Czytelnia


Nie znamy Boga Ojca, bo grzeszymy i nie modlimy się

Z ojcem Jackiem Salijem rozmawiają Cyprian Klahs OP i Bogumił Łoziński

 

 

Kim jest Bóg Ojciec, jakie są Jego charakterystyczne cechy, przymioty?

Ojca Przedwiecznego poznaliśmy dopiero dzięki Jezusowi Chrystusowi. Przed Chrystusem ludzie mogli poznać Boga tylko w sposób ogólny: rozumowo jako przyczynę i cel wszystkiego co istnieje, w wierze jako dawcę przymierza, opiekuna, wyzwoliciela z niewoli egipskiej. Dopiero w Jezusie Chrystusie poznaliśmy Ojca Przedwiecznego jako Tego, który jest Ojcem Syna Jednorodzonego i który wraz z Synem tchnie Ducha Świętego. Kim jest Ojciec Przedwieczny, można poznać po tym, że Jezus Chrystus był cały w Nim rozmiłowany. Już w dzieciństwie, jako jedyny spośród miliardów dzieci, rozpoznawał w Nim po prostu swojego Tatusia. "Czyż nie wiecie -- mówi jako dwunastolatek swojej Matce i Józefowi -- że potrzeba, żebym był w sprawach mojego Ojca?". Rozmiłowany w Ojcu, Jezus całe noce spędzał na modlitwie. Nieustannie podkreślał, że nie przyszedł od siebie, tylko od swojego Ojca, oraz że nie głosi nam swojej nauki, ale naukę swego Ojca, i że we wszystkim czyni Jego wolę. I w tej postawie całkowitego oddania Ojcu, rozmodlenia swojej ludzkiej natury, wypełnił swoją mękę. Przypomnijmy sobie Jego modlitwę w Ogrodzie Oliwnym. Ostatnie słowa, jakie wypowiedział w swoim doczesnym życiu, były właśnie modlitwą do Ojca. Odszedł z krzyża w stanie rozmodlenia: "Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mego". Prawdy o Bogu Ojcu trzeba szukać u Jezusa.

Chrześcijaństwo jest religią monoteistyczną, wyznaje wiarę w jednego Boga, ale w trzech Osobach. Krytycy naszej wiary wskazując na dogmat o Trójcy Świętej, mówią wręcz o politeizmie chrześcijaństwa. Jakby się Ojciec Profesor odniósł do tych zarzutów?

Nie lubię polemizować z zarzutami -- wolę po prostu wyznawać moją wiarę. Prawda o Trójcy Świętej to jest fascynujące objawienie, że Bóg jest Miłością. Ojciec, który swoje nieskończone poznanie samego siebie wyraża w Słowie -- w Synu Jednorodzonym -- jest tak absolutnie całkowicie zwrócony ku Synowi, a Syn tak absolutnie całkowicie zwrócony ku Ojcu, że Ich miłość jest jedna i w dodatku jest Osobą, jest równym im w bóstwie Duchem Świętym. Sytuacja najidealniejszej nawet miłości między ludźmi wyklucza możliwość, żeby kochający się ludzie mieli w sobie tę samą miłość: w mężu jest jego miłość do żony, a w żonie jest jej miłość do męża; analogicznie we wszystkich innych układach autentycznej miłości ludzkiej. A w Ojcu Przedwiecznym jest ta sama miłość co w Synu, ten sam Duch Święty! To jest coś nie tylko całkowicie niepojętego, to jest zarazem coś niezwykle fascynującego. Prawda o Trójcy Świętej jest to rzeczywistość Boga, który jest Miłością. Prawda ta ogromnie rzutuje na nasze rozumienie samych siebie, bo przecież na obraz Boży jesteśmy stworzeni. Marnujemy swoje życie, dopóki nie zrozumiemy, że nasze człowieczeństwo realizuje się przede wszystkim poprzez bezinteresowne dawanie siebie innym.

Pod wpływem ruchów feministycznych powstała specyficzna wersja Pisma Świętego, w której Bóg Ojciec jest przedstawiony zarówno w formie męskiej jak i żeńskiej. Dlaczego Bóg jest ojcem, a nie matką, dlaczego nie modlimy się "Matko nasza", jak chcą feministki?

Chciałbym najpierw zwrócić uwagę na to, że wszelkie próby "podrasowania" Pisma Świętego, jego redagowania, są nie tylko nieporozumieniem, ale są świętokradztwem. Wystarczy przypomnieć jehowickie wydanie Nowego Testamentu -- tzw. "Przekład Nowego Świata" -- gdzie wprowadzono wyraz "Jehowa" i usunięto wyraz "krzyż". Zrobiono to bezceremonialnie i nie mając żadnych podstaw w zachowanych rękopisach. Ręce opadają! To jest niewątpliwie nie tylko nie chrześcijańskie, ale wprost antychrześcijańskie wydanie Pisma Świętego. Tak samo oceniam feministyczne korekty w wydaniach Pisma Świętego. Są one zwyczajnym świętokradztwem.

Natomiast, po części dzięki teologii feministycznej, wyraźniej uświadomiliśmy sobie, że prawda o Ojcu Przedwiecznym jest transcendentna wobec ludzkiej płciowości. W Piśmie Świętym jest całkiem niemało tekstów wskazujących na to, że miłość Przedwiecznego Ojca do nas ma również rys macierzyński. Rembrandt, w "Synu marnotrawnym", nawet to namalował: jedna ręka ojca jest na tym obrazie męska, a druga kobieca. Przypomnę najbardziej znane spojrzenia biblijne wskazujące na ów macierzyński rys w prawdzie o Ojcu. "Czy może matka zapomnieć o swoim dziecku? - czytamy u Izajasza -- ta która kocha, czy może się wyrzec owocu swego łona? A gdyby nawet ona o tobie zapomniała, Ja o tobie nie zapomnę, mówi Pan". Samo nawet pojęcie miłosierdzia Bożego zostało ukształtowane w odniesieniu do matki. Termin "rachamim", określający w języku hebrajskim miłosierdzie, pochodzi od wyrazu określającego macicę, łono matki, dla podkreślenia, że kiedy Bóg patrzy jak my Mu się marnujemy, to dosłownie wnętrzności się w Nim przewracają z żalu i z chęci uratowania tego biednego, zabłąkanego dziecka.

Boga jako Ojca objawił ludziom Jezus Chrystus. W Starym Testamencie obraz Boga jako Ojca jest praktycznie nieznany. Św. Augustyn zwrócił uwagę, że w przykazaniach dla Izraela nie ma wskazania, aby mówili do Boga Ojcze. W Starym Przymierzu Izraelici byli raczej ukazywani jako słudzy Boga. Jakie znaczenie dla relacji "Bóg - człowiek" miało objawienie Bożego Ojcostwa przez Chrystusa?

Również w Starym Testamencie Bóg jest niekiedy nazywany Ojcem, ale zawsze chodzi tylko o rozpoznanie w Nim jakichś rysów ojcowskich. Jest On tam "tak, jak ojciec": kochający, opiekujący się, przebaczający, zabiegający o dobro swoich dzieci. Dopiero w Jezusie Chrystusie dokonuje się nasze wyniesienie na dzieci Boże, to prawda, że adoptowane, ale dzieci w sensie dosłownym. Urodziliśmy się z naszych rodziców i w tym wymiarze -- w wymiarze naszego człowieczeństwa -- Bóg jest naszym Stwórcą, nie Ojcem, co najwyżej można o Nim powiedzieć, że jest jak Ojciec. W Jezusie Chrystusie dokonuje się przekroczenie naszego statusu stworzeń. Czyniąc nas przez Ducha Świętego jedno ze swoim Synem, Ojciec Przedwieczny rodzi nas do współsynostwa z Nim. W Synu Jednorodzonym stajemy się Jego dziećmi. I to jest coś zupełnie niesamowitego. Apostoł Piotr powie o tym, że "stajemy się uczestnikami Bożej natury".

Dlaczego "Ojcze nasz" jest najważniejszą modlitwą chrześcijan?

Zanim odpowiem na to pytanie, warto zwrócić uwagę, że ta modlitwa jest jedynym miejscem w Nowym Testamencie, gdzie Pan Jezus używa terminu "Ojciec nasz". Zawsze bardzo starannie odróżniał swoje synostwo od synostwa naszego, zawsze mówił: "Ojciec Mój" i "Ojciec wasz" -- "Idę do Ojca Mego i Ojca waszego" -- bo On jest Synem w sensie naturalnym, a my jesteśmy synami przez przysposobienie. Jedyny raz Jezus powiedział "Ojcze nasz", ucząc nas tej modlitwy, ale nie mówił: "my się módlmy do Ojca naszego -- Ojcze nasz", tylko: wy się módlcie "Ojcze nasz". To warto zauważyć.

Jest to modlitwa tych, którzy się stali uczestnikami synostwa Syna Jednorodzonego. Jeżeli, jakiemuś poganinowi ta modlitwa się spodoba i modli się nią -- bardzo dobrze, niech się modli. Ale w jego ustach ta modlitwa znaczy: "Boże, który jesteś jak Ojciec". Trzeba być w łasce uświęcającej i być uczestnikiem Bożej natury, żeby móc prawdziwie do Boga wołać: "Ojcze nasz!".

Warto jeszcze zwrócić uwagę na to, co Ewangelia mówi o objawieniu przez Jezusa nowego imienia Bożego: "Ojcze, objawiłem im Imię Twoje". Pan Jezus objawił nam, że imieniem własnym Tego, który jest Początkiem bez początku, jest właśnie imię "Ojciec". Prośba: "Święć się Imię Twoje" dotyczy tego właśnie Imienia. Żeby to lepiej zrozumieć, warto sobie uświadomić niezwykłą głębię starotestamentalnego Imienia Boga: Jahwe -- "Jestem, który Jestem" - "Ja jestem tym, który istnieje w sposób nieporównywalnie prawdziwszy, bardziej rzeczywisty niż wy, Ja jestem w taki sposób, że jestem źródłem waszego istnienia i źródłem wszelkiego istnienia, Ja jestem zarazem Tym, który wami się opiekuje i chce was wybawić z różnych waszych niewoli". A jednak to imię "Jestem, który jestem", zawierające tak niezwykle głębokie treści, okazuje się zaledwie cieniem w stosunku do tego imienia, które nam objawił Jezus Chrystus. Od Pana Jezusa dowiedzieliśmy się, że Bóg jest nie tylko "Jestem, który jestem", ale On jest Ojcem, On chce być Ojcem również dla nas. On chce nas przenieść przez tę przepaść, którą w sposób naturalny stworzenia są oddzielone od "Jestem, który jestem", i chce nas wprowadzić w samo wnętrze swojej Boskości. Wolno nam wołać do Boga: "Abba!", tak jak zwracał się do Niego Pan Jezus. Kolana same się zginają do dziękczynienia, a usta do wysławiania!

Wyznanie naszej wiary spośród wszystkich przymiotów Ojca wymienia tylko wszechmoc. "Wierzę w Boga Ojca Wszechmogącego" to pierwsze słowa chrześcijańskie credo. Jak pogodzić Bożą wszechmoc z istnieniem zła? Jak, w kontekście naszych ludzkich doświadczeń rozumieć słowa św. Teresy z Lisieux "wszystko jest łaską"?

W Piśmie Świętym zupełnie inaczej się akcentuje prawdę o wszechmocy Boga, niż to zostało sformułowane w tym pytaniu. Tam o wszechmocy Boga mówi się w tych momentach, w których działanie Boga jest niezwykle pokorne, łatwe do wyszydzenia, a zarazem przekracza nie tylko wszelkie możliwości natury, ale nawet naszą wyobraźnię. Przypomnę, że po raz pierwszy "u Boga nie ma nic niemożliwego" usłyszała staruszka Sara, a chodziło o potwierdzenie obietnicy macierzyństwa w sytuacji po ludzku gruntownie niemożliwej. Niesamowite, że te same słowa zostały powtórzone, kiedy się dokonywała tajemnica Wcielenia, to niezwykle pokorne dzieło Boże, w tamtym momencie przez nikogo z ludzi nie zauważone, a zarazem najważniejsze w całej historii stworzenia: że Syn Boży przyjął ludzką naturę. Tak samo dla Boga nie jest niemożliwe, żebyśmy my, zwyczajni ludzie, stali się uczestnikami Jego Boskiej natury.

Natomiast kiedy pytamy jak to możliwe, że Bóg wszechmocny dopuszcza zło, dobrze jest pamiętać, że Bóg jakoś tajemniczo swoją wszechmoc lubi wiązać z pokorą i używać jej w sposób dla ludzkich oczu niewidzialny, a przecież niezwykle prawdziwy i przepotężny. Myślę, że ci wszyscy, którzy są przyjaciółmi Bożymi, bardzo wyraźnie widzą obecność Bożej wszechmocy także w różnych sytuacjach, kiedy mogłoby się wydawać, że piekło zwycięża. Nie było wydarzenia, w którym bardziej wyraźnie można było sądzić, że zwyciężyło piekło, jak ukrzyżowanie Pana Jezusa, a właśnie wtedy zostało dokonane dzieło największej Bożej wszechmocy -- ludzkość i cały świat zostały odkupione.

Relacja Boga Ojca do człowieka opiera się przede wszystkim na miłości. Jednym z głównych przymiotów Boga Ojca jest miłosierdzie. Wielu chrześcijanom trudno pogodzić wiarę w miłość Boga z cierpieniem, które ich dotyka. Dlaczego Ojciec, który kocha swoje dzieci, dopuszcza ich cierpienie? Jak pogodzić miłość Boga np. z obozami koncentracyjnymi? Rodzi się pytanie: co to znaczy, że Bóg nas kocha, jakie cechy ma miłość Boga Ojca do ludzi?

Problemy, do których natury należy to, że rozwiązywać się je powinno na płaszczyźnie naszych postaw, my nieraz próbujemy rozwiązywać na płaszczyźnie słów i argumentów. Jeśli chodzi o cierpienie, to jest typowe zadanie, którego za pomocą słów nie rozwiążemy, a za pomocą postaw możemy zrobić całkiem niemało. To nie przypadek, że ludzie, którzy najbardziej gorszą się z powodu cierpienia, na ogół bardzo słabo starają się, żeby tego cierpienia było mniej na ziemi. Jest jakoś tak, że gdy się o cierpieniu mówi, to ono jest faktem strasznie gorszącym i niewytłumaczalnym, a jak się próbuje człowiekowi cierpiącemu pomóc przejść przez jego drogę krzyżową, to wtedy nie w głowie człowiekowi zarzuty, tylko po prostu widzi się, że miłość skutecznie pozbawia cierpienie najokropniejszych kolców. To dotyczy także mojego własnego cierpienia. Czymś zupełnie innym jest cierpieć samotnie w tym okropnym świecie, w którym ludzie są sobie wzajemnie obcy, a czymś zupełnie innym jest cierpieć w obecności bodaj jednego autentycznie życzliwego człowieka. Między innymi po tym poznać, że ten świat jest Boży, że źródłem tego świata jest Bóg, który jest miłością: że problem cierpienia rozwiązuje się właśnie w ten sposób - w sposób prawie nie dający się wyartykułować w słowach, a który jest tak potężnie skuteczny.

Obozy koncentracyjne to najlepszy dowód, że częstokroć oskarżamy Pana Boga o rzeczy, które są naszą winą. Chodzi nie tylko o obozy koncentracyjne. Na przykład dlaczego dzieci umierają na raka? Na to mogę odpowiedzieć tylko: A czy to Pan Bóg sprawił, że na Śląsku więcej dzieci zapada na raka niż w Białostockiem? Krótko mówiąc, strasznie dużo tego zła, o które oskarżamy Pana Boga, pochodzi bądź z naszej złej woli, bądź z naszej krótkowzroczności i zwyczajnego niemyślenia. Często z braku nawet elementarnej wrażliwości.

Podstawą wiary jest relacja Bóg -- człowiek. W naszej praktyce duszpasterskiej mówi się przede wszystkim o Jezusie Chrystusie, Matce Bożej, rzadziej o Duchu Świętym, tymczasem Bóg Ojciec pozostaje jakby rzeczywistością nieznaną, tajemniczą, do której nie mamy osobowego stosunku. Czy zgodzi się Ojciec Profesor, że współcześni katolicy nie znają Boga Ojca, pozostając w bliższych relacjach z niektórymi świętymi, np. św. Antonim?

Wydaje mi się, że to pytanie, zwłaszcza w zakończeniu, jest sformułowane z perspektywy epoki, której ja osobiście nie znam. W każdym razie, chociaż księdzem jestem długo, jakoś nie natrafiłem na katolików, u których św. Antoni, czy nawet św. Józef, zajęliby miejsce Pana Boga. Słyszę w tym pytaniu pogłosy zarzutów niekoniecznie opartych na rzeczywistości.

Spróbuję natomiast podjąć to pytanie: czy nie jest tak, że Bóg Ojciec jest dla nas jakby nieznany, jakby daleki? Oczywiście, że tak jest. Ale to wskutek naszych grzechów i lenistwa do modlitwy, Ojciec Przedwieczny jest dla nas kimś dalekim. Do Boga zbliżamy się dzięki Jego łasce, a stan zażyłości z Panem Bogiem osiąga się przez modlitwę. To nie jest tak, że ludzie sobie postanawiają, iż będą blisko Pana Boga, i od razu tę bliskość osiągają. Żeby się do Niego zbliżyć naprawdę, trzeba Mu zawierzać samego siebie, rozpoznawać Go jako Absolutnie Najukochańszego, starać się pokochać Jego wolę.

Byłoby zaś czymś więcej niż fatalnym, gdyby jakiś chrześcijanin stanął wobec problemu: Bóg jest w Trójcy Świętej, to kogo mam kochać na pierwszym miejscu? Pana Jezusa czy Ojca Przedwiecznego? A znowu -- żeby o Duchu Świętym też nie zapomnieć! Matka Najświętsza jest wprawdzie tylko człowiekiem, ale jednak Matką Syna Bożego, zatem Ją też trzeba należycie uszanować! Jak by tę hierarchię kochania ustawić? Otóż nie tak jest w wierze. W prawdziwej rzeczywistości wiary jest jakoś tak, że kochając Pana Jezusa, jednocząc się z Nim, czy raczej pozwalając Jemu jednoczyć się z nami, tym samym przybliżamy się do Ojca, bo Syn jest przecież jedno z Ojcem, tym samym ogarnia nas Duch Święty, bo to mocą Ducha Świętego stajemy się Ciałem Chrystusa. A nasza miłość do Pana Jezusa będzie tym czystsza, tym bardziej autentyczna, im bardziej będzie podglądać miłość Matki Najświętszej do Niego. Krótko mówiąc -- czuję za tym pytaniem błędną próbę przeniesienia mentalności rywalizacyjnej na wymiar wiary. Wiara to jest nasza odpowiedź na wezwanie do życia wiecznego. Otóż Chrystus, czyniąc nas coraz więcej jedno z Sobą, w końcu przyprowadzi nas do swojego Ojca, a przyprowadzi nas jako powiązanych wzajemnie różnorodnymi więzami miłości, w tym również ze świętym Antonim czy świętą Teresą od Dzieciątka Jezus, ale też z różnymi przyjaciółmi Bożymi spośród naszych znajomych, z którymi wspólnie szliśmy do naszego zbawienia.

Ale czy w katechezie i kaznodziejstwie Bóg Ojciec nie jest zbyt mało obecny?

Myślę, że stanowczo za mało jesteśmy świadomi tego, jak wiele Ewangelie mówią o osobistej relacji Jezusa ze swoim Ojcem. Gdybyśmy więcej ten wymiar Ewangelii zauważali, więcej pamiętalibyśmy o tym, że Syn Boży przyszedł do nas od swojego Ojca, a przyszedł po to, żeby nas do Niego przyprowadzić.

Czy kryzys ojcostwa w wymiarze ludzkim i rodzinnym nie jest odbiciem jakiegoś pęknięcia w relacji do Boga Ojca?

To przecież oczywiste. Zapomnienie o Bogu, układanie sobie życia, tak jakby Pana Boga nie było, musiało przecież doprowadzić do tego, że tworzymy cywilizację bez ojca także w wymiarach naszych rodzin. Ale to nie jest tak, że ponieważ wielu ojców dzisiejszych nie realizuje dobrze swojego powołania ojcowskiego, odbija się to na naszym stosunku do Pana Boga. Jest dokładnie odwrotnie.

Jakie stereotypy dotyczące Boga Ojca są najgroźniejsze, zwłaszcza dla człowieka o słabym przygotowaniu teologicznym?

Przede wszystkim nie przeceniałbym przygotowania teologicznego, bardziej radziłbym doceniać życie modlitwy. Myślę, że fałszywe stereotypy na temat Boga najskuteczniej wyparowują z ludzi, którzy naprawdę się modlą. Bo w modlitwie spotykamy się z Bogiem prawdziwym, tym, który chce naszego zbawienia, którego zamiar miłości względem nas sprawił, że Jego Syn do nas w ogóle przyszedł. Natomiast tam, gdzie brak modlitwy, pojawiają się oczywiście karykatury Boga. Na przykład wyobrażamy sobie Boga jako kogoś strasznie surowego, albo jako rachmistrza, skrupulatnie zapisującego wszystkie nasze grzechy, a najczęściej jako kogoś tak niemądrze nam życzliwego, że nawet nasze grzechy wprawiają go w zachwyt, a jego miłosierdzie idzie dokładnie w poprzek naszych nastawień: czy człowiek chce Jego miłosierdzia czy nie, to On i tak to miłosierdzie okaże. Takie wypaczenia prawdy o Bogu biorą się z braku prawdziwej modlitwy.

Jubileusz 2000 lat narodzin Chrystusa skłania nie tylko do refleksji nad osobą Syna Bożego, ale, jak podkreśla Jan Paweł II, ma również rozszerzyć horyzont człowieka wierzącego zgodnie z perspektywą samego Chrystusa, który objawił nam prawdę o Bogu Ojcu. U progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa Papież wskazuje wierzącym "drogę do Ojca", której głównym elementem jest nawrócenie. Co ma być istotą tego nawrócenia, w jaki sposób wpłynie ono na relację "Bóg - człowiek"?

Istotą nawrócenia jest to, żeby Pan Bóg był na pierwszym miejscu. Wtedy wszystko inne się układa. Natomiast duchowy chaos tworzy się natychmiast jeśli w nasz stosunek do świata chcemy wmontować Pana Boga w miejscu nawet dość poczesnym, ale nie najważniejszym.

(KAI)

 

 

 

 

 

na początek strony
© 1996-1999 Mateusz