|
|
"Problemy moralne związane z klonowaniem ludzi zostaną wygłuszone, ponieważ jeżeli zdołamy wyprodukować narządy bliźniacze bez wyposażenia bliźniaka w system nerwowy, zmienia to istotę rzeczy". Tak twierdzi prof. Eduardo Boncinelli z Instytutu San Raffaele w Mediolanie, w którym również i ja przebywałem w latach 1994-1996 na stypendium naukowym. W powyższej wypowiedzi przerażają mnie następujące stwierdzenia: 1. "problemy moralne zostaną wygłuszone", 2. "jeżeli zdołamy wyprodukować", 3. "zmienia to istotę rzeczy". I to wszystko w odniesieniu do człowieka, bytu osobowego, a nie jakiejś tam grupki tkanek, czy komórek. Zacznę od postawienia pytania: "Czy problemy moralne można wygłuszać?" Jeżeli "tak", to co do tego upoważnia? Na jakiej podstawie? Jaką należy przyjąć koncepcję moralności aby mogło dojść do "wygłuszenia problemów moralnych"? A może odrzucić wszelką moralność w dziedzinie badań naukowych? Jan Paweł II w Encyklice "Veritatis Splendor" stwierdza, że "żaden człowiek nie może się uchylić od podstawowych pytań: "Co powinienem czynić? Jak odróżnić dobro od zła?" (VS, n.2). |
Człowiek ze swojej natury jest istnieniem moralnym, które nieustannie stawia sobie pytanie o dobro lub zło popełnionych czynów. Co więcej, kiedy przestaje stawiać sobie tego rodzaju pytanie, wówczas zaczyna przeczyć swojej rozumnej i moralnej naturze; jawi się jako ktoś okaleczony, pozbawiony tak zwanych "uczuć wyższych". Czyżby więc współczesna biotechnologia pretendowała do "wyprodukowania" człowieka pozbawionego najbardziej podstawowej refleksji moralnej? Zagłuszanie problemu moralnego w nauce prowadzi do dehumanizacji, a raczej do depersonalizacji człowieka. I to zarówno badacza, jak i tego, który poddany jest eksperymentowi. Nauki empiryczne badają zjawiskową stronę świata, starając się na płaszczyźnie eksperymentu i hipotezy dostarczyć wiedzy o świecie i człowieku. I to jest jej zadanie, oraz funkcja służebna wobec ludzkości. Nikt nie neguje w tym punkcie walorów poznawczych oraz kompetencji nauk empirycznych. Inaczej się jednak przedstawia problem, kiedy nauki empiryczne pragną pretendować do wyznacznika granic moralności, kiedy pragną określać co jest moralnie poprawne, a co nie, lub co gorsza, roszczą sobie prawo do "zagłuszania problemów moralnych" związanych z nowymi technikami biotechnologicznymi i biomedycznymi. Każde pytanie o dobro lub zło moralne jest pytaniem o sens życia. Sens ten nie może ograniczać się jedynie do zjawiskowej strony istnienia, gdyż osoba ludzka nosi w sobie wielkie bogactwo życia duchowego, które pozostają nieuchwytne dla nauk przyrodniczych. Nauki te nie posiadają odpowiedniego "warsztatu" pojęć i metody, które pozwoliłby na wyrokowanie w sprawach moralnych. Pytanie o sens życia, i zawarty w nim problem moralności, jest dziedziną badań filozoficzno-teologicznych. Człowiek niejednokrotnie "pyta nie tyle o to, jakich zasad należy przestrzegać, ale jak osiągnąć pełny sens życia. "To dążenie bowiem stanowi rzeczywiste podłoże każdej ludzkiej decyzji i działania, to ukryte poszukiwanie i wewnętrzny impuls porusza ludzką wolność. Pytanie (to -- przyp. AK) odwołuje się ostatecznie do Dobra absolutnego, które nas pociąga i wzywa, jest echem Bożego powołania, źródła i celu życia człowieka." (VS, n.7) Można więc stwierdzić, że chęć "zagłuszenia problemów moralnych" jest chęcią zagłuszenia samego Boga, którego wżywający głos człowiek słyszy nieustannie. Oczywiście, można tego głosu nie chcieć usłuchać, zlekceważyć go, lub zagłuszyć. Można zamienić personalizm na humanizm i na tej podstawie budować nową medycynę, która przerodzi się w nowy punkt usługowy, lekarz -- w rzemieślnika, a chory -- w mechanizm do naprawy. |
"Jeżeli zdołamy wyprodukować"... To znaczy, że proces rozmnażania człowieka nie jest już prokreacją, ale jedynie reprodukcją, lub nawet produkcją? Czy tego rodzaju spojrzenie na proces prokreacji ludzkiej nie jest kolejnym etapem depersonalizacji człowieka? "Także rożne techniki sztucznej reprodukcji, które wydają się służyć życiu i często są stosowane z tą intencją, w rzeczywistości stwarzają możliwość nowych zamachów na życie. Są one nie do przyjęcia z punktu widzenia moralnego, ponieważ oddzielają prokreacje od prawdziwie ludzkiego kontekstu aktu małżeńskiego, a ponadto stosujący te techniki do dziś notują wysoki procent niepowodzeń: dotyczy to nie tyle samego momentu zapłodnienia, ile następnej fazy rozwoju embrionu wystawionego na ryzyko rychlej śmierci". (EV, n.14) Klonowanie jest szczególnym przypadkiem technik sztucznej reprodukcji. Nie tylko oddziela akt poczęcia osoby ludzkiej od kontekstu intymności związku małżeńskiego kobiety i mężczyzny, ale co więcej, neguje sens istnienia płciowości. Technika ta jest bowiem niczym innym jak sztuczna partenogeneza, w której chodzi o "powielenie" organizmu już istniejącego. To "powielenie" dokonuje się poprzez wyeliminowanie zmienności genetycznej, to znaczy, niszczy się jądro komórki jajowej, a w jego miejsce wprowadza się jądro komórki somatycznej. W ten sposób dochodzi do wyeliminowania polimorfizmu genetycznego, a i co się z tym wiąże, również zdolności przystosowawczych organizmu do zmiennych warunków otoczenia. Oczywiście, w czasie prowadzenia tego rodzaju doświadczeń skazuje się na śmierć wiele istnień ludzkich, znajdujących się w fazie embrionalnej swojego rozwoju. Tego rodzaju zastrzeżenie dotyczy nie tylko klonowania, ale również innych technik sztucznej reprodukcji (np. zapłodnienie "in vitro"). "(...) w wielu przypadkach wytwarza się większą ilość embrionów, niż jest to konieczne dla przeniesienia któregoś z nich do łona matki, a następnie te tak zwane "embriony nadliczbowe" są zabijane lub wykorzystywane w badaniach naukowych, które mają rzekomo służyć postępowi nauki i medycyny, a w rzeczywistości redukują życie ludzkie jedynie do roli "materiału biologicznego", którym można swobodnie dysponować." (EV, n.14) Jednym słowem, "produkcja" ludzi metoda klonowania, ma dostarczyć świeżego "materiału biologicznego" dla dalszych badań. Teraz staje się zrozumiałym, dlaczego należy "wygłuszyć problemy moralne"... Po cóż się obarczać balastem moralnych wartości na drodze do budowy "nowego, wspaniałego świata", o którym pisał Aldous Huxley w swojej książce pod bardzo znamiennym tytułem: "Nowy, wspaniały świat". Ten nowy wspaniały świat w wizji Huxley'a polegał na stworzeniu społeczeństwa "planowanych" ludzi, dobieranych do poszczególnych funkcji w społeczeństwie na podstawie klucza genetycznego. Laboratorium zastąpiło rodzinę, a próbówka -- intymny akt zjednoczenia małżeńskiego. Depersonalizacja medycyny i zastąpienie jej świecką humanizacją, rzeczywiście "zmienia istotnie porządek rzeczy". Wyeliminowanie poczucia "sacrum" z życia człowieka niszczy fundament przeświadczenia moralnego, eliminuje wrażliwość na dobro i zło. Wartości moralne zostają niejako "zawieszone w próżni"; "jeżeli Boga nie ma to wszystko mi wolno" (F. Dostojewski). Konsekwencja takiej zmiany porządku rzeczy jest nowego rodzaju przemoc, tym razem, swoista "przemoc genetyczna". "U korzeni wszelkiej przemocy skierowanej przeciw bliźniemu leży ustępstwo na rzecz "logiki" Złego, to znaczy tego, który "od początku był zabójcą" (por. J8, 44), jak przypomina nam apostoł Jan: "Taka bowiem jest wola Boża, którą objawiono nam od początku, abyśmy się wzajemnie miłowali. Nie tak, jak Kain, który pochodził od Złego i zabił swego brata" (1J3, 11-12). Tak więc zabójstwo brata od zarania historii jest smutnym świadectwem tego, z jak przerażającą szybkością szerzy się zło: do buntu człowieka przeciw Bogu w rajskim ogrodzie, dołącza się śmiertelna walka człowieka przeciw człowiekowi" (EV, n. 8) Czy nie stoimy dzisiaj o krok od nowej formy walki człowieka z Bogiem i człowieka z człowiekiem, walki bardziej wyrafinowanej, wykorzystującej najnowsze osiągnięcia biomedycyny? Czy taka biomedycyna rzeczywiście może służyć osobie ludzkiej? Ks. Artur Jerzy Katolo Artykuł napisany w listopadzie 1997 |
|
|