Czytelnia |
KRZYSZTOF OSUCH SJ
To dziwne i szokujące, że Jezus szczęśliwymi nazywa płaczących, cichych, czystego serca, prześladowanych. Jezus nie mówi tak bez powodu. Czy jednak zadamy sobie trud, by znaleźć klucz do zrozumienia Jezusowego twierdzenia? Sądzę, że klucza nie trzeba szukać gdzieś daleko. Znajduje się on już w pierwszym zdaniu Jezusowych Błogosławieństw. To nie przypadek, że na „liście” ludzi szczęśliwych znajdują się na pierwszym miejscu ubodzy w duchu czy po prostu ubodzy.
Ubóstwo właściwe ludzkiej osobie to rzeczywistość niezwykle wzniosła i wielce obiecująca, ale też niebywale trudna do zrozumienia i mądrego „zagospodarowania”. Doświadczając swego radykalnego ubóstwa (radykalnego niespełnienia) możemy otworzyć się na bogactwo, jakim jest sam Bóg, ale możemy też wylądować w rowie („pijak szuka Pana Boga w rowie” – Chesterton), gorączkowo szukając jakiegoś tam szczęścia, dopełnienia, ubogacenia…
Św. Ignacy, dogłębnie zrozumiawszy myśl Jezusa z Kazania na Górze, każe (w Ćwiczeniach duchownych, w medytacji przedstawiającej „Dwa Sztandary”) „rozważyć mowę, którą Chrystus, Pan nasz, kieruje do wszystkich swoich sług i przyjaciół, których posyła na wyprawę, zalecając im, aby pragnęli wszystkim pomagać, pociągając ich najpierw do najwyższego ubóstwa duchowego” (ĆD 146). – Oto „poziom”, na którym można i należy pomagać wszystkim ludziom. To bezcenna usługa wobec człowieka, gdy mu się pomoże zrozumieć, zaakceptować i żyć głębią znaczenia, które skrywa się w fakcie „najwyższego ubóstwa duchowego”. To ubóstwo jest już faktem, jest niebywałym darem. W naznaczeniu nas (przez Boga) najwyższym ubóstwem duchowym skrywa się (jest zaszyfrowana) wielka i wspaniała rzeczywistość powołania człowieka do zjednoczenia z Bogiem.
Tę rzeczywistość „najwyższego ubóstwa” ducha” (czy osoby) najpełniej oświetla nam i najpewniej objaśnia Jezus Chrystus. Nikt nie dorówna Mu w interpretowaniu tego, co znaczy fakt, że jesteśmy ubodzy bezbrzeżnie, w najwyższym stopniu.
Niestety, nie tylko Chrystus objaśnia znaczenie naszego ubóstwa. Swoją usługę interpretatora biedy i ubóstwa człowieka proponuje też Szatan. Pojawił się już na samym początku, w raju, jako ktoś niby to przyjazny i lepiej poinformowany. W umiejętnym procesie kuszenia pouczał człowieka (czyni to także dzisiaj), jak przemienić swe najwyższe ubóstwo i sprzężone z nim najwyższe pragnienie, by być jak Bóg – w rzeczywistość, w Spełnienie!
Pytajmy, co przede wszystkim trzeba wiedzieć o fakcie radykalnego, „najwyższego ubóstwa” ludzkiej osoby, by nie pobłądzić, by nie dać się zwieść i oszukać.
Jeśli chcemy dobrze rozumieć swe ubóstwo i dobrze je przeżywać, winniśmy stale pamiętać, że to Bóg nas stworzył. Tylko Ten, Który jest, może dawać (komu zechce) udział w istnieniu, w byciu. Nasze istnienie jest osobowe, to znaczy, że istniejemy jako stworzeni na obraz Boga i na Jego podobieństwo. Bóg powołuje nas – zaprasza do uczestniczenia w Jego Boskim Życiu. Przed każdym człowiekiem stoi otworem perspektywa wręcz „przebóstwienia”. – To w takich Boskich darach i faktach ma swą przyczynę (całe życie trwająca i trawiąca nas) niespokojność serca i niemożność znalezienia ukojenia oraz szczęścia w czymkolwiek poza samym Bogiem. Dobrze wie o tym św. Augustyn i dlatego stwierdza: Niespokojne jest serce człowieka, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie.
Konsekwencją tego, że Bóg stworzył nas na Swój obraz i podobieństwo, jest działający w nas wewnętrzny dynamizm, który stale skierowuje nas ku Bogu! Nieuchronnie tęsknimy za Bogiem, za Boską Pełnią, za Pięknem i Dobrem w Boskim „wydaniu”. Tęsknimy za uczestniczeniem w życiu Boskiej Rodziny, czyli w życiu Trójcy Boskich Osób. Nawet fakt grzechu nie niweczy w nas tęsknoty za samym Bogiem i udziałem w Jego Boskim Życiu! Wystarczy usunąć z serca gruz grzechów, zwątpienia czy zranień, a rychło dochodzi do głosu owa nieskończona tęsknota za samym Bogiem i za Boskim rodzajem Życia.
