był Mesjasz. Paweł mówi więc: "Mesjasz umarł". Jezus nie jest tu tylko zwykłym człowiekiem, który umarł, ale jest Mesjaszem -- Mesjaszem, który umiera ludzką, straszną śmiercią. Ten Mesjasz umiera za nasze grzechy. Co to znaczy? Że ta śmierć nas dotyczy, dotyczy każdego z nas.

Chrystus umarł zgodnie z Pismem. Nie znaczy to oczywiście, że autorzy Starego Testamentu i Prorocy widzieli Jezusa, dokładnie wiedzieli jak on umrze itd. To nie tak. Mówiąc te słowa Paweł stwierdza: "Chrystus umarł zgodnie z odwiecznym Prawem Bożym, które objawia się nam w Piśmie". To stwierdzenie jest znacznie mocniejsze. Prorocy nie byli jasnowidzami. Owszem, oni dostrzegali pewne rzeczy, mówili o także o przyszłości, ale sami nie domyślali się całej doniosłości, całej głębi tego, co mówią.

I w tym momencie możemy już podsumować: na ewangelię Pawłową zupełnie tak samo jak na Ewangelie późniejsze, pisane, rozumiane jako gatunek literacki, składają się trzy warstwy albo trzy elementy. Pierwsza z nich to fakt historyczny: Chrystus umarł, możemy nawet dokładnie określić, kiedy umarł (a musimy pamiętać, że mało jest takich faktów, zwłaszcza dotyczących życia poszczególnych ludzi, które moglibyśmy datować). Druga warstwa polega na tym, że fakt śmierci Chrystusa jest interpretowany w świetle biblijnym, na tle całej Biblii, oraz w świetle zmartwychwstania. Trzecia warstwa to praktyczne odniesienie tego faktu do życia Kościoła.

Rozpoznać Jezusa

Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób chrześcijanie rozpoznawali Jezusa w tekstach Starego Testamentu. Otóż wyobraźmy sobie, że mam jakiegoś wujka, który od niepamiętnych czasów mieszka w Ameryce. Nigdy go nie widziałam, ale mam album rodzinny, w którym są stare zdjęcia sprzed trzydziestu, czterdziestu lat. Wujek jest na tych zdjęciach, ale ja nawet nie bardzo umiem go rozpoznać wśród wielu innych osób. Po jakimś czasie wujek przyjeżdża do Polski, spotykam się z nim osobiście, wracam do starego albumu i odnajduję go na rodzinnych zdjęciach. Teraz już go rozpoznam, mimo, że od zrobienia tego czy innego zdjęcia minęło czterdzieści lat. A ponieważ bardzo chcę go znaleźć, mogę go znaleźć także na takim zdjęciu, gdzie go wcale nie ma.

Podobnie działo się z chrześcijanami. Poznawali Jezusa odczytując Pismo Święte niejako "wstecz". Odnajdywali Jezusa w Starym Testamencie. Tak bardzo chcieli Go odnaleźć, że czasami odnajdywali go nawet tam, gdzie Go wcale nie było.

Klasycznym przykładem rozpoznawania Jezusa w tekstach Starego Testamentu jest fragment Dziejów Apostolskich mówiący o nawróceniu dworzanina etiopskiego. Po ukamienowaniu Szczepana Apostołowie i siedmiu diakonów opuściło Jerozolimę, żeby uniknąć prześladowania. Jeden z diakonów, Filip, zostaje przez Ducha wypchnięty na drogę wiodącą z Jerozolimy do Gazy i nakłoniony do tego, by podbiegł do wozu, na którym siedział dworzanin królowej Etiopii. Był to poganin ale tzw. bojący się Boga, czyli taki, który choć nie przyjął obrzezania i innych zwyczajów żydowskich, przyjeżdżał do Jerozolimy, oddawał cześć Bogu, składał Mu ofiary itp. Etiop siedząc na wozie czytał 53 rozdział Księgi Izajasza, gdzie mowa jest o Słudze Jahwe wiedzionym jak baranek na zabicie. Filip zapytał go: Proszę cię, o kim to Prorok mówi, o sobie, czy o kimś innym? (Dz 8,34). A potem wychodząc z tego tekstu Pisma opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie (Dz 8,35) W tym fragmencie widać, jak tekst proroka z VI wieku przed Chrystusem stał się jakby Ewangelią. To w tym właśnie tekście chrześcijanie rozpoznawali Jezusa, idąc w ślad za swoim Mistrzem, który pierwszy rozpoznał w nim siebie.

Nie zapominajmy o Duchu Świętym!

Spotkałam kiedyś szczęśliwe starsze małżeństwo. Podczas spotkania ta szczęśliwa para pokazywała zdjęcia, stare listy -- wszystko to, z czym wiązały się jakieś wspomnienia. W pewnym momencie starszy pan podaje mi jakąś kartkę i mówi: "Popatrz, to jest nasz pierwszy list miłosny". I cóż ja widzę? Kartkę wyrwaną z zeszytu, a na tej kartce rozwiązane jakieś zadanie z algebry. Patrzę na starszego pana a on się śmieje i mówi: "Myśmy chodzili do jednej szkoły, aleśmy się w ogóle nie znali. Potem ona zachorowała i prosiła mnie, żebym jej przepisał zadanie. I od tego się wszystko zaczęło..."

Ta historia -- to przykład tego, co może znaczyć dokument bez interpretacji. Wyobraźmy sobie, że któreś z tych małżonków było sławne (np. on został znanym pisarzem) i po śmierci obojga, ktoś ma zamiar napisać o nich książkę. Chcąc zebrać materiały do tej ksiązki na pewno przejrzy ich zdjęcia, ich korespondencję, ale gdy natrafi na taką kartkę, wyrzuci ją do śmieci. Nawet nie przyjdzie mu do głowy, że zwykła kartka z zeszytu mogła odegrać wielką rolę w ich życiu.

Nie narzekajmy więc na interpretację obecną w Piśmie Świętym. W gruncie rzeczy powinniśmy być głęboko wdzięczni najpierw Duchowi Świętemu, a później Ewangelistom, że zechcieli przekazać nam nie nagie fakty, ale fakty oświetlone światłem zmartwychwstania i Pisma Świętego, że zechcieli nam wyjaśnić, co te fakty oznaczały dla nich samych, dla ich wspólnot, a tym samym i dla całego Kościoła powszechnego, także i dla nas. Nie darmo przecież Jezus mówił swoim uczniom przy pożegnaniu: Wiele mam wam jeszcze do powiedzenia, ale teraz nie zdołacie jeszcze tego udźwignąć. Gdy jednak przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Stanie się waszym przewodnikiem po całej prawdzie. Naprawdę niewiele zrozumiemy z Pisma Świętego, jeżeli zapomnimy o Duchu Świętym, jeżeli nie będziemy chcieli dostrzec Jego obecności!

Często narzekamy, że nie widzimy Ducha Świętego, że nie potrafimy Go sobie wyobrazić. Całe szczęście, bo my sobie już za dużo wyobrażamy, jeśli chodzi o Boga. Duch Święty jest twarzą niewidzialną Boga, jest strażnikiem Jego transcendencji. Ktoś kiedyś powiedział, że Duch Święty jest pokorą Boga: zawsze objawia Syna, objawia Ojca a sam jest niewypowiedziany. Ale choć niewypowiedziany, jest On zawsze obecny. Jest obecny także w tym momencie. Jeżeli moje słowa mają dla Państwa jakiekolwiek znaczenie, to właśnie dzięki Niemu,

Anna Świderkówna

 

Artykuł ukazał się w Zeszytach Odnowy w Duchu Świętym  (wydawnictwo m).

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz