Czytelnia


Mistrz współczesności

Ekumenizm nie jest luksusem, jest obowiązkiem, czyli o ekumenicznym przesłaniu Patriarchy Bartolomeusza I na seminarium w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim.

 

 

Mistrzem współczesności nazwał patriarchę Bartolomeusza I (Bartłomieja — przyp. Mt) ks. prof. Wacław Hryniewicz OMI, jeden z najwybitniejszych ekumenistów dzisiejszego świata, podczas seminarium w Lublinie, zorganizowanego 21 stycznia 1999 na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Chrześcijaństwo, coraz bardziej bezradne i mające coraz mniejszy wpływ na kulturę, potrzebuje takich mistrzów — powiedział ks. profesor. Potrzebuje tego głosu, pełnego pokory, miłości i skromności, płynącego z ośrodka uniżoności, jakim jest Patriarchat Ekumeniczny. To przecież Chrystus obrał drogę uniżenia, kiedy chciał przekonywać ludzi.
   Czy słowa patriarchy, wypowiedziane między innymi podczas jego wizyty w Polsce staną się inspiracją w naszych ekumenicznych poszukiwaniach? Czy trafią do serc?
   Te między innymi pytania postawił ks. Wacław Hryniewicz, prowadzący lubelskie spotkanie. Gośćmi ks. Hryniewicza byli: teolog, znawca języka greckiego Kazimiera Derkaczewska, pastor Kościoła ewangelicko-augsburskiego Roman Pracki oraz Eugeniusz Czykwin i Anna Radziukiewicz z „Przeglądu Prawosławnego”.
   Wystąpienia gości i dyskusja przybrały wielowątkowy charakter.

 

O RANACH INACZEJ

Anna Radziukiewicz zwróciła uwagę, że patriarcha Bartolomeusz potrafi inaczej spojrzeć na bolesne dla Wschodu doświadczenia, rany na ciele prawosławia. Rana zadana w 1204 roku podczas wyprawy krzyżowej doprowadziła Zachód do żywego kontaktu z prawosławiem. Może Bóg posłużył się tym środkiem, aby doprowadzić Zachód do odkrycia skarbów prawosławia — taką myśl wysuwa patriarcha.

Po 1204 roku kult świętych wschodnich wraz z relikwiami szerzy się na Zachodzie. Obserwuje się prawdziwy jego podbój przez sztukę bizantyjską. W XIII wieku powstają wspaniałe mozaiki w absydzie kościoła Santa Maria Maggiore w Rzymie czy w babtysterium florenckim. Zachód zapoznaje się z myślą Ojców greckich. Przy końcu trzynastego wieku do łacińskiej czwórki doktorów Kościoła — Ambrożego, Hieronima, Augustyna. Grzegorza Wielkiego, dochodzi czwórka wschodnia — święci: Atanazy, Bazyli. Grzegorz z Nazjanzu i Jan Chryzostom.

O unii patriarcha potrafi powiedzieć, że spowodowała ona prawdziwą transfuzję krwi wschodniej do Kościoła zachodniego, który dzięki temu zaczął wychodzić z izolacji łacińskości. Nawet szukanie argumentów przeciwko prawosławiu pociągało za sobą odkrycia.

Nie może być trwałego pojednania bez przebaczenia.

 

O EKSKLUZYWIZMACH CZYLI O ZAWŁASZCZANIU PRAWDY

Anna Radziukiewicz: — Patriarcha ekskluzywizm wyznaniowy i fanatyzm stawia obok siebie. Fanatyzm religijny zalicza do objawów zaburzeń psychicznych, którego objawem jest lęk (o to by nikt nie naruszył starych form historycznych; do których przywykł) i pycha (z powodu należenia do szczupłego grona wybranych, którzy znają prawdę, absolutyzują ją i zawłaszczają).

Ks. Wacław Hryniewicz: — Ekskluzywizmom przeciwstawmy modlitwę o zbawienie powszechne. Bo jeśli ktoś tylko sobie zawłaszcza prawdę, a tym samym zbawienie, to innym co pozostanie w zaświatach, jedynie wieczny obóz koncentracyjny?

Przychodzi mi na myśl reguła wczesnego Kościoła – paxis, którą przypominali Ojcowie Kościoła — nie dajcie się posiąść przez jakiegoś demona, który podpowiada, że to tylko my mamy prawdę, że posiada ją tylko jedna strona.

 

O LĘKACH

Kazimiera Derkaczewska: — Swoją przygodę ekumeniczną rozpoczęłam w czasie, kiedy mój rzymskokatolicki biskup i metropolita Cerkwi prawosławnej Bazyli pozwolili mi przyjmować w cerkwi Komunię Świętą, co czyniłam przynajmniej na Paschę. Dziś słyszę o lękach, wycofywaniu się z dialogu ekumenicznego, zwłaszcza jeśli chodzi o Cerkiew grecką i rosyjską. Wzywa do tego między innymi jeden z monasterów na wyspie Patmos. Kiedy kilka lat temu byłam w Grecji i spędziłam tam pracowite i postne wakacje, zobaczyłam książkę z fotografią patriarchy Atenagorasa i papieża Pawła VI na okładce, tych hierarchów, którzy znieśli anatemy z 1054 roku. Potem dojrzałam tytuł „Pocałunek Judasza”. Druga książka „Prawosławie przeciwko ekumenizmowi” metropolity Augustinosa z północno-zachodniej Grecji, jedna z najciekawszych reprezentujących nurt antyekumeniczny. Czytałam ją z buntem, ale i z sympatią do metropolity. Książka wpisuje się w nurt literatury, bynajmniej nie ubogiej, przekonywującej, że Patriarchat Konstantynopola jest zdrajcą prawosławia, a ekumenizm herezją herezji.

Z tego nurtu przebija strach, że ekumenizm jest zdradą wobec tradycji, kanonów, nauczania Ojców.

Ks. Wacław Hryniewicz: — Patriarcha na tym tle jest jakby wyzwolony z tych straszliwych lęków. Jest człowiekiem Bożego, spokojnego patrzenia, o ogromnej mądrości, który głębiej wniknął i potrafi dawać pewne terapeutyczne wskazówki. Dlaczego Ojcowie Kościoła potrafili sięgać po kulturę pogańską i brać z niej to co dobre, nie bojąc się, że z każdym krokiem polecą z tego powodu w przepaść? Dlaczego my boimy się sięgać do innych kultur — innych chrześcijańskich tradycji, lękając się, że zostaniemy posądzeni o herezję.

Cóż, chyba Kościoły, tak jak każdy z nas, naszą w sobie dozę egotyzmu, obrony własnych interesów, może są w tym i przesłanki polityczne.

Kazimiera Derkaczewska: — Na tle tych lęków greckich jestem do głębi poruszona tym, co powiedział patriarcha w Polsce, zwłaszcza podczas wykładu „Posłuszeństwo i wolność w Kościele prawosławnym”, wygłoszonym po otrzymaniu przez niego tytułu doktora honoris causa, przyznanego przez Chrześcijańską Akademię Teologiczną w Warszawie. I chociaż nie padło w nim ani razu słowo ekumenizm, jest to dla mnie jedna z najwartościowszych pod względem ekumenicznym wypowiedzi, jaką kiedykolwiek w życiu czytałam.

 

O IZOLACJI

Ks. Roman Pracki: — Lęk w stosunkach ekumenicznych ma szerszy wymiar, zwłaszcza wdziera się on między Kościół duży a małe. Nic jest to już tylko lęk przed popadnięciem w herezję. Tu chodzi także o izolację. Biskup Kościoła ewangelicko-augsburskiego Zdzisław Tranda użył porównania: Kościół katolicki w Polsce przedstawia słonia a mniejszościowe myszki. Słoń nie musi mieć nic przeciwko myszce. ale nie zawsze musi ją dostrzegać.

Weźmy chociażby małżeństwa mieszane. W naszym Kościele jest ich około 50 procent i ta liczba rośnie. Kościół katolicki, mimo obustronnych ustaleń, pozostających kawałkiem pięknie zapisanego papieru, jest stroną silniejszą. Tracimy wiele młodych małżeństw lub dzieci z tych małżeństw.

Eugeniusz Czykwin: — Na Białostocczyźnie, gdzie problem małżeństw mieszanych jest bardzo nabrzmiały, doszło do kuriozalnej sytuacji. Księża mówią: — Jeśli oni (prawosławni o katolikach i odwrotnie) nie wydają metryk chrztu, potrzebnych przy zawieraniu ślubów, to my też nie będziemy wydawać.

Ks. Wacław Hryniewicz: — „Bronię katolickiej wiary, bo tu co trzecia rodzina jest mieszana. A z rodziny mieszanej nie ma żadnego pożytku. Bo jak ktoś kiedyś powiedział: dwie wiary w jednym łóżku, to żadna robota” — tak tłumaczył problem małżeństw mieszanych proboszcz parafii katolickiej w Krynkach w „Gazecie Wyborczej”.

Ks. Roman Pracki: — Małe Kościoły popadają w izolację, bojąc się otworzyć zbyt wiele drzwi i okien, żeby atmosfera, którą tak kocham, nam nie uciekła. Profesor Wieczorek pisze w sprawozdaniu do fundacji polsko-niemieckiej, że w Krakowie, Warszawie i Opolu spotkała się z dużą alienacją środowisk ewangelickich w stosunku do środowisk katolickich. Wiem, że nie służy to dialogowi ekumenicznemu. I wiem, że nie wystarczy wyjść z getta, nade wszystko trzeba to getto wyprowadzić z siebie, tylko nie wiem, jak to zrobić, by nie zaszkodzić swemu Kościołowi.

 

O URAŻANIU I STYGMATYZACJ I

Eugeniusz Czykwin: — Ks. profesor Hryniewicz przypomina: „Potrzebna jest kultura życzliwej akceptacji inności i odmienności. Bez tego na nic się zdadzą ekumeniczne hasła i dialogi. Bóg jest obecny w inności innych ludzi”. I dalej: „Nadszedł czas, kiedy wzywani jesteśmy nie do zamykania naszych konfesyjnych drzwi, ale do pojednania i wzajemnej akceptacji”. To samo mówi patriarcha Bartolomeusz, że zacytuję tu choćby jedno zdanie z homilii wygłoszonej w katedralnym soborze w Warszawie: „Jako jeden z tych wielu darów odczuwamy możliwość obcowania w miłości z innymi”.

Ale zejdźmy na praktyczny poziom odbierania inności.

Białostocczyzna jest ostatnim skrawkiem świadczącym o wielonarodowym i wielowyznaniowym charakterze przedrozbiorowej Rzeczypospolitej, do której Polacy odnoszą się z wielkim sentymentem. Polsko-katolicka większość postrzega jednak prawosławnych w kategoriach „obcego”. Polacy, ulegając ideologii przedmurza, w myśl której „prawdziwy Polak to katolik”, często nieświadomie uważają za obcych mniejszości narodowe w bardzo ważnych dla osobowości człowieka sferach — wyznaniowej, kulturowej, społecznej. Naznaczenie kogoś, nie z przyczyn naruszania norm życia społecznego, ale z powodu jego narodowości czy wyznania, wywołuje u osoby i całej grupy trwały ślad, nazywany w nauce stygmatem. Naturalną reakcją staje się chęć ukrycia stygmatu. I tu leży przyczyna polonizacji dużej części Białorusinów na Białostocczyźnie. Z badań przeprowadzonych przez prof. Andrzeja Sadowskiego wynika, że na początku lat 90. ponad połowa prawosławnych pytana o narodowość zadeklarowała, że jest Polakami. Profesor wskazuje, że jest to wynik dominującej wśród mniejszości postawy wobec problemu stosunków międzyetnicznych. Postawa ta polega na stosowaniu technik akomodacyjnych — przystosowania, poprzez ukrywanie cech mogących u większości wywołać nieprzychylne reakcje. Praktycznie jedyną zaporą przed całkowitą polonizacją Białostocczyzny jest Cerkiew. Białoruskojęzyczni, do niedawna, katolicy z okolic Sokółki, Janowa, bez wyjątków uważają się za Polaków. Sytuacja grupy stygmatyzowanej wywołuje u prawosławnych postawy utrudniające, a często wręcz uniemożliwiające akceptację idei ekumenizmu. Wielu skłonnych jest traktować ekumenizm jako jeszcze jedną intrygę, jako sposób oderwania ich od prawosławia. Jeśli więc Kościołowi katolickiemu zależy na autentycznym dialogu z prawosławiem, powinien podjąć działania zmierzające do zmiany stosunku swoich wyznawców do trochę inaczej modlącego się sąsiada.

Ks. Krzysztof Grzeszak, rzecznik metropolity lubelskiego do spraw ekumenicznych: — Pytanie do pana Eugeniusza Czykwina. W słowie wstępnym mówił pan o procesie polonizacyjnym wśród Białorusinów i Ukraińców na Białostocczyźnie. Jakie pan widzi możliwości zahamowania tych tendencji?

Eugeniusz Czykwin: — Cerkiew może ten proces hamować. Skuteczność zależy jednak od postawy inteligencji. Moje pokolenie jest pierwszą falą prawosławnej inteligencji i tylko część z nas uświadamia sobie odpowiedzialność za los narodu, z którego wyrośliśmy.

Ks. Krzysztof Grzesiak: — A jak pan ocenia proces rozwarstwiania się narodowościowego Białostocczyzny na Białorusinów, Ukraińców.

Eugeniusz Czykwin: — Będąc Białorusinem, byłem wychowywany w poczuciu ruskości. Czułem tę samą bliskość w stosunku do Białorusina, Ukraińca czy Rosjanina. Nowe pokolenia stawia się przed problemem ostrego określenia się narodowościowego. Nie służy tojedności Białostoczyzny.

 

O RYWALIZACJI KOŚCIOŁÓW

Ks. Wacław Hryniewicz: — Wróćmy jeszcze do patriarchy Bartolomeusza. Jak jego przesłanie jest postrzegane w Rosji?

Ks. Wladimir Aleksiejew z Irkucka, prawosławny duchowny, doktorant KUL: — Jest postrzegany jako patriarcha bez wiernych. I dlatego, z punktu widzenia Rosji, łatwiej patriarsze patrzeć na problemy ekumenizmu, bo jest to bardziej teoretyczne widzenie. Jednym z najtrudniejszych problemów, które istnieją w Kościołach, jest duch rywalizacji. Na przykład bardzo skomplikowanym zjawiskiem jest misja Kościoła katolickiego w Rosji.

Ks. Wacław Hryniewicz: — Ale mówi się o nawracaniu niewierzących przez duchownych katolickich.

Ks. Władimir Aleksiejew: — To jest główne hasło katolików. — Po co prawosławni się skarżą — pytają — jeśli mają pełne cerkwie i jeszcze tylu niewierzących. Rosji i tak nic nie ubędzie. Zmusiło to prawosławnych do obrony. Cerkiew rosyjska, żeby ochronić ludzi przed „ewangelizacją” ze strony innych wyznań czy sekt, dokonywała chrztu ludzi setkami, zarzucając katechizację, bo ta zajmuje zbyt dużo czasu. Sam udzielałem chrztu 300-400 osobom dziennie.

Ks. Knysztof Grzesiak: — Mam wrażenie, że to, co Kościół łaciński robi na terenie Rosji, to przygarnianie ludzi, którzy byli katolikami. Nie patrzę na to zjawisko jako na prozelityzm. Liczba katolików w Rosji nie bardzo rośnie.

Ks. Wladimir Aleksiejew: — Znam księży i parafie katolickie, które są bardzo akceptowane przez wiernych, duchownych i hierarchię prawosławną w Rosji. Na przykład księdza z Polski, przyjmowanego przez biskupa w cerkwi na Paschę, stojącego w ołtarzu, idącego z procesją. To jest piękne. Ale jest też w Krasnojarsku około 60-osobowa katolicka parafia i siedziba katolickiego biskupa. Tam, za pieniądze z Zachodu, wybudowano wielki kościół, drukarnię, urządzono wydawnictwo, rozgłośnię radiową i studio filmowe. Kiedy przy wyświęcaniu kościoła zapylano biskupa, skąd taki rozmach, odpowiedział, że kiedyś trafiło na Syberię 5 milionów katolików i on ma zamiar skupić ich z powrotem.

Ks. Roman Pracki: — Ewangelicka parafia w Lublinie liczyła kiedyś 8,5 tysiąca osób, teraz liczy 150. Gdybym dziś zaczął w Lublinie wznosić kościół i centrum, nawet nie nazywając go misyjnym, na 8,5 tys. osób, sądzę, że arcybiskup Kościoła katolickiego słusznie by mnie zapytał: — Po co?

Eugeniusz Czykwin: — W świadomości przeciętnego Rosjanina Kościół katolicki został zaliczony do grupy agresywnych denominacji, które nie oparły się pokusie wykorzystania tragedii bolszewizmu. Oczekiwania Cerkwi wobec zachodnich chrześcijan były zupełnie inne. W Rosji jeszcze w latach 80. było bardzo wiele sympatii do Polski. Słyszało się wtedy: — Katolicki, najbliższy nam doktrynalnie Kościół, przyjdzie nam z pomocą. Tak się nie stało.

 

O PRAWDZIE I WOLNOŚCI

Kazimiera Derkaczewska: — Patriarcha otwiera przed nami, również naszymi sporami, zupełnie nowe perspektywy.

Wrócę do wykładu wygłoszonego w ChAT. W nim patriarcha przypomina, że to Pismo Święte wzywa nas do wolności, ale tę wolność wyraża poprzez kategorię wyzwolenia od wewnętrznych przymusów. Patriarcha zakłada, że na wolności ludzkiej odbił się upadek. Dlatego, by odzyskać wolność, którą Bóg ofiarował człowiekowi, wymagane jest w pierwszym rzędzie poznanie prawdy uświadomienie sobie sytuacji, w której znaleźliśmy się po upadku, czyli tego, że Bóg obdarza nas wolnością w Chrystusie. Czy jednak ta wolność, zgodna z wolą Bożą, nie jest ograniczeniem naszej wolności — zadaje pytanie patriarcha. I odpowiada niezwykle ciekawie. Mówi o pragnieniach Boga, a one są zawsze dla nas dobre i korzystne. Nie ma nawet potrzeby poddawać ich rozumowej analizie i ocenie. Oczywiście istnieje potrzeba rozróżnienia, rozpoznania, czy to, co ukazuje się jako pragnienie Boże, co nazywamy często wolą Bożą, rzeczywiście jest jego pragnieniem. W tym kontekście bardzo inspirujące staje się postawienie pytania: czy my, chrześcijanie, podzieliliśmy się w imię pragnień Boga? Czy wierność Bogu nas podzieliła? Patriarcha nie mówi o wielkich ekumenicznych dialogach. Mówi o posłuszeństwie człowieka, szukającego niebłądzącego przewodnika i omawia sytuację starca. Przypomina, że posłuszeństwo od tysięcy lat było jedną z kardynalnych cnót, posłuszeństwo wobec wielkiej Tradycji. I są ludzie, którzy w postawach patriarchy ekumenicznego widzą nieposłuszeństwo wobec Tradycji.

Co postuluje patriarcha w tych trudnych dla chrześcijaństwa czasach? Otóż postawę duchowej czujności, bystrości, nawet czujności wobec całego dziedzictwa dwóch tysięcy lat. Postawa ta ma bronić człowieka przed niebezpieczeństwami pułapki, zwłaszcza w kwestii dialogu ekumenicznego.

Ks. Wacław Hryniewicz: — Bardzo przejmujące są teksty patriarchy, zwłaszcza homilia wygłoszona przez niego w Warszawie. „Do żadnego człowieka nie możemy odczuwać antypatii czy wrogości” — przypomina. Jedenaście razy — policzyłem — patriarcha mówi o pokoju w Kościele, pokoju ze wszystkimi, ucieczce od tego, co przegania pokój i przyjaźń. Dalej mówi, że trzeba zmieniać zaistniałe sytuacje, nie bacząc na swoje osobiste stosunki, a nawet nasze prawa. Proszę zauważyć — prawa! Bo czasami nasze prawa bywają krótkowzroczne. Patriarcha apeluje o wzajemną zgodę, współpracę dla wspólnego dobra między chrześcijanami. Jest to największy tekst ekumeniczny, jaki można znaleźć w całej pielgrzymce Bartolomeusza i to wygłoszony w głównym jej punkcie, w soborze św. Marii Magdaleny w Warszawie.

Dyskusję opracowała Anna Radziukiewicz

Przegląd Prawosławny, nr 2/99

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz