Czytelnia

Duszpasterstwo osób homoseksualnych

Z ojcem Józefem Augustynem SJ rozmawia Paweł Wołowski

 

Dlaczego ojciec zajął się problematyką homoseksualizmu?

Moje zainteresowanie problematyką homoseksualizmu wynika przede wszystkim z kontaktu z młodymi ludźmi w ramach rekolekcji ignacjańskich. Wielu z nich komunikuje obawy o swoją tożsamość seksualną, wielu też podejrzewa się o skłonności homoseksualne, chociaż często są to tylko lęki homoseksualne. Rozmawiam też nieraz z osobami o rzeczywistych skłonnościach homoseksualnych. Rozmowy te oraz okazane mi zaufanie są dla mnie bardzo zobowiązujące. Stąd też odczuwam potrzebę pogłębienia swojej wiedzy na ten temat, aby dawane rady nie były przypadkowe. Kierownik duchowy, który z zasady nie podejmuje się pomocy terapeutycznej, ale w trudniejszych sytuacjach odsyła do terapeuty, winien jednak umieć dobrze określić problem, z którym osoba zgłasza się do niego.

Czy w Polsce istnieje duszpasterstwo osób homoseksualnych?

Duszpasterstwo ogólne, proponowane wszystkim, jest dostępne także dla osób homoseksualnych. Nie ma jednak -- w moim odczuciu -- jakiegoś zorganizowanego duszpasterstwa osób homoseksualnych. Jest natomiast trochę księży, którzy posiadają pewną wrażliwość na problemy osób homoseksualnych i pomagają tym, którzy się do nich zgłaszają. Niektórzy z nich mają także pewne kontakty ze środowiskiem homoseksualnym. Niestety są to najczęściej "prywatne" inicjatywy poszczególnych księży, co nie zawsze jest korzystne, szczególnie dla tego rodzaju duszpasterstwa. Współbracia kapłani czy też wierni, nie rozumiejąc jaki jest cel i sens takich kontaktów, mogą snuć różne "niepotrzebne domysły". Ksiądz, który wychodzi do tych środowisk, w moim odczuciu, winien mieć mocne oparcie we wspólnocie Kościoła, z której wychodzi. Jego rola winna być jasna i czytelna zarówno dla niego samego, dla wiernych, jak też dla samych osób homoseksualnych. Myślę, że duszpasterstwo osób homoseksualnych bardziej systematyczne byłoby w Polsce bardzo potrzebne i z pewnością wiele osób korzystałoby z niego. Formy tego duszpasterstwa musiałyby być jednak bardzo dobrze przemyślane.

Wspomina ojciec o wychodzeniu niektórych księży do środowisk homoseksualnych. Czy nie należałoby raczej zapraszać ich do parafii i organizować jakieś małe wspólnoty?

Osobiście uważam, że nie byłoby rzeczą wskazaną gromadzenie w sposób spontaniczny i nieprzemyślany osób homoseksualnych w jednym środowisku, by ofiarować im określoną pomoc duchową na zasadach, na których oparte jest np. duszpasterstwo artystów, lekarzy, nauczycieli. Tworzenie "specjalnych grup duszpasterskich" dla homoseksualistów mogłoby stać się -- przynajmniej dla niektórych z nich -- jeszcze jedną okazją do utwierdzenia się w swojej orientacji. Homoseksualizm jest tym typem zranienia emocjonalnego, który -- w moim odczuciu -- domaga się szerokiego otwarcia na społeczeństwo, a nie zamykania się w gettach. Społeczeństwo w swojej zdecydowanej większości jest heteroseksualne. Jednym z ważnych celów pomocy terapeutycznej i duchowej winna być integracja tych osób ze społeczeństwem. W duszpasterstwie osób homoseksualnych chodziłoby -- w moim odczuciu -- o tworzenie takich "miejsc", w których mogłyby one otrzymać odpowiednią pomoc.

