Czytelnia |
KRZYSZTOF MĄDEL
Znany amerykański teolog i pisarz, Henri J. M. Nouwen, w jednej ze swoich książek przytacza historię, która bardzo dobrze ilustruje to, o czym mamy mówić, a mianowicie sprawę odpustów. Historia zaczyna się tak:
Pewien staruszek chodził codziennie nad brzeg strumienia, aby tam w cieniu wielkiego drzewa trochę się pomodlić. Razu pewnego ów starzec dostrzegł w wodzie małego skorpiona walczącego z wartkim nurtem. Fale rzuciły go między korzenie i skorpion zaczął tonąć. Staruszek nie zastanawiał się długo: pośpieszył mu na ratunek. Pochylił się nad wodą, wyciągnął rękę i już miał uchwycić skorpiona, gdy ten nagle uszczypnął go w palec. Starzec zachwiał się, omal sam nie wpadł do wody, ale po chwili znowu podjął próbę ratunkową. Bez skutku jednak. Skorpion kąsał i kąsał. Na dłoniach starca pojawiła się krew, jego palce opuchły. „Co robisz, głupcze — zawołał ktoś z drugiej strony rzeki. — Przecież widzisz, że to skorpion”. Starzec spojrzał na przechodnia wzrokiem łagodnym i odpowiedział: „Wiem, że to skorpion. Ale czy miałbym go tutaj zostawić tylko dlatego, że skorpiony kąsają?”
Nie łatwo uratować skorpiona. Skorpion kąsa: zawsze i wszystkich. Rzecz w tym, że my również jesteśmy takimi skorpionami. Kąsamy niemal wszystkich i niemal zawsze. Dowód? Proszę bardzo. Przypomnijmy sobie ile razy otrzymaliśmy do Pana Boga przebaczenie — to, które rodzi się w konfesjonale, lub to, które przynosi prosty akt żalu, akt pokutny na początku Mszy św. czy choćby pełne skruchy westchnienie. Otóż wiele razy, nieskończenie wiele razy otrzymaliśmy taką właśnie łaskę. A co działo się potem? Potem wróciliśmy do domu, do szkoły, do pracy i tam zastaliśmy tych samych ludzi, te same zajęcia, sprawy i... zaczęliśmy postępować tak samo jak przedtem. Pojawiło się to samo zniechęcenie, to samo zdenerwowanie, poczucie bezradności, a, kto wie, może i ten sam gniew. Jednym słowem dopiero co przyjęte przebaczenie jakby się ulotniło. Zostaliśmy z pustymi rękami. Dlaczego? No właśnie, dlaczego?
Odwołajmy się do jeszcze wymowniejszych przykładów. Przypomnijmy co działo się wtedy na modlitwie. Otrzymawszy przebaczenie z całą pewnością chcieliśmy podziękować Bogu, postanowić poprawę, zapewnić o naszej wierności. Powtarzaliśmy jakieś słowa, chcieliśmy przy Nim być, kontemplować Go, ale to już nie do końca się nam udało. Przyszły rozproszenia, wspomnienia, marzenia, pokusy. Modlitwa zaczęła się rwać. W końcu ocknęliśmy się z pustymi rękami. Dlaczego? No właśnie...
Otóż zapewne dlatego, że nie pojednaliśmy się z Bogiem do końca. Owszem, przyjęślimy przebaczenie, odpuszczenie win, nasze serca, sumienia i dusze stały się czyste jak kryształ, ale w skłonnościach woli i charakteru, w przyzwyczajeniach, nawykach i odruchach pozostało jeszcze wiele dawnej goryczy. I ta gorycz wszystko popsuła. Innymi słowy, pozostały w nas skutki grzechu — nie sam grzech, bo ten został przebaczony, zgładzony, ale jego skutki. Pozostały w nas i wokół nas. Dlaczego? Dlatego, że każde zło jest naruszeniem zasady sprawiedliwości i miłości. Bóg przebaczył nam to, że naruszyliśmy te zasady, ale pewne skutki zniszczenia ciągle pozostały. Przebaczył nam to, że kąsamy, my jednak kąsamy nadal, bo kąsanie po prostu weszło nam w krew.
Czego nam zatem potrzeba? Potrzeba nam pokuty. Potrzeba nam poważnej pracy nad sobą, która uśmierzyła by lub raczej uśmierciła w nas zło do końca — złe nawyki, upodobania, przyzwyczajenia, a która zarazem upodobniłaby nas do naszego Pana. Co więcej, potrzeba nam również takiej pracy, która naprawiła by zło jakieśmy innym wyrządzili. Tej pracy z całą pewnością nie jesteśmy w stanie sami wykonać. Nawet bardzo się wysilając nie jesteśmy w stanie ulepszyć siebie nawet o jotę. A to z tej prostej przyczyny, że wszystko co dobre na tym świecie zawsze rodzi się we wspólnocie. Nigdy nie jest dziełem pojedynczego człowieka — widać to dobrze zwłaszcza w życiu świętych — ale jest dziełem całego Kościoła, jest dziełem tych, do których się modlimy, którzy wspierają nas z nieba, a nawet tych, którzy tu na ziemi rzucają nam kłody pod nogi. Autentyczne dobro nigdy nie jest dziełem diabła, lecz wszystkich innych — tak. A skoro tak, to w owym dziele jednania się Bogiem i usuwania skutków zła mogą i muszą nam pomóc inni. Mogą nam pomóc, a nawet mogą nas zastąpić. Tę rzeczywistość wzajemnego wspomagania oraz zastępowania w dziele naprawy skutków grzechu Kościół nazwał uzyskiwaniem odpustów.
Na podstawie tego, co powiedzieliśmy wiemy już, że otrzymanie odpustu, nie jest odpuszczeniem grzechu. Odpuszczenie grzechu dokonuje się wcześniej i jest koniecznym warunkiem otrzymania odpustu. Odpust jest natomiast darowaniem doczesnej kary za grzechy, czyli usunięciem skutków zła, tych zapisanych w naszej przeszłości, a dzisiaj ciągle dających o sobie znać.
Darowania doczesnej kary za grzechy możliwe jest w Kościele jedynie dzięki solidarnej miłości, która spaja całą wspólnotę ludzką, a w sposób szczególny łączy ze sobą wszystkich wyznawców Chrystusa. Solidarność łącząca nas wszystkich z Bogiem w Chrystusie, a w sposób wyjątkowy łącząca wspólnotę Chrystusowego Kościoła sprawia, że możliwe jest wzajemne wspomaganie się osób dążących do zbawienia — możliwe jest wzajemne „dźwiganie swoich ciężarów” (por. Gal 6,2). Możliwe jest mianowicie udzielanie potrzebującym tych zasług, które inni w innym miejscu i czasie zyskali jakby „w nadmiarze” poprzez swoje pełne miłości nadprzyrodzonej życie. Dokumenty kościelne mówią przy tej okazji o „rzeczywistości zastępstwa” (vicarietas), w ramach której Kościół nie tylko może dysponować duchowym skarbcem łask, jaki został mu powierzony wraz z władzą odpuszczania grzechów, ale również może włączać każdego z nas w Misterium Chrystusa tym silniej, im więcej z tego skarbca korzystamy. Udzielanie odpustów nie wyczerpuje zatem owego nadprzyrodzonego skarbca, lecz czyni go jeszcze świetniejszym, bogatszym. Ci, którzy proszą o łaskę darowania doczesnej kary nazywanej pokutą, jeśli tylko proszą z pokorą, już przez samo wzniesienie tej prośby powiększają ów skarbiec.
Rok Jubileuszowy jest wyjątkową okazją do korzystania z łaski pojednania. 17 września 1999 r. Kard. William Wakefield Baum, Penitencjarz Papieski, przedstawił nowy wykaz odpustów, Enchiridion indulgentiarum, w którym jasno zostały przypomniane warunki konieczne do uzyskania określonego odpustu. Pierwszym z nich jest właściwe usposobienie tego, kto stara się o uzyskanie odpustu. Właściwe usposobienie oznacza postawę wewnętrzną chrześcijanina, na którą składa się: szczera wewnętrzna przemiana ducha, nadto przylgnięcie do Boga, zachowanie stanu łaski uświęcającej, brak przywiązania do jakiegokolwiek grzechu, nawet lekkiego, oraz żywa intencja uzyskania odpustu. Wszystkie te elementy są wyrazem zdecydowanej woli zjednoczenia z Bogiem, są znakiem żywej, aktywnej miłości do Niego. Akcentowanie roli właściwego usposobienia uprzytamnia nam, że odpustów nie możemy uzyskać jakby „automatycznie”, przez samo zewnętrzne wykonanie jakiegoś uczynku, ale że są one aktem obejmującym całego człowieka i całe jego życie. Drugi z warunków uzyskania odpustu, mówi natomiast właśnie o tym co zewnętrze, a mianowicie o określonych czynnościach. Poszczególne odpusty określają te właśnie czynności, tzw. „uczynki pokutne”, zawsze jednak chodzi najpierw o spowiedź, Komunię św. i modlitwę w intencji Ojca Świętego („Ojcze nasz”, „Zdrowaś Mario” lub inne). Dalsze akty zależą już od rodzaju danego dopustu i może to być nawiedzenie bazyliki św. Piotra w Rzymie, albo pielgrzymowanie do Jerozolimy, ale także doprawienie Drogi Krzyżowej, posłużenie się krzyżykiem, medalikiem lub spełnienie jeszcze innych pobożnych uczynków, podobnie jak to jest w przypadku odpustów związanego z uroczystościami niektórych świętych. Warto dodać, że spowiedź nie jest konieczna za każdym razem, ważne jest to, żeby być w stanie łaski uświęcającej. Natomiast Komunia św. i modlitwa w intencjach papieskich powinny być dopełnione za każdym razem, kiedy chcemy uzyskać odpust.
Uzyskiwane odpusty nie zawsze są zupełne. Jeśli osoba starająca się o odpust z własnej winy nie dopełni wszystkich warunków danego odpustu, to wówczas uzyskiwany odpust jest tylko cząstkowy tzn. uwalnia daną osobę tylko od części doczesnych kar. Jeśli zabraknie spełnienia poważniejszych warunków odpustu, to wówczas i darowanie kary jest znikome. Jeśli natomiast warunki odpustu nie zostaną zachowane bez winy samego ubiegającego się o odpust, to osoba ta dostępuje jednak odpustu i to nawet odpustu zupełnego. Wiemy dobrze, że nie jest łatwo spełnić wszystkie warunki odpustu. Zwłaszcza może wymóg uwolnienia się od przywiązania do jakiegokolwiek grzechu wydaje się nie do spełnienia. Nie powinniśmy jednak zniechęcać się tymi wymaganiami, bo mimo iż są one trudne, to jednak wytyczają przed nami pewną i uświęconą przez tradycję ścieżkę zbawienia. Niosą w sobie pewien zaczyn przemiany, którym jest żywa obecność Chrystusa. To właśnie On uzdalnia nawracającego się chrześcijanina do doskonałej miłości, która pragnie wydawać dobre owoce. Z drugiej strony, warto starać się o uzyskanie odpustów nie tylko dla siebie, ale również, co możliwe, dla swoich bliskich zmarłych, a więc dla osób, które być może oczekują jeszcze zbawienia krocząc drogą oczyszczenia. Osoby przebywające w Czyśćcu na pewno zawsze spełniają warunki uzyskania odpustu, dlatego jakakolwiek łaska wyproszona przez nas dla nich, trafia do nich „w całości” i zmienia ich stan, a mianowicie uwalnia ich od całości lub przynajmniej od części doczesnych skutków zła, które właśnie tam, w Czyśćcu muszą odpokutować.
Załączone do bulli Incarnationis mysterium rozporządzenie precyzuje jakie uczynki pokutne pomogą nam uzyskać odpust w Roku Wielkiego Jubileuszu.
Po pierwsze, takim aktem będzie pielgrzymka do jednej z Bazylik patriarchalnych w Rzymie, to znaczy do Bazyliki św. Piotra na Watykanie, Archibazyliki Najświętszego Zbawiciela na Lateranie, Bazyliki Matki Boskiej Większej oraz Bazyliki św. Pawła przy via Ostiense. Uczestnicząc tam we Mszy św. albo w innym nabożeństwie liturgicznym, takim jak jutrznia czy nieszpory, lub też podejmując inną pobożną praktykę (np. Drogę Krzyżową, modlitwę różańcową, recytując Akatyst ku czci Matki Bożej), lub też uczestnicząc przez pewien czas w adoracji eucharystycznej, w pobożnym rozmyślaniu, a wreszcie odmawiając na koniec « Ojcze nasz », wyznanie wiary w jakiejkolwiek uznanej formie i modlitwę do Najświętszej Maryi Panny, uzyskamy odpust zupełny. Wyjątkowe znaczenie Jubileuszu Roku 2000 sprawia, że Stolica Apostolska dołącza do wspomnianych czterech bazylik jeszcze inne miejsca w Wiecznym Mieście, w których można uzyskać odpust na takich samych warunkach: są to Bazylika Świętego Krzyża Jerozolimskiego, Bazylika św. Wawrzyńca na Verano, Sanktuarium Maryi Matki Bożej Miłości (Madonna del Divino Amore), chrześcijańskie Katakumby.
Podobny odpust, to po drugie, możemy uzyskać udając się do Ziemi Świętej, jeśli tylko spełnimy te same warunki i nawiedzimy Bazylikę Grobu Świętego w Jerozolimie, albo Bazylikę Narodzenia w Betlejem czy tez Bazylikę Zwiastowania w Nazarecie.
Trzecia forma uzyskania jubileuszowego odpustu jest przewidziana we wszystkich Kościołach partykularnych. Jeśli odbędziemy pielgrzymkę do kościoła katedralnego lub do innych kościołów i miejsc wyznaczonych przez biskupa ordynariusza, takich jak sanktuaria, i tam weźmiemy udział w nabożeństwie liturgicznym, albo spełnimy jakąś indywidualną praktykę pokutną, a nadto dołączymy wspomniane wyżej modlitwy, to również i w taki sposób dostąpimy odpustu zupełnego.
Osoby chore, niepełnosprawne, uwięzione, samotne lub też w podeszłym wieku, które nie mogą w pełni swobodnie poruszać się o własnych siłach, mogą skorzystać z czwartej formy odpustu, która jest dostępna dla nich w dowolnym miejscu. Mogą one mianowicie — jak czytamy we wspomnianym rozporządzeniu — „udać się niejako z pielgrzymką do Chrystusa obecnego wśród nich (por. Mt 25, 34–36)”, a spełniwszy wymienione wyżej praktyki pokutne i warunki mogą uzyskać odpust zupełny.
Stolica Apostolska przyjmuje możliwość wielokrotnego uzyskiwania odpustu zupełnego przez wiernych w czasie trwania Roku Jubileuszowego, we wspomnianym rozporządzeniu pojawia się jednak uwaga, że nie można uzyskiwać tego odpustu częściej niż raz dziennie. Ten sam jubileuszowy odpust dostępny jest dla wszystkich wiernych również poprzez podejmowanie dobrowolnych uczynków miłości i pokuty, do jakich zachęci nas bezpośrednienie natchnienie Ducha Świętego. Chodzi tu na przykład o powstrzymanie się przynajmniej przez jeden dzień od zbędnej konsumpcji (na przykład od palenia tytoniu lub picia napojów alkoholowych), o praktykowanie postu lub wstrzemięźliwości zgodnej z ogólnymi normami Kościoła i szczegółowymi zaleceniami Episkopatów, a połączonej z przekazaniem odpowiedniej sumy pieniędzy na potrzeby ubogich, czy wreszcie hojne wsparcie dzieł religijnych lub społecznych, czy też poświęcenie czasu na osobistą pomoc potrzebującym bliźnim. Wszystkie te dzieła są bowiem wyrazem tej samej miłości, która ożywia Chrystusa, świętych i całą społeczność Kościoła. Poddając się działaniu tej wielkodusznej miłości, a zarazem spełniając zwyczajne warunki dopustu (spowiedź, Komunia św. i modlitwa w wiadomych intencjach), dostępujemy pełniejszego pojednania z Bogiem i naszym Panem.
Grzech sprawia, że mimo woli i niepostrzeżenie stajemy się małymi, kąsającymi skorpionami. Pokuta, uczynki miłosierdzia, odpusty, ale przede wszystkim kontemplowanie życia naszego Mistrza i Pana, Jezusa Chrystusa, sprawia, że stajemy się tak jak On cisi i pokorni sercem. Złośliwy skorpion w nas umiera, a rodzi się nowy człowiek, człowiek na Bożą miarę. Jak więc nie prosić o taką przemianę?
o. Krzysztof Mądel SJ
Artykuł ukazał się w tygodniku Droga.
na początek strony © 1996-2000 Mateusz |