Czytelnia
Wojciech Jędrzejewski OP

Zło świata i grzech Kościoła

 

 

Chrześcijanie mają podwójną prorocką misję: ewangelizować samych siebie, "odrzucając wszelki ciężar, a przede wszystkim grzech, który nas zwodzi" oraz wejść w dialog z niechrześcijańskim światem, by pomóc mu w odkryciu wyzwalającej mocy Jezusa Chrystusa. Jako Mistyczne Ciało Pana jesteśmy przynaglani do wędrowania drogą oczyszczającej Paschy, a jako lampa postawiona na świeczniku ukazywać blask Prawdy tym, którzy chodzą w ciemnościach "na zewnątrz".

Podwójna misja i w związku z nią dwa różne języki, jakimi mamy się posługiwać. Inaczej powinno brzmieć słowo skierowane "do wewnątrz", a zgoła odmiennie dialog ze światem.

Wielowiekowa tradycja Polonia semper fidelis osłabia czujność, by nie mieszać tych dwu różnych sposobów prorockiego głoszenia. Zasadniczy "poślizg" ujawnia się w traktowaniu de facto niewierzących ludzi, podejmujących osobiste decyzje, czy kreujących kulturę w poprzek Ewangelii, jako apostatów. Na kazaniach więc, w prasie i programach katolickich lecą potępiające gromy pod adresem niechrześcijan, głosujących za aborcją, propagujących pornografię, rozpustę, hedonizm, rozwody, szeroko argumentowane stricte religijnym językiem. Zło i zaślepienie świata zostaje nazwane grzechem, przypisanym poszczególnym osobom, czy grupom. Krajowy duszpasterz rodzin zakrzyknął podczas rozmowy z kobietą czynnie zaangażowaną w propagowanie zabijania dzieci nienarodzonych: grzesznicy milczeć!

O grzechu należy mówić chrześcijanom, nie zaś niewierzącym. Wzywać do wierności Bogu i Jego Słowu można wyłącznie tych, którzy ją przyrzekli mocą podjętego w wierze chrztu. Ta sama argumentacja jest chybiona wobec praktycznych ateistów, bądź w najlepszym wypadku -- deistów. Retoryka odwołująca się do religijnych fundamentów, w trakcie społecznych dyskusji i kontrowersji, dotyczących ważkich -- a naznaczonych złem -- tematów, to "strzelanie ponad głowami". Trudno wymagać, aby niewierzący kierował się ewangelicznymi kryteriami w swoim postępowaniu. Trudno też oceniać jego czyny w oparciu o słowa Chrystusa. Cóż to za zarzut, iż ktoś się nie liczy z Bogiem, jeśli ów człowiek nie wierzy w Osobową Miłość i nie przyjmuje z zaufaniem Jego słów, jako niewzruszonej prawdy. Bóg nie miał pretensji do pogan w Kankanie, że czcili bożki, zamiast Niego. Swój żal wylewał na Jerozolimę. Wypominał grzechy Ludu, z którym zawarł Przymierze.

Konieczne jest zatem, by prorocy zważyli do kogo kierują swoje orędzie. Niezbędne jest wypracowywanie adekwatnego języka w konfrontacji ze złem świata i grzechem Kościoła.

 

WOBEC ZŁA ŚWIATA

Mieszanie języków jest problemem, który dotyka przede wszystkim kaznodziejów i co bardziej zaciekłą prawicową prasę. Wiele reprezentatywnych dla Kościoła osób publicznie piętnujących zło świata ma się o wiele bardziej na baczności.

Jaki zatem styl i argumentacja powinny cechować chrześcijański sprzeciw wobec ciemności hic seculum? Poszukajmy odpowiedzi u "matki i nauczycielki". Pierwsze Apologie chrześcijan oprócz najważniejszego znaczenia pogłębienia rozumienia i argumentacji swojej wiary dla samych chrześcijan -- miały na celu wykazanie poganom ich nierozumnego bałwochwalstwa. Jedni czynili to łagodnie, inni zaś sięgali po kąśliwą ironię. Wiele negatywnych zjawisk nie jest godnych wytaczania potężnych dział, ale obśmiania. Lepiej będzie na przykład wyszydzić razem z młodzieżą prymitywne i płytkie pisemka typu: Girl, Popcorn, zamiast demaskatorsko mówić im o żydomasońskim spisku na chrześcijańską moralność. Więcej korzyści będzie z odkrycia głupoty serwowanych im tekstów, niż z surowych ocen ich "laicyzującego charakteru".

Oceniające sądy -- generalnie -- powinny ustąpić miejsca rzeczowym argumentom, odwołującym się do konkretnych skutków promowanym przez świat postaw. Przydatne są tu na przykład statystyki, zestawienia ukazujące czarno na białym wzajemne powiązania pewnych problemów. Chociażby zagadnienie mentalności proaborcyjnej, która umacnia się wprost proporcjonalnie do wzrostu popularności środków antykoncepcyjnych. W konfrontacji ze zwolennikami zabijania dzieci nienarodzonych pomocne okazały się filmy i zdjęcia płodu, przedstawiające fazy ich rozwoju, które rozbijały wyobrażenie o nieokreślonym zarodku, czy anonimowej plazmie. Sugestywnym argumentem były głosy lekarzy i psychologów dotyczących tak zwanego zespołu poaborcyjnego.

Pożyteczne w wielu dyskusjach jest korzystanie doświadczeń krajów, które odkrywają prawdziwe, niszczące oblicze pewnych początkowo niegroźnie wyglądających spraw. Coraz głośniejsze staje się ostatnio w Ameryce wołanie (rodziców, psychologów) o ograniczenie dostępu dla dzieci i młodzieży do filmów nafaszerowanych przemocą i erotyzmem. Dzieje się tak w związku z częstym przenoszeniem filmowych fikcji w całkiem realne życie. Sugestywnym argumentem na szkodliwość pornografii nie będzie dla świata odwołanie się do biblijnej wizji ludzkiej seksualności (ponieważ niechrześcijanie nie uważają Słowa Bożego za normę postępowania), ale np. przywołanie faktu rosnącej liczby osób uzależnionych od doznań erotycznych, zamkniętych w takichże obsesjach, lub uwikłanych w zboczenia. Na zachodzie powstają już kluby anonimowych seksacholików, którzy w swoim credo wyznają, iż nie są w stanie bez lubieżności przeżywać tego wymiaru swojego życia.

W obliczu pokusy eutanazji ni zabrzmi przekonywująco dla świata dramatyczny apel o niełamanie czwartego przykazania, ale zestawione fakty, ukazujące przerażające skutki tej nieludzkiej praktyki. W Holandii daje się zaobserwować rosnący strach przed lekarzami, w rękach których spoczywa już nie tylko troska o życie, lecz decyzja o dalszym jego przedłużeniu, lub odwrotnie -- przerwaniu.

 

W głoszeniu światu konieczności opamiętania się trzeba unikać wrażenia, jakobyśmy odwoływali się do wyznaniowej lojalności, nie zaś zdrowego rozsądku i możliwej do odczytania prawdy rzeczywistości. W przeciwnym wypadku nasze słowa będą budziły irytację: "W imię czego oczekują ode mnie lojalności ludzie, z którymi się nie identyfikuję. Jakim prawem pokrzykują na mnie -- skoro jestem z całkiem innej bajki"?

Zasadnym jest stawianie niechrześcijanom zarzutu o swego rodzaju agnostycyzm moralny -- odmowę, czy niechęć trzeźwego i uczciwego spojrzenia na ludzkie sprawy, dylematy, jak czyni to np. o. Jacek Salij OP (zob. "Znak", (1) 1996, Co się dzieje z naszą cywilizacją? -- Na marginesie encykliki "Evangelium vitae", s 74-85.), nieporozumieniem natomiast jest język sugerujący odstępstwo od wiary.

 

WOBEC GRZECHU KOŚCIOŁA

Prorockie wzywanie do nawrócenia skierowane do chrześcijan, jest niejednokrotnie naznaczone woluntaryzmem i moralizatostwem. Nacisk zostaje położony na konieczność zmiany swojego, złego postępowania. Rzeczywistość grzechu nie jest jednak bolesnym problemem ujawniającym człowieczą słabość (problemem, który należy natychmiast rozwiązać), ale przede wszystkim, Bosko -- ludzkim dramatem. To odejście od Wiecznej Prawdy, która jest Miłością, a nie tylko odstąpienie od przykazań. Stąd troska o moralność musi iść w parze z pogłębieniem chrześcijańskiej duchowości. Wierzący powinni widzieć swój grzech nie w świetle samych norm, wyznaczonych przez Dekalog, lecz w świetle Bożej miłości. Nie wystarczy etyczny postulat -- "Tak nie wolno robić!", konieczna jest większa religijna wrażliwość -- osobiste poznanie Boga -- które otwiera nową perspektywę oceny własnego postępowania. Chrześcijanin jedynie wówczas czyni postępy w życiu moralnym, gdy wędruje za swoim Panem.

Walcząc o nieustanną przemianę serc, metanoię, trzeba zdecydowanie bardziej niż dotąd zatroszczyć się o pogłębioną duchowość chrześcijan. Jest to bowiem droga prowadząca w przestrzeń miłosnego obcowania z Bogiem. Poprzestanie zaś na przypominaniu o przykazaniach i praktykach religijnych -- jest lekcją lojalności. "Lojalny katolik" nie będzie miał jednak większych trudności, aby w pewnych sytuacjach poczuć się zwolnionym od swych zobowiązań -- na przykład, gdy nauczający duszpasterz sam się skompromituje, upadając w grzech. Podobna postawa jest mało prawdopodobna u człowieka, który prowadzi głębokie życie wewnętrzne.

Prorok zatem, przemawiający do swoich braci, nie może charakteryzować się li tylko mocnym, tubalnym głosem i znajomością etyki katolickiej. Jego zadaniem jest ukazać serce Boga. Ma otworzyć oczy na Życiodajną Miłość, a także pokierować na drodze zmierzającej do powierzenia się Jej bez stawiania granic. Oto dwa najważniejsze zadania proroka.

 

Objawione Serce Boga.

W Biblii możemy znaleźć wiele wzruszających zdań odsłaniających w ujmujący sposób czułość, dobroć i łaskawość Boga. Jeżeli mamy naszym głoszeniem malować serce Odwiecznej Miłości, nie możemy czynić tego wybierając z Palety Objawionego Słowa wyłącznie te kolory, które rozrzewnią słuchaczy. Poprzez całą Historię Zbawienia możemy przejść jak przez zasłonę do "świętego świętych" -- samego Boga, Jego pragnień, zamysłów, wewnętrznych poruszeń. Wielokrotnie ostatnio powracający postulat bardziej biblijnego przepowiadania ma właśnie taki sens: pomóc dostrzec Tego, który ukrywa się za swoimi dziełami. Otworzyć uszy wierzących na kroki Boga, który się przechadza po Ogrodzie ludzkich dziejów, zabiegając o nasze zbawienie. "Wzmocnić" odgłos bijącego serca Zbawiciela. Czasami jest to delikatny puls czułości: "Nie bój się robaczku Jakubie, nieboraku Izraelu, ponieważ ja cię wspomagam" (Iz 41,14). Kiedy indziej wzburzenie zazdrosnego kochanka: "Jeżeli mąż porzuci swą żonę, a ona odejdzie od niego i poślubi innego męża, czy może on jeszcze do niej wrócić? Czy ta ziemia nie została całkowicie zbezczeszczona? A ty coś z wieloma przyjaciółmi cudzołożyła, masz wrócić do Mnie -- Wyrocznia Pana?" (Jr 3,1). Niekiedy serce Boga bije spokojnym rytmem zaproszenia wyznaczając wspólną drogę po Jego ścieżkach: "Jeśli kto chce iść za mną niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech mnie naśladuje".

Moją niewierność, powierzchowność wiary mogę odkryć wówczas, gdy w objawionym sercu Pana dostrzegę tę pełnię, jaką przeznaczył dla mnie w swoim umiłowanym Synu. Jego obraz prześwietla każde nieautentyczne pociągnięcie pędzla i wszelki kicz na moim wizerunku. Kiedy widzę Ukrzyżowanego -- zdruzgotane serce Ojca, zmiażdżone cierpieniem w walce o moje życie -- mogę zrozumieć prawdziwy dramat grzechu, w którym beztrosko trwam.

 

Kierownictwo duchowe.

"Z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską, coraz bardziej jaśniejąc upodabniamy się do Niego". Bóg odsłania przed nami swe wnętrze, abyśmy wkraczali w Jego Życie i tam doznawali przemiany. To coraz głębsze spotkanie jest drogą. Jednak nie szeroką, czteropasmową autostradą, lecz "wąską ścieżką". Nie pomieści ona tłumów. Przeznaczona jest dla tych, którzy potrafią zgodzić się na wędrówkę pod ramię z doświadczonym przewodnikiem. W ostatnim czasie coraz częściej pojawia się w temat duchowego kierownictwa, jako znaczącej pomocy w autentycznym rozwoju życia Ewangelią. Duchowe towarzyszenie ma ułatwić pogłębienie relacji z Bogiem w całej prawdzie Jego wymagań i pragnień. Taka "funkcja" jest o wiele trudniejsza, niż głoszenie Prawdy o Bogu. Zdecydowanie więcej jest w Kościele dobrych kaznodziejów, niż mądrych spowiedników i kierowników na drodze wiary. Przyczyny takiego stanu są co najmniej dwie: Brak osobistego doświadczenia bycia prowadzonym oraz związane z tym -- płytkie życie duchowe. Dominacja na ambonie zagadnień z zakresu życia społecznego, politycznego, nie płynie z samego tylko zatroskania o te wymiary życia. Bardzo często jest uciekaniem się do "tematów zastępczych" w wyniku zaniedbania i ignorancji odnośnie własnej modlitwy, spotkania ze Słowem Bożym i rozwoju wiary. Rekolekcje kapłańskie nader często są żałosną fikcją: trzy dni, z których pierwszy przeznaczony jest na przyjazd i zaaklimatyzowanie się, a ostatni na pożegnanie, pieczątkę pod zaświadczeniem o odbytych rekolekcjach i wyjazd. Codzienny aktywizm duszpasterski również nie sprzyja osobistemu rozkwitowi ducha. Trudno w takiej sytuacji o dojrzewanie do ojcostwa wobec wiernych i towarzyszenie na ścieżkach ich wiary.

"Wtedy On rzekł do mnie: "Prorokuj nad tymi kośćmi i mów do nich: "Wyschłe kości słuchajcie Słowa Pana! Tak mówi Pan Bóg: "Oto ja wam daję ducha, abyście się stały żywe" (Ez 37,4). Wobec wysuszonych kości zła świata i grzechu Kościoła, Pan nakazuje nam prorokować życie. On też rozwiązuje nasz język. Oby dał nam słowo odpowiednie do myśli i myślenie godne tego, co nam dano, byśmy mogli być usłyszani przez jednych i drugich (Mdr 6,15).

Wojciech Jędrzejewski OP

 

pisane dla sierpniowego "W drodze"

 


początek strony
© 1996-1998 Mateusz