Czy ojciec wyklucza gromadzenie się osób homoseksualnych w celach duszpasterskich?

Z pewnością nie. Cel takich spotkań musiałby być jednak bardzo ściśle określony i przemyślany. Nie mogłyby to być jednak spotkania przypadkowe, dla przypadkowych osób, z przypadkowym programem. Taka forma duszpasterstwa homoseksualistów posiadałaby jednak wielką trudność. Osoby te musiałyby w jakiś sposób ujawnić się przed społeczeństwem ze swoją skłonnością. Mam jednak poważne wątpliwości, czy zachęta do "ujawniania" skłonności homoseksualnych, (do czego zresztą bardzo zaprasza współczesna kultura homoseksualna), jest rzeczywiście drogą do uporania się z tym problemem dla tych, którzy pragną mimo wszystko zachować całkowitą anonimowość. "Ambicje" współczesnych środowisk homoseksualnych, aby tworzyć "kulturę homoseksualną", alternatywną dla "kultury heteroseksualnej" z pewnością nie może być wzorem do naśladowania w tworzeniu "duszpasterstwa homoseksualnego" alternatywnego do "duszpasterstwa heteroseksualnego".

Czy duszpasterstwo osób homoseksualnych istnieje w innych krajach?

Duszpasterstwa tego typu proponowane przez różne wspólnoty kościelne, najczęściej niekatolickie, istnieją w wielu krajach Zachodnich, szczególnie zaś w Stanach Zjednoczonych. Informację na ten temat możemy znaleźć między innymi w książce R. Woods'a pt. "Miłość, która nie śmiała wymówić swojego imienia". Wielu duszpasterzy, także katolickich, zatroskanych bardziej o osoby homoseksualne niż o wierność nauce Kościoła, w organizowaniu tego rodzaju duszpasterstwa stosowało nieraz zbyt uproszczone rozwiązania duszpasterskie i moralne popłeniając w ten sposób wiele błędów. I te właśnie błędy stały się zasadniczą inspiracją dla wydania w 1986 roku "Listu o duszpasterstwie osób homoseksualnych" przez Kongregacje Nauki Wiary. W dokumencie tym z jednej strony Stolica Apostolska zachęca do duszpasterstwa osób homoseksualnych, z drugiej jednak podaje wyraźne zasady, na których winno być ono proponowane. Zorganizowanie w Polsce dobrze przemyślanego duszpasterstwa dla osób homoseksualnych wymagałoby przygotowania wielu odpowiednich osób.

Czy nie wydaje się ojcu, że ważniejsze od organizowania specjalistycznego duszpasterstwa dla osób homoseksualnych byłoby raczej przygotować wszystkich księży do tego, aby umieli pomagać takim osobom?

Myślę, iż potrzebne jest jedno i drugie. Rzeczywiście jednak rzeczą pilniejszą byłoby lepsze przygotowanie ogółu księży do tego typu pracy. W moim odczuciu, księża mają na ogół małą świadomość, czym jest homoseksualizm i jak go traktować. Nie wszyscy może zdają sobie sprawę, że samej skłonności homoseksualnej nie można traktować w kategoriach moralnego zachowania.

Zauważmy, że homoseksualizm jest najpierw problem natury emocjonalnej, który trzeba traktować jako zranienie i ciężar. Ocenie moralnej podlega natomiast samo zachowanie, a nie istniejąca skłonność, która jest niezależna od ludzkiej woli. "List o duszpasterstwie osób homoseksualnych" stwierdza wyraźnie, że skłonność homoseksualna sama w sobie nie jest grzechem. Dodaje jednak, że jest ona "nieuporządkowana", ponieważ może prowadzić do grzechu. Homoseksualiści jednak nierzadko czują się winni z powodu samej skłonności i spowiadają się z niej jako z grzechu. Spotkałem osoby homoseksualne, które zachowaniem niektórych księży w konfesjonale czuły się zranione. Stąd też istnieje konieczność budzenia większej wrażliwości duszpasterzy na ten problem. Sądzę też, że wielu księży obawiałoby się w otwarty sposób proponować pomoc duszpasterską osobom homoseksualnym tylko dlatego, by nie być oskarżonymi o jakieś związki ze środowiskiem homoseksualnym.

Czy "sławny" film "Ksiądz", zdaniem ojca, nie pogłębił jeszcze tego typu lęków?

Z pewnością tak. W okresie wyświetlania filmu zdarzały się bowiem nieraz bardzo przykre zachowania niektórych młodych ludzi wobec księży "Bogu ducha winnych". W samym jednak filmie uwagę zwraca nie tyle homoseksualizm, ile raczej cynizm religijny niemal wszystkich zasadniczych bohaterów, czy raczej ich twórców. Homoseksualizm "Księdza" jest jedynie pewnym zabiegiem na usługach owego cynizmu.

Zorganizowane środowiska homoseksualne twierdzą ciągle, że społeczeństwo odnosi się do nich w sposób nietolerancyjny. Co ojciec o tym sądzi?

Wydaje mi się, iż na ogół społeczeństwo Polskie jest dość tolerancyjne w wielu sprawach, także w problemach homoseksualnych. Nie sądzę, aby homoseksualiści w Polsce byli prześladowani czy też napiętnowani w jakiś sposób szczególny. Obok tolerancji istnieje jednak niski poziom świadomości, czym jest homoseksualizm i jak należy go traktować. Stąd też w bezpośrednim spotkaniu z osobami homoseksualnymi poddajemy się może niekiedy pewnym emocjom negatywnym, czym możemy rzeczywiście ranić te osoby. Pogardę, jaką mamy nieraz wobec samych siebie (szczególnie mężczyźni), usiłujemy przerzucać na osoby zranione w ten sposób. Nie są to jednak -- w moim odczuciu -- tak częste zachowania. Przy okazji dyskusji telewizyjnej nt. homoseksualizmu w WOT rozmawiałem z kierownikiem jednego z klubów homoseksualnych, który otwarcie deklaruje swoją orientacje. Na pytanie, w jaki sposób traktowany jest w swoim środowisku pracy, stwierdzał, iż ludzie odnoszą się do niego "zwyczajnie". W tolerancji, o której mówimy, nie chodzi oczywiście o społeczną akceptację zachowań homoseksualnych, ale o akceptację samych osób zranionych w ten sposób. Wspomniany "List" Kongregacji Nauki Wiary broni osoby homoseksualne przed brakiem szacunku, przed poniżaniem czy też wyśmiewaniem ich ze strony społeczeństwa.

Jeżeli nawet przyjmie się, że w społeczeństwie istnieje zaledwie kilka procent osób o tendencji homoseksualnej (dokładne liczby zależą w dużym stopniu od sposobu rozumienia homoseksualizmu i kryteriów badań), to w skali kraju są to ogromne rzesze ludzi. Większa ogólna kultura w odnoszeniu się do tych osób być może przyczyniłaby się do tego, iż zorganizowane środowiska homoseksualne byłyby nastawione "mniej wrogo" wobec społeczeństwa.

Każda ze stron winna robić sobie swój "rachunek sumienia". Środowiska homoseksualne mają także swoje "grzechy wobec społeczeństwa". Jest nim przede wszystkim promocja zachowań homoseksualnych wśród młodzieży w niektórych pismach, w ulotkach itp. Promocja ta posiada niekiedy dość agresywną formę. Tak więc z jednej strony społeczeństwo winno dbać o większą kulturę w traktowaniu tych osób, ale z drugiej strony winno się bronić przed promocją "kultury homoseksualnej", jako alternatywnej dla "kultury heteroseksualnej".

Czy w Polsce mamy bądź będziemy mieli do czynienia z tego typu promocją zachowań homoseksualnych, jaka miała miejsce w Stanach Zjednoczonych od końca lat 60-ych?

Wydaje mi się, że nie. Polskie środowiska homoseksualne są raczej wyizolowane społecznie i nie posiadają aż tak wielkiego wpływu politycznego. I chociaż ich kilka pism znajduje się w kioskach w całej Polsce, to jednak kupują je przede wszystkim "ich klienci". Wydaje się, że wśród części elit politycznych istnieje pewna tendencja do upolitycznienia problemu homoseksualnego. Niektórzy politycy mogą bronić środowisk homoseksualnych, ale chyba tylko dlatego, aby okazać się "nowoczesnymi". Nie wydaje mi się natomiast, aby mieli oni jakiś szczególny interes polityczny w promowaniu homoseksualizmu w takim stopniu, jak ma to miejsce w Stanach Zjednoczonych. Poza tym w Polsce istnieje, jak dotąd, zupełnie inny klimat wokół homoseksualizmu niż na Zachodzie. W okresie komunizmu środowiska te były niemal zupełnie "wygaszone" i żyły w swoim homoseksualnym podziemiu. Stąd wydaje mi się, że w Polsce polityk, który sam przyznałby się do takich skłonności, miałby raczej małe szanse na większe powodzenie. W Stanach Zjednoczonych natomiast stosunek do homoseksualistów posiada nierzadko konkretny, przeliczalny na głosy "interes wyborczy".

W niedawno przeprowadzonych badaniach 75 % społeczeństwa w Polsce opowiedziało się przeciw umieszczeniu w przyszłej Konstytucji zapisu o orientacji homoseksualnej. Niektórzy traktują to jako wyraz wielkiej nietolerancji społeczeństwa. Jeżeli nawet ten "wysoki procent" wynika także z pewnej "nieświadomości problemu", to jednak posiada on swoją wielką wartość. Jest to bowiem -- w moim odczuciu -- pewien odruch obronny społeczeństwa wobec promocji zachowań homoseksualnych. W taki właśnie sposób społeczeństwo stwierdza, iż nie życzy sobie "społecznego" propagowania "innej" orientacji seksualnej na równi z orientacją "normalną". Jest to -- moim zdaniem -- wyraz "zdrowia społecznego", a nie nietolerancji.

Posługujemy się pojęciami "tolerancja" -- "nietolerancja" wobec osób homoseksualnych. Jak należy rozumieć te pojęcia?

Posługujemy się nimi, ponieważ używane są ono bardzo często w potocznym języku oraz w środkach społecznego przekazu. Należy jednak przyznać, iż użyte w ustach człowieka wierzącego może stać się mało precyzyjne. Może bowiem kojarzyć się z pobłażaniem moralnym dla zachowań homoseksualnych. Nie wydaje mi się jednak, aby należało walczyć z używanymi słowami czy pojęciami. Należy je raczej precyzować i wyjaśniać. Zamiast słowa "tolerancja" -- "nietolerancja" może rzeczywiście lepiej byłoby powiedzieć "akceptacja" -- "nieakceptacja". Możemy też używać pojęć opisowych: "wobec osób homoseksualnych nie należy stosować oceny moralnej".

Co znaczy nie stosować oceny moralnej do człowieka?

To znaczy nie potępiać go. Nie należy -- jak mówi Jezus -- "sądzić" ludzi. Należy bardzo wyraźnie oddzielić czyn od osoby. Mamy natomiast prawo stosować ocenę moralną do zachowań człowieka. Nie potępiać człowieka znaczy -- nie przesądzać o jego subiektywnej odpowiedzialności moralnej. Oceniamy sam fakt, ale nie człowieka, jego moralną winę.

W tym kontekście zauważmy też, że "List" zachęca, by na drugiego człowieka nie patrzeć pod kątem seksualnym, ale widzieć w nim najpierw osobę. Myślę, że brak szacunku wobec osób homoseksualnych, czy wobec innych osób z trudnościami seksualnymi, wynika właśnie z tego, że nie umiemy patrzeć na nich jak na osoby, ale eksponujemy ich "wstydliwe" i "przykre" trudności. W tym wypadku trudności seksualne. Homoseksualiści nie są jakąś szczególną kategorią ludzi. Jest rzeczą zawsze bardzo krzywdzącą, kiedy szuflatkujemy ludzi według ich zranień. Ludzi z różnorakimi trudnościami i zranieniami jest wiele. Każdy z nas jest jakoś zraniony. Powinniśmy się uczyć patrzeć na każdego człowieka jak na osobę. Społeczeństwo szanując każdego, w tym również osobę homoseksualną, ma jednak prawo domagać się odpowiedzialnego zachowania od wszystkich. Nie jest więc wyrazem nietolerancji, kiedy społeczeństwo domaga się od osób homoseksualnych kultury społecznej i moralnej. Od ludzi brutalnych domagamy się powstrzymania się od agresji i nie jest to wyraz nietolerancji.

Dlaczego -- zdaniem ojca -- ten właśnie typ zranienia seksualnego jest dziś tak gorąco dyskutowany, nagłaśniany, eksponowany? Dlaczego patrzymy tak często na te osoby przez pryzmat ich zranień seksualnych?

Chyba między innymi dlatego, że seksualność, która ze swej istoty jest fenomenem bardzo delikatnym i intymnym, jest dziś zbyt eksponowana. Tymczasem seksualność jest "szóstą wartością" człowieka. Jest to wielka mądrość judeochrześcijańska. Dekalog wyraźnie wskazuje, że pierwsze jest: "Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie" (Wj 20, 3). Czwarte: "Czcij ojca twego i matkę twoją" (Wj 20, 12). Piąte: "Nie będziesz zabijał" (Wj 20, 13). Szóste: "Nie będziesz cudzołożył" (Wj 20,14). Siódme: "Nie będziesz kradł" (Wj 20, 15). W przykazaniach mamy więc ściśle określoną hierarchię wartości. Przed zakazem nadużywania seksualności, jest nakaz szacunku dla rodziców oraz szacunku dla życia ludzkiego. Wszystkimi zaś nakazami i zakazami rządzi sam Bóg. To On właśnie daje człowiekowi wszystko: rodzinę, życie, seksualność, świat rzeczy materialnych. Kiedy "szóste" staje się pierwsze, wówczas w życiu człowieka wkracza nieporządek i chaos. Zlekceważona i poniżona zostaje wówczas rodzina, życie człowieka a także sama seksualność. Na tym właśnie zachwianym systemie wartości bazuje współczesna "alternatywna kultura" -- homoseksualna. To ona właśnie najpierw tak gorąco dyskutuje, nagłaśnia i eksponuje "szósty" problem.

Jeżeli odrzucimy pierwsze przykazanie: "Nie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie" to słusznie rodzą się w nas podstawowe pytanie: dlaczego w ludzkiej miłości jedynym odniesieniem dla mężczyzny ma być kobieta? Dlaczego nie może być nim drugi mężczyzna, czy też dla kobiety druga kobieta? Dlaczego więc nie uznać "innej miłości", skoro jest ona tak bardzo upragniona przez ludzi o "innej orientacji". Podawane racje psychologiczne czy socjologiczne dla wielu mogą mieć bardzo ograniczoną siłę argumentacji. Bez pierwszego przykazania człowiek łatwo ulega "panseksualizmowi", w którym zmysłowej przyjemności podporządkowane jest wszystko: dobro bliźniego, życie małżeńskie, rodzinne, a także samo życie człowieka. To właśnie z "panseksualizmu" rodzi się problem rozbitej rodziny, aborcji, antykoncepcji. Seksualność pozbawiona pierwszego przykazania łatwo obraca się przeciwko człowiekowi. Zamiast nieść miłości i dar życia, staje się łatwo miejscem wzajemnej manipulacji, zagubienia, słabości i ludzkiej krzywdy. W "panseksualizmie" bardzo szybko dochodzi do nadużyć seksualnych dzieci i młodzieży. Pornografia heteroseksualna jak i homoseksualna jest dziś już znudzona "dorosłym życiem seksualnym" i dlatego coraz częściej sięga do wykorzystywania seksualnego najmłodszych.

Alternatywna kultura homoseksualna promuje "alternatywne małżeństwa" -- homoseksualne. Czy z pozycji nie chrześcijańskiej, na płaszczyźnie czysto naturalnej, można podważyć instytucje małżeństw homoseksualnych?

Z pewnością tak. Dla człowieka o zdecydowanej heteroseksualnej wrażliwości wystarczy trochę "ludzkiego rozsądku" oraz uważnej obserwacji ludzkiej natury, by zauważyć, że homoseksualizm jest zachowaniem "innym", "odmiennym". Jest to propozycja "bocznej drogi". Używając języka tradycyjnego, mówimy, że jest zboczeniem. Ludzkość cały czas idzie i będzie szła "drogą normalną" -- heteroseksualną. Nie tylko chrześcijaństwo, ale każda zdrowa społeczność ludzka ma świadomość, iż przyszłość społeczeństwa zapewniają jedynie zachowania heteroseksualne.

Analizując niezwykłą mądrość natury wpisaną w ludzką fizjologię, psychologię oraz duchowość można łatwo pokazać, że homoseksualizm jest propozycją "zranioną", chorą. Wydaje się jednak, że społeczeństwa, które odrzucają w zdecydowanej większości transcendentny wymiar życia ludzkiego, posiadają jednak o wiele słabsze "społeczne mechanizmy obronne" i nie widzą nieraz większej potrzeby bronienia wartości małżeństwa, rodziny, poczętego życia czy też ludzi na marginesie. Seksualność w tych społeczeństwach łatwo staje się "towarem konsumpcyjnym". Wolność zaś do nieograniczonej konsumpcji wydaje się w takiej społeczności jedną z najważniejszych wartości.

Zaznaczmy jednak lojalnie wobec osób zranionych homoseksualnie, iż społeczeństwo nie może bronić się przed nimi w sposób nieuczciwy: agresją, atakiem czy też obśmiewaniem ich. Niestety takie próby -- choć marginalne -- istnieją w społeczeństwie. Należy się od nich odcinać i traktować je nie tylko jako niechrześcijańskie, ale także jako "nieludzkie". Trzeba nam we wszystkim rozsądku i umiaru, który pozwoli odróżnić małe grupki krzykliwych i obolałych "promotorów homoseksualnych" od wielu wielu osób, które cierpią z powodu swojego homoseksualizmu i usiłują nierzadko z nim się uporać.

Jakiej pomocy -- zdaniem ojca -- potrzebują osoby homoseksualne?

Przede wszystkim pomocy rozumianej całościowo -- integralnie; nie tylko pomocy "dla duszy", ale także pomocy dla zranionej emocjonalności. Nie należałoby jednak tych dwu rodzajów pomocy przeciwstawiać sobie. Obie są konieczne. Chciałbym też dodać, iż osoby z lękami lub też rzeczywistymi skłonnościami homoseksualnymi, szczególnie w młodym wieku, potrzebują przede wszystkim dużo, dużo serca. Homoseksualizm w wielu wypadkach, szczególnie u młodych ludzi, jest rzeczywistością zmienną, plastyczną. Nierzadko jest to właśnie tylko pewna "tendencja", którą można przekroczyć, "opanować", pokonać w sobie, jeżeli młody człowiek podejmie twórczy wysiłek i otrzyma w odpowiednim czasie kompetentną pomoc terapeutyczną i duchową. Wielka liczba partnerów w życiu niektórych homoseksualistów jest nierzadko symbolem ich bezradnego, nienasyconego szukania ludzkiej miłości i akceptacji. Ale właśnie ta "wielość odniesień" seksualnych jest tylko namiastką miłości. Ponieważ brak jest w niej stałości i wierności, stąd też rani ona wszystkich -- zarówno ich samych jak i ich partnerów. Wielość relacji homoseksualnych ukazuje także, iż zachowaniami tych osób rządzi nie rzeczywista miłość, ale kompulsywne zaspokajanie własnej tendencji seksualnej.

Homoseksualiści są najczęściej głęboko zranieni w relacji do własnej rodziny, z której wyrośli. Ich relacje z rodzicami często są zaburzone; oscylują pomiędzy emocjonalną oschłością, surowością czy wręcz niekiedy brutalnością, a posesywnym, zaborczym posiadaniem emocjonalnym. Stąd też punktem odniesienia dla terapii czy też kierownictwa duchowego osób homoseksualnych jest przede wszystkim postawa ojcowska -- macierzyńska, w której osoby homoseksualne mogłyby otrzymywać nie tylko "fachowe rady", ale także pewien wzór dojrzałej ludzkiej miłości, która umie także przekraczać wymiar pożądania seksualnego.

Czy można by podać nazwiska księży, do których osoba z problemami homoseksualnymi mogłaby się zwrócić i uzyskać odpowiednią pomoc?

Sprawa jest bardzo delikatna. Takie nazwiska do publicznej wiadomości mogłaby podać -- w moim odczuciu -- odpowiednia "instancja kościelna" za osobistą zgodą każdego księdza. Być może winien to ktoś uczynić. Zauważmy jednak, że praca z osobami homoseksualnymi nie wymaga najpierw święceń kapłańskich. Szczególnie tam, gdzie chodzi o głęboki homoseksualizm, zwłaszcza homoseksualizm już praktykowany, konieczna jest -- obok pomocy duszpasterskiej -- także pomoc terapeutów świeckich. Księża winni szukać odpowiedzialnych współpracowników świeckich w udzielaniu pomocy osobom homoseksualnym. Odkrycie i przygotowanie takich współpracowników winno być nie tylko "prywatną" inicjatywą pojedynczych księży, ale także troską Pasterzy diecezji.

Czy terapeuta, który współpracuje z księdzem musi być osobą wierzącą?

Ksiądz odsyłając kogoś do terapuety, winien być świadomy, jaki świat wartości reprezentuje dany człowiek. Wydaje mi się, iż ksiądz może współpracować w terapii osób homoseksualnych tylko z tymi terapeutami, którzy uznają (lub przynajmniej głęboko szanują) chrześcijański system wartości tak swoich pacjentów, jak też ich duszpasterzy i kierowników duchowych. Zauważmy, iż do niedawna problem ten był o wiele mniejszy. Istniał bowiem pewien consensus społeczny na temat istoty homoseksualizmu. Homoseksualizm był niemal przez wszystkie środowiska traktowany jako wynik zahamowania w rozwoju psycho-seksualnym człowieka. Dzisiaj nie ma już tej samej jedności. Dziś także "świat psychoterapeutów" podzielił się w sposobie traktowania problemu homoseksualnego. Stało się to po orzeczeniu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) 1993 roku na temat homoseksualizmu. WHO stwierdziła, w że orientacja seksualna [hetero czy homoseksualna] nie może być rozpatrywana jako zaburzenie. W ten sposób Światowa Organizacja Zdrowia zrównała heteroseksualizm z homoseksualizmem. Od tej pory wiele autorytetów psychologii i psychiatrii nawołuje, aby w terapii homoseksualnej odstąpić od "leczenia zahamowania", ponieważ homoseksualizm -- ich zdaniem -- nim nie jest. Wielu psychoterapeutów twierdzi, że homoseksualizm wymaga terapii tylko wówczas, kiedy homoseksualista jest niezadowolony ze swej orientacji. Kiedy natomiast identyfikuje się ze swoim homoseksualizmem, wówczas terapia jest zbędna. Decyzja WHO nie jest jednak owocem badań naukowych czy też pogłębionej refleksji nad ludzką seksualnością, ale jest wynikiem presji i konformizmu o podłożu społecznym i politycznym. Stwierdzenie WHO stało się punktem zwrotnym w polityce wielu rządów wobec homoseksualistów. Terapeuta z chrześcijańskim spojrzeniem na życie nie może zgodzić się na stwierdzenie WHO. Stolica Apostolska wbrew orzeczeniom WHO nadal twierdzi, że skłonność osoby homoseksualnej, choć sama w sobie nie jest grzechem, to jednak (...) musi być uważana za obiektywnie nieuporządkowaną.

Jaka jest natomiast rola księdza w pomocy udzielanej osobom homoseksualnym?

Jak już wspomnieliśmy, księdzu, który ma pomagać osobom homseksualnym, konieczna jest odpowiednia wiedza, doświadczenie oraz intuicja. Kierownictwo duchowe winno uwzlędniać więc zasadnicze mechanizmy emocjonalne, które funkcjonują w osobie o skłonnościach homoseksualnych. Ksiądz i terapeuta muszą być maksymalnie lojalni zarówno wobec penitenta-pacjenta, jak też wzajemnie wobec siebie. Najmniejsze różnice pomiędzy księdzem i terapeutą w traktowaniu homoseksualizmu lub też samej terapii odbijałyby się przede wszystkim na osobie leczonej.

Rola księdza w leczeniu osób homoseksualnych polega najpierw na udzieleniu im pomocy we wzroście ich wewnętrznej motywacji. Dzięki niej będą one dążyć do przezwyciężenia koncentracji na lęku i fascynacji homoseksualnej. Ksiądz winien także towarzyszyć osobie korzystającej z terapii w rozeznaniu jej relacji z Bogiem i rozwoju modlitwy. Problemy omówione w terapii winny być podjęte w osobistej modlitwie, poprzez którą osoba homoseksualna odkryje przede wszystkim bezwarunkową miłość Boga. To właśnie dzięki tej miłości będzie zdolna zaakceptować swoje życie. Zdarza się -- choć nie są to może tak częste zjawiska -- że osoby homoseksualne przy bardzo intensywnej pomocy i głębokiej motywacji mogą na tyle przezwyciężyć samą orientację, iż staną się w pełni zdolne zawrzeć małżeństwo.

Jakie jest jednak wyjście dla osób, które z powodu głębi zranienia homoseksualnego nie będą jednak zdolne do małżeństwa?

Katechizm Kościoła Katolickiego stawia sprawę jednoznacznie: osoby homoseksualne są wezwane do czystości. Dzięki cnotom panowania nad sobą, które uczą wolności wewnętrznej, niekiedy dzięki wsparciu bezinteresownej przyjaźni, przez modlitwę i łaskę sakramentalną, mogą i powinny przybliżać się one -- stopniowo i zdecydowanie -- do doskonałości chrześcijańskiej. Miłość ludzka może się realizować nie tylko w małżeństwie, ale także w innych odniesieniach. Osoba homoseksualna, która nie czuje się zdolna do małżeństwa, dzięki otwarciu na Boga może odkryć to powołanie, które On sam dla niej przygotował. Nie jest to bynajmniej "powołanie gorsze", choć nierzadko jest ono znacznie trudniejsze. Ale właśnie w owym trudzie i bólu odnajdywania i realizowania powołania osoba dźwigająca krzyż zranienia homoseksualnego może doświadczyć jego niezwykłej owocności. Nierzadko bowiem wielka wrażliwość osób homoseksualnych zrodzona w cierpieniu, staje się źródłem ich bogatego, ciekawego i twórczego życia.

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz