Czytelnia

Czy polski Kościół boi się zjednoczonej Europy?

Bp Tadeusz Pieronek

 

Zapis wykładu, jaki ksiądz biskup wygłosił 9 października 1997 r. w Muzeum Kolekcji im. Jana Pawła II w Warszawie. Był to pierwszy wykład z cyklu wykładów poświęconych problemowi jednoczącej się Europy, przygotowany przez Studium Generale Europa (Politologia i Nauki Społeczne ATK).

 

Europa pod względem geograficznym obejmuje obszar od Oceanu Atlantyckiego po Ural i od Morza Śródziemnego po koło polarne. W tak pojętej Europie jest Polska i istniejący w niej Kościół katolicki. Co do tych faktów nikt się nie spiera.

Jeżeli na schemat geograficzny naniesiemy kulturę, to Europa nie przedstawi się już tak jednoznacznie. Musimy w niej wyróżnić przynajmniej kulturę zachodnią i wschodnią z różnymi jej odcieniami, np. chrześcijańskie greckie Bizancjum i słowiańską Ruś, część muzułmańskich Bałkanów, na Zachodzie np. elementy kultury frankońskiej czy germańskiej. Bliski obrazowi kultury jest pejzaż religijny, zmienny w ciągu wieków, ale z wyraźną przewagą chrześcijaństwa i przynajmniej do XVI wieku katolicyzmu. Nie sądzę, by co do wskazanych aspektów europejskości trzeba zajmować jakieś szczególne stanowisko. Są to fakty, które należy mieć na uwadze przy dalszych rozważaniach.

Europa jednak musi być widziana także jako byt ekonomiczny, polityczny i militarny, zważywszy realia, w których jej mieszkaniec żyje na co dzień. I właśnie tu, jak sądzę, zaczyna się problem z odpowiedzią na postawione na wstępie pytanie: czy Kościół w Polsce boi się zjednoczonej Europy?

Lata wysiłków nad skonstruowaniem zjednoczonej Europy wykazały, że początkowa całościowa jej wizja była realizowana na miarę potrzeb i możliwości ekonomicznych, poczynając od wspólnej polityki wobec górnictwa węglowego i produkcji stali, ku strukturom militarnym i politycznym, aż wreszcie zauważono, że nie może to być twór bez duszy, nie uwzględniający wewnętrznych aspiracji ludzkich.

Wydaje się, że zanim dostrzeżono potrzebę tchnienia ducha w rozrastający się organizm europejski, Kościół był w dużym stopniu nieobecny w myśleniu o zjednoczonej Europie. Odnoszę wrażenie, że odniesienie do sfery religijnej wciąż czeka na właściwe jej miejsce w tym, co ma stanowić na przyszłość wspólny dom, który winien być zbudowany przecież nie tylko z drzewa i kamieni, ale trzeba, by stwarzał atmosferę wszechstronnego rozwoju człowieka, bez pomijania jakiejkolwiek istotnej płaszczyzny jego życia.

Mówiąc zjednoczona Europa myślimy przede wszystkim o państwach, o mechanizmach gospodarczych, politycznych, ale nie powinniśmy zapominać o tym, co wszystko to spaja, czyni człowiekowi bliskim, czyni ludzkim. Chodzi tu o warstwę kultury, w której można znaleźć coś, czego nie da się ująć w biznesplanie, przeliczyć na ecu, ale do czego można dojść żmudnym wysiłkiem wewnętrznym: o przeżycie duchowe, także religijne, o odniesienie wymierzalnych korzyści materialnych, do ostatecznego celu człowieka. W tej dziedzinie kompetentne są wspólnoty religijne, Kościoły.

