Czytelnia
ks. Jan Kracik

Fryderyk Ozanam
Beatyfikacja rozjemcy katolicyzmu i demokracji

 

 

Kiedy wygląda już na to, że w świętej wojnie o wartości można myślącego inaczej publicznie oszkalować, gdy bój o zasady nie zostawia już wiele czasu i ochoty na zajmowanie się konkretną ludzką biedą, zaś aktywność religijno-społeczna wyczerpuje się w biadaniu nad upadkiem obyczajów i piętnowaniu skrytych wrogów Boga i Kościoła, wtedy potrzebny okazuje się ktoś, kto powie mniej więcej tak: "Czy jednak pozostaniemy bezczynni wśród świata, który się męczy? Nie, pozostaje nam otwarta droga przygotowawcza; zanim przystąpimy do pracy nad dobrem ogólnym, możemy spróbować czynić dobrze niektórym jednostkom; zanim odrodzimy Francję, należy ulżyć doli niektórych biedaków".

Słowa nietutejsze, do tego aż z 1834 r., a przecież brzmią dziwnie w sam raz dziś i nad Wisłą. To bowiem dla współczesnych ogłasza się w Kościele wzorce życia chrześcijan -- świętych i błogosławionych. Do grona tych ostatnich Jan Paweł II zaliczy w tych dniach, podczas swego pobytu w Paryżu, Fryderyka Ozanama. Dalszy ciąg przytoczonej wyżej wypowiedzi brzmi: "Dlatego chciałbym, ażeby wszyscy młodzi ludzie z głową i sercem zjednoczyli się w jakimś dziele charytatywnym, ażeby w całym kraju powstało szlachetne stowarzyszenie, mające na celu poprawę losu klas ludowych".1

Kościół z królem czy z ludem?

Żaden kaznodzieja i prasowy szermierz nie są w stanie tak się przysłużyć Ewangelii, jak motywowany nią człowiek, służący ludziom. Matka Teresa i jej dzieło poruszają tych, których nie poruszy najgorliwszy nawet ksiądz w diecezji, łącznie z jego religijną wideoteką i księgozbiorem. Wspomniane stowarzyszenie, które z czasem rozszerzyło swą działalność także poza Francję, Ozanam utworzył w 1833 r.

Liczył wtedy zaledwie 20 lat. Był synem lyońskiego lekarza, urodzonym w Mediolanie. W Paryżu studiował prawo, mieszkając w domu znanego fizyka, André Ampčra. Uczony był pod wielkim wrażeniem inteligencji, głębokiej wiary i wrażliwości społecznej swego lokatora. Młody człowiek łączył przy tym, co nie było zjawiskiem nagminnym, głęboką pobożność z sympatią do idei liberalnych. Te zaś w katolicyzmie francuskim doby restauracji, gdy państwo udzielało Kościołowi nieograniczonego poparcia, wyrażały się w obawach, czy aby wzrost potęgi Kościoła nie jest przez konserwatystów ułatwiany po to, by tym skuteczniej nim się posłużyć. By przy pomocy religii podtrzymać istniejący porządek społeczny z monarchią, arystokracją, poddanymi -- wbrew nasilaniu się tendencji demokratycznych. Wskazywały zresztą na to i gallikańskie praktyki panujących kolejno braci, Ludwika XVIII i Karola X, podpierających tron ołtarzem, a uzależniających Kościół od państwa.

Potrzebę uwolnienia się od tej kurateli i zajęcia się przez Kościół sprawą społeczną, a także wolnością religii, stowarzyszeń i prasy, głosił publicysta, ks. Félicitč Zamennais, z którym Ozanam sympatyzował. Zdaniem tego duchownego Kościół nie odnowi społeczeństwa bez zerwania powiązań z państwem, by rzeczywiście zbliżyć się do ludu, co stać się może jedynie pod pełnym kierownictwem papieża. Konkluzja była początkowo mile widziana w Rzymie, w Paryżu -- oczywiście mniej. Ale zarówno tu, jak tam, nie do przyjęcia było podważanie konserwatywnego porządku świata i czynienie z papieża protagonisty wolności ludu. Z czasem Lamennais coraz mocniej podkreślał, że warunkiem odzyskania przez Kościół wpływu na społeczeństwo jest pogodzenie katolicyzmu z demokracją.

Liberalny klerykał, który nawoływał, by Kościół zamiast trzymać się przebrzmiałego ustroju politycznego, przystosował się do nowego, by pokierować społeczeństwem, budził obawy zarówno antyklerykalnych liberałów, jak i Rzymu, dla którego był niepożądanym rewolucjonistą. Ale rewolucja i tak nadeszła, uderzając w lipcu 1830 r. w obu sprzymierzeńców -- dynastię i duchowieństwo. Napadano na kościoły, profanowano krzyże, atakowano księży. Antyklerykalne publikacje podsycały namiętności. Religia katolicka utraciła status państwowej, stając się religią większości Francuzów. Miejsca w parlamencie i administracji zajęli przedstawiciele niechętnej Kościołowi lub obojętnej burżuazji.

Papież Grzegorz XVI, skrajny konserwatysta, którego równie pociągała idea wolności Kościoła, co przerażała myśl o wolności prasy, encykliką "Mirari vos" potępił w 1832 r. ataki rozwydrzonego świata na boski autorytet Kościoła. Także "przebrzydłą wolność druku", swobodę sumienia i rozdział Kościoła od państwa, czyli podstawowe zasady ówczesnego liberalizmu, w tym i poglądy księdza Zamennais. Wydawany przezeń dziennik "L'Avenir", Rzym polecił zamknąć. Ampčr dziwił się, gdy oburzyło to Ozanama, który dodawał, że Kościół we Francji jest nazbyt oddalony od ludu, tkwiącego w religijnej ignorancji i biedzie. Któż dostrzegał to i opisywał równie wyraziście, jak Lamennais!

Zbliżyć Kościół, wolność i sprawę społeczną

Gdy jednak ten oderwał się od Kościoła, Fryderyk nie poszedł za nim. Uważał, że bez posłuszeństwa papieżowi nie ma katolicyzmu. Nie rzucił się też w wir walki politycznej na rzecz Kościoła, który w 1833 r. porozumiał się z mieszczańskim królem Ludwikiem Filipem i, mimo napięć, zaczął odzyskiwać swe pozycje. Ozanam uznał, że przyszłość Kościoła nie zdecyduje się na politycznym polu. Był przekonany, że trzeba przede wszystkim przekonać kształcącą się młodzież, iż można kochać zarazem religię i wolność. Jeden z biografów Fryderyka tak streścił jego program: pojednać wiarę i rozum, prawdę i naukę, Kościół i wolność. Zaczął gromadzić studentów na tzw. konferencjach historycznych.

Zbierali się co tydzień, by w kilkudziesięciu rozmawiać o historii filozofii, literaturze. Nie unikano żadnych tematów, nie ograniczano poglądów. Pomijano tylko wszechobecną i różniącą ludzi politykę. Spierano się o stan powiązań między katolicką doktryną a działaniem. Ozanam uświadamiał sobie z czasem, że te cenne dysputy pozostają jednak na poboczu realnego życia. Bo oto kraj wstępuje w erę przemysłową. Mizerna płaca w fabrykach dotyka masy. W przypadku zamknięcia zakładu, robotnicy wyrzucani są na bruk; w razie strajku - pozbawieni środków do życia. Dopiero w 1841 r. zakazano prawnie fabrycznej pracy dzieci poniżej 8 lat.

Przekonanie o pilnej potrzebie pomagania skłoniło do zastąpienia dywagacji czynem. Fryderyk wraz z kilku kolegami utworzyli konferencję św. Wincentego a Paulo. Patron przypominał o celu towarzystwa: zbierać datki, by odwiedzając ubogich wspierać ich materialnie i moralnie. Życzliwy realista mówił entuzjastom: "Cóż spodziewacie się zrobić? Jest was 8 biednych młodzieńców i zamierzacie ulżyć nędzy w mieście takim, jak Paryż?" Nie spłoszyły ich te wątpliwości. Stowarzyszenie było świeckie, nie kościelne. Nie mieli szerszego programu społecznego, ale nikt go wtedy nie miał. Klasa robotnicza jeszcze nie pojawiła się na arenie dziejów. Dopiero w 1848 r. ukaże się "Manifest komunistyczny", a w 1891 "Rerum novarum".

Jeden ze współtwórców owej charytatywnej grupy pisał, że wiara musi się wiązać z miłością, a słowo z czynem, który jest jego wcieleniem. Nie zaczynali od redagowania statutów. Nie pora na to, gdy ktoś głodny marznie na poddaszu -- uważał Ozanam. W 1834 r. konferencja liczyła już 100 członków, a w 1851 -- 415 oddziałów w 311 miejscowościach Francji. Ponieważ stowarzyszenie sympatyzowało z katolicyzmem liberalnym, konserwatyści z początku podejrzewali, że służy ono za parawan roboty rewolucyjnej. Wraz z rozwojem pojawiły się statuty, rady, przewodniczący, sekretarz, skarbnik. Fryderyk wolał pozostać na boku, kierując konferencją św. Wincentego w swojej parafii.

Uzyskawszy doktoraty prawa i filozofii zaczął wykłady w rodzinnym Lyonie, lecz wkrótce, w 1840 r. osiadł w Paryżu, zostając profesorem literatury na Sorbonie. Żonę Amelię (od 1841) i córeczkę Marię kochał gorąco, dzieląc czas między dom, solidnie przygotowywane wykłady i aktywność społeczną. Dostrzegał krótkowzroczność kapitalistycznej chciwości, która doprowadzi do wybuchu gniewu eksploatowanych robotników i ułatwi szerzenie się socjalistycznych idei Saint-Simona, z którym polemizował w prasie od młodości. W 1836 r. pisał do przyjaciela: "Sprawa, która dookoła nas porusza świat, to nie sprawa osób, ani sprawa form politycznych, lecz sprawa społeczna. Jeżeli jest to walka tych, którzy nic nie mają, i tych, którzy mają zbyt dużo, jeżeli jest to gwałtowne zderzenie bogactwa i biedy, które powodują trzęsienie ziemi pod naszymi nogami, obowiązkiem nas chrześcijan jest stanąć między tymi wrogami nieprzejednanymi, sprawić ażeby równość zapanowała, o ile jest to możliwe między ludźmi (...) ażeby miłosierdzie dokonało tego, czego, sama tylko sprawiedliwość nie mogłaby dokonać".

"Przejdźmy do barbarzyńców"

Chciał być głosem sumienia, wołać by bogaci zaprzestali wyzysku, a ubodzy miarkowali swe żądania. Stowarzyszenie stawało się sprawnym narzędziem zorganizowanej akcji charytatywnej. Jego ideą nie była szukająca poklasku filantropia, a ożywianie wiary: "Naszym głównym celem nie było pomaganie biednym, to był tylko środek. Naszym celem było utrzymanie czystości wiary katolickiej i propagowanie jej wśród innych przy pomocy aktów miłosierdzia". Czego przecież nie należy rozumieć jako kupowanie konformistów. Nie chciano też upokarzać obdarowywanych, rozleniwiać ich czy oduczać zapobiegliwości. Widząc w potrzebującym człowieku równego sobie, chciano zająć się "tym wszystkim, co czyni go wolnym i co może uczynić go wielkim". Rozwój stowarzyszenia, którego członkowie nie byli podporządkowani czyimkolwiek interesom, ciągle jednak budził nieufność zarówno części środowisk kościelnych, jak mieszczańskich (tych, "którzy ze swych przekonań robią trzynasty artykuł wiary" -- pisał Ozanam), doszukujących się w nim albo szerzenia idei ks. Lamennais, albo ukrytego klerykalizmu. Zasługą Fryderyka i jego kręgu ludzi było też przekonanie arcybiskupa paryskiego Quelena, by zgodził się na wygłoszenie w katedrze serii konferencji przez o. Lacordaire'a, współtwórcy "L'Avenir". Wykłady te przyciągnęły w 1835 r. mnóstwo poszukujących pojednania katolicyzmu z aspiracjami współczesności.

Gdy Ozanam pisał (1835), że ludzkość stworzona jest do postępu, a chrześcijaństwo jest w tym pomocne i pozostawia szeroki margines na swobodne zapisywanie własnych myśli bez konfliktu z religią; i że pogaństwo obecne jest nie tylko za morzem, ale i w poglądach i postępowaniu wielu chrześcijan -- zastrzeżenia do poszczególnych części takich wypowiedzi pojawiały się z różnych stron. Podobnie jak wtedy, gdy w lyońskich wykładach i publikacjach wypowiadał się zarówno przeciwko zniewalającemu absolutyzmowi, jak i wprowadzającej chaos i nową przemoc rewolucji; gdy wskazywał na niewolnicze warunki życia robotnika, jego mizerne wynagrodzenie i płynące z tego konsekwencje dla rodziny, brak zabezpieczenia na starość, etyczny wymiar wzajemnych powinności pracownika i pracodawcy.

Kiedy Pius IX na początku pontyfikatu (1846) ogłosił amnestię, włączył świeckich do administracji Państwa Kościelnego, złagodził cenzurę, Ozanam podzielał masowy (choć przedwczesny, jak się okazało) entuzjazm demokratycznie nastawionej opinii publicznej, liczącej na możliwość oparcia postępowych i wolnościowych dążeń ludów o autorytet religii. Sytuację Kościoła w XIX w. porównywał do tej z VIII w., kiedy to papieże - nie mogąc się dalej opierać na spróchniałym tronie bizantyńskim - zwrócili się do nowych ludów, zwanych barbarzyńcami, by nieść im wiarę i kulturę. Barbarzyńcy nowych czasów, to proletariat. Zatem, opowiadając się po stronie demokratów -- "przejdźmy do barbarzyńców", czyli: niech katolicy zajmą się usilniej robotniczym ludem, "który słusznie domaga się bardziej pełnego udziału w sprawach publicznych, gwarancji dla pracy i ochrony przed nędzą (...) Nie nawrócimy Attyli i Genzeryka, ale przy pomocy Boga dam sobie radę z Hunami i Wandalami".

Wymaganie dyplomu uniwersyteckiego od nauczycieli i obojętność lub niechęć do chrześcijaństwa, panujące na wyższych uczelniach, stały się powodem dążenia katolików do zorganizowania własnego szkolnictwa. Rozgorzał prasowy spór między zwolennikami edukacyjnego monopolu państwowego a katolikami, powołującymi się na liberalną zasadę konstytucyjną, gwarantującą wolność słowa i nauczania. Jedni wołali, że bezbożny uniwersytet zatruwa młode dusze, drudzy roztaczali groźne wizje klerykalizacji życia. Ozanam uznając katolickie racje, dostrzegał jednak, że stylem prowadzonej kampanii, zdolni bardziej do zrażania niż pozyskiwania oponentów, mocniej szkodzą niż pomagają Kościołowi. Przypominał, że przeciwników nie należy wyszydzać, lecz przekonać: "jakakolwiek byłaby nielojalność i brutalność ich ataków, dajmy im lekcję szlachetnej polemiki". W swych wypowiedziach kierował się zasadą: "Nie należy kompromitować świętości sprawy gwałtownością środków".

Gdy rozstrzelano krzyk o sprawiedliwość

Wywołana kryzysem gospodarczym rewolucja lutowa 1848 r. obaliła monarchię. W obawie przed radykalizmem żądań robotniczych, zlaicyzowany obóz mieszczański poszedł na ustępstwa wobec Kościoła (sprawa szkolnictwa), zyskując poparcie większości katolików. Ci spośród nich, którzy dostrzegali, że może to znów oddalić chrześcijaństwo od proletariatu, powołali do życia, w kwietniu 1848 r., przy poparciu arcybiskupa paryskiego Denisa Affre, dziennik "Ere Nouvelle". Jednym z jego protagonistów, obok Lacordaire'a, był Ozanam. Pisał tam: "Ponieważ jest wiele opinii wśród katolików, lepiej żeby były one wiernie reprezentowane przez różne dzienniki i żeby wobec tej różnorodności Kościół przestał być odpowiedzialny za to, co rozgrywa się w umyśle jednego tylko dziennikarza".

W czerwcu 1848 r., gdy rząd zamknął w Paryżu tzw. warsztaty narodowe, gdzie znajdowało zatrudnienie kilkadziesiąt tysięcy bezrobotnych, doszło do wybuchu. Zdesperowani robotnicy chwycili za broń. Pierwsze zbrojne wystąpienie nowej klasy społecznej zostało utopione we krwi. Zginęło kilka tysięcy ludzi. Wojsko mordowało jeńców, uwięziono 11 tysięcy, z tego ponad 4 tysiące deportowano do kolonii. Liberałowie, ze strachu przed żądaniami robotników, poszli na ugodę z reakcją, aprobując terror. Na barykadzie zginął arcybiskup Affre, który udał się tam na prośbę m.in. Ozanama, by doprowadzić do przerwania masakry. Większość ją aprobowała lub uznawała za zło konieczne, mało kto potępił. Przelana krew stała się sztandarem robotniczego świata, a lęk przed nim zbliżył do siebie politycznie katolików i woltarian, liberałów i monarchistów. Połączyło ich krążące odtąd nad Europą "widmo komunizmu". Ozanam pisał w 1849 r.: "Stłumiliście rewolucję, ale pozostaje wam wróg, którego nie znacie dostatecznie, o którym nie lubicie, by wam mówiono, mianowicie nędza".

Przytaczał liczby, pisał jak wyglądają znane mu przecież z autopsji nory, w jakich żyli biedacy. Zrozumiał, że już nie wystarczy - zawsze skądinąd potrzebna - działalność charytatywna i zorganizowana hojność bogatych na rzecz potrzebujących. Pisał: "Najbardziej chrześcijańscy ludzie pomylili się, gdy przypuszczali, że są w porządku wobec bliźnich, skoro zajęli się ubogimi; jakby nie było olbrzymiej klasy, nie ubogiej, lecz biednej, która nie chce jałmużny, lecz odpowiednich instytucji". Głosił niezbędność systemowego rozwiązania kwestii społecznej. Żeby kryzys gospodarczy nie łamał losu robotnika, a pracownik nie stawał się tylko wyzyskiwanym narzędziem bogacenia się drugich. To już nie był prosty interwencjonizm wobec poszczególnych sytuacji, ale głos oskarżający zbiorową nieprawość, grzech społeczny całej klasy.

Poważanego profesora nie dało się zwyczajnie zaliczyć do wywrotowców, choć jego słowa kojarzyły się adresatom z tym, co głosili socjaliści. Mieszczaństwo i sprzymierzona z nimi katolicka większość zarzucali Ozanamowi, że wysługuje się demokracji. Bezskutecznie zabiegali w Rzymie o potępienie ciągle republikańskiej "Ere Nouvelle". Prasa katolicka atakowała ją wytrwale, odciągając czytelników, a rząd ustanowił wysokie kaucje na redakcje dzienników, by je kontrolować. W kwietniu 1849 r. gazeta padła. Była zarówno przeciw liberalizmowi gospodarczemu, jak i przeciw socjalizmowi, lecz krytykowała nadużycia i domagała się, by sprawę społeczną rozwiązywać sprawiedliwie. Uznający linię "Ere Nouvelle" za własną, Fryderyk pisał: "To, co wiem z historii, daje mi podstawę do wierzenia, że demokracja jest naturalnym kresem postępu politycznego, i że Bóg w jej kierunku prowadzi świat. Lecz przyznaje, że prowadzi go ciężkimi drogami... "

Współpraca w ułatwianiu katolikom tych dróg nie miała trwać długo. Przyszła choroba nerek, kuracje dały niewiele, 8 września 1853 r. w Marsyli śmierć przyszła po Fryderyka. Refleksję o życiu rozpisanym tylko na lat 40, które Kościół uznaje dziś za błogosławione, zakończyć może tylko sam Ozanam: "Jesteśmy tu, by spełnić wolę Opatrzności. Ta wola spełnia się z dnia na dzień, i ten kto umiera pozostawiając swe dzieło niedokończone, jest tak samo zaawansowany w oczach najwyższej sprawiedliwości, jak ten który ma możność wykończyć je całkowicie".

 

(Tygodnik Powszechny)

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz