Czytelnia
Anna Mateja z Paryża

Pokolenie Jana Pawła II

 

 

Zanim przyjechał, mówiło się,
że "nikt nie zrezygnuje z urlopu dla Papieża"

W sierpniu ponad trzydziestostopniowy wilgotny upał spotęgowany smogiem zamyka Paryżan w klimatyzowanych mieszkaniach i biurach, a ulice stają się puste. Wielu zresztą wyjeżdża wtedy na urlopy, sklepy czy instytucje często są zamknięte. W tym roku jednak ani ulice, ani metro nie były wyludnione.

Grupy młodzieży, które przyjechały na spotkanie młodych z całego świata, przemierzały miasto nad Sekwaną, zaopatrzone w identyfikatory, przewodniki i mapki metra. Studenci z Warszawy, których zakwaterowano w liceum w La Courneuve, prawie dwadzieścia kilometrów od centrum, wstali o szóstej rano, żeby po śniadaniu zdążyć na poranną modlitwę do kościoła Saint Lucien. Ponieważ w świątyni trwają modlitwy innych Polaków i Włochów, oni układają plan dnia. Zwiedzać Luwr czy pójść na koncert wspólnoty "Le Chemin Neuf" do kościoła Sacré-Coeur, gdzie na monumentalnych schodach ma wystąpić 800 tancerzy z całego świata? Gdy jednych rozpala wizja paryskiego nocnego życia, inni nie potrafią jeszcze zapomnieć o atrakcjach minionego wieczoru. Kładą się więc na trawniku i pod kolorowymi klombami róż i irysów odsypiają zaległości.

"Miłego dnia"

W sierpniu zmierzch zapada dopiero o dziewiątej. Gdy z nieba przestanie lać się żar, można zacząć myśleć nie tylko o cieniu i zimnej wodzie. Poprzedni wieczór młodzież, odpoczywająca przed kościołem, spędziła w centrum kulturalnym La Courneuve, gdzie Włosi pokazali spektakl o uczynkach miłosierdzia. Prosto, bezpośrednio, bez jednego słowa. Krótkie scenki, w których amatorscy aktorzy przynoszą choremu kwiaty, "rozmawiają" z proszącym o jałmużnę chłopcem. Po prostu kilka obrazków znanych z ulicy. W przerwach pomiędzy scenkami różnojęzyczne grupy próbują wzajemnie uczyć się piosenek. Francuzi nie potrafią jednak przebrnąć przez "przychodzę do Ciebie", Polacy niepotrzebnie wymawiają końcówki we francuskich słowach; ostatecznie wszystkim najlepiej wychodzi łacińskie "Laudate Dominum".

Gdy warszawscy studenci przyjechali do Paryża, od francuskiego opiekuna dowiedzieli się, że La Courneuve to już osobna miejscowość, na dodatek niezbyt bezpieczna, bo zamieszkana w większości przez kolorowych imigrantów. Tymczasem z okien autobusu zobaczyli rzędy małych, zadbanych domków, ukwieconych pelargoniami, a przy nich zacienione atria, które dają schronienie przed dotkliwym upałem. Nie mogli wyjść z podziwu, że co kilkaset metrów stoi budka telefoniczna z nieuszkodzonym aparatem, a przy ulicach są szerokie i zadbane ogródki skalne.

Tutejsi mieszkańcy rzeczywiście są egzotyczni. Jadący na spotkania do miasta polscy pielgrzymi często są jedynymi białymi w całym pociągu, ale do żadnych spięć nie dochodzi, wszędzie słychać "bon journée", a arabskie dzieci siadają niedaleko i zastanawiają się, gdzie jest ta Polska, z której przyjechali nowi sąsiedzi. W La Courneuve są jednak również skupiska ponurych bloków, zasiedlone przez przybyszów z Afryki, którzy, choć od kilkunastu lat mieszkają we Francji, posługują się jedynie slangiem, mieszanką francuskiego i języka ojczystego.

Polska grupa widuje sąsiadów jedynie rano i późnym wieczorem. Po porannej modlitwie trzeba jechać do kościoła Saint Denys du Saint Sacrament, jednego z dziesięciu kościołów, gdzie odbywają się katechezy i Msze po polsku. "W poszukiwaniu oblicza Jezusa", "Jezus żyjący w swoim słowie", "Jezus żyjący w Eucharystii" -- takie tematy rozważają polscy biskupi, wśród nich witany oklaskami Henryk Tomasik z Siedlec, główny organizator wyjazdu polskiej młodzieży.

"Nie bójcie się być krytyczni i posiadać własne sądy -- wzywa młodych biskup siedlecki. -- Trzeba umieć dokonywać właściwych wyborów i nie należy kierować się wówczas zdaniem środków masowego przekazu czy usprawiedliwiać się myśleniem, że tak przecież postępują wszyscy. Wolność dano nam po to, aby dokonywać nieskrępowanych wyborów, nawet jeżeli większość postępuje inaczej".

Biskupi w słomkowych kapeluszach

Na tle podświetlonego rzymskiego Koloseum maleńka postać Jana Pawła II. Tysiące ludzi, którzy tłoczą się wokół podium, giną gdzieś w załomach rzymskiej budowli. Zdjęcie, zrobione podczas spotkania Papieża z młodzieżą w 1983 r., pochodzi z wystawy "Jan Paweł II, portret papieża", otwartej w Carrousel du Louvre. O JMJ (francuski skrót Światowych Dni Młodzieży) oraz bliskim przyjeździe Papieża przypominają billboardy z Wieżą Eiffla zwieńczoną krzyżem i z cytatami z Ewangelii. Na stacjach metra reklamuje się katolicki dziennik "La Croix", którego bezpłatne, specjalne wydania rozdawane są zresztą we wszystkich miejscach spotkań pielgrzymów.

W czasie przywitania Papieża z młodymi temperatura przekracza 35 stopni. Choć każda z grup miała zarezerwowane swoje miejsce w którymś z kwadratów Pola Marsowego, niecierpliwi zaczęli przychodzić na popołudniowe spotkanie wcześnie rano, kiedy samolot Ojca Świętego dopiero lądował na lotnisku Orly. Ci, którzy nie mieli wejściówek do sektorów, żeby móc cokolwiek zobaczyć, wjeżdżali na Wieżę Eiffla, naprzeciw której ustawiono podium dla Papieża. Wśród tłumu kręcą się wolontariusze w zielonych koszulkach: nie przepuszczają różnojęzycznych grup, które chciałyby przejść na skróty przez cudzy sektor, roznoszą wodę, rozdają dziennikarzom teksty papieskiego przemówienia. Można kupić kapelusz, koszulkę, przewodnik pielgrzyma czy plan miasta. Woda i jedzenie są jednak za darmo -- to zasługa generała Philippe'a Morillona, dowódcy sił międzynarodowych podczas wojny w byłej Jugosławii, który był odpowiedzialny za znalezienie "wspólników do interesu", czyli firm, które w zamian za reklamę dostarczą potrzebne produkty czy wykonają usługi.

O czwartej po południu upał jest już tak wielki, że słomkowe kapelusze albo sportowe czapki z daszkiem zakładają na swoje piuski nawet biskupi. Samochód papieski (też z przyciemnionymi, chroniącymi przed słońcem szybami) kilkanaście minut jeździ między sektorami, żeby na koniec zatrzymać się przed wysokim, drewnianym podium. Podobnie, jak gigantyczny ołtarz na Longchamp, przy którym papież odprawi Mszę w niedzielę rano, trybunę na Polach Marsowych zaprojektował Jean-Marie Duthilieul. Znany nie tylko we Francji architekt jest autorem projektów kilku dworców we Francji, m.in.: Roissy--TGV, Lille Europe, Chessy-Eurodisneyland i Montparnasse w Paryżu. Tym razem powstała wysoka na kilkanaście metrów konstrukcja piaskowego koloru; oprócz Papieża zasiedli tu także przedstawiciele innych religii oraz reprezentanci młodzieży z wszystkich krajów, biorących udział w spotkaniu.

Paryż czy Częstochowa?

"Wieżę Eiffla wybudowano po to, żeby cały świat wiedział, że na te kilka dni do Paryża przyjechała młodzież z całego świata" -- zażartował Papież, pozdrawiając zgromadzonych w trzynastu językach (także w filipińskim tagalog i w suahili). "Wspominam nasze niedawne spotkania na ojczystej ziemi i raduję się, że znowu dane jest nam być razem, tu w Paryżu" -- powiedział do 80 tysięcy młodych Polaków. Polskich transparentów i flag było tak dużo, że znajdowały się w prawie każdym kadrze telewizyjnej transmisji. Hasło paryskiego spotkania: "Nauczycielu, gdzie mieszkasz?" i "Chodźcie, a zobaczycie", tworzyło wedle słów Papieża "wyjątkową łączność, która niejako odzwierciedla cały centralny program życia chrześcijańskiego: spotkanie-pytanie-odpowiedź-powołanie".

"To chyba jedyna grupa, która nie może czuć się obco w Paryżu" -- stwierdza Miguel z Toledo, który pomagając pielgrzymom z Polski zdążył się już nauczyć kilku słów w naszym języku. "W metrze, przy najważniejszych zabytkach czasami zapominam, gdzie spotkanie się odbywa: w Paryżu czy w Częstochowie?" Pod Jasną Górą po raz pierwszy uczestniczył w Światowym Dniu Młodzieży. Teraz jest wolontariuszem; to ciężka praca, ale daje swobodny dostęp do miejsc z dobrą widocznością. Zauważył więc, że wypuszczony z papieskiej trybuny biały gołąb -- symbol pokoju, ogłuszony krzykami zebranych, cygańskimi śpiewami, a potem piosenkami gospel, przesiedział do końca uroczystości na zadaszeniu podium. Po odjeździe Ojca Świętego i rozejściu się pielgrzymów, Miguel razem z kilkuset innymi wolontariuszami i pracownikami służb porządkowych zabiera się do porządkowania Pól Marsowych. Na zadeptanej, zszarzałej trawie zostały stosy pustych butelek po wodzie, papierowe naczynia, gazety oraz przepełnione kosze na śmieci.

Duchowi patroni

"Młodzież przybywa umocnić razem chęć budowy świata bardziej gościnnego i pokojowej przyszłości. Wielu spośród nich, w swoich regionach i w swych krajach doznaje cierpienia, które skłania ich do bratobójczych walk i nienawiści do człowieka. Wielu nazbyt często jeszcze boryka się z niepewnością zatrudnienia i wielkim ubóstwem. Ich pokolenie szuka z trudnością nie tylko minimum egzystencjalnego, ale również sensu życia i celów, które motywują ich pokolenia" -- powiedział Jan Paweł II podczas powitania przez prezydenta Chiraca w Pałacu Elizejskim. Dał tym samym do zrozumienia, że przyjechał do młodzieży zagubionej i bezrobotnej, która nie widzi dla siebie perspektyw po skończeniu szkoły. Dla której siły polityczne czy społeczne nie mają ciekawych propozycji, przypominając sobie o niej jedynie przed wyborami.

Papież mówił, wyraźnie przekonany, że młodzi ludzie chcą dobrze poznać jego przesłanie i przyjeżdżają do Paryża nie tylko po to, żeby śpiewać i tańczyć. Nie dawał im recepty na rozwiązanie wszystkich problemów. Usłyszeli jednak od niego, że są światu potrzebni, a inni ludzie -- ubodzy czy chorzy -- czekają na ich pomoc i miłość. Nieprzypadkowo duchowymi patronami spotkania byli: beatyfikowany w katedrze Notre-Dame Fryderyk Ozanam, nazywany tu prekursorem "katolicyzmu społecznego" oraz św. Teresa z Lisieux, która wkrótce ogłoszona zostanie doktorem Kościoła. Oboje bardzo młodzi i żyjący w czasach, które wymagały niełatwych wyborów.

Ozanam zajmował się ofiarami ówczesnego "czarnego kapitalizmu". Ludźmi, którzy opuścili maleńkie poletka i za ciasne domki, żeby zamieszkać w małych mieszkaniach paryskich dzielnic robotniczych. W pierwszej połowie dziewiętnastego wieku, kiedy późniejszy błogosławiony zaczął zakładać stowarzyszenia św. Wincentego a Paulo, w fabrykach zatrudniano dzieci, czas pracy wynosił czasem nawet kilkanaście godzin, a o ubezpieczeniach w ogóle nie myślano. Ozanam mówił o wartości pracy i potrzebie zapewnienia godziwych warunków każdemu zatrudnionemu, na kilkanaście lat przed wprowadzeniem pierwszych ubezpieczeń i na ponad pół wieku przed wydaniem przez papieża Leona XIII pierwszej encykliki społecznej -- "Rerum novarum".

"Mała Teresa" zaś, zdaniem kardynała Jean-Marie Lustigera, jest "uosobieniem młodzieńczej duchowości". Umierała bardzo młodo, zupełnie nie znana, gdy jednak później odkryto jej pisma, papież Pius X określił ją jako "największą świętą współczesnych czasów". Zmarła na gruźlicę karmelitanka uważała, że najważniejsza jest możliwość pokochania Boga przez człowieka w sposób bezpośredni i bezinteresowny, tak jak może to zrobić tylko dziecko. Teresa spisywała swe "Dzieje duszy", gdy wydawało się, że dynamicznie rozwijająca się nauka i technika udzielają odpowiedzi na każde pytanie, zostawiając na uboczu tych, którzy za szybkimi zmianami nie potrafią nadążyć. A dziś, kiedy podczas modlitwy na Anioł Pański w upalnym słońcu na Longchamp Papież oznajmił, że w październikową Niedzielę Misyjną ogłosi św. Teresę doktorem Kościoła, oklaski radości, jakimi powitano jego słowa, były tak burzliwe, jakby blisko półtoramilionowa rzesza czekała właśnie na tę wiadomość.

Papież wybrał osoby, które w swoich czasach były kimś niepozornym i zwyczajnym, ale pomimo tej zwyczajności oddziałały daleko silniej niż zorganizowane instytucje, które wówczas istniały. To, co stanowiło treść życia Fryderyka Ozanama i Teresy Martin, nie straciło na znaczeniu pomimo zmiany epok. "Drodzy młodzi, Kościół potrzebuje was, potrzebuje waszego zaangażowania w głoszenie Ewangelii. Papież także liczy na was" -- podkreślił Jan Paweł II na zakończenie homilii wygłoszonej w czasie Mszy dla Forum Młodych w kościele Saint-Etienne du Mont.

Czwarty Świat i Łańcuch Braterstwa

Genevičve de Gaulle Anthonioz w czasie wojny działała w ruchu oporu i mając 23 lata znalazła się w obozie koncentracyjnym Ravensbrück. Później, gdy w latach 50. poznała ojca Józefa Wrzesinskiego, zaczęła wraz z nim zajmować się rodzinami imigrantów, bezrobotnych, ludzi dyskryminowanych ze względów ekonomicznych. Oboje wychodzili z założenia, że mówiąc o łamaniu praw człowieka z przyczyn politycznych często zapomina się, że i w krajach demokratycznych prawa te -- choć z innych przyczyn -- bywają łamane. Założony przez Wrzesinskiego Mouvement ATD Quart Monde ("Ruch Czwartego Świata" -- tym mianem określa się biednych czy osoby upośledzone ekonomicznie), od 1957 roku broni praw ekonomicznych i socjalnych, ale także obywatelskich i kulturalnych. Papież uczcił pamięć o. Wrzesinskiego na Placu Trocadéro, razem z 300 młodymi z 25 krajów, którzy kontynuują jego prace.

W ojczyźnie hasła "wolność-równość- -braterstwo" Jan Paweł II mówił o poszanowaniu praw człowieka, o potrzebie zainteresowania tymi, którzy mogą nie nadążyć za tempem współczesnych przemian. "Czwarty świat" istnieje w każdym kraju. Nie tylko w slumsach Săo Paulo czy w przeludnionych afrykańskich metropoliach. We Francji minęła właśnie pierwsza rocznica wyrzucenia siłą imigrantów z kościoła Saint-Bernard.

"Chrystus jest żywy i obecny w osobach ludzi biednych i nieszczęśliwych. To oni są pozbawionymi głosu prorokami naszych czasów. (...) Pragniemy pokazać publicznie światu nasze zaangażowanie poprzez proste, pełne znaczenia gesty" -- deklarowali w specjalnym oświadczeniu członkowie Międzynarodowego Forum Młodych. Godzinę później Paryż opasany został łańcuchem braterstwa. Kolorowy szereg ludzi, zwróconych twarzami ku rogatkom, ciągnął się kilometrami. Półtoraminutowe bicie dzwonów uciszyło na chwilę harmider i wzajemne przekrzykiwania.

"Nie mając wolności, z naszymi dolegliwościami i radościami, jesteśmy w momencie bardzo ważnym. W niedzielę znajdziemy się w otoczeniu Ojca Świętego, tam zjednoczymy się w modlitwie do Boga. Jestem młody i chciałbym uczestniczyć w tym wielkim zgromadzeniu" -- napisał do Jana Pawła II młody francuski więzień o imieniu Sandrine. Kiedy uczestnicy Dni Młodzieży tworzyli wraz z paryżanami "symbol współpracy i wolności", jak nazwał łańcuch kardynał Lustiger, inni młodzi odwiedzali szpitala i więzienia. Organizatorzy zadbali, aby wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego, znalazło się miejsce dla niepełnosprawnych. Prowadzono dla nich specjalne katechezy, rezerwowano miejsca blisko ołtarza, montowano podjazdy i toalety. Postarano się o transport. Dzięki temu w niedzielnej Mszy mogło wziąć udział 7000 inwalidów.

Mieli nie przyjść

Na tę Mszę, która kończyła Dni i pobyt Papieża we Francji, tłumy chętnych jechały już wczesnym, sobotnim popołudniem. Znany z wyścigów hipodrom Longchamp zmienił się w centrum pielgrzymkowe: na nie osłoniętych od słońca przestrzeniach zadomowiło się na prawie dobę 750 000 osób.

Biskupi zaprosili na Mszę wszystkich Francuzów. Dzięki transmisjom telewizyjnym w papieskiej wizycie uczestniczyły, choć pośrednio, rzeczywiście ogromne rzesze: telewizyjna widownia liczyła w sobotę 2,5 miliona, a w niedzielę -- 3,5 miliona osób. Programy drugi i trzeci francuskiej telewizji publicznej przygotowały wielogodzinne relacje "na żywo", dziennikarze komentowali wydarzenia wspólnie z duchownymi, objaśniano nawet, czym są w Kościele sakramenty chrztu i bierzmowania. Na czas wydarzeń na Longchamp telewizja zawarła z Bayard-Presse, wydawcą dziennika "La Croix", porozumienie na temat szybszego przekazywania sobie informacji i ułatwienia pracy reporterom; sprawozdanie z sobotnich wydarzeń można było przeczytać już w niedzielne południe. Jak mówią sami Francuzi, dotychczas często się zdarzało, że sprawozdania z wielkich religijnych wydarzeń, w tym z podróży papieskich robili przypadkowi dziennikarze, traktując je jak każdy inny news. Teraz, dzięki bezpośrednim transmisjom, zainteresowani mogli sami obejrzeć ceglasty owal podparyskiej katedry w Evry, na której szczycie posadzono lipy; ozdobione kolorami tęczy papieskie i biskupie ornaty zaprojektowane przez słynnego projektanta mody de Castelbajaca; a przede wszystkim -- rzesze ludzi zgromadzonych na ostatniej Mszy. Tłum rozciągał się aż do pierwszych drzew Lasku Bulońskiego, położonego kilka kilometrów od ołtarza.

Przed papieską wizytą zastanawiano się, kto przyjdzie na spotkania z Janem Pawłem. Przypominano francuskie realia: duży procent związków niesakramentalnych, zaniedbywanie edukacji religijnej dzieci, republikańskie tradycje, kładące szczególny nacisk na rozdział Kościoła od państwa. A poza tym -- mówiono -- "nikt nie zrezygnuje z urlopu dla Papieża".

A jednak... Yvonne Berger przyjechała na sobotnio-niedzielne czuwanie gdzieś z południa Francji, namówiona przez młodego księdza, który od ponad roku mówił jej, że jeżeli ktoś jest "letnim katolikiem" jak ona, to powinien pojechać. Przyjechała i opowiadając o tym, co widzi, nerwowo poprawia szeroką spódnicę albo szarpie rudy warkocz. Nie może uwierzyć, że są tacy, którzy jeżdżą na spotkania od początku ich istnienia, którzy w czasie ich trwania brali ślub, poznawali nowych przyjaciół i wciąż czują się młodzi, choć do Paryża przyjechali już z dorastającymi dziećmi.

?

"Wasza droga nie kończy się tutaj" -- usłyszeli od Papieża młodzi. Jeden z francuskich komentatorów, kończąc telewizyjną relację powiedział, że dzięki takim spotkaniom powstaje dziś "pokolenie Jana Pawła II".

Anna Mateja

 

(Tygodnik Powszechny)

 

 


początek strony
(c) 1996-1998 Mateusz