Kościoła nie można przymierzać do Europy tak, jak czynimy to ze strukturami państwowymi. Żaden z Kościołów nie stara się o przyjęcie ani do NATO, ani do Unii Europejskiej i to z bardzo wielu poważnych względów. Najpierw dlatego, że struktury europejskie wojskowe i gospodarcze, o których mówimy, mają charakter świecki w tym znaczeniu, że służą budowaniu doczesności, bezpiecznej i dostatniej. Kościół zaś w oparciu o tę doczesność, jakakolwiek by ona była, wskazuje, że nie jest ona kresem człowieka, ale trzeba ją wykorzystać do zdobycia mety, która jest poza nią. Po drugie dlatego, że ze swej natury Kościół zawiera w sobie pierwiastek religijny: służy łączności człowieka z Bogiem poprzez wiarę religijną i wartościowanie życia ludzkiego według zasad moralnych, wynikających z tej wiary. I wreszcie po trzecie dlatego, że integracja Kościoła katolickiego (bo nie można tego odnieść do wszystkich wspólnot religijnych) ze strukturami jednoczącej się Europy jest niepotrzebna, bo był on obecny w Europie od jej zarania, choć może nie zawsze w takim kształcie, jaki dziś uważamy za właściwy, bo czasem niemal identyfikował się z państwem, i nigdy tej Europy nie opuścił.

Jeżeli obecność Kościoła katolickiego w Europie jest faktem, to ta obecność dotyczy w jakimś wymiarze również Kościoła katolickiego, który jest w Polsce. Nie ma bowiem Kościoła polskiego, francuskiego czy niemieckiego, ale jest jeden i ten sam Kościół Chrystusowy, obecny w Polsce, Francji czy w Niemczech i m.in. dlatego właśnie jest on powszechny. Uważam, że te wyjaśnienia natury teologicznej są potrzebne dla lepszego zrozumienia tego punktu widzenia na jednoczącą się Europę, jaki reprezentuje Kościół katolicki, mający charakter ponadpaństwowy i ponadnarodowy, a więc nie utożsamiający się z interesem państwa czy narodu, z czego bynajmniej nie wynika, że te interesy są mu obojętne.

Próbując odpowiedzieć na pytanie, czy proces jednoczenia się struktur europejskich wywołuje lęk Kościoła katolickiego w Polsce, trzeba brać pod uwagę zarówno wymiar powszechny, jak i lokalny tego Kościoła, to, co jest mu wspólne z innymi Kościołami katolickimi rozsianymi po świecie i to, co charakteryzuje go tutaj w Polsce.

Na ogół lęki, o których słyszy się u nas potocznie, nie odnoszą się wprost do Kościoła, a raczej do spraw tego świata i to bardzo konkretnych, że ktoś ograniczy naszą suwerenność, wykupi polską ziemię, że zostaniemy wchłonięci przez obcy kapitał, pozbawieni samodzielności gospodarczej, możliwości pracy, zarobku. Wprawdzie niektórzy wzbogacą się cudzym kosztem, to jednak duża część społeczeństwa wpadnie w ubóstwo, stracimy swoją tożsamość narodową, kulturową, zaleje nas nihilistyczny produkt nieograniczonej wolności, negujący wszelkie wartości obecne w polskiej kulturze.

Podobnie apokaliptycznych wizji nie brak również w odniesieniu do Kościoła w Polsce. Bodaj za najgroźniejsze uważa się, że Kościół przestanie być sobą, że straci swój ewangeliczny zapał, pójdzie na kompromis w dziedzinie moralnej i rozpłynie się w New Age. Niektórzy uważają za wielce prawdopodobne, że Kościół katolicki straci swoje tradycyjne miejsce w społeczeństwie. Jeżeli utrata wpływu Kościoła na społeczeństwo jest traktowana przez jednych jako życzenie, a przez innych jako konsekwencja laicyzacji i sekularyzacji, które na Zachodzie spowodowały wyludnienie świątyń, to są i tacy, którzy się tego rzeczywiście obawiają i gotowi są za wszelką cenę bronić przede wszystkim tego, co jeszcze posiadają. Koszmarna wizja Polski z pustymi świątyniami, możliwością życia bez oglądania się na wartości religijne i chrześcijańskie zasady moralne, z porzuceniem chrześcijańskich obyczajów, wpycha niektórych krytyków zjednoczonej Europy w szeregi współczesnych krzyżowców, gotowych stworzyć krucjatę nie tylko przeciwko realizującym taki model życia, ale nawet przeciwko tym, którzy nie podzielają poglądu o nieuchronności podobnej katastrofy.

Tych obiegowych zarzutów pod adresem jednoczącej się Europy nie można lekceważyć, ponieważ są one potwierdzane, a często nawet wyolbrzymiane przez samozwańczych znawców, jedynie "prawdziwych katolików", obrońców ostatniego szańca polskości, a szermują nimi obficie politycy, zwłaszcza z okazji różnych kampanii wyborczych. Te zarzuty, mimo że w swych krańcowych sformułowaniach nie mają wielu zwolenników, to jednak w złagodzonej formie znajdują posłuch i powodują lęki w społeczeństwie. Nie jest wolny od tych lęków także Kościół, rozumiany jako wspólnota wiernych, obecna przecież i żyjąca w tym społeczeństwie i to cała wspólnota, czyli zarówno świeccy, jak i duchowni.

Przyjęcie takiej tezy wydaje się być odpowiedzią na postawione pytanie i to odpowiedzią twierdzącą. Tak! Kościół katolicki w Polsce boi się zjednoczonej Europy!

Nie wydaje mi się jednak możliwe przyjęcie takiego twierdzenia bez żadnych zastrzeżeń, chociażby z tego względu, że społeczeństwo polskie, według przeprowadzonych badań opinii publicznej, dość masowo opowiada się za przystąpieniem kraju do struktur europejskich, co wskazuje przynajmniej na to, że jest ono gotowe podjąć ryzyko, przezwyciężyć lęk i liczy na korzyści wypływające ze zjednoczenia, może nie natychmiastowe, ale w dalszej perspektywie.

W tego rodzaju lęku nie widzę niczego nadzwyczajnego i charakterystycznego dla Polaków w ogóle, czy Kościoła katolickiego w Polsce. Wejście do struktur europejskich jest uwarunkowane poważnym wysiłkiem ludzkim, koniecznością dostosowania do nowej sytuacji nie tylko wielu instytucji życia publicznego i całego systemu prawnego, ale także potrzebą nabycia umiejętności współżycia z bardzo zróżnicowanym, pluralistycznym społeczeństwem, przyzwyczajonym od dawna do korzystania z nieskrępowanej wolności. Jednym słowem, zjednoczenie się z Europą będzie nas bardzo drogo kosztować w każdej dziedzinie, i będzie to cena, którą będziemy musieli zapłacić indywidualnie. Chodzi tu o ogromne pieniądze na cele wojskowe, na restrukturyzację rolnictwa, przemysłu, całej gospodarki, o gigantyczny wysiłek w kształtowaniu innej mentalności, ale chodzi też o osiągnięcie zupełnie innej jakości życia. Trzeba więc mieć w świadomości nie tylko cenę, ale i kupowany towar. Winniśmy też pamiętać, że to nie tylko my tę cenę płacimy. W podobnej sytuacji była większość krajów Unii Europejskiej, które przeżywały podobne do naszych obawy, czego przykładem mogą być referenda doprowadzające do jedności minimalną większością głosów, czy nawet odrzucające ideę tej jedności.

Kościół katolicki na Zachodzie był w całym procesie jednoczenia się Europy i bezpośrednich jego następstw chyba w gorszej sytuacji niż my. Jemu przypadło przecieranie dróg, podjęcie wyzwania w pierwszej linii, narażanie się na popełnianie błędów, na eksperymenty, czasami bardzo ryzykowne. Kościół w krajach aspirujących dziś do Unii jest bogatszy o te doświadczenia, okupione niejednokrotnie przez Zachód wielkimi stratami. Wartość tych doświadczeń polega na tym, że pozwalają one przewidzieć grożące nam niebezpieczeństwa, a jest to niezmiernie ważne dla oceny i pozbycia się lęków.

Prawo rzymskie określało lęk jako instantis vel futuri periculi causa mentis trepidatio (D.4.2.1.), czyli jako wewnętrzny niepokój z powodu aktualnego lub przyszłego niebezpieczeństwa. Lęka się młoda dziewczyna, kiedy decyduje się wyjść za mąż, boi się sportowiec przed podjęciem wielkiego wysiłku. W tej kategorii lęków lokowałbym również obawy Kościoła przed podjęciem wyzwań europejskich. Zjednoczonej Europy nie wolno się bać. Europę należy zaakceptować jako wspaniałą szansę, jako trudne wyzwanie i wielkie zadanie apostolskie Kościoła. Abp Józef Życiński nie zawahał się porównać tej sytuacji do wyzwania, przed jakim stanęli apostołowie w wieczerniku. Gdyby lęki przed Europą były udziałem apostołów (...) chodziliby na ryby, uprawialiby winnice, zaś przekaz dobrej nowiny Jezusa Chrystusa ograniczyliby do niewielkiej prowincji, gdzie wszystko byłoby znajome i bliskie. Wielkość Kościoła pierwszych wieków wyraziła się właśnie w tym, że potrafił przezwyciężyć podobne lęki i po wyjściu z małego światka pożeglować w stronę nieznanych lądów ("Straszenie Europą", "Gość Niedzielny", nr 32 z 11 sierpnia 1996 r.). Nawet jeżeli w tym stwierdzeniu jest trochę przesady, to porównanie jest o tyle trafne, że i dziś Kościół katolicki stoi na nowo przed zadaniem ewangelizacji i reewangelizacji Europy. Kościół katolicki nie godzi się na to, by Europa odcięła się od własnych źródeł, od korzeni, z których wyrosła i od chrześcijańskiej kultury, która ją przez wieki ukształtowała. Mimo wielu nurtów kulturowych i religijnych, które od wieków zdobyły sobie prawo obywatelstwa na kontynencie europejskim, tożsamość Europy jest złączona z chrześcijaństwem.

Podczas letniej wizyty w Polsce przypomniał nam o tym papież Jan Paweł II w pamiętnym przemówieniu w Gnieźnie. Zrąb tożsamości europejskiej jest zbudowany na chrześcijaństwie - powiedział tam Ojciec Święty. Obecny brak jej duchowej jedności wynika głównie z kryzysu tej właśnie chrześcijańskiej świadomości (Gniezno, 3 czerwca 1997 r.).

Kościół katolicki nie nastawia się tylko na przyjęcie od zjednoczonej Europy tych dóbr, które są i będą owocem współpracy państw tworzących Unię Europejską w różnych płaszczyznach, ale chce wnieść do Europy to, co ma najcenniejszego i co stanowiło wkład Kościoła powszechnego w historyczną wielkość Europy. Niewątpliwie Kościół będzie dążył do przywrócenia Europie jej chrześcijańskiej świadomości, która stanowiła i może stanowić nadal ducha Europy, o którego upominają się dzisiaj jej przywódcy. Pytanie o ducha Europy zapewne wzbudzi poważne dyskusje, ale jeżeli ma ona być tym samym, czym była przez wieki, to nie ulega wątpliwości, że może się odwołać w swej całości tylko do chrześcijaństwa.

Kościół katolicki w Polsce utożsamia się z celami, jakie wobec współczesnej Europy stawia sobie Kościół powszechny i ma ambicje, by w ich realizacji uczestniczyć na miarę swoich możliwości.

Sądzę, że nurt chrześcijański jest w dzisiejszej Europie bardzo żywy. W moim osobistym odczuciu świadczy o tym jego przetrwanie, mimo gigantycznych wysiłków zmierzających do unicestwienia go. Z jednej strony rewolucja francuska i oświecenie, które zaproponowały Europie inną wizję człowieka i świata, z drugiej strony uzbrojone we wszystkie narzędzia zniszczenia systemy totalitarne XX wieku, nie zdołały go zniszczyć. Przypomina się ewangeliczne et portae inferi non praevalebunt - a bramy piekielne go nie przemogą (Mt 6, 18). Kościół katolicki nie może zapomnieć, że nie jest zdany tylko na ludzkie moce. W tym przejawia się różnica sił politycznych i społecznych w stosunku do wiary i otwieranych przez nią perspektyw.

To, w czym Europa Zachodu i Wschodu wydaje się występować wspólnie przeciwko chrześcijaństwu, streszcza się dziś w dążeniu do prywatyzacji religii, do uczynienia jej sprawą podobną do prywatnej własności, do osobistego konta w banku, do zredukowania poglądów na ostateczne sprawy człowieka, do szufladki we własnym sejfie, do którego nikt nie ma dostępu i o którym nikt, poza właścicielem, nie powinien wiedzieć. Jest to uderzenie w samo sedno chrześcijaństwa, które polega na dawaniu świadectwa. Nie możemy nie mówić tego, cośmy widzieli i słyszeli (Dz 4, 20) stwierdzali apostołowie. Wprawdzie motywy prywatyzacji religii wywodzą się na Wschodzie i na Zachodzie są różne, to jednak ich cel jest wspólny: oderwać egzystencjalne problemy człowieka od codzienności jego życia, uczynić je marginalnymi i skierować jego uwagę na korzystanie z tego, co daje świat. Tutaj właśnie pojawia się jedno z wielkich niebezpieczeństw, wobec których staje Kościół katolicki, także ten w Polsce, wobec koncepcji zjednoczonej Europy. Istnieją w niej tendencje do pomijania Kościoła, a wraz z nim problemów duchowości i religii, oraz do zepchnięcia ich na margines tego, co Europę stanowi. Są ludzie, którzy uważają, że można stworzyć byt europejski, który odżegna się całkowicie od swojej historii, od swoich źródeł, od swoich korzeni i tylko w ten sposób będzie mógł spełnić właściwą rolę wobec dzisiejszego człowieka. W takim pojmowaniu Europy Kościół katolicki byłby sprowadzony do roli skansenu, czy co najwyżej diaspory, względnie swoistego getta, które należy izolować i przed którym trzeba wszystkich chronić, by się nie zarazili. Wydaje się, że ten rodzaj lęku wobec zjednoczonej Europy reprezentuje kard. M. Vlk, arcybiskup czeskiej Pragi, przewodniczący Rady Konferencji Biskupów Europy (CCEE), człowiek bardzo otwarty na procesy zjednoczeniowe. W jednym ze swoich wywiadów powiedział: Kultura życia w Europie nie jest w sposób zaprogramowany skierowana przeciwko Bogu, jak miało to miejsce w komunistycznym systemie władzy. Europa jest raczej obojętna na Boga, lekceważy Go. Zgodnie z deistycznym sposobem myślenia zepchnięto Boga do sfery prywatności. W życiu publicznym niewiele lub prawie w ogóle się Go nie uwzględnia. Bóg "żyje" raczej w getcie Kościoła, jego liturgii, w prywatnym życiu osób wierzących. W życiu publicznym dzisiejszej Europy brak duchowego wymiaru, sakralności duszy. Obserwując styl kultury życia publicznego Europy, nie można odnieść wrażenia, że istnieje chrześcijańska Europa (kard. M. Vlk, "Europa pogańska czy chrześcijańska. Miłość drogą do jedności", Katowice 1997, s. 65 - 66).

Tę wrażliwość wydają się potwierdzać fakty. Czy nie może budzić zdziwienia, że Kościoły, wspólnoty religijne i to, co stanowi wewnętrzną tkankę ludzkiej egzystencji, nie znalazły odzwierciedlenia w dokumentach jednoczącej się Europy? Idea jedności europejskiej zrodziła się w umysłach ludzi wiary. Postacie Alcido de Gasperi, Konrada Adenauera i Roberta Schumana mówią same za siebie. Można też zrozumieć, że wielką ideę jedności zaczęto realizować od konkretów, jakimi w swoim czasie były węgiel i stal. Ale dlaczego zapomniano, że ten twór powinien żyć i mieć ducha? Czy trzeba było aż dziesiątków lat, by sobie o tym przypomnieć?

Dopiero wynikiem ostatnich lat starań w Unii Europejskiej stały się zapisy, przyjęte w Amsterdamie, w czerwcu bieżącego roku i jeszcze nie ratyfikowane, uwzględniające fakt istnienia wspólnot religijnych, w tym Kościołów, jako czynnika tworzącego pejzaż europejski, z prawem do ich tożsamości. Religia, wspólnoty skupione w jej imię, a zwłaszcza chrześcijaństwo i Kościół katolicki, nie mogą być wyłączone z myślenia o Unii Europejskiej, jeżeli ma ona reprezentować wspólnotę interesów całej społeczności europejskiej. Nie można europejskich chrześcijan traktować jak niewidocznego powietrza. Oni istnieją, widzą swoje miejsce w zjednoczonej Europie i uważają, że mogą jej pomóc w odzyskaniu tego, co dotąd stanowiło o jej tożsamości. Nie zamierzają twierdzić, że pielęgnowane przez nich wartości są jedynymi. Nie tylko chrześcijaństwo tworzyło kulturę europejską, ale trudno byłoby wykazać, że nie wyrosła ona na jego gruncie.

Opis współczesnej Europy, tej już zjednoczonej, i tej, która dąży do stworzenia jej pełniejszego obrazu, nie może być abstrakcją, lecz winien uwzględniać realia. Kościół w Polsce uważa się za pełnoprawnego mieszkańca Europy, nie ma kompleksów i chce w niej być obecny takim, jakim jest, z możliwością stałego rozwoju.

Pozostaje pytanie, co robimy, by ułatwić integrację europejską?

Przede wszystkim jako biskupi odpowiedzialni za Kościół w Polsce staramy się wsłuchiwać w głos Ojca Świętego, który nie pozwala na żadne wątpliwości, że należy robić wszystko dla osiągnięcia jedności. Nie przeczę, że idee jedności europejskiej musiały sobie torować drogę w świadomości Kościoła w Polsce. Uważam to za sprawę normalną i uprawnioną. Ok kilku lat staraliśmy się nawiązać kontakt z Radą Konferencji Biskupów Unii Europejskiej, by uzyskać informacje zarówno o samej Unii, jak i o stosunku Stolicy Apostolskiej i episkopatów europejskich do procesu zjednoczeniowego. Wiadomo, że Polska i Kościół w Polsce dorastały do tych zagadnień stopniowo, z uwzględnieniem zrozumiałego przyspieszenia ostatnich lat. Nie sądzę, by Kościół w Polsce uchylał się w jakikolwiek sposób od podjęcia właściwej mu odpowiedzialności w tej sprawie.

W pierwszych dniach listopada bieżącego roku kilkunastoosobowa delegacja Konferencji Episkopatu Polski udaje się do Brukseli na zaproszenie Unii Europejskiej, by na miejscu zapoznać się z jej strukturami i przedyskutować najważniejsze problemy związane z procesem integracji. Wszystko to wskazuje na wrażliwość Kościoła katolickiego w Polsce na zachodzące w Europie przemiany i na zdecydowaną wolę przełamywania lęków i podjęcia wyzwania, jakie stanęło przed nim współcześnie.

Starania o nawiązanie kontaktów nie są jednak najważniejsze. Jednym z istotnych zadań jest wypracowanie miejsca Kościoła i jego członków w wielobarwnej, pluralistycznej Europie. Wydaje się, że Kościoły na Zachodzie uczyniły w tym kierunku bardzo poważny wysiłek i ukazały drogę, chociaż jestem skłonny twierdzić, że nie jest to jeszcze umiejętność doskonała i ze swej strony możemy wnieść do niej swój wkład. Może on polegać na mocniejszym głosie, domagającym się uwzględnienia praw większości, którą przecież w Polsce, jako Kościół katolicki stanowimy. Wrażliwość Europy, nastawionej na argumenty odwołujące się do demokracji, powinna tu znaleźć skuteczne echo.

Jeżeli chcemy być ewangelicznym zaczynem, sami musimy się bezustannie nawracać i doskonalić. Człowiekowi wolnemu nie można niczego narzucać, ale z całą pewnością da się go zdobyć świadectwem dawanym prawdzie i z miłością. Kościół w czasach totalitarnych przeżył w dużej mierze dzięki świadectwu męczeństwa. Ten rodzaj świadectwa jest wprawdzie ważny i dziś, ale może większe zapotrzebowanie jest na ukazanie takiego modelu życia, w którym można się skutecznie oprzeć atrakcyjnym pokusom świata.

Wniosek z tych rozważań jest jasny. Kościół katolicki w Polsce widzi zjednoczoną Europę jako cel, w realizację którego będzie się w pełni angażował, bez względu na lęki, jakie on może budzić.

Bp Tadeusz Pieronek

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz