Czytelnia |
o. Krzysztof Kurzok OFMCap.
Gdyby Dante znał Bułgarię...
...To opisując niebo autor "Boskiej Komedi" oparł by się na przykładzie kraju rozpołożonego między równina Dunaju, przeciętą starym łańcuchem górskim nazywanym przez miejscowych "Stara Płanina" (chyba dlatego, że wszystkie jej szczyty są łyse, przyp. aut.) a nam znanym jako "Bałkany", a Rodopami, wysokimi pięknymi górami, gdzie nad szczytami króluje "Musała", a z drugiego co do wysokości szczytu "Olimpu", bogowie Grecji uczynili swą siedzibę. Ten liczący 112 tyś. km kw. kraj z przepiękną przyrodą, krajobrazami jak żywo przypominającymi włoską Umbrię, czy górzysty Piemont, doskonale mógłby pomóc w natchieniu autora "Boskiej komedii" przy opisie raju. Bułgaria - "Hawaje" byłych krajów KDL-u, znikła z kręgu zainteresowań Polaków w czasie przemian gospodarczych w końcu lat 80-siątych, a prawie na zawsze odeszła w cień zapomnienia kiedy "nowi" Polacy zaczęli zdobywać wybrzeża Morza Śródziemnego w latach 90 -tych. Nawet wojna w byłej Jugosławii nie przywróciła wspomnień wielu rodakom z czasów, kiedy synonimem raju były wakcje nad Morzem Czarnym. Dopiero w ostatnich tygodniach, kiedy telewizje świata część swoich kamer zwróciły nie tylko na manifestantów w Serbi ale i dopominających się swego, zwykle spokojnych i cichych, dziś zniecierpliwionych oczekiwaniem obiecanego lepszego jutra Bułgarów, wielu Polakom wróciły wspomnienia odległych wakacyjnych wojaży po jakże wysokich, ale gościnnych górach Bułgarii i gorących plażach Słonecznego Brzegu, Złotych Piaskach, atrakcyjnych miejscach Albeny ( a że te wspomnienia wróciły potwierdza nasz faks i modem, które normalnie się "nieprzemęczają" a w ostatnich dniach zagrzały się od napływających zapytań w sprawie sytuacji w Bułgarii). Ta Bułgaria, to miraż wakacyjnych wspomnień, którą wielu z nas zachowało w swojej pamięci, tak naprawdę mało kto zdaje sobie sprawę z jej wkładu w kulturę Europy wschodniej, mało kto wie o ponad 500 letnich cierpieniach pod imperium Osmańskim, czy o programowym niszczeniu wartości moralnych w ostatnich 50 latach, które zaowocowało dziś ostatnim miejscem w przyroście naturalnym w Europie. Pewnie zaledwie garstka z morza polskich wczasowiczów zdawała sobie sprawę jak ogromną rzeką krwi i męczeństwa spłynął malutki kościół katolicki w czasie tzw. Procesów pokazowych wrogów ludu i "szpiegów" Watykanu w 1952 i 1954 roku. Powszechnie wiadomo, że kraj starożytnych Traków, to państwo prawosławne i rzeczywiście takim jest (a może lepiej powiedzieć było?). Licząca ponad 8,5 mln mieszkańców "prawosławna" Bułgaria ma około 2 mln wyznawców islamu, to efekt ponad 500 letniej niewoli tureckiej. Południowo-wschodnie regiony Bułgarii prawie w całości zamieszkiwane są przez tzw. Pumaków, wynarodowionych mieszkańców Bułgarii, często siłą uczynioych w przeszłości muzułmanami. Dziś wielu z nich emigruje do sąsiedniej Turcji w poszukiwaniu pracy i chleba, całe wioski w ciągu jednego dnia pustoszeją i przenoszą się do byłego imeprium islamu. Ci z nich, którzy pozostają w starej ojczyźnie, bradziej czują się związani z Turcją niż z krajem w którym mieszkają. Pozostali mieszkańcy tego przepięknego kraju zawsze i wszędzie deklarują się jako prawosławni. Ale czy tak jest naprawdę? Obecnie prawosławna cerkiew rozdzielona jest na dwie części, zwolenników oficjalnie przyjmowanego przez rząd (socjal-demokratyczny?) patriarchy Maksima i zwolenników konkurencyjnego patriarchy Pimena, nie uznanego przez rządzących spadkobierców dawnego systemu. Ale może sytuacja się zmieni, gdyż nowy prezydent Bułgarii Petyr Stojanov przysięgę prezydencką złożył na Biblię trzymaną przez patriarchę Pimena, a nie Maksima. Z tym drugim spotkał się dopiero na nabożeństwie modlitewnym w narodowym Pomniku-cerkwi "Aleksander Nevski". Ogólnie rzecz biorąc prawosławie w Bułgarii dopóki trwa w rozdzieleniu, zbliża się ku totalnemu upadkowi. Oczywiście jest wielu ludzi pobożnych tak z kleru jak i z ludzi świeckich, ale to póki co nie potrafi zmazać kompromitującej niedawnej przeszłości cerkwi prawosławnej, zwłaszcza, że tutejsza wiara jest bardzo słaba, często mieszająca się z magią, astrologią i innymi prądami "New Age", szczególnie u ludzi z tzw. wykształceniem. Nie może być inaczej, kiedy prawosławny kler, zawsze posłuszny i podporządkwany rządowi stracił zaufanie wiernych, którzy wiedzą o zajmowanych w przeszłości wysokich stanowiska w partii komunistycznej czy służbach bezpieczeńswta, dzisiejszych duchowych pasterzy. Obecnie odwiedzający cerkwie wierni, to ludzie starzy lub dzieci. Wielu rodziców nie pozwala babciom zaprzątać wnukom głowy "głupotami" (czytaj - sprawami dotyczącywi wiary). Jeżeli cerkiew prawosławna odegrała znaczącą rolę dla narodu w czasie niewoli tureckiej (przepiękne klasztory w górach to owoc obrony wiary przed islamizmem), tak ostatnie 50 lat to czas upadku tak kościoła jak i wiary w całym narodzie. Wśród tzw. inteligencji coraz częściej panuje przekonanie, że sprawami wiary zajmują się ludzie, którzy robią to profesjonalnie lub jako pewnego rodzaju hobby i ludzie prości ale nie ludzie naprawdę myślący i inteligentni. (To ciekawe, bo większość z nich się nie rusza z domu bez przeczytania horoskopu). Tę teorię (o zgrozo) zdaje się potwierdzać wcale nie zwiększająca się liczba wiernych mimo tak ciężkiego kryzysu gospodarczego. Polskie powiedzenie "Jak trwoga to do Boga", tutaj nie znajduje potwierdzenia. Przy tak słabo funkcjonującej cerkwi prawosławnej bardzo łatwo odpowiednie podłoże znajdują przeróżne sekty, chwytając jak pająki w sieci falszywej miłości, zwłaszcza zdezorientowaną młodzież ale również i dorosłych. Chyba nie ma drugiego takiego kraju w Europie, który wydałby tyle zarządzeń prawnych aby zablokować rozprzestrzenianie się sekt i jednocześnie tak bezsilnego wobec ich bekarnego baraszkowania wśród młodzieży. Przyczyn należy upatrywać we wciąż biernym nastawieniu cerkwi wobec potrzeby katechizacji. Dopiero od niedawna zaczęło się coś dziać w tej kwesti. Zamknięcie się cerkwi tylko w murach kościołów doprowadziło do tego, że wszelka działalność naprzykład nasza katolicka poza kościołem przyjmowana jest z nieufnością i podejrzeniem o sektanctwo. Wspomniany na początku Kościół katolicki w Bułgarii liczy zaledwie 70 tysięcy wiernych (w tym około 3 tyś. Katolików obrządku wschodniego), czyli mniej niż 1 %. Mimo że jesteśmy tak nieliczni, katolicy byli zawsze Kościółem silnym i zorganizowanym, stojący na straży rodziny i wartości chrześcijańskich. Kościół Katolicki podzielony jest na dwie diecezje: północną - Nikopolską i południową - Sofijsko-Plovdivską. Granice między diecejzami wyznaczają Bałkany. Trzecia diecezja, to wschodnia Apostolska Ekzarchia obejmująca całą Bułgarię. Wszystkich biskupów jest 5-ciu w tym dwóch emerytów. Miejscowy kościół należy do Kongregacji Kościołów Wschodnich. Chociaż katolicy stanowią tak zdecydowaną mniejszość, zawsze stanowili siłę, której obawiali się najpierw Turcy a później rząd czerwonej gwiazdy. Słynne były tzw. procesy pokazowe kapłanów katolickich, których przedstawiano jako wrogów narodu i agentów imperializmu, "szpiedzy Watykanu", tak ich nazywano. Bardzo dużo wiernych razem ze swoimi duchowymi pasterzami przewineło się przez konc-łagiery jak je nazywano, z których najsłynniejszy i najokrutniejszy był obóz na wyspie na rzece Dunaj, w Belene. Ilu tak naprawdę poniosło śmierć męczeńską, nikt nie wie. Jedną z ofiar byłego reżimu był biskup diecezji północnej Sługa Boży bp Evgenij Bosilkov, pasjonista, którego proces beatyfikacyjny został już zakończony. Razem z nim, a właściwie na jego oczach, w bestialski sposób zamordowano dwóch kapucynów, których szczątki ludzie znaleźli w jednej z rzek. W czasie proletariackiego triumfalizmu, jak już wspomniałem, programowo niszczono najcenniejsze wartości ludzkie, a szczególnie wartości związane z wiarą i rodziną. Dzisiaj wielu obserwatorów tamtych czasów twierdzi, że ówczesne władze tak doskonale troszczyły się o ortodoksję utopijnej ideii komunizmu, że prześcigali w jej wierności nawet były Związek Sowiecki. Jeżeli popatrzeć na ostatnią historię Bułgarii może to być prawdą, gdyż wiele wartości zostało wykorzenionych: jak troska o bliźniego, bezinteresowność, wartość instytucji rodziny, wspólne działanie, poszanowanie własności prywatnej, odpowiedzialność. Innym potwierdzeniem może być brak obecności wojsk Radzieckich w Bułgarii, a przecież graniczyła i graniczy ona z NATO (Turcja i Grecja). Przed kościołami w każdą niedzielę i święta nauczyciele trzymali straż zapisując wszystkich uczniów idących do kościoła Efektem było ośmieszanie w szkole, zamknięta droga na studia, tzw. "wilczy bilet" dla rodziców, którzy zostawali bez pracy. Zdarza się jeszcze usłyszeć w konfesjonale wyznanie matek, które przyznają się do tego, że na oczach dzieci rozbijały ikony świętych udowadniając w ten sposób, że Pana Boga nie ma, aby ustrzec siebie i dzieci przed prześladowaniem. W taką trudną rzeczywistością musieli się zmagać katoliccy księża. Jedni wracali z obozów inni do nich byli wysyłani, a jeszcze więcej z nich już nie wracało. W tym okresie ukształtował się nowy model duszpasterstwa w miastach, takich jak Sofia czy Płovdiv, który polegał na tym, że ksiądz wychodził rankiem z kościoła (oczywiście w ubraniu cywilnym) i do wieczora odwiedzał parafian w ich mieszkaniach, tam udzielając sakramentów chrztu, i ślubu, katechizując. Stan duchowieństwa zmniejszył się kilkakrotnie. Tak na przykład kapucynów pracujących w diecezji Sofijsko-Płowdiwskiej w okresie międzywojennym było 64 (oni stanowili trzon kleru w diecezji), a po wojnie zostało ich 8, dzisiaj 3 i każdy z nich przekroczył już 80 lat. W diecezji Sofijsko-Plowdiwskiej pracuje dzisiaj 14 kapłanów, z czego 5 to cudzoziemcy, podobnie w diecezji Nikopolskiej i wschodniej ekzarchii. A skoro już mowa o moich współbraciach kapucynach i naszej tu obecności, to nie chwaląc się, trzeba powiedzieć, że cała obecna diecezja Sofijsko-Plovdivska wraz z wszystkimi budowlami sakralnymi, to dzieło Braci Mniejszych Kapucynów. Szczególny wkład wnieśli bracia z prowincji południowego Tyrolu - Brixen (północne Włochy), którzy od 1924 pracowali w tejże diecezji. To dzięki ich pomocy Pan Bóg wzbudził wiele rodzimych powołań (jak wspomniałem było ich w okresie międzywojennym 64), dzięki temu, że wysyłano młodych chłopców do Włoch gdzie kończyli szkoły średnie a później wielu z nich powracało jako kapłani-kapucyni. Niestety wydarzenia z września 1944 r. przerwały ten okres. Ludowa rewolucja nie pozwoliła powrócić carowi Borisowi III i "Lud" sam przejął władzę w swoje ręce, skutkiem czego było ukształtowanie się totalitaryzmu komunistycznego w najprawdziwszym wydaniu. Z tego też powodu ci z Bułgarów, którzy w okresie 1944 - 1947 przyjęli święcenia kapłańskie we Włoszech, nie mogło powrócić do kraju. Dopiero taka możliwość otwarła się po przemianach w 1989 roku. Z wielu pozostały jednostki i ci, którzy powracali, musieli na nowo uczyć się ojczystego języka. Jak by tego było mało, w 1992 roku zginięło w katastrofie samochodowej (przyczyny wypadku nie wyjaśnione do dziś) 4 kapucynów i to była główna przyczyna przybycia do Bułgarii Polaków z Prowincji Krakowskiej (oto dlaczego jestem tutaj i piszę o Bułgarii). Bułgaria jest trudnym i niewdzięcznym krajem jeżeli chodzi o pracę w sferze duchowej. Ogromna różnica w mentalności i podejściu do spraw wiary, wymaga od nas misjonarzy wiele cierpliwości, a przede wszystkim świętości życia. Tutaj owoców trzeba szukać dopiero po wielu latach wytężonej i oddanej pracy. Tu wartościuje się inaczej. Każda jedna przyprowadzona do Boga dusza urasta do rangi ogromnego sukcesu i wymaga jeszcze ogromnej troski. Trzeba wziąć pod uwagę, że Kościół katolicki rozwijał się w cieniu prawosławia. Ogromna ilość małżeństw mieszanych, wpływ tradycji wschodnich na obrządek zachodni, czy chociażby prawosławne podejście do Eucharystii, sprawiają wiele problemów. W tutejszej tradycji prawosławnej nie ma nawyku regularnego uczęszczania na Msze święte albo uczestniczenia w całej liturgii. To wpływa również na katolików, zwłaszcza w miastach. Tam gdzie rodziny są mieszane wyznaniowa, ta regularność jest wyśmiewana przez stronę prawosławną i przyjmowana jako nienormalne podejście do wiary. Tak samo sprawa życia sakramentalnego. Pojawia się problem z regularną spowiedzią i oceniania swojego postępowania według wartości Ewangelii. Wielu ludzi nie widzi grzechu w tym co robi. Prawie powszechne ciche przyzwolenie rodziców, skądinąd naprawdę katolickich, na życie ich dzieci w wolnych związkach, bo tak robią wszyscy i przyjmowanie tego za coś normalnego, może przyprawić nas o zawrót głowy. To tylko garstka problemów, z którymi trzeba się zetknąć każdego dnia. Dzisiejsza Bułgaria to kraj przemian, niestety bardzo wolnych w porównaniu chociażby z Polską. Wiele rzeczy Bułgarzy muszą się uczyć od nowa, na przykład handlu czy uprawy własnej ziemi (tu nigdy nie było sektora prywatnego). Na pewno nie pomaga im w tym położenie geograficzne( separacja od Europy dzięki wojnie w Jugosławii) i przeszłość historyczna. Dlatego przy tak wielu nowych doświadczeniach nie zawsze dokonano właściwych wyborów. Oliwy do ognia dolał niedawno wybrany rząd postkomunistów. Przy zawiedzionych nadziejach wobec rodzącej się demokracji wielu lepszej przyszłości upatrywało w "nawróconych" komunistach - "demokracji socjalistycznej" stąd wybór takiego rządu. Lecz jego nieporadność, zaprzepaszczenie okazji usystematyzowania rozpadającej się gospodarki, ogromną korupcję byłych komunistów, zawiedziony naród wyszedł na ulicę domagać się swoich praw. Trochę za późno, no lepiej późno niż wcale. Sytuacja z dnia na dzień jest coraz gorsza. Hiperinflacja sięga zenitu. Obecna emerytura wynosi 3,5 $, wielu nie jest w stanie zapewnić sobie chleba na cały miesiąc. Oto dlaczego z natury spokojni i pokorni Bułgarzy znaleźli się na ulicach miast. Dokąd to doprowadzi? Zobaczymy!
o. Krzysztof Kurzok OFMCap.
początek strony |