Tak, nie możemy nie tęsknić za życiem w świetle, w cieple, w miłości, w posiadaniu pełnej wiedzy i we wszelakim bezpieczeństwie. Każdy człowiek pragnie istnieć w zachwycie pięknem i w doskonałej wolności – bez przykrych ograniczeń takich jak upływ czasu i przemijanie, procesy niszczenia i sama śmierć.
Człowiek nie potrafi zadowolić się odrobiną czy nawet dużą ilością Bożych darów. Człowiek chce mieć udział we Wszystkim, co jest – w Całości. Pragniemy tego, co jest Bogu właściwe! To Bóg tak nas stworzył. To Bóg nas do tego uzdolnił – zaprosił. Św. Tomasz mówi: homo – capax Dei. Jesteśmy zdolni nie tylko nauczyć się np. czytać, rozumować, pięknie malować, śpiewać itp., ale jesteśmy zdolni poznać Boga i z Nim się zjednoczyć. Takimi – powtórzmy – chce nas Bóg. Słusznie zatem spodziewamy się, wierząc w Boże Objawienie, że kiedyś ujrzymy Boga twarzą w twarz i staniemy się do Niego podobni (por. 1 J 3). Na razie jednak trwa czas drogi, pielgrzymowania, mozolnej wędrówki. Tu rodzi się wielka trudność, jak iść do Celu, nie dając posłuchu kłamliwym i złośliwym radom Złego.
Za godność bycia osobą Bogu podobną i za wielkość powołania do życia z Bogiem płacimy określoną „cenę” – bycia wystawionym na wielką próbę! Bierze się ona między innymi stąd, że na Boską Pełnię trzeba czekać, i to przez całe ziemskie życie.
Któż z nas, nawet jeśli dobrze pojmuje swą godność i znaczenie swego „najwyższego ubóstwa”, nie doznawał pokusy, by spróbować zaspokoić swoje dojmujące pragnienie za Boską Pełnią? Świat (i w tle stale obecny Szatan) twierdzi, że istnieje wiele dostępnych sposobów na zaradzenie biedzie i ubóstwu człowieka. Człowiek nie musi trwać w ciągłym pragnieniu, które spełni dopiero Bóg, i to dopiero po tym życiu. Spełnienia są – według tej demonicznej oferty – dostępne już tu i teraz. Są w zasięgu ręki, w zasięgu ludzkich możliwości.
Pokusa, o której mowa, jest aż nadto realna i nazbyt wielu i zbyt często zawierza jej. Czynimy to, dokonując gwałtu na „najwyższym ubóstwie”, które ma Boski rys, gdyż skierowuje nas ku Bogu, a nie ku choćby najwspanialszym stworzeniom, rzeczom.
Niestety, zamiast konsekwentnie kierować się ku Bogu i zamiast rozwijać więź z Nim – sięga nieraz człowiek (i to każdy, z różną intensywnością i częstotliwością) po różne namiastki, czyli coś, co ma być zamiast Boga. Bywają to rzeczy i pieniądze, gromadzone ponad słuszną miarę. Bywa to namiętna pogoń za znaczeniem, władzą, za uznaniem w oczach innych, za zaszczytami... Bywa to pogoń za przyjemnością, i za tym, co ją wywołuje.
Świeckie (wielkich sensie: zlaicyzowane) przeżywanie wielkich pragnień i tęsknot człowieka za Bogiem sprowadza się do maksymalizowania doznań – zmysłowych, estetycznych, a także duchowych, pojmowanych wszelako bez odniesienia do Boga, do Transcendencji. Ojciec Karl Rahner (w książce “Ryzyko chrześcijanina”, s. 12) trafnie zauważa, że dzisiaj – z powodu braku żywego, pełnego ufnej wiary, odniesienia do Boga – ludzie próbują maksymalizować, co się da, wszystko! Nawet czynieniu zła nadaje się monstrualne, ogromne, właśnie maksymalizowane rozmiary. Po co? Po to, żeby robiło wrażenie czegoś bardzo wielkiego i – przez to – jakby (o ironio) boskiego! Rzeczywiście, przemysł rozrywkowy stara się coraz bardziej wyrafinować i zwiększyć skalę doznań zmysłowych. Wykorzystuje się do tego, co tylko się da: wyciągi z roślin, produkty chemiczne, samo ciało i psychikę. Sięga się też po różne techniki zmieniające świadomość, nie wyłączając praktyk okultystycznych, odwołujących się do demonów. W ten proceder wciąga się sztukę i technikę, by zwiększać decybele dźwięków i częstotliwość migoczących kolorowych świateł.
To wielka szkoda, gdy pozwalamy, by danym nam przez Boga „najwyższym ubóstwem” zawiadywał Zły.
Winniśmy, pamiętając o Jezusowym błogosławieństwie ubogich, strzec naszego najwyższego ubóstwa jako miejsca świętego. Bóg stworzył nas w najwyższym stopniu ubogimi, by móc nas Sobą obdarować. Naszemu ubóstwu może zaradzić jedynie Bóstwo Boskich Osób.
Krzysztof Osuch SJ
http://www.jezuici.krakow.pl/dr-czest/
na początek strony © 1996–2004 Mateusz |