Czytelnia |
JACEK SALIJ OP
Bracia i Siostry! Wiem, że oczekujecie komentarza w związku z tak głośnymi we wszystkich mediach płynącymi ze Stanów Zjednoczonych oskarżeniami księży i zakonników o nadużycia seksualne, zwłaszcza o nadużycia wobec niepełnoletniej młodzieży. Myślę, że słów potępienia i oburzenia w związku z tymi zawstydzającymi faktami nasłuchaliśmy się już wiele. Dzisiaj potrzeba nam bardziej słowa umocnienia w naszej miłości do Kościoła. Potrzeba nam przypomnienia sobie, jak wielkim darem Bożym jest dla nas Kościół. Musimy się też zmobilizować do tego, żeby więcej dziękować Panu Bogu za to, że mamy w Kościele tak wielu naprawdę świętych kapłanów, i za to, że ogromna większość naszych kapłanów wykonuje swoją świętą służbę rzetelnie i z prawdziwym oddaniem.
Warto też skorzystać z okazji i jeszcze raz postawić sobie intrygujące pytanie: Co to znaczy, że Kościół jest święty, skoro grzech ma dostęp do Kościoła, skoro w cieniu Kościoła można spotkać niekiedy nawet wyjątkowo wielkich grzeszników i gorszycieli?
Ktoś zauważył, że prawdopodobnie nigdy w historii Kościoła procent niegodnych pasterzy nie osiągnął takiej skali, jak w czasach samego Pana Jezusa. Zdrajca Judasz był jednym z dwunastu. Prawdopodobnie nigdy już potem nie było w Kościele aż tak źle, żeby aż co dwunasty kapłan był pasterzem niegodnym. Nie mówię tego dla fałszywego uspokojenia. Gdyby w całym Kościele był tylko jeden kapłan niegodny, i tak byłoby to o jednego za dużo. Chodzi mi tylko o to, żebyśmy nie zatracili poczucia realizmu i jasno zobaczyli, że, owszem, występki kapłanów niegodnych bardzo ciężko ranią Kościół, ale z drugiej strony liczba kapłanów niegodnych jest arytmetycznie niewielka.
Nie trzeba się też dziwić, że wielki grzech w Kościele budzi większe zdumienie niż grzech gdziekolwiek indziej. Nawet ludzie niewierzący, nawet tacy, co Kościoła nie lubią albo nawet go nienawidzą, intuicyjnie wyczuwają, że poziom moralny ludzi Kościoła powinien być wyższy od przeciętnej.
Nic również dziwnego w tym, że grzechy stosunkowo niewielkiej liczby kapłanów występnych narobiły takiego rumoru w Kościele i w świecie. Jest takie chińskie przysłowie, że jedno padające drzewo robi w lesie więcej hałasu, niż to, że cały las rośnie. Zło zawsze robi wiele hałasu, a już zwłaszcza zło w Kościele, i bardzo dobrze, że tak jest, bo tego zła być nie powinno.
Zło w Kościele przymusza nas jednak do postawienia pytania, jak to jest ze świętością Kościoła. Dlaczego wyznajemy, że Kościół jest święty, skoro dobrze wiemy, że wszyscy bez wyjątku jesteśmy grzeszni, a co więcej, że są wśród nas również ludzie bardzo występni.
Przedtem jednak postawmy sobie pytanie, jak to jest z naszą grzesznością. Na czym polega różnica między tymi, którzy, choć grzeszni, starają się żyć po Bożemu, rzetelnie i sprawiedliwie, a tymi, którzy są grzeszni w sposób występny, tak, że nawet trzeba się lękać o ich zbawienie wieczne? Święty Augustyn odpowiedź na to pytanie znalazł w następujących słowach Apostoła Pawła: „Niech grzech nie króluje w waszym śmiertelnym ciele”. Owszem – powiada święty Augustyn – jesteśmy grzesznikami, ale jeżeli pielęgnujemy w sobie życie Boże, jeżeli staramy się żyć w stanie łaski uświęcającej, to grzech na szczęście już w nas nie króluje, króluje w nas łaska. Wówczas jesteśmy takimi grzesznikami, którzy idą do życia wiecznego, takimi grzesznikami, w których grzechu jest coraz mniej.
Niestety, zdarza się również i tak, że ktoś nie tylko, że jest grzesznikiem, ale jest ponadto niewolnikiem grzechu, tak, że grzech króluje w nim i nad nim. Życie takich ludzi zmierza do zguby wiecznej, toteż muszą się oni jak najszybciej nawrócić do Boga. Tacy ludzie, jeżeli należą do Kościoła, to tylko do czasu. Bo są jak uschłe latorośle, które – jeżeli nie odżyją – zostaną wycięte i w ogień wrzucone.
Wróćmy teraz do pytania, dlaczego wierzymy, że Kościół jest święty, skoro my wszyscy, członkowie Kościoła, jesteśmy grzesznikami. Otóż złożony z grzeszników Kościół jest święty, bo przepełnia go obecność Chrystusa Pana, którego świętość jest większa niż wszystkie grzechy i zbrodnie świata. Kościół jest święty, bo po to został przez Zbawiciela założony, żeby w nim dokonywało się nasze wyzwolenie z grzechu i uświęcenie. Kościół jest święty, bo sam Duch Święty troszczy się o to, żeby dobra nowina o zbawieniu człowieka przekazywana w nim była w całej prawdzie. Kościół jest święty, bo Chrystus Pan złożył w nim źródła naszego uświęcenia – sakrament chrztu oraz inne sakramenty, a przede wszystkim Najświętszą Eucharystię, w której realnie uobecnia się Jego Ofiara Krzyża za zbawienie całego świata.
Jednak Chrystus Pan nie tylko Kościół założył i nie tylko go w różnorodny sposób obdarza. On swój Kościół kocha. Dlatego byłoby z naszej strony wielkim nietaktem, gdybyśmy nie chcieli kochać Kościoła, skoro kocha go sam Chrystus. „Chrystus umiłował Kościół – czytamy w Liście do Efezjan – i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, aby stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany”.
Otóż Chrystus Pan kocha nas, swój Kościół, nie dlatego, że jesteśmy grzesznikami, ale dlatego, żebyśmy byli grzesznikami coraz mniej, tak żebyśmy ostatecznie mogli wejść do życia wiecznego jako całkowicie bezgrzeszni i święci. Chrystus kocha swój Kościół miłością przemieniającą. To jest trochę tak jak w małżeństwie: dziewczyna była taka sobie zwyczajna, nawet niespecjalnie urodziwa, ale poślubił ją chłopak serdecznie w niej zakochany. Dzieje się wtedy rzecz dziwna, w promieniach tej miłości ona jawnie pięknieje. Taka jest moc nawet zwyczajnej ludzkiej miłości, że ona przemienia ku dobremu. Kiedy jest się prawdziwie kochanym, człowiek staje się piękniejszy oraz ogarnia radość i chęć życia.
Miłość Chrystusa Pana do nas, swojego Kościoła, nie jest zwyczajną ludzką miłością. Jest to potężna, potwierdzona Ofiarą krzyża miłość mająca moc zbawić człowieka i doprowadzić nas do życia wiecznego. Ufam, że wszyscy sporo wiemy z własnego doświadczenia, jak potężny jest Chrystus w swojej miłości do człowieka.
Dlatego jeśli dowiadujemy się o jakichś wielkich grzechach w Kościele, pierwszym naszym odruchem jest dezorientacja i jakiś potworny ból. Gdzie jak gdzie, ale w Kościele powinno się dokonywać wyzwolenie z grzechów, a nie dokładanie nowych grzechów do grzechu świata, który i bez naszych grzechów jest koszmarnie wielki. Jan Paweł II, w liście apostolskim Novo millennio ineunte, jaki napisał na samym początku trzeciego tysiąclecia przejmująco nawiązuje do słów Pana Jezusa z dzisiejszej Ewangelii, że „kto Mnie widzi, widzi także i Ojca”.
Kontemplacja oblicza Chrystusa poucza nas nie tylko o tym, że Ojciec Przedwieczny jest dla nas, grzeszników, nieskończenie miłosierny. Oblicze Chrystusa Pana to nie tylko oblicze dobrego Pasterza, który ofiarnie i cierpliwie szuka każdej swojej zagubionej owieczki, to nie tylko oblicze kochającego Zbawiciela, który oczyszcza trędowatych, a niewidomym przywraca wzrok, który okazuje miłosierdzie Marii Magdalenie i Zacheuszowi i wdowie z Nain i kobiecie kananejskiej. Oblicze Chrystusa Pana to również straszliwie udręczone oblicze Ukrzyżowanego. Tylko Chrystus Pan – pisze Jan Paweł II – „który widzi Ojca i w pełni się nim raduje, rozumie do końca, co znaczy sprzeciwiać się Jego miłości przez grzech. Jego męka jest przede wszystkim straszliwą udręką duchową, dotkliwszą nawet niż cierpienia cielesne”.
Ból, ogromny ból duchowy, jest to prawidłowa reakcja na wielkie grzechy w Kościele. W ten sposób mamy jakiś udział w niepojętym bólu samego Boga z powodu naszych grzechów. Byleby nie dołączyło się do tego bólu faryzejskie potępianie grzeszników. Potępiajmy grzechy, a za grzeszników się módlmy i ufajmy, że się nawrócą, a Bóg okaże im swoje miłosierdzie. Dlatego nigdy dość przypominania sobie instrukcji Apostoła Pawła, jak się mamy zachowywać w sytuacjach, kiedy z naszymi braćmi lub siostrami w wierze dzieje się coś bardzo złego: „gdy cierpi jeden członek, współcierpią wszystkie inne członki, (...) bo jesteście Ciałem Chrystusa”.
Na zakończenie tego kazania przypomnę dwie wypowiedzi starochrześcijańskie na temat zła w Kościele, oba napisane w II wieku. Bo problem zła w Kościele to problem, który niepokoił chrześcijan już w czasach apostolskich i nie przestanie być problemem aż do dnia Sądu Ostatecznego. Otóż pierwszy z tych tekstów przypisywany jest świętemu Klemensowi, trzeciemu z kolei następcy Apostoła Piotra na stolicy biskupiej w Rzymie: “Z waszej przyczyny Imię moje jest znieważane wśród pogan. Przez co jest znieważane? Przez to, że nie czynicie tego, czego Bóg chce od was. Poganie słysząc z ust naszych słowa Boże, podziwiają ich piękno i wspaniałość. Później przekonują się jednak, że nasze czyny nie odpowiadają temu, co głosimy, i dlatego zaczynają bluźnić wołając, że wszystko to tylko baśnie i oszustwa. (...) I wtedy wyśmiewają się z nas i znieważają Imię Boże”.
Ostry ten tekst niewątpliwie mówi prawdę. Ale spróbujmy sobie uprzytomnić, ilu męczenników wydali spośród siebie ci tak ułomni chrześcijanie II wieku. Jaka musiała być w nich moc wiary, skoro wystarczyło kilku pokoleń, aby Ewangelia rozprzestrzeniła się na całe narody! Płynie stąd dla nas wielka nauka, że również słabościami dzisiejszego Kościoła wolno nam się przejmować tylko w taki sposób, żeby to nas mobilizowało do tym gorliwszej służby Bożej. Przeklęte jest takie myślenie o złu w Kościele, które prowadzi do paniki i zwątpienia w moc Bożą, które zamiast pobudzać nas do tym większej gorliwości, raczej paraliżuje i zniechęca.
Drugi tekst, również sprzed prawie dziewiętnastu wieków, to widzenie zapisane przez rzymskiego chrześcijanina, Hermasa. Zobaczył on Kościół jako starą, pomarszczoną kobietę. Ale wkrótce potem widzi Hermas Kościół jako śliczną, młodą dziewczynę. Hermas nie rozumie, dlaczego Kościół tak odmłodniał. Oprowadzający go anioł wyjaśnia mu, że to pokuta przywraca Kościołowi młodość.
I niech to będzie konkluzją naszego dzisiejszego kazania. Kiedy myślimy o złu w Kościele, zawsze najpierw pytajmy samych siebie o zło w naszym własnym życiu i starajmy się je usuwać. Niech przynajmniej z powodu mojego zła Kościół cierpi jak najmniej. A kiedy dowiadujemy się o złu, niekiedy wielkim złu, popełnianym przez innych, niech ból będzie pierwszą na to reakcją, a pierwszą naszą potrzebą niech będzie wtedy pokuta za to zło. O sam Kościół zaś się nie bójmy. Sam Chrystus Pan obiecał mu, że bramy piekielne go nie przemogą. Jezus Chrystus zaś jest ten sam wczoraj i dziś, ten sam także na wieki. Amen.
Jacek Salij OP
28 kwietnia 2002
na początek strony © 1996–2002 Mateusz |