Czytelnia

 
KS. WŁODZIMIERZ NAST

Radość konfirmacji?
O uroczystości konfirmacji w Kościele Ewangelicko-Augsburskim.

 

„Jesteście przyjaciółmi moimi,
jeśli czynić będziecie, co wam przykazuję.
Już was nie nazywam sługami,
bo sługa nie wie, co czyni pan jego;
lecz nazywam was przyjaciółmi,
bo wszystko, co słyszałem od Ojca
mojego, oznajmiłem wam”
(J 15,14.15)

 

Wytrwać w wierze

Słowa te odczytał przed trzydziestu laty ks. Zygmunt Michelis, proboszcz warszawskiej parafii Świętej Trójcy, gdy przed jego ołtarzem stanęła grupa młodzieży. Najstarsi z nas mieli już po dwadzieścia lat, najmłodsi szesnaście. Taka była, jeszcze do niedawna, tradycja stołecznego zboru. Pamiętam, że odebraliśmy te słowa jako mandat zaufania udzielony w dniu naszej „kościelnej matury”. Doświadczony duszpasterz miał czas dobrze nas poznać. Nie należał do tych, którzy surowo egzekwowali znajomość objaśnień katechizmowych. Zwykle mawiał: „I co z tego, że będziecie dobrze znali formułki, a w swym życiu nie będziecie się do nich stosować. Poznajcie dobrze treść i ducha Słowa Bożego, a ono owładnie wami skutecznie i prawdziwie”. Przemówił do nas żarliwie i z wielką miłością, jako do tych, których Chrystus przyjmuje do grona swoich przyjaciół. Podczas nauki konfirmacyjnej oznajmił nam to wszystko, co usłyszał od niebiańskiego Ojca; my zaś mamy nie tylko wyznać swoją wiarę i ślubować posłuszeństwo, ale nade wszystko czynić to, co On nam przykazuje.

Usłyszeliśmy i takie słowa, które mogły zakłócić radosny i podniosły charakter uroczystości: „Moi drodzy, zastanówcie się dobrze, czy rzeczywiście chcecie być przyjaciółmi Jezusa Chrystusa i spełniać gorliwie Jego wolę! Czy chcecie uczciwie ślubować wytrwanie przy Nim w wierze i posłuszeństwie? Jeśli żywicie jakieś wątpliwości, to lepiej będzie, jeśli ten, w którego sercu one zagościły, odejdzie sprzed ołtarza i przyjdzie kiedy indziej, by teraz nie zgrzeszył swą nieszczerością!” Nikt nie odszedł. Jednak po pewnym czasie o kilku osobach z naszego grona słuch zaginął. Niektórzy się rozproszyli, ale trwają w wierze i swym Kościele. W macierzystej parafii pozostało nas siedmioro.

 

Zachować radość na dłużej

Artykuł ten rozpocząłem osobistym akcentem sięgającym w przeszłość. Konfirmacja jest wspomnieniem radosnego i jedynego w swoim rodzaju dnia w moim życiu. Radość konfirmacji staje się żywa, gdy nie ogranicza się jedynie do wspomnień zawartych w pożółkłym świadectwie, fotografiach czy na kasecie wideo, ale w rzeczywistej aktywności w Kościele, otwartym na potrzeby bliźniego sercu czy chociażby w obecności na nabożeństwach, przystępowaniu do Sakramentu Stołu Pańskiego, które wynikają z potrzeby i pragnienia.

Konfirmacje stanowią niezbywalną część życia naszego Kościoła. Są powodem do dumy, ale i troski. I to nie tylko dlatego, że są w naszym Kościele parafie, w których do ślubowania konfirmacyjnego staje corocznie kilkadziesiąt młodych osób. Wiele jest takich, w których na tego rodzaju uroczystość czeka się kilka lat. Bardzo często jedną czy kilka osób łatwiej jest przygotować, do każdej można dotrzeć, nie tylko przez naukę, ale poznanie radości i problemów. W liczniejszej grupie niejedno może ujść uwadze. Do młodego człowieka z takiej grupy nie jest łatwo dotrzeć. Wprawdzie tłumne uroczystości kościelne podnoszą na duchu, zwłaszcza wiernych z diaspory, ale te mniej liczne i skromniejsze są może głębiej przeżywane przez samych konfirmantów, ich rodziny i całą parafię.

 

Dobre i złe zwyczaje

Nie wątpię, że dla trzynasto-, czternastolatka praktykowany w wielu parafiach i rodzinach zwyczaj przeprosin przed przystąpieniem po raz pierwszy do Sakramentu Ołtarza jest wielkim przeżyciem, ale właśnie ze względu na dużą liczbę konfirmantów w dniu ich uroczystości, nie ma zwyczaju, aby rodzice, rodzeństwo i krewni wspólnie z nimi przystępowali do Komunii Świętej. W mniejszym gronie łatwiej uniknąć powierzchowności i to nie przez „reżyserię” uroczystości i prawdziwie rodzinny charakter nabożeństwa konfirmacyjnego, ale przez możliwość bardziej osobistego związku młodego człowieka z jego parafią i faktu, że liczy się na niego jako na odpowiedzialnego chrześcijanina.

Można odnieść wrażenie, że idealizuję sytuację, w której konfirmanci z niewielkich grup będą znacznie poważniej przeżywać podniosłość i radość swojej konfirmacji i później aktywniej włączać się w działalność macierzystej parafii. Daleki jestem od takiego uogólnienia, aczkolwiek spotkałem już młode osoby z licznych grup konfirmacyjnych, które będąc konfirmowanymi w siódmej klasie szkoły podstawowej, wykazywały jeszcze wielką niedojrzałość. Urok i radość uroczystości rychło prysły, a później, gdy „szerzej otwarły się ich oczy wiary”, swoją konfirmację oceniali jako niewiele znaczący epizod.

 

Dowartościować dziecko

Dotknąłem, może niechcący, dyskutowanego nie tylko w naszym Kościele właściwego wieku konfirmantów. Jakie są kryteria dojrzałości, samodzielności myślenia i zrozumienia podstawowych prawd wiary? Czy nie przeceniamy podejścia rozumowego, a zapominamy o stwierdzeniu ks. Marcina Lutra z rozdziału „O Sakramencie Ołtarza” z „Dużego katechizmu”: „Niechże przeto każdy ojciec rodziny wie, że wedle rozkazu i przykazania Bożego jego obowiązkiem jest nauczać lub kazać uczyć swoje dzieci tych rzeczy, które znać powinny. Skoro bowiem zostały ochrzczone i przyjęte do społeczności chrześcijańskiej, powinny również korzystać ze wspólnoty sakramentu, aby nam mogły służyć i być użyteczne oraz wspomagać nas w wierze, miłości, modlitwie i w walce z szatanem”.

Jakże słowa te dowartościowują dzieci, które przez Chrzest zostały przyjęte do chrześcijańskiej społeczności, by później przez nauczanie mogły osiągnąć gotowość do korzystania z dobrodziejstw Sakramentu Ołtarza i wspierać dorosłych w ich doświadczeniach duchowych. Nie ma w nich mowy o żadnych kryteriach wiekowych.

Nie chcę przez takie stawianie problemu być obrazoburcą czy negować przyjętych w naszym Kościele zwyczajów. Dotyka to spraw, które u nas nie są problemem, a które zwłaszcza w Kościołach skandynawskich są żywo dyskutowane i praktykowane. Chodzi o rozgraniczenie konfirmacji od przystąpienia po raz pierwszy do Sakramentu Ołtarza, a więc o pytanie, czy uświęcona tradycją uroczystość kościelna może być „furtką” uprawniającą do korzystania z Sakramentu Ołtarza.

Mam nadzieję, że tych kilka myśli usprawiedliwia nieco przewrotny tytuł artykułu, w którym pojawia się znak zapytania. Oznacza to, że potrzebna jest nie tylko zaduma, ale i dyskusja nad konfirmacją rozumianą jako rzeczywiste potwierdzenie i umocnienie w wierze mające wpływ na całe nasze życie duchowe, a nie tylko jako radosna i podniosła uroczystość będąca okazją do życzeń, prezentów czy okolicznościowych pamiątek.

ks. Włodzimierz Nast

 

Ks. dr Włodzimierz Nast. jest proboszczem ewangelicko-augsburskiej parafii Świętej Trójcy w Warszawie i kierownikiem Katedry Teologii Praktycznej Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej w Warszawie. Artykuł pochodzi ze "Zwiastuna" nr 8/99.
   Konfirmacja jest uroczystością, podczas której konfirmant wobec Boga i zgromadzonych parafian wyznaje i potwierdza (confirmatio — z łac. utwierdzam) wyznanie wiary, które złożyli przy jego Chrzcie Świętym rodzice i chrzestni. Konfirmant ślubuje wierność Bogu i Kościołowi.
   Konfirmacja uprawnia do uczestniczenia w Wieczerzy Pańskiej, piastowania godności rodziców chrzestnych i zawierania związku małżeńskiego (po osiągnięciu odpowiedniego wieku). Konfirmacje odbywają się tradycyjnie w maju i obejmują dzieci w wieku 13 lat.

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz